Rozdział 24.
— Szlag — mruknął Milo.
Aileen patrzyła na nich z widocznym w oczach strachem i wściekłością.
— Nie róbcie tego — powiedziała, po czym krzyknęła z bólu, kiedy komendant wykręcił jej mocniej rękę.
— Macie natychmiast się poddać, albo ją zastrzelę, buntownicy.
Dziewczyna kopnęła go z całej siły w nogę i walnęła tyłem głowy w nos. Mężczyzna zaklął i nacisnął spust. Rozległ się jedynie szczęk oznaczający pusty magazynek. Z tyłu nagle pojawił się jeden z żołnierzy Viatorów, który bez zbędnych ceregieli strzelił komendantowi prosto w łeb.
Aileen odskoczyła, klnąc i ocierając krew z włosów.
— Obrzydliwe.
Viatorzy szybko wykończyli żołnierzy Komitetu. Krwawa jatka w końcu się skończyła. Z drugiego pokoju zostały przyprowadzone Claire i bliźniaczki. Z własnej inicjatywy zaczęły opatrywać żołnierzy. Dowódca podszedł do Aileen i Mila.
— Wszystko w porządku, Regentko?
— Tak. — Kiwnęła głową.
— Dobrze. Zbieramy ludzi, wszyscy zaraz odjeżdżamy. Przyjechaliśmy samochodami terenowymi, ranni już są pakowani, zajmują się nimi te uzdrowicielki. Pojadą z nimi.
— Wszystkie trzy? — spytał Milo.
Dowódca kiwnął głową i odszedł do innych. Wynosili ciała poległych. Aileen westchnęła znużona. Spojrzała na siebie i skrzywiła się. Całe ubranie miała podarte, przepocone i zakrwawione. Marzyła tylko o powrocie do Gniazda i prysznicu. A potem łóżku. I zobaczeniu April.
— Skąd wiedziałaś? — spytał Milo.
— O czym?
— Zanim wpadli Viatorzy, uśmiechnęłaś się do tego gościa. Wiedziałaś, że przybędą.
Pokazała palcem na sufit.
— Widzisz to coś w rogu?
— Aha.
— Mrugała czerwona dioda. — Uśmiechnęła się krzywo. — Oznacza to tyle, że ktoś uruchomił alarm w kwaterze głównej, więc tam już wiedzieli. Nie słyszeliśmy żadnych hałasów, czyli walka odbyła się jakiś czas temu. Kiedy oni nas pojmali, Viatorzy byli w drodze. Miałam nadzieję, że szybko przybędą.
— Geniusz — powiedział z podziwem Milo.
— Mhm — mruknęła obojętnie.
— Aileen... — zaczął. Zerknęła na niego. Miał siniaka na policzku, podkrążone oczy i rozwichrzone włosy, ale nadal był przystojny. — Wybaczyłaś mi już?
Znieruchomiała. Gdyby wiedziała, że padnie to pytanie, uciekłaby. I chyba to teraz zrobi.
— Czekaj. — Złapał ją mocno za rękę. — Kilka lat temu, kiedy... zrobiłem to, co zrobiłem, nie chciałem. Spanikowałem.
— Naprawdę? — syknęła, próbując wyrwać rękę z jego uścisku. — Twoje słowa były wtedy raczej przemyślane.
— Nie chciałem tego powiedzieć. Byłem idiotą i nie pomyślałem. Tyle razy próbowałem się z tobą skontaktować, żeby cię przeprosić...
— Nigdy nie próbowałeś! — warknęła. — Ani razu! Każdego dnia czekałam, aż Komitet wyłamie drzwi i nas zabierze.
— Pisałem cały czas!
— Więc dlaczego nie dostałam ani jednego listu? Pytałam matki, a ona zawsze mówiła, że nic nie przyszło!
Milo otworzył szerzej oczy.
— Lucinda. Lucinda ci ich nie dawała!
— Nie oskarżaj mojej matki!
Za Milem Viatorzy wynosili trupy żołnierzy. Kiedy podnieśli ciało żołnierza z Komitetu, ten nagle drgnął. Z krzykiem "Śmierć zdrajcom!" podniósł rękę z pistoletem i strzelił.
Prosto w Aileen.
***
Warner wyszedł z pokoju. Przyjechali do tego miejsca kilka minut temu, a już miał ochotę z niego uciec. Czuł się jak w więzieniu. Przeszło mu przez głowę, że Julia ona czuła to samo, kiedy na samym początku przebywała w bazie.
Rozglądnął się i poszedł korytarzem. Minął drzwi do pokoju reszty osób z Sektora, jednak nie zwrócił na nie uwagi. Ważne było dla niego to, żeby szedł. Żeby nie stał w miejscu.
Szliśmy obok siebie, ja w mundurze i ona w swoim kombinezonie. Miała się pokazać żołnierzom po raz pierwszy od jej "śmierci". Była nieco blada na twarzy, ale opanowana.
Była tak piękna, że czułem ucisk w środku. Ledwo się powstrzymałem od tego, by jej nie dotknąć, nie objąć, nie przycisnąć jej do ściany i całować, dopóki świat się nie skończy.
Wyszła na taras z dumnie uniesioną głową. Urodzona przywódczyni. Wiedziałem, że ludzie pójdą za nią choćby do piekła. Co miało się wkrótce wydarzyć.
— Halo? — usłyszał głos obok siebie. Ciemnowłosa kobieta, która witała ich na lądowisku i zaprowadziła do pokoi, stała przed nim z rękoma założonymi na biodra. — Zgubiłeś się?
— Nie — powiedział obojętnie. — Spacerowałem.
— I dotarłeś aż tu?
Jenny. Tak chyba miała na imię.
— Możliwe.
— Jesteś tu sam? Gdzie są twoi przyjaciele?
Parsknął drwiącym śmiechem.
— Kto?
— Współmieszkańcy z tego samego sektora. — Jenny popatrzyła na niego z irytacją. — Jeżeli tu przyszedłeś absolutnie celowo i wcale się nie zgubiłeś, to wejdź. Grayson, przywódca, powinien być wolny. Należy was wszystkich przedstawić.
Warner spojrzał na nią chłodno. I wszedł za nią przez drzwi do gabinetu.
Postawny mężczyzna, wyraźnie zdenerwowany, wstał zza stołu. Stojący obok niego Jamie szybko podszedł do nich.
— Skąd... nieważne. Jerome. Oto Warner. Głównodowodzący Sektorem 45. A to Jerome Grayson. Lider Viatorów.
Grayson wyciągnął rękę. Warner, po sekundzie wahania, uścisnął ją.
— Syn dawnego Naczelnego, Andersona.
— Tak, chociaż kojarzenie mnie wyłącznie z nim nie sprawia mi przyjemności. — Warner nie mógł się powstrzymać od powiedzenia tego.
— Miło mi poznać — powiedział niewzruszony Grayson. — Cieszymy się, że postanowiliście do nas dołączyć.
Warner z niewzruszoną twarzą kiwnął głową.
— Jakieś wieści z miejsca walki? — spytał.
Grayson zaskoczony pytaniem, powiedział powoli:
— Nie wiemy. Przed chwilą słuchałem raportu, a chwilę później usłyszeliśmy strzał i krzyki. Od tej pory nie mamy kontaktu.
Rozległ się cichy sygnał. Jamie złapał słuchawkę i powiedział:
— Tu Czerwony.
Słyszeli tylko szmer, jednak oczy Jamiego robiły się coraz większe, a twarz coraz bledsza.
— Jak to się stało? Cholera... przekażę. — Rozłączył się. — Jadą tu ranni — poinformował. — Z nimi są trzy uzdrowicielki. Naczelny i Regentka byli jeszcze na posterunku z naszymi żołnierzami, kiedy jeden z żołnierzy KO strzelił do nich. Udawał martwego. Jedna osoba nie żyje. I ten żołnierz.
***
— Cholera! — krzyknął dowódca oddziału Viatorów. — Strzelaj, zastrzel gnoja!
Aileen leżała na ziemi. Milo w ostatniej chwili ją zasłonił i przewrócił na ziemię.
— Jesteś cała? — spytał. Kiwnęła z wysiłkiem głową.
— Przygniatasz mnie trochę.— Czuła się skrępowana tym, że Milo leżał na niej i nie miał zamiaru wstać.
— Wybacz. — Zsunął się z niej i położył na boku. Usiadła powoli. Plecy i tyłek bolały ją od upadku, ale przynajmniej nie miała kuli w ciele. W przeciwieństwie do...
— Milo — jęknęła. Wokół byłego Naczelnego leżącego na ziemi rozlała się kałuża krwi. — Gdzie dostałeś?
— W... plecy — wymamrotał. — Skurw... szybko strzelił.
— Nie leż na nich — powiedziała. — Szybko, postrzelono go! — krzyknęła głośno. — Pomocy!
Dowódca i kilku żołnierzy błyskawicznie się przy nich pojawiło. Popatrzyli ze zmartwieniem na rannego.
— Proszę się położyć na brzuchu — powiedział dowódca do Mila. On tylko z wysiłkiem pokręcił głową.
— Jest... koło serca.
— Nie — warknęła Aileen. — To nic. Przeżyjesz. Nie jest źle. — Włożyła rękę pod jego lewą łopatkę, żeby go podtrzymać, ale szybko ją cofnęła, czując krew spływającą strugą po ciele. Spojrzała na niego z przestrachem. Twarz Mila była biała jak ściana, a włosy skręcały mu się na skroniach od potu.
— To chyba aorta — wyjąkała. — Kula do niej dotarła. Gdzie bliźniaczki?
— Odjechały — oznajmił ponuro dowódca. — Razem z tamtą lekarką.
— Za późno... — wychrypiał Milo. Aileen poczuła łzy w oczach.
— Przepraszam. Zepchnęłam cię z siebie przed chwilą.
Viatorzy przekazywali sobie polecenia, a dowódca dostał od kogoś kłębek materiału. Chciał podłożyć go pod plecy Hansena, by zatamować krwotok, ale tamten niemrawo zaprotestował.
— Przep... raszam — powiedział z wysiłkiem były Naczelny. — Za wszystko.
— Nie. — Aileen pokręciła głową. — Nie ma o czym mówić. — Łzy pociekły jej po twarzy. Otarła je niecierpliwie rękawem mokrym od krwi Mila. Nie zauważyła, że rozmazała ciecz na twarzy.
— Wyglądasz... okropnie — zaśmiał się chrapliwie.
— Dzięki. — Nie poczuła się od tego lepiej. Położyła ostrożnie jego głowę na swoich nogach. — To przeze mnie cierpisz.
— Umieram — poprawił ją. — I nie... przez ciebie. Sam... mój wybór.
— Przepraszam — wyszlochała.
Uśmiechnął się z wysiłkiem.
— Nic złego nie zrobiłaś. Po prostu... wybacz mi... wszystko...
Kiwnęła głową i pogładziła go po włosach. Przypomniała sobie ten moment, który zniszczył ich przyjaźń.
—Wybaczam ci — wyszeptała.
— Nie chciałem wtedy... mówić tego...
— Rozumiem.
Milo uśmiechnął się. Drgnął lekko, jakby sobie o czymś przypomniał.
— Grayson ma... — wychrypiał ostatkiem sił — skrzynię... Luce... ona napisała...
— Co napisała? — Aileen nachyliła się nad nim. — Milo, co napisała mama?
Milo uniósł rękę i pogładził ją z wysiłkiem po policzku. Po czym umarł.
— Nie — wyszeptała. — Nie, nie teraz.
Ale zrozumiała, że było już za późno.
Aileen wstała. Jej oczy były już suche. Przypomniała sobie kilka lekcji ojca, które uczyły ją ukrywać słabości. Płakała przedtem, ale teraz ma coś do zrobienia. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by żołnierze zrozumieli, czego sobie życzy. Kilku z nich podeszło i ostrożnie uniosło ciało, po czym zaniosło je do terenówki.
***
— Kto nie żyje? — spytał Grayson.
— Milo Hansen — powiedział ponuro Jamie. — Zasłonił Regentkę przed kulą, która pozbawiła go życia.
— A co z nią? — zapytał Warner. Ukrywał zaskoczenie wynikające z faktu, że Naczelny był buntownikiem.
Jamie drgnął, jakby teraz sobie o nim przypomniał.
— Żyje. Jest cała. Jedzie tu z resztą żołnierzy.
— Musimy powiadomić innych, że trzeba nowe groby — powiedział Grayson. Jenny kiwnęła głową.
— Załatwię to. — Wyszła szybko z gabinetu.
Stali przez chwilę w ciszy. Grayson po tym drgnął.
— Powiedziałbym, ze mi przykro, iż spotykamy się w takich okolicznościach, lecz chyba jesteś już do czegoś takiego przyzwyczajony — zwrócił się do Warnera.
Kiwnął obojętnie głową.
— Zero niespodzianek. Absolutnie.
— Usiądź, proszę. — On sam siadł na swoim krześle, pokazując Warnerowi drugie. Jamie chodził po pokoju.
Warner zwrócił na niego spojrzenie.
— Martwisz się tym, ile trupów przywiozą? — spytał chłodno. — Nie macie miejsca?
Jamie obrzucił go zimnym spojrzeniem.
— Dla jeszcze jednego się znajdzie — powiedział tonem, w którym było słychać wyraźną groźbę.
— Czyli wywnioskowaliście, że wasza rebelia pochłonie wiele ofiar, więc trzeba więcej miejsca? — zripostował Warner.
Grayson parsknął.
— Urocze.
— Dziękuję. — Warner skinął sztywno głową.
— Jeżeli jesteś taki domyślny, może powiesz, kto jedzie z naszymi ludźmi poza Aileen Stark? Trzy uzdrowicielki — Jamie oparł dłonie na blacie biurka i nachylił się nad Warnerem — czyli kto?
— Bliźniaczki. To pewne — odparł natychmiast chłopak. — A trzecia to ta uzdrowicielka z kapitolu.
Jamie gwałtownie się wyprostował. Na jego twarzy odmalowała się nadzieja.
— Kim ona jest?
— Jamie... — zaczął Grayson.
Rudowłosy podniósł rękę, przerywając wypowiedź lidera.
— Kim ona jest? — powtórzył pytanie.
— Nie wiem. Dała mi liścik od was, kiedy mnie opatrywała.
Jamie spojrzał z nadzieją na Graysona.
— To ona. Na pewno. — Odwrócił się do Warnera. — Jak wyglądała?
Zastanowił się przez chwilę.
— Szczupła, starsza ode mnie... te włosy. Nastroszone jak gniazdo.
— Ona. — Jamie wypadł z pomieszczenia. Grayson westchnął.
— Świetnie. Teraz się z nim nie dogadamy.
Warner wstał z krzesła.
— Kiedy mają przybyć?
— Niedługo. Możemy tam zaczekać. — Grayson również podniósł się z siedzenia. Zabrał mały telefon i kartę z biurka, po czym wyszedł z gabinetu, mając za sobą Warnera.
Przeszli kilkoma korytarzami, w połowie drogi spotykając grupę z sektora prowadzoną przez żołnierza. Kenji podszedł szybko do Warnera.
— Ty dupku, nie mogłeś zaczekać na nas? Musisz zawsze tak się popisywać i...
— Zamknij się — warknął Warner. — Robiłem coś innego, niż sobie uroiłeś w tej żółtej głowie.
— Nie mam żółtej głowy!
— Chcesz zobaczyć bliźniaczki? To bądź grzeczny. — Warner patrzył ze złością na chłopaka.
Kenji wyglądał, jakby miał dostać ataku. Jego lewa powieka drgała nieznacznie.
Castle wtrącił się do kłótni.
— Proszę o spokój. Zaraz przybędą ludzie stąd, którzy przywiozą nasze dziewczęta. Więc przestańcie się kłócić i zachowajcie pozory kulturalnych ludzi.
Warner parsknął pogardliwie i minął Kenjiego. Nie powiedział mu o tym, że razem z bliźniaczkami zobaczą też Aileen.
Stali w wielkim hangarze na powierzchni i czekali na żołnierzy. Pierwsze auta z rannymi wjechały szybko, a ich pasażerowie, nie czekając na zatrzymanie się, wyskakiwali z auta, wołając o nosze i lekarzy. Z piątego auta wyskoczyły bliźniaczki, a gdy tuż za nimi zniesiono zakrwawionego mężczyznę, szybko do niego przyskoczyły i przyłożyły dłonie do jego piersi, lecząc rany. Jamie stał obok Graysona, rozglądając się uważnie. Gdy zobaczył wychodzącą z kolejnego samochodu szczupłą postać w podartych i zakrwawionych ubraniach, ruszył szybko w jej stronę.
— Claire! — krzyknął.
Kobieta odwróciła się i na jego widok krzyknęła. Pobiegła w jego stronę i rzuciła mu się w ramiona.
— Jamie — zaczęła szlochać. Po ich twarzach płynęły łzy, które nawzajem sobie ocierali, jednocześnie śmiejąc się i całując. Lily i Alia zachichotały do siebie.
— To przesłodkie.
Warner na widok zakochanych, którzy się odnaleźli, poczuł ból w sercu. Gdyby tak zobaczył ją, wysiadającą z samochodu, całą i zdrową...
Kenji obok niego sapnął.
— Aileen? — wyszeptał.
Aileen, cała we krwi, była podtrzymywana przez jednego z mężczyzn. Grayson podszedł do nich i zaczął z nimi cicho rozmawiać. Mówił, potem mówił mężczyzna, później Aileen coś powiedziała. Popatrzyła na samochód i zakryła twarz dłońmi. Po chwili je odsunęła. Po jej twarzy nie płynęły łzy. Wyprostowała się. Kenji zrobił krok do przodu, ale Warner złapał go za przedramię.
— Nie przystawiaj się do niej teraz.
— Ja się do niej nie przystawiam — syknął wściekle Kenji.
Warner obrzucił go obojętnym spojrzeniem.
— Wcale. Dziś ktoś zginął za nią.
— Skąd wiesz?
— Bo wtedy, kiedy wy się lokowaliście, ja się popisywałem, rozmawiając z przywódcą.
Kenji poczerwieniał.
— Głupio to zabrzmiało... kiedy to mówiłem. Sorki.
Warner kiwnął głową. Spojrzał na Aileen. Grayson odszedł razem z tamtym żołnierzem do Claire i Jamiego. Jego siostra stała samotnie, z beznamiętną twarzą, kiedy nagle spojrzała prosto na niego.
Poszedł do niej. Z tyłu wychwycił ciche prychnięcie Kenjiego. Stanął przed nią.
— Witaj — powiedział cicho.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem. Fiolet jej oczu przygasł.
— Mój brat. W każdym razie jeden z nich.
— Słyszałem o tym, co się stało — zaczął ostrożnie. — Przykro mi.
— Mi też. — Otarła twarz palcami. — Co ja mam na twarzy?
— Krew. Twoja? — Spojrzał na jej twarz w poszukiwaniu ran.
Pokręciła ze smutkiem głową.
— Chciałabym. Ale nie. Choć było blisko. — Nagle znieruchomiała. Popatrzył w tym samym kierunku, co ona. Z ostatniego samochodu wynieśli nosze, które przykryto czarnym kocem. Wszyscy jednocześnie się wyprostowali.
Na noszach leżał Milo Hansen. Naczelny Przywódca kontynentu europejskiego, walczący w szeregach buntowników o wolność świata.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro