Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6.

Dziękuję za wszystkie głosy ;) bardzo motywują. Komentarze też, tylko na razie ich nie widać :P


Po wyjściu Aileen zostaliśmy w salonie. Milczeliśmy.

Cisza dzwoniła w uszach.

Kenji poruszył się.

— Jeżeli ta mała będzie bardziej agresywna niż Dżej, to ja spasuję — parsknął.

Wszyscy uśmiechnęli się wesoło. Rzuciłam w niego poduszką z kanapy.

— Może po prostu nie znać ani swojej siły. — Castle już zaczął wszystko rozpisywać w swojej głowie. — Więc powinna przyjść na tą prezentację jutro. 

— A jeżeli Regentka też jest taka, jak my? — spytał Winston. — Skoro są siostrami, to nie jest wykluczone.

— Może jest, ale nam nie powiedziała — powiedziała Lily.

— Ale wtedy sama mogłaby nauczyć dziewczynki tego, jak powinna używać jej talentu, prawda? — rzucił Aaron.

Och. Miał rację. Wszyscy nagle to zrozumieli. Jednak...

— A co, jeśli... Regentka ukrywa dar przed siostrą, by nic jej się nie wymsknęło? — zastanawiałam się. — Nie powiedziała nam, bo w tej sprawie nam nie ufa. Albo po prostu sama może o nim nie wiedzieć...

Pukanie.

Brendan podszedł powoli do drzwi, a my wszyscy się napięliśmy. Otworzył. Za drzwiami stał niski chłopak, który powiedział:

— Pora kolacji. Polecono mi, by państwa poinformować.

— Oczywiście, zaraz zejdziemy — odpowiedział grzecznie Brendan, po czym zamknął drzwi.

— O rany — powiedział Kenji. — A co, jeżeli nas otrują?

— Ty zjadłbyś nawet zatrute jedzenie — rzucił ironicznie Aaron.

— Bardzo zabawne — burknął Kenji. — Twojego raczej nie.

— Ciekawe, co robiłeś przez cały czas służby w wojsku.

— Trułeś mnie? — Kenji przyłożył dłoń do serca. — Aż dobrze, że jednak nie dostawałem tych dokładek.

— Słuchajcie, może jednak zejdziemy coś zjeść? Padamy z głodu. — Adam z krzywym uśmieszkiem poczochrał Jamesa po głowie.

Kiwnęłam głową.

— Tak, chodźmy wszyscy.

— Ej — odezwał się Kenji.

Spojrzeliśmy na niego pytająco.

— Ciekawe, czy tu będą dokładki. — Wyszczerzył zęby.

***

Wygodne. Naprawdę wygodne.

Padłam na łóżko w naszym pokoju i powiedziałam do sufitu:

— Niesamowite.

Aaron uśmiechnął się rozbawiony.

— Łóżko? — Stanął blisko mnie. — Kiedy cię na nim widzę, mam niegrzeczne myśli.

Poróżowiałam na twarzy.

— Chcesz nam takie załatwić do sypialni w bazie? —  Uśmiechnęłam się, widząc, jak wskakuje na materac obok mnie i powoli zaczyna się nade mną nachylać.

— Mmm... — Przyłożył usta do mojej szyi. Wplotłam palce w jego włosy i westchnęłam.

— Takie ładne i duże... — westchnęłam.

— Mam coś innego, co jest większe.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Patrzył na mnie z iskierkami w oczach.

O rany.

— Aaron! — Walnęłam go w ramię. Złapałam poduszkę i przykryłam nią twarz, żeby nie widział mojego rumieńca i szerokiego uśmiechu, którego nie mogłam powstrzymać. Parsknęłam śmiechem, nie wiadomo czemu.

Aaron ściągnął poduszkę z mojej twarzy.

— Bo się udusisz.

Spojrzał mi w oczy. Bez słowa nachylił się nade mną i pocałował mnie mocno, wręcz gorączkowo. Odwzajemniałam jego pocałunki z takim samym głodem.


Leżeliśmy w łóżku nakryci kołdrą. Położyłam głowę na jego ramieniu.

— Rano śniadanie... i prezentacja... — mruknęłam.

— Cii... nie mów o tym teraz — szepnął. Gładził mnie po włosach i ramieniu. —Teraz spać. — Nachylił się i pocałował mnie w czoło.

Już zasypiałam, kiedy usłyszałam jego ciche słowa.

— Potworami zajmiemy się w dzień.

***

Najedzeni, ubrani w kombinezony zrobione przez Alię i Winstona, siedzieliśmy na krzesłach przy długim stole w pomieszczeniu przylegającym do sali w podziemiach, przystosowanej do eksperymentów, wojny, a dziś do naszej prezentacji.

Niecierpliwie stukałam palcami po oparciu.

— Kiedy mamy tam iść, do cholery? — burknął pod nosem zniecierpliwiony Winston.

Nagle drzwi się otwierają.

Ochroniarz Naczelnych kiwa na nas głową, żebyśmy weszli. Kiedy przechodziliśmy obok niego, mimowolnie się odsunął.

Wow. Sala była rzeczywiście przystosowana.

Betonowe ściany. Uniosłam głowę i zobaczyłam sufit ponad dziesięć metrów nade mną. Ogromna. Na końcu sali zobaczyliśmy drzwi do pomieszczenia z przeszklonymi ścianami. Byli tam Naczelni.

Podeszliśmy tam, a oni wyszli stamtąd z eskortą. 

Miałam ochotę im powiedzieć, że eskorta im nic nie pomoże, gdyby nas rozzłościli.

— Witajcie — powiedział pogodnie Naczelny Casas. — Wszystko dopięte na ostatni guzik, więc zacznijmy. Czy ktoś ma moc, która może komuś zagrozić?

— Zdecydowana większość z nas — odpowiedział spokojnie Castle.

Ledwo się powstrzymałam, by nie parsknąć śmiechem. Za to zaśmiał się ktoś inny. W wielkim pomieszczeniu rozległ się śmiech Regentki. Weszła do pomieszczenia razem z małą Aprilynne. Dziewczynka podbiegła do nas, witając nas radośnie. Aileen dołączyła do nas spokojnym krokiem, uśmiechając się krzywo.

— Nie powinnaś jej tu przyprowadzać — burknął Naczelny Hansen.

— Jak można odmówić tym lazurowym oczkom? — Aileen z niewinną miną pogładziła siostrę po głowie.

Lazurowe. Cały czas się zastanawiałam, kim są ich rodzice. Są do kogoś tak podobne...

— Czy powinniśmy się schować tam? — spytała Naczelna Promise, pokazując miejsce, z którego dopiero wyszli.

— Co do niektórych mocy, trzeba je zobaczyć z bliska — powiedziałam. — I nie zamierzamy was atakować.

Naczelni mieli nieprzeniknione miny, ale chyba im ulżyło.

Pokazali nam stół, na którym leżało parę rzeczy.

Cegły. Książki. Parę sprzętów elektronicznych. Bloki ciężkich skał.

— Czy ktoś chce zacząć? — spytał Bhaduri. — Może panna? —   Pokazał na Lily.

Dziewczyna z dumnie podniesioną głową podeszła do stołu. Naczelny pokazał jej jedną stronę na ułamek sekundy, po czym ją zamknął. 

— "... i wówczas, gdy twórcy Komitetu Odnowy zrozumieli, że zagłada świata jest nieunikniona, postanowili rozpocząć walkę z wyniszczaniem planety. Utworzyli poszczególne działy..."

—  Stop.

Lily odetchnęła.

— Szósta linijka i pół siódmej.

Naczelni kiwnęli z zaciekawieniem głowami. 

— Kto następny? 

Brendan wyszedł do przodu. Wyciągnął rękę w stronę wszystkich sprzętów, a one jednocześnie ożyły.

Byłam pod wrażeniem. Rzadko widywałam pokazy mocy Brendana. Albinos uśmiechnął się lekko, po czym klasnął w dłonie. Błyskawica uderzyła w stół, dzieląc go na dwie części. 

Ukradł mi pomysł.

Adam z Jamesem podeszli do Naczelnych. Chłopiec odważnie wyciągnął rękę, a Adam przejechał mu po niej nożem. Skrzywili się obaj. 

Rana natychmiast zaczęła krwawić, jednak równie szybko zaczęła się goić. W połowie leczenia Adam położył dłoń na ramieniu brata, a gojenie rany ustało. Naczelni nachylili się bliżej, obserwując zjawisko, a Adam zdjął rękę, pozwalając ranie całkowicie się wyleczyć.

Winston odwrócił do mnie głowę i przewrócił oczami, po czym wyszedł na środek, oddalając się od szczątków stołu na odległość dwóch metrów. Rozciągnął ręce tak, że dosięgnął łokciami do blatu, po czym dołączył do tego najpierw jedną, potem drugą nogę, siadając na ziemi. Miał przy tym obojętną minę, chociaż wiedzieliśmy, jak bardzo nienawidzi swojego daru i konieczności prezentowania go.

Castle, który wiedział, że zamierzamy wystąpić z Aaronem na końcu, wyszedł do przodu i podniósł bliźniaczki machnięciem ręki. Dziewczęta przeleciały w powietrzu kilka metrów, bezpiecznie lądując obok niego. 

Naczelni, którzy przy poprzednich prezentacjach otwierali oczy coraz szerzej, byli chyba bliscy ucieczki. Aileen obserwowała nasze prezentacje z obojętną miną, jednak April patrzyła na nas z szeroko otwartą buzią.

Kenji uśmiechnął się pogodnie do wszystkich, po czym zniknął. Po chwili poczułam lekkie dźgnięcie w biodro. 

Zatłukę go. 

Zerknęłam na Regentkę Aileen i zobaczyłam, jak lekko się porusza, prawdopodobnie dotknięta przez stojącego tuż przy niej Japończyka, po czym uśmiecha drwiąco.

Do boju, Kenji.

Stał się z powrotem widzialny, po czym stanął obok bliźniaczek i przeciął sobie rękę w tym samym miejscu, co James. Bliźniaczki położyły na niej dłonie, a kiedy je zabrały, po ranie zostały tylko maleńkie kropelki krwi. 

Nasza kolej. Podeszliśmy do stołu. Zebrałam swoją Energię, witając ją w myślach jak przyjaciółkę. Potem podniosłam jedną część zniszczonego stołu, używając tylko jednej ręki, a następnie rzuciłam nią w Aarona. On bez problemu ją złapał i odrzucił do mnie, a ja rozwaliłam ją, łamiąc w rękach.

Nawet Regentka otworzyła szerzej oczy, a Naczelni mimowolnie się cofnęli.

— Hmm... — mruknął Naczelny Bhaduri. — To było... niezwykłe.

— Czy możemy dostać próbki waszej krwi? — spytała Promise. 

Zerknęliśmy na siebie. I tak już dużo im pokazaliśmy, więc... tak.

Wszyscy kiwnęliśmy głowami.

— Przepraszam — usłyszeliśmy cichy głosik.

— Tak?

— Ile trenowaliście? — spytała April.

— Ja prawie jedenaście lat — powiedział wesoło Kenji.

— Całe życie. — Castle. Lily, Brendan, Winston i bliźniaczki powiedzieli to samo.

— Mam to od zawsze. — James uśmiechnął się nieśmiało do dziewczynki. Chyba mu się spodobała.

— Parę miesięcy —  odezwałam się jednocześnie z Aaronem i Adamem. Obaj bracia zmierzyli się gniewnymi spojrzeniami. 

— A czy to jest trudne? — zapytała ponownie dziewczynka.

— Na początku tak — powiedziałam. — Kiedy już się to wyczuje, staje się łatwiejsze.

— I wszyscy jesteście z tego samego sektora? —   zadał pytanie Naczelny Bhaduri. Patrzył na dokument, który miał w ręce.

— Tak.

— Ciekawe. Wszyscy się tam urodziliście? 

— Tak.

— Ponad czterdzieści lat temu była tam awaria elektrowni.

— Która to mogła jakoś zadziałać na geny w naszych rodzinach —potwierdził Castle. — Ja się urodziłem wkrótce potem.

— Moja droga Regentko — zaczął słodkim tonem Naczelny Casas.

Aileen spojrzała na niego podejrzliwie.

— Tak? 

— Ty też się urodziłaś w tamtym sektorze, podobnie jak twoja siostra. Może wy też macie jakieś moce?

Co? Regentka jest z Sektora 45?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro