31. Samantha, co on ci zrobił?
SAMANTHA
Stałam pod prysznicem, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w krople wody spływające po przezroczystej kabinie. Patrzyłam, jak gonią za sobą, by połączyć się w jedną i spłynąć razem. A potem w ich miejsce pojawiały się następne i kolejne. Zamknęłam oczy, po czym przekręciłam wodę na zimną. Pisnęłam, wzdrygając się, gdy ciepły dotąd natrysk zamienił się w chłodny. Trzęsłam się przez chwilę, oddychając ciężko, ale potem przyzwyczaiłam się do innej temperatury. Musiałam się jakoś otrzeźwić i wierzyłam, że lodowata woda mi w tym pomoże, chociaż wiedziałam, że nie pomoże mi w mojej głupocie. Bo to, co w nocy powiedziałam Ianowi, nie można było nazwać inaczej, jak głupotą z mojej strony.
Westchnęłam ciężko, otwierając oczy i ponownie spojrzałam na przezroczyste drzwiczki kabiny, po których dalej spływały krople wody. Czułam się, jakbym była jedną z nich. Nietrwałą i spadającą, spisaną na straty, i nie widziałam, jak zmienić ten stan rzeczy. Czy w ogóle to było możliwe? I czy w ogóle chciałam coś zmieniać? Byłam niczym flaga na wietrze, która zmieniała kierunek pod wpływem wiatru. Ja zmieniałam swój tok myślenia w zależności od sytuacji i od tego, jak traktował mnie Ian. Chociaż już mniej więcej go wyczuwałam i wiedziałam, jak z nim postępować, to świadomość tego, do czego był zdolny, powodowała, że czasami miałam chęć uciec przed nim, i to najlepiej gdzieś daleko.
— Samantha! — Wzdrygnęłam się, słysząc krzyk Iana, który pięścią uderzył w drzwi łazienki. — Tylko, kurwa, nie mów, że ty przez cały ten czas siedzisz pod prysznicem! Płacisz rachunek za wodę! — wykrzykiwał, a ja westchnęłam cicho i zakręciłam kran.
W sumie to nie dziwiłam mu się, że się wkurzył, bo skoro wrócił, a ja nie zdążyłam jeszcze wyjść z łazienki, to oznaczało to, że siedziałam tu od jakichś dwóch godzin. Stałam przez tyle czasu pod natryskiem i rozmyślałam o swoim życiu, a i tak wszystko sprowadzało się do tego, że nie miałam już czego zbierać po przeszłości. Musiałam skupić się na teraźniejszości i na tym, żeby jakoś przetrwać. Powinnam przystosować się do otaczającej mnie rzeczywistości i pod tym względem nie miałam innego wyjścia.
Przesunęłam przezroczyste drzwiczki, po czym wyszłam, wytarłam się i ubrałam. Starłam parę z lustra, spoglądając na swoje odbicie. Zbliżyłam twarz, wpatrując się w oczy i skrzywiłam się, widząc nadal rozszerzone źrenice. Za niecałą godzinę miałam spotkać się z Reyem i bałam się, że połapie się, że coś brałam, a nie chciałam tego. Mogłam w nocy nie wciągać razem z Ianem, ale jego przenikliwy wzrok, gdy na początku mu odmówiłam, spowodował, że zmieniłam zdanie. Gdy już w końcu zgodziłam się i pierwszy raz w swoim życiu wciągnęłam dwie kreski kokainy, którą przywieźliśmy z Meksyku, cieszył się jak dzieciak. Nie sądziłam, że tak mu na tym zależało, żebyśmy zrobili to razem. Potem dużo rozmawialiśmy, tańczyliśmy, całowaliśmy się i uprawialiśmy seks. Seks, który nie dał mi żadnej satysfakcji, był po prostu mechaniczny. Zero jakiejkolwiek przyjemności, chociaż on naprawdę starał się mnie rozpalić, to po kokainie moje libido szorowało po dnie, zupełnie jak ja.
Ian dopiero przy trzecim podejściu osiągnął orgazm. Gdy leżałam w łóżku i już ledwo co kontaktowałam, a jedyne, o czym marzyłam, to sen, wtedy kolejny raz poczułam jego dłonie pomiędzy nogami. Leżał przytulony do moich pleców i pieścił mnie, a pocałunkami obsypywał mój kark oraz barki. Mruknęłam mu, że jestem zmęczona, ale on nie przestawał mnie dotykać, mówiąc, jak mnie pragnie, więc powiedziałam mu tylko, że ma się pospieszyć. Popieścił mnie jeszcze chwilę, ale mnie to w ogóle nie ruszało, byłam zupełnie wyłączona z rzeczywistości. Potem przewróciłam się na brzuch, a on lekko uniósł moje biodra. Pisnęłam, gdy mocno wszedł we mnie od tyłu. Zaczął się poruszać, a ja leżałam tak, czując jego ruchy i słuchając posapywań oraz odgłosów uderzanych o siebie ciał, a potem wytrysnął we mnie, i gdy puścił moje biodra, bezwładnie opadłam na łóżko, kładąc się z powrotem na boku. Ian ułożył się za mną, pocałował mnie w bark, przytulił i nareszcie mogłam zasnąć, a on usnął, obejmując mnie w pasie.
W ten sposób celebrowaliśmy powrót do Fallbron po kilkudniowym pobycie u jego babci. Przez to, że po przeczytanym artykule o zbrodni w naszym mieście jej stan się pogorszył, zostaliśmy tam jeszcze kolejne dwa dni. Ian nie chciał jej zostawić, dopóki jej zdrowie nie wróci do normy.
Gdy w końcu późnym wieczorem zawitaliśmy do mieszkania, zaczęliśmy świętować nowy porządek, który miał zapanować w jego grupie, bo został szefem i był z tego powodu dumny jak paw. Stwierdził, że od teraz muszę go wspierać, a ja na to przystałam, bo po prostu chciałam z nim być, a poza tym bałam się samotności.
Patrzyłam na siebie i od razu pomyślałam, żeby przełożyć spotkanie z Reyem, ale wiedziałam, że Ian się na to nie zgodzi, bo chciał, żebym jak najszybciej oddała koledze kluczyki od samochodu i zakończyła z nim znajomość. On sam w nocy postanowił, że odsuwa go od interesu, a jego miejsce miałam zająć ja i zgodziłam się na to. Ian ciągle powtarzał mi, że jestem mu potrzebna, że jestem ważna, więc w końcu uległam. Bałam się trochę tego, ale powiedział, że nie ma czego, że we wszystko mnie wprowadzi i wierzyłam, że tak będzie. Wierzyłam, że nie chciał dla mnie źle, ale mimo wszystko nadal nie mogłam uwierzyć w to, że zgodziłam się na dilerkę.
Gdy wyszłam z łazienki, przeszłam do kuchni, żeby się czegoś napić. Mój organizm domagał się wody i to najlepiej w litrowych ilościach. Chwyciłam dzbanek i napełniłam szklankę, a potem przeszłam z tym do stolika, przy którym usiadłam. Upiłam łyk i przymknęłam oczy, głośno wzdychając. Podniosłam powieki, gdy chwilę później dołączył do mnie Ian.
— Co ty tak długo tam robiłaś? — zapytał, a ja patrzyłam na niego, wzruszając ramionami, bo co miałam mu powiedzieć? Że po prostu stałam i myślałam o swoim życiu albo wpatrywałam się w spływające krople wody?
— Chciałam się jakoś otrzeźwić — mruknęłam, na co parsknął śmiechem.
— Prysznic ci w tym nie pomoże, to musi samo zejść. — Westchnęłam ciężko, przyglądając mu się z uwagą.
Wyglądał o wiele lepiej niż ja i było widać, że też czuł się lepiej. Zregenerował się szybciej, a ja nadal czułam się nieswojo i tak, jakbym była poza sobą. On emanował siłą i pewnością siebie, jakby niczego nie zażywał, natomiast ja czułam się, jakbym wypadła z okna i roztrzaskała się na betonie, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy on wciągnął tyle samo, co ja, czy sobie przygotował mniejszą ilość.
Wyjął papierosa i zapalił go, patrząc na mnie uważnie. Zmrużył oczy, wyciągając w moim kierunku rękę, którą zgarnął mokre włosy, zakładając mi je za ucho, a ja posłałam mu nieśmiały uśmiech.
— Jak się czujesz? — zapytał po chwili, strzepując popiół na metalowy dekielek.
— Tak, jak wyglądam — odparłam, cicho wzdychając, na co uniósł kąciki ust.
— Ale fajnie było, co? — Mrugnął do mnie, a ja wzruszyłam ramionami, przecierając twarz.
Może i dla niego było fajne, ale dla mnie już niekoniecznie.
— Jeśli pytasz o seks, to nie — powiedziałam szczerze, na co zaciągnął się papierosem.
Nie miałam zamiaru ukrywać przed nim tego, że nie kręciła mnie taka zabawa po narkotykach, bo niby czułam jego dotyk i usta na skórze, ale nie miałam z tego żadnej przyjemności. Przez to, że nie czułam żadnych zahamowań, zgodziłam się tej nocy na wiele, a nic z tego nie miałam.
— Dzisiaj ci to wynagrodzę. — Uśmiechnął się lubieżnie.
Po chwili podniósł się z miejsca i pochylił nade mną, łącząc nasze usta w pocałunku.
Ja nie byłam pewna, czy chciałam, żeby w nocy do czegoś doszło. Byłam jeszcze rozbita i zupełnie nie miałam nastroju, a przynajmniej nie teraz. Nie wiedziałam, ile będę dochodzić do siebie, ale i tak było już znacznie lepiej niż po przebudzeniu. Wtedy czułam się, jak ścierka: spocona, brudna, z zaschniętą spermą pomiędzy udami, ale w nocy nie miałam sił, żeby wziąć kolejny prysznic, więc zrobiłam to dopiero rano.
— Podrzucę cię do Reya — dodał, siadając z powrotem na krześle, a ja zagryzłam wnętrze policzka.
— Chciałabym się przejść — odparłam, patrząc na niego niepewnie, bo nie wiedziałam, jak na to zareaguje.
Ian zacisnął usta, po czym przytaknął i kolejny raz zaciągnął się papierosem, wypuszczając chmurę dymu w moim kierunku. Przymknęłam oczy, wiedząc, że niby się zgodził, ale był zły na to, że odrzuciłam jego propozycję. Zawsze, gdy chciał mi pokazać swoje niezadowolenie i palił w tym momencie, to dym wypuszczał prosto w moją twarz. W sumie to było lepsze niż szarpanie za włosy.
— Będę się zbierać — powiedziałam cicho, wstając z miejsca.
— Samantha, zaczekaj. — Ian poderwał się z krzesła, gasząc z impetem peta w dekielku, a ja patrzyłam na niego niepewnie.
Stanął naprzeciwko mnie, uśmiechając się lekko, po czym wplótł swoją dłoń w moje włosy. Przełknęłam mocniej ślinę, obawiając się go trochę, a on po chwili przymknął oczy, opierając się czołem o moje i pocałował mnie delikatnie.
— Jak cię dotknie, to go połamię — wyszeptał, zaciskając mocniej pięść we włosach.
— Pamiętam — odparłam cicho.
Nie musiał mi tego tyle razy powtarzać. Byłam świadoma tego, że nie rzucał słów na wiatr i był zdolny do wielu potwornych rzeczy. Przecież sama widziałam, jak zabił mężczyznę w starej fabryce, a w Meksyku kolejnych trzech i obstawiałam, że miał na koncie jeszcze wiele innych trupów. Wiele istnień, które były pogrzebane w ziemiach naszego miasta, a na których czekali bliscy.
— Powtórz mi to, co powiedziałaś w nocy. — Przełknęłam mocniej ślinę, słysząc to.
Nie sądziłam, że będzie do tego wracał, bo w żaden sposób nie skomentował wtedy moich słów. Pocałował mnie tylko, a ja w duchu wyrzucałam sobie to, że niepotrzebnie się z tym wyrwałam, ale to był po prostu impuls. Gdy uruchomił wolny utwór i wziął mnie w swoje ramiona, poczułam się tak dobrze, że wtedy wyznanie mu tego było dla mnie tak naturalne, jak oddychanie.
— Chcę usłyszeć to jeszcze raz, Samantho — szepnął.
— Kocham cię — powiedziałam drżącym głosem, na co pocałował mnie namiętnie.
Zrobił tak samo, jak w nocy, gdy powiedziałam mu to pierwszy raz. Nie czułam się z tym najlepiej, bo myślałam, że w końcu odwzajemni moje słowa, ale nic z tego. Nadal nie wiedziałam, kim tak naprawdę byłam dla niego.
— Teraz możesz iść. — Cmoknął mnie w czoło i odszedł ode mnie, po czym usiadł na kanapie, chwytając telefon do dłoni, a ja zacisnęłam usta, głęboko wzdychając, bo nie spojrzał już na mnie więcej.
Włożyłam buty, wzięłam komórkę oraz kluczyki od samochodu Reya i okulary przeciwsłoneczne, które od razu założyłam na nos, po czym opuściłam budynek, kierując się do domu kolegi.
*
Pół godziny później dotarłam na miejsce z szybszym biciem serca i dziwnym uczuciem, że ktoś mnie obserwował. Miałam wrażenie, że po tym, jak w Rowgate dopadł mnie Patel, to w głowie zakodowałam sobie, że on ciągle za mną chodzi. To chyba przez to czułam się teraz niepewnie. Całą drogę dyskretnie rozglądałam się na boki, ale nie zauważyłam nikogo podejrzanego, więc chyba po prostu miałam tylko takie przeczucie.
Stanęłam przy samochodzie kolegi, po czym sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić i powiedzieć, że już jestem, ale nie zdążyłam tego zrobić, bo on już wyszedł na zewnątrz. Szedł w moim kierunku z wielkim uśmiechem na twarzy, którego nie odwzajemniłam. Nie chciałam mu robić złudnej nadziei, że między nami będzie wszystko w porządku.
— Samantha! Cześć! Tęskniłem! — Rey przywitał się ze mną wesoło, po czym próbował mnie objąć, ale na szczęście w porę zrobiłam unik.
Nie chciałam, żeby mnie przytulał, a tym bardziej całował. Miałam Iana, a poza tym zdradził mnie, więc tym bardziej nie rozumiałam jego wylewności.
— Co jest? — zapytał zdezorientowany, a uśmiech znikł mu z twarzy.
— Nic. — Wzruszyłam ramionami.
— Dziękuję za użyczenie samochodu. Jak widzisz, jest cały. Tutaj masz kluczyki, a bak jest pełen. — Oddałam mu kluczyki, a on odebrał je, wpatrując się we mnie intensywnie.
— Dlaczego tak oficjalnie? — zapytał, na co kolejny raz wzruszyłam ramionami. Westchnął cicho, robiąc cierpiętniczą minę. Zmrużyłam oczy, czując, że chciał zastosować na mnie jakieś swoje sztuczki. Ian ostrzegał mnie przed tym.
— Samantha, ja naprawdę cię nie zdradziłem, nie spałem z tamtą dziewczyną. — Pokręciłam głową, gdy znowu zaczął się wypierać, a przecież widziałam wszystko na zdjęciach.
— Nie interesuje mnie to. Pójdę już — odparłam i gdy chciałam odejść, chwycił mnie za rękę. Szybko wyswobodziłam się z jego chwytu, bo chociaż mnie skrzywdził, to nie chciałam dla niego źle, a Ian ostrzegał, że jeśli on mnie dotknie, to go połamie.
— Dlaczego już uciekasz? Wejdź, tak dawno się nie widzieliśmy. — Zachęcał, ale ja tylko pokręciłam głową.
— Wiem, że nadal nie mieszkasz z rodzicami, ale możesz tam wrócić. Mama do ciebie dzwoniła? — zapytał, na co przytaknęłam. — Rozmawiałem z nią dzisiaj rano i wytłumaczyłem jej wszystko. Zmartwiła się, gdy jej powiedziałem, że Ian po prostu cię zmanipulował. Że wygrażał waszej rodzinie. Potwierdziłem też, że te pieniądze były za wyścig i w końcu uwierzyła. Naprawdę przejęła się tym, jak cię potraktowała, nawet się popłakała — mówił jak najęty, ale ja już nie chciałam wracać do domu.
Wczoraj kolejny raz dzwoniłam do taty, bo sądziłam, że zawsze mogę na niego liczyć. Po śmierci Adama, gdy mama obwiniała mnie, że to przeze mnie, on dał mi wsparcie, ale teraz już nawet na niego nie mogłam liczyć, bo nie odbierał, ani nie oddzwaniał.
Mama co prawda dzisiaj dzwoniła i to kilkukrotnie, ale tym razem ja nie odebrałam. Odrzucałam jej połączenia, bo chciałam, żeby poczuła się tak, jak ja wcześniej, gdy mną gardziła.
Po rozmowie z Ianem nie chciałam już ich znać. Otworzył mi oczy na tę całą sytuację, bo powiedział, że gdyby im naprawdę na mnie zależało, to nigdy by tak nie postąpili i miał rację. To ja walczyłam o kontakt z nimi, o rozmowę, uwagę, a oni to ignorowali. Odrzucili mnie w momencie, kiedy najbardziej ich potrzebowałam. Byłam pogubiona i oczekiwałam wsparcia, a spotkałam się z niezrozumieniem i odrzuceniem.
— Nie interesuje mnie to. Mam gdzie mieszkać — mruknęłam zła, że wtrącał się w moje sprawy. Nie prosiłam go o to. Przesunęłam okulary na głowę, bo chciałam, żeby widział w moich oczach pewność. Już nie obchodziło mnie to, czy zauważy moje rozszerzone źrenice. Miałam to gdzieś.
— Gdzie mieszkasz? Pytałem jej, ale powiedziała, że nie ma pojęcia.
— U Iana. — Rey spoważniał na te słowa, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
— Co? Żartujesz? — dopytywał, ale tylko pokręciłam głową.
Przeczesał dłonią włosy, lustrując moją twarz. Jeśli oczekiwał, że za chwilę powiem mu, że żartowałam, to się pomylił.
— W takim razie wsiadaj i jedziemy do niego po twoje rzeczy. — Podszedł do drzwi od strony pasażera i otworzył mi je, żebym wsiadła, ale nie miałam takiego zamiaru.
— Nie chcę — powiedziałam stanowczo.
— Jak to nie chcesz? — Patrzył na mnie zdezorientowany.
— Dobrze mi u niego.
— Chyba się przesłyszałem — mruknął. — Sam, on ci czymś grozi, że nie chcesz się od niego wyprowadzić? — Zaprzeczyłam ruchem głowy, a on cicho westchnął, przeczesując dłonią włosy. Podszedł do mnie bliżej, na co ja się odsunęłam, bo stał zdecydowanie za blisko.
— Nie, po prostu... — zawiesiłam się na chwilę, spoglądając za niego, bo zauważyłam, jak kawałek dalej na poboczu parkował czarny Dodge. Wiedziałam, że teraz tym bardziej muszę uważać na gesty Reya, żeby Ian czegoś mu nie zrobił.
— Co po prostu? — Głos kolegi, sprowadził mnie na ziemię,
— Jestem z nim. Kocham go — powiedziałam cicho, a chłopak najpierw spojrzał na mnie zszokowany, po czym roześmiał się głośno.
Skrzywiłam się na tę reakcję, bo ja nie widziałam w tym nic zabawnego, a on wyśmiał moje uczucia.
— Oszalałaś? — zapytał podenerwowany. — Samantha, co on ci zrobił?
— Nic. — Wzruszyłam ramionami. — Dał mi miłość i bezpieczeństwo.
— Jaką miłość? Jakie bezpieczeństwo? O czym ty mówisz? — dopytywał poirytowany. — To groźny przestępca. — Rey był tak nabuzowany negatywnymi emocjami, że odsunęłam się od niego.
— Obiecywałaś, że pomiędzy nami nic się nie zmieni, a nagle się okazuje, że nie mam już dziewczyny, bo on mi cię odebrał.
— Przypominam, że ty pierwszy mnie zdradziłeś.
— Nie zrobiłem tego — jęknął zrezygnowany.
— Ian jest dla mnie czuły i delikatny. Dba o mnie. — Wyliczałam jego zalety, a kolega tylko roześmiał się głośno. Kolejny raz wyśmiał moje uczucia.
— Ja pierdolę! On ci wyprał mózg! Zmanipulował cię! — wykrzykiwał, po czym przetarł dłońmi twarz.
Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem, ale nie miałam zamiaru się ugiąć.
— Nikt mi niczego nie wyprał — warknęłam, bo miałam dość jego przytyków. — Bycie z nim jest moją świadomą decyzją i dobrze mi z nim. Kocham go, a on mnie.
— Serio? Powiedział ci to?
— A co cię to obchodzi? — Spojrzałam na niego złowrogo.
— Czyli nie — powiedział, uśmiechając się kpiąco. — Jesteś tak zaślepiona, że nie widzisz jego gry. Wciska ci słowa, które chcesz usłyszeć. Pewnie po tym, jak najpierw się na ciebie wydrze, potem mówi potulnym głosem, żeby cię udobruchać — mówił dalej, a ja zacisnęłam usta, co oczywiście wyłapał. — Wiedziałem — mruknął. — Sam, wycofaj się z tego, póki jeszcze nie jest za późno — dodał, chwytając mnie za dłoń, którą od razu wyszarpnęłam. — On cię zniszczy emocjonalnie. Pomogę ci. Mnie możesz zaufać.
— Ian mnie uprzedzał, że będziesz tak o nim mówił. Zna cię na wylot — odparłam, a on westchnął, kręcąc głową.
— Błagam cię, wróć do rodziców i zacznijmy wszystko od nowa.
— Do twojej kolejnej zdrady? — zapytałam, patrząc na niego wymownie.
— Nie zdradziłem cię — powiedział pewnym głosem. — Naprawdę nie spałem z tamtą dziewczyną. Jestem tego pewny, uwierz mi.
— Nie potrafię. — Wzruszyłam ramionami. — Jeśli to wszystko, co chciałeś mi powiedzieć, to pójdę już.
— Nie odchodź. — Kolejny raz próbował chwycić moją dłoń. — Sam, kocham cię, tęsknię — mówił łagodnym tonem głosu, posyłając mi ciepłe spojrzenie. — Daj nam szansę. Wróć do domu. Pomogę ci znaleźć ten klucz i Ian zniknie z twojego życia na zawsze.
— Ale ja nie chcę, żeby znikał. Ja go kocham. — Rey zacisnął zęby i widać było, że coraz bardziej zaczynał się denerwować.
— Ian to...
— Uważaj, co na niego mówisz, bo pożałujesz. — Przerwałam mu, bo nie zamierzałam słuchać inwektyw w jego kierunku. — Jeśli będziesz go obrażał, to powiem mu, że grasz na dwa fronty.
— O czym ty mówisz?
— O twoich potajemnych spotkaniach z Coreyem Patelem — powiedziałam, a on spoważniał. Patrzył na mnie niepewnie, przełykając mocno ślinę.
— Nie wiem, co razem kombinujecie i w jaki sposób chcecie zaszkodzić Ianowi, ale nie pozwolę na to. Ze względu na naszą znajomość nie wkopię cię, ale jeśli będziesz mnie nachodził, to powiem wszystko Ianowi. Nie pozwolę, żeby coś mu się stało.
— Gdybyś tylko wiedziała — westchnął ciężko, na co zmarszczyłam brwi.
— Co takiego? — zapytałam zdezorientowana.
— Corey nie jest zły. — Zaśmiałam się, słysząc to. Rey chyba nie miał pojęcia, że Patel wygrażał mi, że przekaże policji zdjęcia, na którym rzekomo miał być mój samochód.
— Naprawdę. On chce dobrze dla Fallbron. Chce w końcu oczyścić to miasto ze zła, żeby nie przelano tu więcej krwi.
— I kto tu jest zmanipulowany? — zapytałam ironicznie.
— Uwierz mi. — Pokręciłam głową, bo wiedziałam, że kłamie.
Cieszyłam się, że Ian postanowił odsunąć Reya od dilerki, bo już nie będzie przy nim blisko. Już nic o nim nie będzie wiedział. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu przekaże mu tę wiadomość.
— Samantha! — Wzdrygnęłam się, słysząc Iana, krzyczącego moje imię.
Stał przy samochodzie, trzymając na dachu dłoń i wpatrywał się we mnie. Rey odwrócił się w jego kierunku, po czym na powrót przeniósł wzrok na mnie.
— Nie zostawię go — powiedziałam pewnie. — On mnie nie zostawił, gdy potrzebowałam pomocy — dodałam, a kolega przymknął oczy, kręcąc głową.
— Cześć, Rey. — Pożegnałam się z nim, po czym minęłam go, ruszając w kierunku Iana, ale po chwili zatrzymałam się, żeby jeszcze raz spojrzeć na kolegę.
— I przemyśl to, komu służysz. Z Patelem daleko nie zajdziesz — dodałam.
— Nie mogę uwierzyć w to, co on z tobą zrobił przez te dwa tygodnie. Ty naprawdę nie dostrzegasz jego manipulacji. — Rey patrzył na mnie zrezygnowanym wzrokiem.
— Sam jesteś zmanipulowany. Spadaj — mruknęłam złowrogo i tym razem nie oglądając się już za siebie, poszłam do samochodu.
Wsiadłam do środka, zdjęłam z głowy okulary, rzucając je na deskę rozdzielczą, po czym przymknęłam oczy, głośno wzdychając.
— Czego chciał? — Spojrzałam na Iana, gdy odezwał się po chwili.
Patrzył na mnie przenikliwie, a ja uśmiechnęłam się do niego lekko. Chciałam mu pokazać, że chociaż przed chwilą odbyłam burzliwą rozmowę, to nie wpłynęła ona źle na moje samopoczucie. Ian nie lubił, gdy byłam naburmuszona, więc przybrałam odpowiednią minę.
— Żebym wróciła do domu. Podobno gadał z moją matką.
— To po to rano dzwoniła?
— Najwidoczniej. — Wzruszyłam ramionami, a on zacisnął zęby. — Chcesz wrócić? — zapytał, lustrując moją twarz.
Nie wiedziałam, czy dobrze odczytywałam jego mimikę, ale miałam wrażenie, że obawiał się tego, że wrócę do domu rodzinnego. Niby próbował być obojętny, ale ja widziałam w jego oczach niepewność.
— A ty? Chciałbyś, żebym się wyprowadziła? — dopytywałam.
Ian przeniósł wzrok na drogę, zaciskając dłoń na kierownicy, po czym westchnął cicho i spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się, gdy zaprzeczył ruchem głowy. Byłam dla niego ważna i chciał, żebym nadal z nim mieszkała. Byłam szczęśliwa z tego powodu.
— Czyli wszystko jasne — powiedziałam, po czym pochyliłam się w jego kierunku i pocałowałam.
Gdy chciałam się oprzeć, on chwycił mnie za tył głowy, uniemożliwiając mi to. Pogłębił pocałunek, a moje serce szalało. Potem musnął jeszcze delikatnie moje usta i poprawiliśmy się na fotelach. Uśmiechnął się, splatając nasze ręce, po czym uniósł je i pocałował wierzch mojej dłoni, a ja patrzyłam na ten gest radosnym wzrokiem. Ian wciąż mnie zaskakiwał i cieszyłam się, że tym razem było to coś pozytywnego.
— Podjedziemy jeszcze do klubu. — Przytaknęłam, więc odpalił silnik i ruszył w kierunku Imperium.
*
Usiadłam na kanapie, gdy znaleźliśmy się w jego biurze. Klub był opustoszały i oprócz nas oraz jednego ochroniarza nie było tu nikogo. Ian usiadł przy biurku, po czym zapalił papierosa, a ja spoglądałam na niego, przypominając sobie noc otwarcia. Przez to, że przesadziłam z alkoholem, wspomnień nie było zbyt wiele, ale doskonale pamiętałam, jak zareagował, gdy tańczyłam z innym. Wtedy patrzyłam na to inaczej, ale teraz byłam świadoma tego, że od dłuższego czasu nie byłam mu obojętna.
Spoglądaliśmy na siebie w ciszy, ale ta cisza nie była w żaden sposób krępująca, a ja w końcu poczułam się spokojną. Być może sprawiła to wczorajsza rozmowa z nim, w czasie której otworzył mi oczy na wiele spraw. Rey twierdził, że on mną manipulował, a ja widziałam coś innego. Troszczył się o mnie. Czasem zdarzały mu się wybuchy gniewu, ale przecież obracał się w takim środowisku, że to było normalne. Nie zmieni się w ciągu kilku tygodni. Wiedziałam, że czekał mnie żmudny proces, żeby złagodniał, ale byłam gotowa na to poświęcenie. Był dobrym człowiekiem, tylko musiał otworzyć się na tę dobroć, a ja chciałam mu w tym pomóc.
Zaciągnął się papierosem ostatni raz, po czym zdusił peta w popielniczce. Otworzył szufladę i wyciągnął z niej jakiś dokument, po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie.
— Chodź do mnie — powiedział spokojnie.
Podniosłam się, ruszając pewnie w jego kierunku. Cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku, a na jego twarzy błąkał się uśmiech. Gdy podeszłam do niego, objął mnie w pasie i przyciągnął, sadzając sobie na kolanach. Znalazłam się tak blisko niego, że nie mogłam oprzeć się temu, aby go nie pocałować, więc pochyliłam się nad nim, a on od razu przylgnął ustami do moich. Chciał tego pocałunku tak samo, jak ja. Błądził dłońmi po moim ciele, natomiast ja wplotłam dłonie w jego czarną czuprynę. Lubiłam bawić się jego włosami, a jemu też to najwyraźniej się podobało, bo mruczał wtedy jak kot, którego się głaskało. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i na jego twarzy znowu zauważyłam niewielki uśmiech.
— Mam coś dla ciebie. — Odchrząknął, gdy słowa ledwie przeszły przez jego gardło. — Przeczytaj i podpisz. — Podał mi kartkę, a ja spojrzałam na nią, marszcząc brwi, gdy zaczęłam czytać.
— Umowa o pracę? — zapytałam zaskoczona, przenosząc na niego wzrok, a Ian przytaknął z zadowoleniem.
— Ale... dlaczego?
— Trzeba przez coś przepchnąć twoje pieniądze. Nie będziesz ich wiecznie trzymała w reklamówce — powiedział, a ja zacisnęłam usta. — Zrobimy to przez klub — dodał, na co przeniosłam wzrok na umowę.
Niby to rozwiązanie było dobre, ale miałam świadomość, że nie miałam żadnych kwalifikacji na stanowisko, które było wpisane.
— Poza tym oprócz tego, co już masz, dostaniesz jeszcze sto tysięcy. — Potrząsnęłam głową, słysząc kolejne słowa wypowiedziane przez Iana.
— Co? Że co? Za co? — dopytywałam zdezorientowana.
Patrzyłam w jego oczy, a on uśmiechnął się tylko lekko. Zgarnął dłonią kosmyk włosów, który opadł mi na policzek, po czym pochylił się lekko i sięgnął po długopis z biurka.
— Należy ci się połowa za Meksyk — odparł od niechcenia.
Był mi wdzięczny za uratowanie życia, ale ja zamiast pieniędzy wolałabym od niego coś innego. Chciałam usłyszeć słowa, przez które nie musiałabym się wiecznie zastanawiać, kim dla niego byłam. Na dodatek mówił tak lekko o tych pieniądzach, jakby dawał mi sto dolarów, a nie sto tysięcy.
— Resztą dzielę się po połowie z Zionem — dodał po chwili.
— Ale... ja nie potrzebuję tych pieniędzy. — Ian pokręcił głową, słysząc mój sprzeciw, a ja spięłam się, słysząc poirytowane westchnięcie.
— Ja nie pytam, czy potrzebujesz, tylko są twoje i koniec tematu. Zrozumiano? — Chwycił moją twarz i ścisnął mocno palcami policzki, kolejny raz sprawiając mi ból.
Skrzywiłam się, przytakując lekko, bo przez jego chwyt nie byłam w stanie nic powiedzieć. Gdy mnie puścił, zacisnęłam usta, patrząc na niego niepewnie, a na twarzy czułam nieprzyjemne pieczenie.
— Zrozumiano? — powtórzył po chwili.
— Tak — odparłam cicho.
— Cieszy mnie to. — Uśmiechnął się szeroko, po czym cmoknął mnie w usta. Zachowywał się, jakby wcale przed chwilą nie miażdżył mi policzków. Musiałam być ostrożniejsza w doborze słów w czasie rozmowy z nim. Chciał rządzić, więc powinnam się podporządkować.
— Ale... — zawahałam się — zastępca menadżera? — Spojrzałam na niego niepewnie. — Czy coś będę musiała robić? Przecież ja się na tym zupełnie nie znam. Do tej pory byłam tylko kelnerką.
— Wystarczy, że od czasu do czasu podpiszesz kilka papierków, wygenerujesz jakieś zamówienia, opieprzysz personel — mówił od niechcenia, wzruszając ramionami.
Miałam wrażenie, że jemu nie przeszkadzałoby to, jakbym się nawet tutaj nie pojawiała. Tu chyba naprawdę chodziło tylko o to, żeby te pieniądze legalnie trafiły na moje konto i w sumie cieszyłam się z tego, bo to oznaczało, że będę mogła je bez problemu zacząć wydawać.
— Jak chcesz, mogę ci wpisać pracę za barem, ale wtedy muszę uciąć stawkę i to wszystko dłużej potrwa. — Zacisnęłam usta, zastanawiając się chwilę nad tym, ale stwierdziłam, że im szybciej te pieniądze będą na koncie, tym lepiej.
— To gdzie mam podpisać? — zapytałam, na co Ian popatrzył na mnie z zadowoleniem i pokazał palcem miejsce, a ja złożyłam podpis.
Jeszcze dobrze nie postawiłam ostatniej litery, a on prawie wyrwał mi dokument spod ręki. Wrzucił go do biurka, wyciągając od razu jakiś inny.
— To w ramach pierwszych obowiązków podpisz jeszcze to — mówił, wskazując miejsce, gdzie mam postawić parafkę.
— Zamówienie — dodał po chwili.
— Mogę najpierw przeczytać? — Spojrzałam na niego niepewnie, na co zmrużył oczy.
Nie chciałam podpisywać dokumentów, nie wiedząc, co było w nich zawarte.
— A co? Nie ufasz mi? — Posłał mi znaczące spojrzenie, a na jego twarzy znowu pojawiło się zdenerwowanie
— Ufam — powiedziałam nieśmiało.
— To podpisuj — warknął, trącając moją rękę.
Z ostrożnością położyłam dłoń, w której trzymałam długopis i po chwilowym zawahaniu się podpisałam dokument, mając nadzieję, że to naprawdę było tylko zamówienie. Gdy postawiłam ostatnią literę, szybko zabrał kartkę.
— Świetnie — mruknął z zadowoleniem, chowając to od razu do szuflady.
— A w jaki sposób to wszystko będzie się odbywało? Nie będzie z tego problemów? — dopytywałam, a Ian zaśmiał się pod nosem.
— Tym już się nie musisz martwić. To zajęcie dla mojego kreatywnego księgowego. — Puścił mi oczko.
Potem zamknął mnie w szczelnym uścisku, przytulając się do mojego biustu, a ja oparłam brodę na jego głowie, przymykając oczy i zastanawiając się, dlaczego zawsze nie mógł być taki czuły, jak teraz.
*
Westchnęłam ciężko, gdy szliśmy klubowym korytarzem, a Ian trzymał mnie kurczowo za dłoń, jakby się bał, że mogłabym mu uciec. W sumie może trochę się tego obawiał, bo za bardzo nie chciałam nigdzie wychodzić. Miałam ochotę zakopać sie w kołdrze i nie wychodzić spod niej do następnego poranka. Marudziłam mu dobrą godzinę, ale on był nieustępliwy. Kolejny raz coś zarządził, więc musiałam się zgodzić, żeby go nie zdenerwować.
Dochodziła do nas grająca muzyka, która z każdym stawianym przez nas krokiem była głośniejsza, bo zbliżaliśmy się do głównej sali. Po chwili zaczęliśmy wchodzić po schodach, a następnie Ian pchnął kolejne drzwi i zobaczyłam wejście na antresolę, gdzie na kanapach siedzieli Eavan ze swoimi towarzyszkami oraz Zion. Wszyscy spojrzeli w naszym kierunku, przez co przełknęłam mocniej ślinę, bo ich wzrok był przenikliwy. Przyglądali się nam, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem czymś się nie ubrudziłam.
— Sam! — pisnęły po chwili dziewczyny Eavana i od razu podeszły do mnie, rozdzielając mnie z Ianem.
Przytuliły mnie i cmoknęły w policzek, jakbyśmy były przyjaciółkami, po czym pociągnęły mnie za rękę w stronę kanap. Chciałam usiąść obok Iana, jednak one mi to uniemożliwiły. Spojrzałam w jego kierunku, ale on na mnie nie patrzył, tylko pogrążył się w rozmowie z Eavanem i Zionem. Siedzieli pochyleni i rozprawiali o czymś zawzięcie, śmiejąc się raz po raz.
— Jak to się stało, że nadal z nim jesteś? — Wyrwana z zamyślenia spojrzałam na Alani.
— A nie powinnam być? — zapytałam, na co tylko wzruszyła ramionami. Zupełnie nie rozumiałam, o co jej chodziło.
— Bo wiesz, on nigdy nie pokazywał się z żadną w towarzystwie, a już na pewno żadnej nie trzymał za rękę — zachichotała Nandi. — Ciekawi nas, co takiego robisz, że w twoim przypadku jest inaczej.
— Nie wiem. — Wzruszyłam ramionami, bo naprawdę nie wiedziałam, co miałbym im powiedzieć. — A powinnam robić coś specjalnego? — Dziewczyny popatrzyły na siebie znacząco, uśmiechając się lekko, po czym na powrót przeniosły na mnie wzrok.
— A to prawda, że z nim mieszkasz? — zapytała Alani, na co przytaknęłam.
— Ja pierdolę, ale ci się trafiło — powiedziała, zerkając na Iana.
— Szczęściara z ciebie, tylko tego nie schrzań, bo na twoje miejsce jest kolejka chętnych. Jest młody i przy kasie, to niejedna chciałaby go wydoić. — Puściła mi oczko, a ja zmarszczyłam brwi.
— Wy też?
— Nie — zaśmiały się jednocześnie.
— My mamy Eavana i nie zamierzamy go zamieniać. Facet jest zbyt hojny i mimo wszystko ma więcej forsy niż ten twój Ian. — Nandi spojrzała na mnie wymownie.
— Ja nie jestem z Ianem dla pieniędzy — powiedziałam, a na ich twarzach kolejny raz pojawiły się niewielkie uśmiechy i popatrzyły na siebie znacząco.
Skrzywiłam się, że tak mnie odbierały. Nie byłam taka, jak one.
— A tego Eavana... to... wy dwie go macie? W sensie naprawdę dzielicie się nim? Czy jak? Wy to wszyscy razem robicie? — dopytywałam i dopiero po chwili dotarło do mnie, że byłam zbyt wścibska.
Nie miałam pojęcia, co mnie napadło, żeby w ogóle pytać o takie rzeczy. Uderzyłam się mentalnie w twarz za to, co powiedziałam, ale już nie mogłam tego cofnąć.
— Ale co robimy? — zapytała Nandi.
— No... to. Znaczy... seks — dukałam skrępowana, że w ogóle interesowałam się tak intymnymi szczegółami.
— No pewnie! Czasem w trójkę, czasem w parach. Zależy od naszego lub jego nastroju — powiedziała Alani, a ja zrobiłam wielkie oczy.
Nie potrafiłabym żyć tak, jak one, a dziewczyna opowiadała o tym bez cienia skrępowania.
— To super rozwiązanie. — Nandi puściła mi oczko, uśmiechając się lekko. — Jak jednej się nie chce, to druga go zadowoli. Ian też kiedyś lubił takie zabawy — zaśmiała się.
Zacisnęłam usta, słysząc to, a w środku poczułam ukłucie. Zdawałam sobie sprawę z tego, bo pamiętałam, jak po jednym z wyścigów zabrał ze sobą bliźniaczki, ale starałam się o tym nie myśleć. Nandi sprawiła, że w środku poczułam niepokój, że mógłby chcieć do tego wrócić, a ja nie chciałam dzielić się nim z żadną. Nie wyobrażałam sobie trójkąta.
— Mhh — mruknęłam tylko, bo nawet nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć.
Nadal nie przetrawiłam informacji, które mi przekazały. Żyły w związku z jednym facetem i nawet nie kryły tego, że tak naprawdę chodziło im tylko o kasę.
— Boże, dziewczyno, ale masz minę. Wszystko jest dla ludzi — zachichotała Alani, a ja uśmiechnęłam się krzywo.
Może i wszystko było dla ludzi, ale nie wyobrażałam sobie tego, że ja mogłabym tak żyć. Gdzie w tym wszystkim miłość? Jakieś głębsze uczucia? Czy pieniądze naprawdę były ich jedynym sensem życia? Nie mogłam tego pojąć.
— To, co? — Wzdrygnęłam się, słysząc donośny głos Eavana, który przemówił, więc przeniosłam na niego wzrok.
— Pijemy za zdrowie nowego właściciela Fallbron — zaśmiał się, unosząc szklankę, w której miał alkohol.
Właściciela Fallbron? — Powtórzyłam w myślach.
Nie mogłam uwierzyć w to, jak Eavan nazwał Iana. Oni naprawdę rościli sobie jakieś prawo, do zarządzania tym miastem i jego mieszkańcami. Zaczęłam się zastanawiać, jak to wszystko będzie wyglądało po tym, jak Ian ogłosił się szefem grupy przestępczej.
Zaśmiałam się duchu, że przecież ja też już do niej należałam. Miałam dilować narkotykami i sama dobrowolnie w to weszłam. Niewątpliwie postradałam zmysły, bo w ogóle nie zastanawiałam się nad tym, co może mnie spotkać, jeśli złapie mnie policja. Całkowicie zaufałam Ianowi, wierząc, że w razie wpadki, wyciągnie mnie z kłopotów.
Pozostali również wznieśli szklanki z alkoholem, natomiast ja przygryzłam wewnętrzną stronę wargi, nie wiedząc, co zrobić. Wszyscy pili, a ja przyglądałam się tylko temu, przez co czułam się wykluczona z towarzystwa.
— A Samantha? — Gdy Eavan zwrócił na mnie uwagę, spojrzałam na Iana, czekając na jego pozwolenie, bo nie wiedziałam, czy mogę się napić, a nie chciałam go zdenerwować swoją samowolką.
— Zion, polej jej — powiedział, kiwając w kierunku pustej szklanki stojącej na stoliku, na co uśmiechnęłam się lekko.
Mężczyzna sięgnął po butelkę z wódką i nalał trochę, po czym podał mi szklankę. Gdy upiłam łyk, skrzywiłam się, szybko popijając alkohol sokiem, gdy poczułam w ustach i przełyku gorycz. Zdecydowanie wolałam pić drinki, a nie czystą.
Eavan po chwili kiwnął głową na swoje partnerki, przez co od razu przesiadły się obok niego, a Ian zajął miejsce przy mnie. Jedną rękę przełożył na oparcie, dotykając mojego barku, a drugą położył na moim udzie. Spojrzałam na niego nieśmiało, gdy poczułam jego ciepły dotyk na skórze, bo nie sądziłam, że odważy się na taki gest przy innych.
— Czemu jesteś taka spięta? — powiedział do mojego ucha.
— Nie wiem, na co mogę sobie pozwolić. — Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się krzywo.
Podczas otwarcia klubu nie było go przez jakiś czas, więc zachowywałam się swobodnie, ale teraz sytuacja była inna. Czuwał przy mnie, więc nie chciałam mu podpaść.
— Dzisiaj na wszystko — odparł, na co przygryzłam wargę.
— Na wszystko? Nawet na ściągnięcie majtek? — zapytałam, posyłając mu prowokacyjne spojrzenie.
— Tylko, jeśli tym razem ja je dostanę — powiedział, patrząc prosto w moje oczy.
Musnął ustami moją szyję, a ja poczułam przyjemny dreszcz rozchodzący się po moim ciele. Jego gesty działały na mnie i to był niepodważalny fakt. Zerknęłam na dziewczyny Eavana, które spoglądały na nas w osłupieniu. Czyżby miały rację i Ian traktował mnie inaczej? Lepiej? Tylko dlaczego w takim razie wciąż doświadczałam z jego strony przemocy? Co powinnam zrobić, żeby jego wybuchy gniewu nie skupiały się na mnie?
— Polać ci jeszcze? — zapytał po chwili.
— Wolałabym z sokiem — odezwałam się, na co przytaknął.
Sięgnął po wódkę i wlał do szklanki, po czym dopełnił sokiem, i podał mi ją, a ja od razu upiłam łyk. Chciałam się rozluźnić i wiedziałam, że alkohol mi w tym pomoże.
*
Po wypiciu kilku kolejnych drinków czułam już spore wirowanie w głowie. Klubowa muzyka dudniła w moich uszach, a ja miałam wrażenie, jakby głośnik znajdował się przy mojej głowie. Siedziałam wtulona w bok Iana, który obejmował mnie ramieniem i czułam się wyjątkowo dobrze. Chciałam, żeby zawsze był taki delikatny i opiekuńczy.
Dzisiejsza noc nie była tak rozrywkowa, jak ta z otwarcia klubu, ale czułam się swobodniej w towarzystwie znajomych Iana. Miałam świadomość, że to zasługa wypitego alkoholu, jednak nie przejmowałam się tym. Grunt, że było mi dobrze. Po jakimś czasie dołączył do nas jeszcze Caden, przez którego ciągle chichrałam się pod nosem, bo rzucał jakimiś żartami, które prawdopodobnie były drętwe, bo tylko ja się z nich śmiałam, ale nie obchodziło mnie to.
— Ian, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. — Zamieniłam się w słuch, gdy Eavan odezwał się w kierunku mojej miłości. Zachichotałam cicho, gdy uzmysłowiłam sobie to, jak nazywałam w myślach Iana.
Mężczyzna dopił alkohol, po czym odłożył pustą szklankę na stolik, a ja zmrużyłam oczy, przyglądając mu się, jakby to miało mi pomóc w skupieniu się na tym, co chciał powiedzieć. Skarciłam się, za zbyt dużą ilość wypitych drinków.
— Jaką?
— Za trzy dni organizuję wyścig. Jeśli oczywiście znajdą się chętni do wejścia w to — odparł, wyciągając paczkę papierosów i gdy wyjął jednego, rzucił ją Ianowi. Brunet złapał ją i oczywiście też wyciągnął fajkę, żeby zapalić.
— Jaka stawka na wejście?
— Trzydzieści tysięcy. — Zauważyłam, że na Ianie ta kwota nie zrobiła żadnego wrażenia. W ogóle oboje zachowywali się tak, jakby mówili o kilkudolarowych stawkach.
— Ile jest do wyjęcia?
— To zależy — odparł, wypuszczając dym. — Po starych zasadach mogę zaoferować dwukrotność tej sumy.
— Po starych? A są jakieś nowe? — Ian przyglądał mu się z uwagą, a Eavan uśmiechnął się pod nosem.
— Na ten jeden wyścig mogę zrobić dla ciebie wyjątek i jeśli wygrasz, całość będzie twoja — mówił, zaciągając się papierosem. — Czyli jeśli pojedzie tak, jak zwykle czterech, czy pięciu to masz nawet sto pięćdziesiąt tysięcy dla siebie. — Uniosłam brwi, słysząc kwotę. — Ale mam jeden warunek.
— Jaki?
— Kierowcą ma być Samantha. — Eavan przeniósł wzrok na mnie, a ja zastygłam w bezruchu, słysząc to.
Pozostali też byli zaskoczeni tymi słowami, przez co zamilkli, chociaż jeszcze przed chwilą prowadzili pomiędzy sobą zażartą dyskusję.
Przełknęłam mocniej ślinę, próbując zebrać myśli, a mężczyzna wpatrywał się we mnie, mrużąc oczy, jakby czekał na moją zgodę.
Analizowałam to wszystko, co przed chwilą usłyszałam, ale nie potrafiłam podjąć decyzji. Nie, gdy w mojej głowie szumiało od alkoholu.
Zgodzić się, czy nie? — Zastanawiałam się w myślach.
— Nie ma mowy! — Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam krzyk Iana.
Zgasił z impetem papierosa, po czym polał sobie, wychylając duszkiem wódkę, a ja skrzywiłam się na te słowa, bo tak jak na początku byłam zszokowana tą propozycją, to z każdą mijającą sekundą byłam gotowa na to, żeby usiąść na miejscu kierowcy i poprowadzić Dodge'a. Nawet nie dla kasy, ale żeby po prostu się sprawdzić. Ciekawiło mnie, czy gdybym była trzeźwa, to też bym podjęła taką decyzję.
— A...
— Nie, nie zgadzam się na to. — Ian przerwał mi w ekspresowym tempie, gdy chciałam się odezwać.
Spojrzał na mnie znacząco i w jego oczach widziałam to, że nie zmieni swojego zdania.
— Dlaczego? Już prowadziłam twoje auto i to nawet z większą prędkością — powiedziałam, a on prychnął pod nosem.
— Tak, ale w czasie wyścigu ciśniesz o wiele więcej. Nie ma mowy. — Kręcił głową, na co ja zacisnęłam usta.
— Pojadę, ale na starych zasadach — odezwał się w kierunku Eavana, na co ten przytaknął.
Przygryzłam wnętrze policzka, zastanawiając się, co zrobić, żeby Ian zmienił zdanie. Chciałam pojechać, bo przecież to nie było nic trudnego. Wybierali dość prostą trasę i jedyną największą trudnością była nawrotka, ale łudziłam się, że Ian potrenowałby to ze mną. Przecież do wyścigu były trzy dni.
— A jakbym chciała wziąć udział osobno? — zapytałam, na co Ian zerwał się z kanapy.
Posłał mi mordercze spojrzenie, a ja przełknęłam mocniej ślinę. Domyślałam się, że gdybyśmy byli sami, to już szarpałby mnie za włosy. Przy większej grupie starał się hamować, ale i tak był rozsierdzony.
— Potrzebujesz trzydziestu tysięcy na wejście, auta i pasażera. W twoim przypadku mężczyzny. — Zacisnęłam zęby, słysząc o ostatnim warunku.
Myślałam, że mogłabym jechać sama. Auto bym sobie jakoś ogarnęła z pomocą tego całego Ziona, ale pasażera? I to jeszcze płci męskiej? Obawiałam się reakcji Iana, gdybym wsiadła do samochodu z obcym facetem.
— A jakbym była bi? — Stwierdziłam, że spróbuję tej opcji, bo przecież równie dobrze mogłam gustować też w kobietach.
Zastanawiałam się, czy któraś z dziewczyn Eavana pojechałaby ze mną.
Ignorowałam stojącego nade mną Iana, który prawdopodobnie mordował mnie wzrokiem, bo czułam jego przenikliwe spojrzenie na sobie. Miałam tylko nadzieję, że nie oberwie mi się potem od niego za to. Zawsze mogłam zwalić to na alkohol, że po prostu przestałam racjonalnie myśleć po zbyt wielu drinkach i w sumie chyba taka była prawda, bo gdybym była trzeźwa, na pewno od razu odrzuciłabym propozycję Eavana, a tak zatraciłam gdzieś zdroworozsądkowe myślenie.
— To nic nie zmienia. — Zrobiłam niezadowoloną minę, słysząc to, jednak po chwili uśmiechnęłam się lekko, spoglądając na kolegę Iana.
Może obcemu facetowi by coś zrobił, gdyby ze mną pojechał, ale kumplowi z grupy? A może nawet przyjacielowi, skoro ufał mu w wielu kwestiach, a nawet powierzył mu moje bezpieczeństwo, gdybym sama miała wyjeżdżać z Meksyku.
— Zion? — odezwałam się, na co mężczyzna spojrzał na mnie spłoszonym wzrokiem. — Masz szybkie auto prawda? — zapytałam, a on niepewnie przytaknął, spoglądając na Iana, po czym ponownie przeniósł wzrok na mnie.
Stwierdziłam, że muszę być bliżej niego, żeby coś ugrać, więc wstałam i lekko chwiejnym krokiem podeszłam do kanapy. Usiadłam na jej boku i popatrzyłam na niego niewinne.
— Może pojechalibyśmy razem? — Uśmiechnęłam się, ale on zignorował mnie, tylko kolejny raz spojrzał na Iana.
— Samantha, kurwa, nie kombinuj — warknął brunet, na co głośno westchnęłam.
— A co? Boisz się, że ze mną przegrasz? — Posłałam mu znaczące spojrzenie, a on patrzył namnie, mrużąc oczy.
— Nie wiadomo, czy Ian pojedzie, skoro nie będzie miał partnerki — wtrącił Eavan, przez co przeniosłam na niego wzrok. Takiej opcji nie wzięłam pod uwagę.
— Na pewno jakaś chętna się znajdzie. Zawsze się znajduje. Będzie mogła liczyć na część kasy i dobry seks. — Dosłownie wszystko się we mnie zagotowało, gdy usłyszałam te słowa z ust Iana, który patrzył na mnie obojętnym wzrokiem.
Tyle razy powtarzał mi, że byłam dla niego ważna, a teraz bez mrugnięcia okiem chciał mnie zamienić na inną i nawet ją przelecieć. Zacisnęłam dłonie w pięści, wstając z kanapy i oddychałam ciężko, patrząc wprost w jego oczy, jednak nie wiedziałam, co powiedzieć.
— Idiota — mruknęłam po chwili, po czym uciekłam stamtąd, bo czułam, że zaraz się popłaczę.
Ian nie zatrzymywał mnie, nawet za mną nie krzyknął. Pozwolił mi odejść, jakbym nic dla niego nie znaczyła. A może jednak nie znaczyłam? Może Rey miał rację i był ze mną tylko dlatego, że potrzebował mnie do osiągnięcia własnych korzyści? W mojej głowie kolejny raz kotłowały się tysiące myśli, a ja nie mogłam ich ogarnąć i wypity wcześniej alkohol na pewno mi w tym nie pomagał.
Objęłam się rękoma i sunęłam przed siebie, klucząc po korytarzach, nie do końca wiedząc, dokąd szłam. Było tu zdecydowanie zbyt wiele drzwi, a ja nie miałam pojęcia, jak znaleźć te wyjściowe z klubu, bo nawet nie było żadnych oznaczeń. Nagle gwałtownie zatrzymałam się, widząc przejście na zaplecze baru. Wpatrywałam się w drzwi, po czym spojrzałam za siebie, by następnie znowu przenieść wzrok w stronę zaplecza, na którym ktoś był, bo było słychać toczącą się rozmowę. Przygryzłam wargę, gdy do głowy wpadł mi pewien pomysł.
************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro