Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Masz tu coś do załatwienia, Sam?

Następny poranek był jeszcze cięższy niż poprzedni. Kolejny raz prawie nie spałam w nocy, zastanawiając się, dlaczego ten mężczyzna przyczepił się do mnie. Nawet nie wiedziałam, jak miał na imię. Ani on, ani nikt z jego otoczenia. Znowu przez głowę przeszła mi myśl, żeby pójść na policję, ale bałam się, bo w końcu facet wiedział już, gdzie pracowałam i mieszkałam. Wiedziałam, że nie trafił do tego baru przypadkowo. Na dodatek ukradli mi auto. Inaczej tego nie mogłam nazwać. Niepokoiło mnie to, że mogli je wykorzystać do jakichś niecnych celów, przez co ja potem mogłabym mieć problemy. Poza tym, co ja miałam powiedzieć rodzicom?

— Boże, dlaczego ja? — jęknęłam pod nosem, przecierając twarz dłońmi.

— Sam! Śniadanie! — krzyknęła moja mama, na co westchnęłam cicho.
Zwlekłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki, a kwadrans później weszłam do kuchni, po której krzątała się mama. Miała dzisiaj wolne i już od rana sprzątała, zamiast trochę odpocząć. Dziwiłam się jej, bo ja a jej miejscu inaczej wykorzystałabym taki dzień.

— Coś się stało? — zapytała, a ja pokręciłam głową. — W nocy znowu wróciłaś później niż zwykle — dodała, lustrując moją twarz.
Patrzyłam na nią, dostrzegając sińce i worki pod oczami. Chyba też nie najlepiej spała w nocy, bo wyglądała podobnie do mnie. A może długo rozmawiała z tatą przez telefon? W sumie trochę jej współczułam, że tak rzadko go widywała. Niby małżeństwo, a żyli na odległość.

— Ostatnio klientom nie spieszy się do domów — odparłam, ziewając, ale co jej miałam powiedzieć? Że przyczepił się do mnie jakiś podejrzany typ? Wpadłaby w panikę. Wystarczyło, że ja miałam przez to zszargane nerwy.

— W sklepie, gdzie pracuję od września będzie wakat. Może ty byś przyszła? — zapytała, po czym chwyciła ścierkę i zaczęła wycierać blat od szafki.
— Wracałabyś o przyzwoitej porze do domu.

— Przecież został mi jeszcze ostatni rok szkoły — mówiłam, marszcząc brwi. Zastanawiałam się, o co tak naprawdę jej chodziło. Czułam, że te podchody miały jakiś konkretny cel.
— Jak miałabym to pogodzić? Do baru chodzę na nocki albo weekendy i jest okey.

— Rób, jak chcesz — odezwała się obojętnym głosem, wzruszając przy tym ramionami. — Ale mam nadzieję, że zaczniesz wracać o tej porze co zawsze. Mam dość nasłuchiwania odgłosu drzwi wejściowych, żeby mieć pewność, że wróciłaś. — Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, gdy wypowiedziała te słowa. Nigdy nie pomyślałabym, że w nocy leżała w łóżku i czekała na to, aż wrócę. Teraz przynajmniej wiedziałam, skąd te sińce pod oczami.
— Nie patrz tak. Myślisz, że ja sobie spokojnie śpię? Martwię się. Cały czas się martwię. Odkąd Adam... — mówiła dalej, lecz zamilkła, gdy wypowiedziała imię mojego nieżyjącego brata. — Po prostu nie mogę stracić drugiego dziecka — dodała po chwili, patrząc mi w oczy.

— Nie stracisz — powiedziałam cicho.

— Gdzie jest twoje auto? — zapytała, a ja zacisnęłam usta. Już myślałam, że uniknę tego tematu, ale niestety pomyliłam się. — Nie ma go na podjeździe.

— Ukradli mi — odparłam, wzdychając.

— Jak to ukradli?! — krzyknęła podenerwowana. — I siedzisz sobie tutaj tak spokojnie?! Trzeba jechać na policję!

— Już byłam, w nocy — powiedziałam po chwili. — Dlatego później wróciłam.

— Dopiero co mówiłaś, że wróciłaś później, bo byli klienci. — Mama przyglądała mi się bacznie, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

— Powiedziałam tak, żeby cię nie martwić — odparłam, bo co innego miałam powiedzieć? Że wcale nigdzie nie byłam?

— I co powiedzieli?

— Że jak znajdą, to się skontaktują.

— Czyli nic nie zrobią! — krzyknęła, a ja się wzdrygnęłam, bo nie sądziłam, że tak emocjonalnie zareaguje. — Bo w tym mieście policja nic nie robi! Złapali tego, co zabili Adama? Nie! Sprawę zamknęli i tyle! — Spuściłam głowę, słysząc o bracie, chociaż mama miała całkowitą rację. — Sam, musisz zmienić pracę. Nie chcę, żeby tobie też coś się stało — dodała, na co spojrzałam na nią zrezygnowanym wzrokiem, bo nie chciałam zwalniać się z baru.

Mama, widząc moją minę, zacisnęła usta, rzuciła ściereczkę i wyszła z kuchni. Nie sądziłam, że tak się mną przejmowała. Myślałam, że nadal miała do mnie wielki uraz za wydarzenia sprzed dwóch lat. Może w końcu doszło do niej, że nie miałam na nic wpływu?

Westchnęłam głośno, po czym zabrałam się za jedzenie tostów, a potem miałam zamiar wpaść do chłopaka. Chciałam się do kogoś poprzytulać. Spojrzałam przez okno i uśmiechnęłam się, bo na dworze było ładnie. Według prognozy w najbliższych dniach na dobre miało zagościć pełne słońce i temperatury sięgające trzydziestu stopni. W końcu pogoda godna lata.

*

Leżałam naga obok Dylana, który chrapał, tuląc mnie do siebie. Jak zawsze po seksie poszedł spać. Na początku, gdy zaczęliśmy ze sobą sypiać, denerwowało mnie to, że on chwilę później zasypiał. Potem dowiedziałam się od naszej szkolnej edukatorki, że niektórzy mężczyźni tak mają, więc po prostu przyjęłam to do wiadomości, chociaż ja wolałabym porozmawiać.

Leżałam, wsłuchując się w jego miarowy oddech. Byliśmy parą od ponad roku i było mi z nim naprawdę dobrze. Jednak bałam się, jak przetrwamy czas studiów. On miał stypendium sportowe i wybraną uczelnię, a ja musiałam najpierw uzbierać kasę na czesne, chociaż  zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy mi się uda, bo przez tego przestępcę, który się do mnie przyczepił i po dzisiejszej rozmowie z mamą, zaczęłam rozmyślać nad tym, czy faktycznie nie zrezygnować z pracy w barze. Może studia nie były mi pisane?

*

Uśmiechnęłam się lekko, gdy Dylan zaczął się przebudzać. Ziewnął szeroko, po czym przytulił mnie jeszcze mocniej. Mogłabym tak spędzić cały dzień.

— Kocham cię — powiedział, a ja cmoknęłam go w usta.

Chwilę później ubraliśmy się i postanowiliśmy odwiedzić Josha oraz Reya - jego kumpli z drużyny. Gdy wychodziliśmy z domu, minęliśmy się z mamą Dylana, która właśnie wróciła z pracy. Przywitałam się z nią, chwilę porozmawiałam, po czym przeszliśmy do samochodu chłopaka.

— Odezwali się z policji? — spytał, gdy odpalił silnik, a ja przygryzłam wnętrze policzka.

Gdy Dylan zapytał, czemu przyszłam do niego pieszo, a nie przyjechałam autem, to powiedziałam, że w nocy ktoś mi je ukradł. Oczywiście potem dodałam, że zgłosiłam sprawę na policji, chociaż  prawda była inna.

— Jeszcze nie. — Westchnęłam.

— W sumie, to raczej nie rób sobie nadziei, że je odnajdą — powiedział, spoglądając na mnie przez chwilę.
— Pewnie już jest pocięte na części — dodał, a ja przytaknęłam, wzdychając przeciągle.
— Sam, co się dzieje? — zapytał po chwili, lustrując moją twarz, by następnie przenieść wzrok na drogę.

— Nic — odparłam, uśmiechając się lekko.

— Mam wrażenie, że jesteś jakaś przygaszona. — Dylan jak zawsze w punkt odgadnął mój nastrój, który nie mógł być inny przez ostatnie wydarzenia.

— Też byś taki był, jakby ci ukradli auto.

— Ale tu nie chodzi tylko o dzisiaj, ale i o poprzedni dzień. Znam cię już na tyle dobrze, żeby ocenić czy coś się dzieje.

— To chyba zmęczenie. Nocki dają mi się we znaki.

— Może poszukałabyś innej roboty? — zapytał, przez co zacisnęłam usta. Może on i mama mieli rację? Tylko że ta praca naprawdę mi odpowiadała, bo zawsze szli mi na rękę i mogłam przychodzić do baru, kiedy mi pasowało.
— W sumie wyszłoby lepiej, bo moglibyśmy normalnie się spotykać i wieczorem gdzieś wyjść.

— Nie wiem — odparłam, patrząc przed siebie.
— Tam już jestem wdrożona, klienci mnie znają, a ja ich. Nie jest najgorzej. — Uśmiechnęłam się krzywo, spoglądając na niego.

— Jak wolisz — powiedział, wzruszając ramionami, na co przygryzłam wargę, bo miałam coraz więcej wątpliwości odnośnie dalszej pracy w barze.

*

W końcu dotarliśmy do Josha. Chłopak, jak zawsze w wolne popołudnie siedział na werandzie przed domem. Gdy wysiedliśmy z auta, kiwnął  nam ręką na powitanie, a gdy podeszliśmy do niego, wstał, żeby się przywitać.

— Siema, Dylan — powiedział, zbijając z nim piątkę. — Cześć, Sam. — Cmoknął mnie w policzek.

— Znowu się lenisz — odparł mój chłopak, a Josh tylko przewrócił oczami. — Reya jeszcze nie ma?

— Będzie za jakieś pół godziny, podobno coś jeszcze musiał załatwić — powiedział. Rozsiedliśmy się z Dylanem na krzesłach.
— Napijecie się czegoś?

— Coli, najlepiej z lodówki albo chociaż z lodem — odparł mój chłopak, a ja przytaknęłam.
— Straszny jest ten upał, chyba już wolałem ulewy. — Skrzywiłam się, słysząc to, bo ja zdecydowanie wolałam obecną pogodę.
Josh wszedł do domu, a po chwili wrócił z tacą, na której były szklanki z napojami. Od razu chwyciłam jedną i upiłam solidny łyk Coli.

— Może w sobotę zrobimy wypad nad jezioro? — zapytał, a mnie aż oczy zaświeciły się na tę propozycję. Marzyłam o tym, żeby powylegiwać się w słońcu.

— Świetny pomysł — odparł Dylan.
— Co ty na to, Sam? — zwrócił się do mnie, na co uśmiechnęłam się szeroko.

— Jeszcze pytasz? — odezwałam się, patrząc na niego wymownie.
— Sobotę mam wolną, więc mogę nawet całą noc przesiedzieć na plaży.

— Masz wolne? A to ci nowość. — zaśmiał się Josh.
Przewróciłam oczami, słysząc ten przytyk. Może i rzadko kiedy miałam wolne, ale tak naprawdę to był mój wybór. Po prostu w wakacje chciałam zarobić jak najwięcej, bo w roku szkolnym już tak często nie pracowałam.

— Nie każdy, jak ty ma stypendium sportowe i bezproblemowe dostanie się na uczelnię — odparłam, patrząc na niego wymownie. — Niektórzy muszą pracować na czesne.

— Zawsze mogłaś być kujonem i mieć stypendium naukowe — zaśmiał się, na co zrobiłam skrzywioną minę. Może i miał trochę racji, ale zdecydowanie ze ślęczeniem godzinami nad książkami nie było mi po drodze.

— Spadaj, mało śmieszny żart. — Szturchnęłam go w ramię, pokazując język.

— Słyszeliście o tym, co działo się w nocy? — zapytał po chwili Josh, a ja i Dylan pokręciliśmy głowami. Kolega zrobił minę, jakbyśmy przegapili ogłoszenie nowego prezydenta.
— Serio? — dopytywał z niedowierzaniem.
— Gdzie wy żyjecie? — dodał, kręcąc głową.

— A co było? — zapytał Dylan, kołysząc się na krześle.

— Gangusy znowu dały o sobie znać. Chyba ktoś chce wejść na ich teren, że była kolejna akcja — odparł Josh, a ja przełknęłam mocno ślinę, zastanawiając się, co za chwilę usłyszę. Jakby nie patrzeć widziałam ich kilku w nocy, a na dodatek przez nich pozbyłam się auta.

— Znowu strzelanina? — wtrąciłam od niechcenia.
Na szczęście mój głos nie zdradzał tego, że byłam zdenerwowana.

— Tym razem spalili kogoś w samochodzie. — Zamarłam w jednej chwili, słysząc te słowa.

— Co!? — Dylan był w takim szoku, że prawie przewrócił się na krześle. Przestał się kołysać i z podekscytowaniem wpatrywał się w kolegę, czekając na szczegóły.

Ja za to poczułam, jak krew odpływa mi z mózgu, gdy zdałam sobie sprawę z tego, do czego zostało użyte moje auto. Boże, jak można spalić człowieka? Kim byli ci ludzie? I co będzie, jak w czasie śledztwa na jaw wyjdzie, że to był mój samochód? Jak wytłumaczę się z tego, że nie miałam z tym nic wspólnego? Przecież nawet nie zgłosiłam kradzieży. Zerknęłam na godzinę w telefonie, zastanawiając się, czy miałam jeszcze szansę na powiadomienie policji o kradzieży samochodu. Minęło już kilkanaście godzin, ale zawsze mogłabym wytłumaczyć to szokiem.
Dylan z Joshem dyskutowali o morderstwie, jednak do mnie nie docierały ich słowa. Nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się w szklankę z Colą, zastanawiając się, co teraz ze mną będzie.

— Sam! — Wzdrygnęłam się, słysząc, jak Dylan podniesionym tonem głosu wypowiedział moje imię. Spojrzałam na niego, przełykając mocno ślinę, bo od emocji wyschło mi gardło.
— Co się dzieje? Dobrze się czujesz? — dopytywał, na co przytaknęłam. Nie byłam w stanie się odezwać.

— Wyglądasz, jakbyś miała zemdleć — odezwał się Josh, więc przeniosłam na niego swój wzrok. Pomrugałam kilkukrotnie powiekami, żeby wyrwać się z letargu, w który nieświadomie wpadłam po wcześniejszej informacji od kolegi.

— Co? Nie — wydukałam po chwili.
— Wszystko jest dobrze — dodałam, uśmiechając się krzywo. Wiedziałam, że te wszystkie gesty z mojej strony były mocno nienaturalne, ale nie potrafiłam inaczej.

— Na pewno? — zapytał Dylan, chwytając mnie za dłoń. Jego dotyk w jakimś stopniu podziałał na mnie kojąco, ale mimo wszystko nadal byłam spięta.

— Tak — odezwałam się w końcu.
— Tylko przypomniało mi się, że o czymś zapomniałam. Pożyczysz mi samochód na chwilę? — zapytałam, a chłopak uśmiechnął się szczerze.

— Pewnie, kotek — powiedział, podając mi kluczyki. Gdy je chwyciłam, mocno ścisnęłam w dłoni.

— Dzięki, załatwię coś szybko i zaraz wracam. — Wstałam z miejsca i zeszłam z werandy.

W tym samym czasie pod dom rodziców Josha podjechał Rey. Najwidoczniej szybciej załatwił to, co miał zrobienia, że przyjechał wcześniej. Zatrzymałam się, gdy stanęliśmy naprzeciwko siebie.

— Cześć. — Przywitał się ze mną, cmokając w policzek. — Dokąd to?

— Tylko coś załatwię i zaraz wracam — odparłam, uśmiechając się lekko, po czym minęłam go i ruszyłam w kierunku auta Dylana. Miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę, bo czułam, jakby moje nogi były z waty.

Wsiadałam za kierownicę, odpaliłam silnik, po czym ruszyłam przed siebie. Czułam, że z każdym przejechanym metrem moje serce coraz szybciej biło. Bałam się reakcji policji, bo co będzie, jeśli połączą fakty i stwierdzą, że to ja miałam coś wspólnego ze śmiercią tamtej osoby? Miałam wrażenie, że wpadałam w coraz większą panikę, bo nie chciałam iść do więzienia za coś, czego nie zrobiłam. W głowie układałam już sobie to, co chciałam powiedzieć policji, jeśli zapytają, dlaczego po tylu godzinach zgłaszam tę sprawę i mogłam tylko mieć nadzieję, że przyjmą te tłumaczenia za wiarygodne.

*

W końcu po dziesięciu minutach zatrzymałam się pod posterunkiem. Przed budynkiem stał radiowóz, z którego wyszło dwóch policjantów, po czym weszli do środka. Przełknęłam mocno ślinę i odetchnęłam głęboko, żeby trochę się uspokoić.
Zerknęłam we wsteczne lusterko, gdy usłyszałam, jak ktoś parkuje za autem Dylana. Jednak po chwili przeniosłam wzrok przed siebie, ignorując zatrzymującego się za mną motocyklistę. Trzymając kurczowo dłońmi kierownicę, kolejny raz odetchnęłam głęboko. W tym samym czasie z budynku wyszło dwóch policjantów. Byli to ci sami, którzy niedawno tutaj przyjechali. Najwidoczniej musieli po coś wrócić i mogli kontynuować służbę. Patrzyłam, jak odjeżdżali, a następnie wysiadłam z samochodu Dylana. Włączyłam autoalarm, po czym ruszyłam w kierunku wejścia.

— Masz tu coś do załatwienia, Sam?

Momentalnie zatrzymałam się, słysząc za sobą głos mężczyzny, który odezwał się do mnie. Przymknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam, odwróciłam się w jego kierunku. Przy motocyklu, który zatrzymał się za samochodem, stał brunet, przez którego moje życie ostatnio przypominało koszmar. Wiedziałam już, że nie zgłoszę kradzieży.
Mężczyzna wpatrywał się we mnie zmrużonymi oczyma, a ja nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Strach kompletnie mnie sparaliżował. Po chwili odłożył trzymany w rękach kask na kierownicę, po czym wyciągnął  z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.

— Radzę ci wsiąść do tego auta z powrotem i wrócić do swojego faceta, i jego kumpli — odezwał się, wypuszczając z ust chmurę dymu.

Oddychałam ciężko, słuchając jego słów, bo oznaczały, że mnie śledził. Nie dyskutowałam z nim. Spuściłam głowę, po czym szybkim krokiem podeszłam do samochodu, wyłączyłam autoalarm i otworzyłam drzwi.

— Nie radzę ci drugi raz tutaj przyjeżdżać. — Usłyszałam jeszcze, po czym wsiadłam do środka i odjechałam stamtąd z piskiem opon.

Zatrzymałam się w połowie drogi do Josha, bo musiałam najpierw ochłonąć. Spanikowana spojrzałam we wsteczne lusterko, ale tym razem nikt się za mną nie zatrzymał. Zrobiłam kilka głębokich oddechów i przetarłam dłońmi twarz. Jak miałam teraz żyć, wiedząc, że ten mężczyzna w każdej chwili znowu mógł się pojawić? Zapłakałam cicho z bezsilności, a gdy się uspokoiłam, ruszyłam w kierunku domu Josha, mając nadzieję, że chłopcy nie będą zadawali mi żadnych pytań, a szczególnie Dylan. Nie chciałabym go kolejny raz okłamywać.

*********************

Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro