Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Może krótki mecz?

Oparłam dłonie o ścianę i zwiesiłam głowę, pozwalając wodzie na to, żeby spływała po mojej głowie. Przymknęłam oczy, wzdychając ciężko, po czym wyprostowałam się, stając pod deszczownicą. Chwyciłam gąbkę, na którą nalałam trochę żelu i kolejny raz dokładnie umyłam całe ciało, a mimo wszystko nadal miałam wrażenie, że zapach tych mężczyzn był na mojej skórze. Próbowałam wyprzeć z pamięci nocne wydarzenia, ale nie udawało mi się to. Wiedziałam, że potrzebuję czasu, ale ja już teraz chciałam o tym zapomnieć.

— Sam, wychodź już. Siedzisz tam od godziny. — Spojrzałam kierunku drzwi, słysząc głos mamy po drugiej stronie.

— Tak, już wychodzę — odparłam niechętnie.

Wczoraj mama miała do mnie pretensje o to, że kolejny raz późno wróciłam do domu. Dobrze, że nie wiedziała, że nawet nie poszłam do pracy, bo chyba wpadłaby w histerię, a tak po prostu była tylko przekonana, że znowu klienci za długo siedzieli.
Niestety widziała, że pod dom odwiózł mnie Ian i oczywiście zaczęły się pytania, kto to oraz jak długo go znam. Skłamałam, że to jeden ze stałych klientów, który podrzucił mnie do domu, żebym nie musiała czekać na busa. Przyglądała mi się uważnie, ale ostatecznie kupiła tę historyjkę.
Potem poszłam pod prysznic, gdzie spędziłam kolejną godzinę, a następnie położyłam się spać. Długo nie mogłam zasnąć, rozpamiętując złe wydarzenia.
Gdy rano się obudziłam, od razu poszłam ponownie się wykąpać, bo miałam wrażenie, że ciągle czuję na skórze dotyk i zapach tamtych mężczyzn.

Niestety mama już mnie poganiała, więc zakręciłam wodę i wyszłam spod  prysznica, a po ubraniu się przeszłam do pokoju, gdzie chwyciłam laptopa w dłonie i otworzyłam go, po czym uruchomiłam przeglądarkę internetową. Wpisałam w wyszukiwarkę słowo Palmer, bo chciałam rozszyfrować ten zagadkowy kod, którym posługiwali się mężczyźni. Jednak nie wyskoczyło mi nic znaczącego. Pojawiły się tylko biografie znanych lub mniej znanych osób o takim nazwisku oraz film o takim tytule. Przygryzłam kciuk, zamyślając się na chwilę, po czym wpisałam Palmer Fallbron. Stwierdziłam, że dopisując nazwę naszego miasta, pokaże mi się coś innego. I tak właśnie było. Scrollowałam nagłówki tytułów miejscowej gazety, która opisywała sukcesy dziewczyny z naszego miasta.

Jessica Palmer zwyciężczynią matematycznej olimpiady.

Palmer - matematyczny geniusz.

Najlepsze uczelnie wyższe biją się o Jessicę Palmer.

Kolejny sukces Palmer.

Nawet nie wiedziałam, że ktoś z naszej miejscowości odnosił takie sukcesy. Wszystkie artykuły były sprzed siedmiu lat, więc ja miałam wtedy jedenaście lat. Dziewczyna, a raczej już kobieta zapewne święciła teraz triumfy w jakiejś renomowanej firmie w wielkim mieście, a może i na innym kontynencie, pławiąc się w luksusie. Jedyne, co mnie zdziwiło to, że dziennikarze nie interesowali się jej dalszym życiem oraz sukcesami. 
Przescrollowałam jeszcze kilka nagłówków o  tutejszej geniuszce, gdy nagle natrafiłam na tytuł, który zmroził mi krew.

Jessica Palmer zaginęła! - Krzyczał nagłówek artykułu, który został napisany w sierpniu siedem lat temu.

Wpisałam w wyszukiwarkę zaginięcie Jessici Palmer Fallbron i wczytywałam się w kolejne artykuły o dziewczynie. Nie mogłam sobie przypomnieć, żeby w naszym mieście były prowadzone poszukiwania dziewczyny na szeroką skalę. Być może przez fakt, że byłam wtedy dzieckiem.

Rodzina nie traci nadziei.

Tak brzmiał tytuł artykułu, który został napisany przed trzema laty i zawierał słowa jej rodziców o tym, że wierzą w to, że ich córka w końcu się odnajdzie. Szybko wpisałam w wyszukiwarkę Jessica Palmer odnaleziona, ale niestety nie było żadnego artykułu, który opisywałby, że tak się właśnie stało. 

Odchyliłam głowę, wzdychając głęboko. Próbowałam przypomnieć sobie dokładne słowa mężczyzn, którzy napadli mnie w starej fabryce. 
Wywieziemy ją do Palmer? Skończy w Palmer?
Tylko takie słowa krążyły w moich myślach, ale przyimki w tych zdaniach oznaczałby wywiezienie do jakiegoś miejsca, o którym nawet Ian nie miał pojęcia, a przynajmniej tak twierdził. Tymczasem pod słowem Palmer nie kryło się żadne miejsce, a jedynie zaginiona osoba.
Zamarłam, wpatrując się w ekran komputera, gdy przypomniały mi się dokładne słowa, które padły w starej fabryce: Zajmie miejsce obok Palmer. 

OBOK Palmer

Czy pod wpływem emocji wypowiedzieli słowa, które wskazywałyby na to, że mieli coś wspólnego z jej zniknięciem? Wpatrywałam się w tytuły artykułów, rozmyślając o tym, co mogło się stać z dziewczyną, a z tyłu głowy wciąż miałam słowa mężczyzn, którzy mnie napastowali.

— Boże, oni ją zabili i gdzieś zakopali — pisnęłam, zakrywając dłonią usta, gdy w końcu połączyłam fakty.

Ludzie od Iana siedem lat temu musieli uprowadzić dziewczynę, zgwałcić, a potem zamordować i pozbyć się zwłok. Nawet nie chciałam wyobrazić sobie tego, co musiała czuć i jak bardzo cierpiała, gdy znęcali się nad nią. Przygryzłam pięść, a po moich policzkach spływały łzy, myśląc sobie, jak okrutny los ją spotkał. Nawet nie została godnie pożegnana przez rodzinę, bo oni ukryli gdzieś jej zwłoki.

Zaczęłam wpadać w panikę, gdy uświadomiłam sobie to, że pytałam Iana, co może oznaczać to słowo. Co będzie, jeśli zacznie drążyć ten temat wśród swoich ludzi? Być może wtedy, gdy mnie napastowali, nie kontrolowali tego, co mówili albo byli pewni, że do mnie nic nie docierało z powodu paniki. Poza tym miałam zginąć, więc nic, co wtedy powiedzieli, nie miało ujrzeć światła dziennego. Teraz, gdyby brunet zaczął ich o to wypytywać, mogłoby to sprowadzić na mnie ogromne kłopoty.

Panicznie rozglądałam się po pokoju, szukając wzrokiem telefonu. Gdy go w końcu zlokalizowałam na podłodze obok łóżka, podeszłam i chwyciłam do dłoni, po czym wybrałam numer do Emmy. Potrzebowałam skontaktować się jak najszybciej z Ianem i pomyślałam, że wtedy, gdy odwiózł nas do domów, to jakimś cudem wymienili się numerami, pomimo że on nie był zainteresowany dalszą znajomością z dziewczyną.

— Cześć, Sami — Przywitała się ze mną radośnie.

— Emma, masz numer do Iana? Albo wiesz, gdzie mieszka? — zapytałam prosto z mostu.
Nie miałam czasu na wstęp, gdy zagrażało mi niebezpieczeństwo. Miałam nadzieję, że brunet nie zdążył jeszcze porozmawiać o Palmer ze swoimi ludźmi.

 — Sam, odbiło ci? Niby skąd? Poza tym, po co ci? — dopytywała, a ja skrzywiłam się, zastanawiając się, co jej odpowiedzieć.

— Zgubiłam bransoletkę — odparłam, przecierając dłonią kark. 
— Podejrzewam, że musiała zostać w jego aucie — dodałam, mając nadzieję, że to kłamstwo było w miarę wiarygodne.

— Sorry, nie pomogę ci. — Zacisnęłam usta, zastanawiając się, co robić dalej. — Może jak się nam poszczęści, to spotkamy go na siłowni. — Uśmiechnęłam się, gdy przyjaciółka wypowiedziała te słowa. Sama bym o tym nie pomyślała.

Po rozmowie z przyjaciółką od razu zaczęłam pakować sportową torbę, po czym z niecierpliwością czekałam, aż przyjdzie pora do wyjścia na siłownię.

*

Niestety Iana nie było na siłowni i pierwszy raz żałowałam, że go nie spotkałam. W tamtym momencie była to dla mnie czysta abstrakcja, bo powinnam unikać tego faceta jak ognia, a teraz sama zabiegałam o to, żeby się z nim zobaczyć, ale nie miałam wyjścia.
Po szybkim prysznicu założyłam czyste ubrania, po czym wyszłam z przyjaciółkami przed budynek.
Zadarłam głowę  w niebo, z którego dosłownie lał się żar, ale odpowiadało mi to. Lubiłam taką pogodę. Po chwili spojrzałam przed siebie, słysząc znajome głosy.

— Dylan! — powiedziałam zaskoczona, widząc chłopaka, stojącego w towarzystwie Reya i Josha.
Szybkim krokiem podeszłam do niego i wtuliłam się w jego ramiona. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam objęć chłopaka i jego zapachu. Przy nim zawsze czułam się spokojnie i bezpiecznie. Gdy już wyswobodziłam się z ramion Dylana, przywitałam się z pozostałymi.

— Co tu robicie? — zapytała Kim.

— Lecimy wszyscy do parku — odparł Josh, wpatrując się w dziewczynę.
— Pogramy trochę w rugby.

— Chyba nie z nami?

— A dlaczego nie?

— Bo jak mnie staranujesz, to mnie zabijesz? — Dziewczyna spojrzała na niego wymownie, a on uśmiechnął się zadziornie.

— Bez przesady. Będę dbał, żebyś nie obiła sobie pupy — odparł, puszczając jej oczko.
Chyba naprawdę się w niej zadurzył i miałam nadzieję, że Kimberly w końcu się złamie i da mu szansę, bo według mnie tworzyliby naprawdę fajną parę.

— Umówiliście się z kimś? — zapytała Emma.

— Nie. — Zaprzeczył Dylan. — I żartujemy z tą grą z wami. My sobie porzucamy piłkę, a wy będziecie nas podziwiać. — Ulżyło mi, bo naprawdę myślałam, że wpadli na pomysł gry z nami.

— Tak może być. — Przytaknęłam, uśmiechając się do Dylana, a on cmoknął mnie w usta.

— Sam — odezwała się Emma, po czym kiwnęła głową w lewą stronę.
— Ian — dodała, a ja powiodłam wzrokiem w miejsce, które wskazała.

— Co to za facet? — zapytał mój chłopak.

— Odwiózł nas ostatnio do domów, jak Sam źle się poczuła. — Wyjaśniła Kim.
Dylan spojrzał na niego niechętnie, po czym przeniósł wzrok na mnie.

— Nie wspominałaś mi o tym.

— Bo nie było o czym. — Wzruszyłam ramionami.
Miałam nadzieję, że nie zrobi mi za chwilę sceny zazdrości.

— Podejdziesz do niego? — Emma patrzyła na mnie, a w jej oczach widziałam nadzieję, że jeśli tak zrobię, to porozmawiam z nim o niej. Nie miałam pojęcia, co ona w nim widziała, tym bardziej że facet był od nas starszy o dobre piętnaście lat, jak nie więcej. Nie wiedziałam o nim nic, oprócz tego, że miał na imię Ian i biegał po mieście z bronią. No i otaczał się psycholami, bo inaczej jego ludzi nie można było nazwać.

— Po co? — dopytywał Dylan, przyciągając mnie do siebie mocniej. — Chwila to nie jest ten sam typ, co cię podwiózł do domu, jak mieliśmy ognisko na plaży? — zapytał po chwili, a mnie zrobiło się gorąco. Nie sądziłam, że będzie to pamiętał.
— Auto by się zgadzało.

— On? — Udawałam zdziwienie. —Nie. Chyba nie. Nie pamiętam — dukałam, udając, że rozmyślam nad tym, po czym nieśmiało spojrzałam na Dylana.

— To dlatego tak się sobie przyglądaliście? — Zwróciłam głowę w stronę Kim, gdy się odezwała. Miałam ochotę walnąć ją wtedy.
— On na ciebie dziwnie patrzył, a ty na niego — dodała, a ja nie wiedziałam już jak się bronić. Postanowiłam iść w zaparte, że nie znałam Iana wcześniej i miałam nadzieję, że wszyscy mi uwierzą.

— Coś wam się zdawało — powiedziałam, wzruszając ramionami. — Pierwszy raz go widziałam wtedy na siłowni. — Przyjaciele na mnie patrzyli, a czułam się, jakbym za chwilę miała być sądzona.
Kłamałam im w żywe oczy, ale nie miałam wyboru. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że miałam z Ianem kontakt już wcześniej.

— O czym chcesz w ogóle z nim gadać? — zapytał Dylan.

— Chyba zgubiłam w jego aucie bransoletkę, bo nie mogę nigdzie jej znaleźć — odparłam, uśmiechając się lekko.
— Dajcie mi chwilę — dodałam, wyswobadzając się z jego objęć, po czym ruszyłam w kierunku czarnego Challengera, z którego bagażnika Ian wyciągał właśnie sportową torbę. Gdy zamknął samochód, spojrzał na mnie, unosząc brew.

— Możemy pogadać? — zapytałam, stając naprzeciwko niego.
On,  jak zawsze nic nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie, mrużąc oczy, żebym od razu powiedziała, o co mi chodziło.
— Jakbyś pozwolił mi wejść do samochodu, żeby się po nim rozejrzeć, to byś mi pomógł — dodałam.
Patrzył na mnie jak na kosmitkę, nie odzywając się w ogóle, irytowało mnie jego zachowanie. Rozumiałam, że chciał pokazać wyższość i to, że nic nie musiał, ale cieszyłabym się, gdyby powiedział cokolwiek, choćby i Spadaj, mała. Tymczasem on prowadził jakąś bezsensowną gierkę.
— Powiedzmy, że ostatnio zgubiłam w nim bransoletkę — odezwałam się, po czym usłyszałam dźwięk autoalarmu.
Od razu podeszłam do drzwi i otworzyłam je, by wejść do środka.

— To, o co chodzi? — odezwał się Ian, opierając się o auto.

Spojrzałam na moich przyjaciół, którzy stali w oddali i rozmawiali ze sobą, patrząc w naszym kierunku.
Od razu zreflektowałam się, że powinnam, chociaż stwarzać pozory, że czegoś szukałam, więc zmieniłam pozycję i uklęknęłam jednym kolanem na siedzeniu, a potem schyliłam się, żeby popatrzeć na wycieraczki oraz pod fotel kierowcy.

— Pamiętasz, jak zapytałam cię, co to Palmer? — W odpowiedzi usłyszałam cichy pomruk.
— Rozmawiałeś o tym z tymi zwyrolami?

— Jeszcze nie — odparł od niechcenia.

— A mógłbyś ich o to nie pytać? — zapytałam, siadając na fotelu,  po czym wychyliłam się z auta i przeniosłam wzrok na bruneta.

— Bo?

— Bo cię o to proszę — powiedziałam, na co Ian uśmiechnął się szyderczo.  Wiedziałam, że na pewno nie spełni mojej prośby, ale mimo wszystko postanowiłam jakoś go do tego przekonać.
— Sprawdziłam w necie i to prawdopodobnie jakiś burdel w Yorkwall. Przynajmniej tak wywnioskowałam z dwuznacznych komentarzy ludzi. — Skłamałam, ale nic innego mi nie pozostało. Zresztą kłamiąc Ianowi, nawet nie czułam żadnych wyrzutów sumienia.
— Boję się, że jak zaczniesz wypytywać o miejsce, o którym najwyraźniej nie powinieneś wiedzieć, to ściągniesz na mnie kłopoty. Że będą chcieli zemsty za to, że ci powiedziałam i naprawdę tam trafię — mówiłam dalej, po czym wysiadałam z samochodu. Patrzyłam na niego błagalnie, a on kolejny raz nie wykazywał żadnych emocji.
— To jak będzie?

— Zastanowię się — odparł, wzruszając ramionami.
Westchnęłam ciężko, bo wiedziałam, że nie spełni mojej prośby. Nic nie musiał i doskonale o tym wiedział, jednak mimo wszystko postanowiłam spróbować jeszcze raz.

— Ja wiem, że jesteś pozbawiony jakiegokolwiek człowieczeństwa i... — Wzdrygnęłam się, gdy po moich słowach zrobił krok w moim kierunku.
Oddychałam ciężko, gdy stał blisko mnie ze znudzoną miną. Od razu przypomniało mi się to, jak dusił mnie zeszłej nocy. Teoretycznie teraz byłam bezpieczna, bo przecież w oddali stał mój chłopak i przyjaciele, ale i tak poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach.

— Gdybym był pozbawiony jakiegokolwiek człowieczeństwa, jak to stwierdziłaś — zaczął mówić, pochylając się lekko w moim kierunku — to nie przerywałbym wczoraj chłopakom zabawy. — Zacisnęłam zęby, czując, że zbierało mi się na płacz.
Miałam już tego wszystkiego dość. Nie wiedziałam, jak rozgrywać to wszystko, w co on mnie wciągnął.
— Ale wiesz, co? Niech ci będzie, mam dzisiaj dobry dzień — dodał, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale z radością przyjęłam to, co usłyszałam i podziękowałam mu.
— A teraz spieszy mi się na trening — dodał.
Gdy zamknęłam drzwi od samochodu, brunet od razu uruchomił autoalarm, po czym nie patrząc już na mnie, ruszył w kierunku budynku siłowni.

*

— Ian nie pytał o mnie? — zapytała Emma, wachlując się dłonią.
Od półtora godziny siedziałyśmy w cieniu drzewa i obserwowałyśmy, jak chłopcy rzucali między sobą piłkę. Zaprzeczyłam ruchem głowy, na co dziewczyna zrobiła niezadowoloną minę.
— On i tak jeszcze będzie mój. Zobaczycie — mruknęła pod nosem. Spojrzałam na Kimberly, która przewróciła oczami, a ja wzruszyłam ramionami.

— Po co w to brniesz? — odezwała się Kim.
Emma wydęła usta, zamyślając się na chwilę.

— Bo mnie się nie traktuje w taki sposób. — Spojrzała na nas wymownie. — Najpierw robi nadzieję, a potem traktuje jak powietrze.

— A kiedy dał ci do zrozumienia, że coś między wami może być? — zapytała Kim, na co przyjaciółka zrobiła niezadowoloną minę.
Cieszyło mnie to, że Kimberly też próbowała zniechęcić Emmę do bruneta.
— Odpuść — dodała dobitnie, a przyjaciółka tylko pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem.

— Ej, no! Gdzie tam! — Spojrzałyśmy z dziewczynami w stronę chłopaków, gdy usłyszałyśmy krzyk.
Dylan z Reyem bezradnie rozłożyli ręce, gdy Josh rzucił piłkę w zupełnie innym kierunku.

— Lecisz po to. — Dylan machnął dłonią, na co Josh pokazał mu środkowy palec, po czym ruszył w kierunku piłki, a my z dziewczynami wróciłyśmy do rozmowy.

— Może krótki mecz!? — Zastygłam w bezruchu, słysząc donośny głos Iana.

— Jest i moje ciacho. — Ucieszyła się Emma, a ja powiodłam wzrokiem w kierunku mężczyzny.

Przełknęłam mocno ślinę, zauważając, że był w towarzystwie dwójki mężczyzn, którzy zabrali mi samochód, a potem spalili w nim jakiegoś mężczyznę.
Nie mogłam uwierzyć w to, że też pojawili się w tym parku. Ian wraz ze swoimi ludźmi szedł w kierunku chłopaków, trzymając w dłoni ich  rugbówkę, którą chwilę wcześniej Josh za daleko rzucił. Gdy podeszli do nich, podrzucił piłkę, łapiąc ją ponownie, po czym przeniósł wzrok na mnie i dziewczyny.

— To jak? — dopytywał, spoglądając na chłopaków.

— W sumie, czemu nie — odparł Dylan, a ja poruszyłam się niespokojnie.
Nie chciałam, żeby razem zagrali. Czułam w kościach, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

— Panowie, tylko ostrożnie, żeby ich nie połamać. — Zaśmiał się Ian, spoglądając  na swoich towarzyszy. Nie spodobały mi się te słowa, za to mój chłopak wraz z Reyem i Joshem wyglądali na urażonych tym przytykiem. Bałam się, że to starcie zakończy się katastrofą, więc postanowiłam zainterweniować.

— Dylan! Wracamy!? Zmęczona jestem! — Zawołałam, wstając na nogi.

— No, weź, Sam — odezwała się Emma. — Niech zagrają. Z chęcią popatrzę.
Chłopak podbiegł do mnie, a ja spojrzałam na niego zaniepokojona.

— Pół godziny i wracamy. Okey? — powiedział, cmokając mnie w czoło. — Trzymaj kciuki. — Uśmiechnął się, puszczając mi oczko, po czym potruchtał do reszty.
Zacisnęłam zęby, siadając na trawie i spojrzałam na dziewczyny, które patrzyły na mnie wymownie.

— No, co? — zapytałam z wyrzutem.

— Co ty taka cięta na tego Iana? — odezwała się Emma.
Zacisnęłam usta, wzruszając ramionami, a ona pokręciła głową, po czym przeniosła wzrok przed siebie.
— Dziewczyny, już się cieszę na ten mecz — pisnęła ucieszona.

Powiodłam wzrokiem w miejsce, w które się wpatrywała. Obserwowałam, jak Ian zdejmował T-shirt, po czym jego kawałek wcisnął za pasek od spodni, a reszta swobodnie zwisała. Przy każdym jego ruchu mięśnie intensywnie pracowały, co ewidentnie podobało się moim przyjaciółkom. Naradził się ze swoimi ludźmi, a potem na krótką chwilę spojrzał w naszym kierunku. Rzucił Dylanowi piłkę i odszedł kawałek dalej. Z zapartym tchem czekałam na rozwój wydarzeń i modliłam się, żeby nic nie stało się mojemu chłopakowi oraz przyjaciołom. Może i byli dobrze zbudowani, ale Ian, i jego świta niestety byli dwa razy więksi.
Dylan wraz z chłopakami wyglądali na zdeterminowanych, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.

Przełknęłam mocno ślinę, gdy zaczęli grać. Pierwsze punkty zdobył mój chłopak, co mnie bardzo cieszyło. Myślałam, że nie poradzą sobie z Ianem i jego ludźmi, ale najwyraźniej martwiłam się na wyrost. Krzyknęłam głośno, dopingując chłopaka, a wtedy Ian spojrzał w moim kierunku. Zmrużył oczy, uśmiechając się szyderczo, by następnie podejść do swojego kompana, któremu szepnął coś na ucho.

Zrzedła mi mina, gdy kilka piłek później rywale odrobili stratę do drużyny Dylana, a gra stawała się coraz ostrzejsza. Rey został kilka razy powalony przez łysego mężczyznę tak mocno, że potem z trudem wstawał. Dwa razy próbowałam przekonać Dylana, żeby zakończyli ten bezsensowny mecz, ale duma im na to nie pozwalała. Denerwowałam się, oglądając kolejne akcje, za to Emma z Kim były podekscytowane tym, co działo się na trawie. Odniosłam wrażenie, że Emma wręcz kibicowała trzyosobowej drużynie Iana, a nie naszym. Spojrzałam na godzinę i nerwowo odliczałam czas do końca. Jeszcze pięć minut i miała się zakończyć ta bezsensowna rywalizacja.

Nagle w parku rozległ się przeraźliwy krzyk Dylana brutalnie powalonego na ziemię przez Iana. Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam w kierunku chłopaka, który zwijał się bólu. 

— Pojebało cię!? — krzyknęłam, popychając z całych sił Iana, a on tylko uśmiechnął się szyderczo, nie przesuwając się do tyłu nawet o milimetr.
Stał niczym posąg. Myślałam, że miałam w sobie więcej siły, ale najwyraźniej się myliłam. Wiedziałam, że ten psychol zrobił to specjalnie i zapewne w tym parku nie pojawił się też przypadkowo. 

— Sam, uspokój się — odezwała się Emma.
Spojrzałam na nią złowrogo, po czym przyklęknęłam przy Dylanie. Chłopak krzyczał z bólu, leżąc w nienaturalnej pozycji, a ja nie wiedziałam, co zrobić.

— Panowie, na nas już chyba pora — powiedział Ian i jak gdyby nigdy nic poszedł sobie wraz ze swoimi ludźmi. Oczywiście najpierw zrobił zamieszanie, a teraz się ulatniał.
Przejechałam dłonią po policzku Dylana, chcąc dodać mu trochę otuchy.

— Trzeba zadzwonić po karetkę. — Poradziła Kim. 

— Może sami go zawieziemy? — Wtrącił Rey, a Dylan wymamrotał, że nie da rady wstać.

Nie pozostało nam nic innego jak wezwanie ambulansu. Miałam nadzieję, że uraz, którego się nabawił, nie był poważny, bo przed nim była wielka kariera, która teraz wisiała na włosku.

********************************
Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro