Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Zabiłam człowieka

SAMANTHA

Ryzykować życie dla faceta, który mi je zniszczył? Tak idiotyczną decyzję mogłam podjąć tylko ja. Byłam na emocjonalnym rozdrożu, przez co podejmowałam nieracjonalne decyzje. Powinnam siedzieć w tym motelu i czekać na jakiś sygnał od niego, że wszystko jest w porządku, a tymczasem znajdowałam się w jego samochodzie i trzęsłam się ze strachu przed tym, co może mnie spotkać.

Nie miałam pojęcia, jak długo jechaliśmy i ile jeszcze nam zostało do celu, ale podróż niesamowicie mi się dłużyła. Poza tym było potwornie gorąco, a na dodatek padła klimatyzacja. Niby Ian opuścił szyby, ale to nic nie dało. Zniecierpliwienie powodowała też niewygodna miejscówka, bo czułam, że moje ciało było całe zdrętwiałe, ale nie mogłam się ujawnić. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Ian zapewne wysadziłby mnie przy drodze, a wierzyłam, że mogę jakoś mu pomóc. Jedynym problemem było to, że nie wiedziałam, jak to zrobić. Nie miałam pojęcia, jak się zachować po dotarciu na miejsce i strach mnie ogarniał na myśl, że coś może mu się stać, przez co ja mogłabym się znaleźć w tarapatach. Jak zawsze najpierw coś zrobiłam, potem pomyślałam.

Przez całą drogę czułam szybsze bicie serca, a w mojej głowie kłębiły się tysiące myśli. Podświadomość podpowiadała mi, że popełniłam błąd, ale było już za późno, żeby się wycofać, tym bardziej że po tym, jak Ian skręcił w prawo, zaczęła się nierówna droga, co oznaczało, że prawie byliśmy na miejscu.
Podczas jazdy do bruneta zadzwonił handlarz, żeby przekazać mu instrukcje odnośnie drogi i zaznaczył, że ostatni etap będzie wyboisty, bo prowadził na jakieś pustynne tereny. Tam mieli dokonać wymiany. Ian miał im dać pieniądze, a oni jemu narkotyki i miałam nadzieję, że tak to się odbędzie. Modliłam się w duchu, żeby jego insynuacje dotyczące tego, że nie wróci żywy, okazały się błędne. Przełknęłam mocniej ślinę, gdy samochód stanął. Ian wyłączył silnik, a chwilę później wysiadł.

— Witaj, Ianie — odezwał się jakiś mężczyzna.
Jego głos brzmiał przyjaźnie, ale czy handlarz narkotykowy mógł być przyjazny? Obawiałam się, że to złego miłe początki.
— To dla mnie zaszczyt poznać w końcu prawą rękę Gabriela. — Zaśmiał się.

— Przejdźmy do interesów, bo trochę mi się spieszy —  odparł Ian, zniecierpliwionym głosem.
W tym samym momencie przepełzłam pomiędzy siedzeniami do przodu i skuliłam się na wycieraczce pomiędzy deską rozdzielczą a fotelem pasażera. Chciałam być blisko kierownicy, gdyby przyszło mi stąd szybko uciekać.

—  Nie ty będziesz dyktował warunki — odparł mężczyzna zmienionym tonem głosu, który już nie brzmiał przyjaźnie, a wręcz przeciwnie.
— Donovan uprzedzał, że lubisz rządzić, ale pamiętaj, że jesteś na moim terenie, a nie w Fallbron. Tutaj ja rządzę. — Zacisnęłam usta, słysząc, jak mężczyzna upominał Iana, który mógłby być bardziej powściągliwy, żeby nie sprowadzić na siebie problemów. 
—  Kasa —  mruknął tamten, po czym zrobiło się cicho. 

Wzdrygnęłam się, gdy nagle otworzono klapę od bagażnika. W jednej chwili uzmysłowiłam sobie, że Ian trzymał w nim pieniądze. Po chwili zatrzasnął ją i znowu nastała cisza. Zastanawiałam się, czy tamten mężczyzna też był sam, bo nikt inny oprócz niego się nie odzywał.

—  Juan, otwórz torbę. —  Wydał rozkaz, co oznaczało, że jednak był z kimś. Średnio mi się to podobało, bo wątpiłam w  to, że Ian miałby szansę z dwoma osobami.

—  Gdzie reszta?

—  Jaka reszta? — zapytał Ian.

—  Miało być trzysta tysięcy, a tu od razu widać, że jest mniej. — Uniosłam brwi, słysząc kwotę, która była dla mnie niewyobrażalna.
Domyślałam się, że na narkotykach nieźle zarabiają, ale nie miałam pojęcia, że w grę wchodziły takie sumy.

—  Jakie trzysta? Donovan wyraźnie powiedział, że dwieście i tyle przygotował.

—  Kurwa, Walsh, nie rób ze mnie idioty. Myślałeś, że mnie okantujesz? Że za tyle koksu wezmę tylko dwieście kafli? 

— Czyli tak to sobie wymyśliliście? — dopytywał Ian, zniecierpliwionym tonem głosu. — Że sprzątniecie mnie, bo niby chciałem orżnąć cię na kasę? Kto wpadł na tak pojebany pomysł? Ty, czy Gabriel? — Przymknęłam oczy, słuchając tego wszystkiego. Nie sądziłam, że pan Donovan naprawdę będzie chciał się pozbyć Iana.

—  Dobrze wiesz, że Gabriel nie lubi nieposłuszeństwa. A ty podobno ostatnio za bardzo się panoszysz. Na dodatek doszły mnie słuchy, że przywiozłeś tu małolatę, z którą on chciał w spokoju porozmawiać. — Zacisnęłam usta, słysząc, że zeszli na mój temat i nie byłam pewna, czy chciałam tego wszystkiego słuchać.

— W spokoju porozmawiać. — Zaśmiał się ironicznie Ian, a ja przełknęłam mocno ślinę.
Coraz mniej mi się to wszystko podobało, bo zmierzało w złym kierunku. Byłam w stu procentach przekonana, że dojdzie do konfrontacji, jednak miałam nadzieję, że Ian to wygra.

—  Ale wiesz co? Jako że Donovan nie ma okazji jej przesłuchać, to zrobią to moi ludzie. — Wstrzymałam oddech, słysząc te słowa. — Wyobraź sobie, że już są w drodze po nią. I muszę ci powiedzieć, że wpakowałeś ją w niezłe gówno, bo moi chłopcy dawno nie ruchali. — Przygryzłam pięść, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, chociaż chciało mi się wyć z rozpaczy.

Czułam się jak w potrzasku. Z jednej strony dobrze, że nie zostałam w motelu, a z drugiej wiedziałam, że jak mnie znajdą w aucie Iana, to i tak zrobią to, co planowali. Na samą myśl o tym, robiło mi się nie dobrze, a po moich plecach przechodziły nieprzyjemne ciarki. Kolejny raz go nienawidziłam.

— Jeśli ktokolwiek ją tknie, to was pozabijam — syknął.

— Zabawny z ciebie człowiek, Walsh. — Zaśmiał się mężczyzna. — Muszę zdradzić ci tajemnicę, że nie dowiesz się, co się z nią stanie, bo nie będziesz już żył. — Wpadałam w coraz to większą panikę, bo nie wiedziałam, jak mu pomóc. Niecierpliwiłam się, gdy na dłuższą chwilę zapadła cisza. Zachodziłam w głowę, co mogło się dziać.
— Czekaj, Juan ma lepszy pomysł. — Przemówił nagle meksykanin. — Taki, co przedłuży twoje życie. Poczekamy, aż moi chłopcy przywiozą tu dziewczynę i popatrzysz, jak się z nią zabawiają. Co ty na to? — Żołądek skręcił mi się po tym, co usłyszałam i jedyne, o czym marzyłam, to ucieczka stąd.

Ian przeklął głośno, grożąc im, a ja wzdrygnęłam się, słysząc wystrzał z broni, po czym zakryłam usta dłonią, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, gdy usłyszałam jego krzyk. Od razu wiedziałam, że to on dostał. Postrzelili go, a ja nie mogłam nic zrobić.

— Serio, Walsh? Myślałeś, że z nami można wygrać? Ciesz się, że dostałeś tylko w ramię. — Ian zwijał się z bólu, przeklinając przy tym, a ja starłam dłonią łzy, które spłynęły mi po policzkach. Potwornie się bałam i zaczęłam się zastanawiać, czy jakbym zajęła miejsce za kierownicą, to udałoby mi się odpalić silnik i odjechać, nim tamci dopadliby do drzwi. Tylko co z Ianem? Nie mogłam go tak zostawić.
— Wiesz, jestem honorowy. Dałem słowo, że jeszcze trochę pożyjesz, a ja nie rzucam słów na wiatr.

Odetchnęłam głęboko, gdy poczułam, że zaczynało  mi brakować powietrza. Stres zaczął wpływać na moje samopoczucie i mogłam się tylko modlić o to, żebym nie dostała ataku paniki. Przetarłam dłońmi twarz, po czym położyłam je na wycieraczce, biorąc kilka głębszych oddechów. Zmarszczyłam brwi, gdy wyczułam coś pod nią. Uniosłam ją, a moim oczom ukazał się pistolet. Przełknęłam mocniej ślinę, przyglądając się broni, po czym chwyciłam ją do dłoni. Była lżejsza niż ta, którą wczoraj trzymałam. Przymknęłam oczy, zastanawiając się, jak tego użyć. Przecież ja nawet nie miałam pojęcia, jak to odbezpieczyć i sprawdzić, czy w środku w ogóle były jakieś naboje. Może ta broń mniej ważyła, bo miała pusty magazynek? Wiedziałam, że nie miałam nic do stracenia i chciałam się przekonać o tym, czy broń była naładowana.

Wzięłam głęboki oddech, stwierdzając, że nie mogę się poddać, dlatego też uważnie zaczęłam oglądać pistolet, który różnił się od tego wczorajszego. Góra wyglądała, jakby była ruchoma, więc postanowiłam delikatnie ją przesunąć. Zastygłam w bezruchu, gdy nagle coś trzasnęło, bo obawiałam się, że mogło to być słyszalne poza samochodem. Mój oddech z nerwów stawał się coraz cięższy, a serce biło jak oszalałe, gdy czekałam na jakiś ruch tamtych ludzi, ale nic takiego nie miało miejsca, więc najwidoczniej niczego nie usłyszeli. Poczułam lekką ulgę, jeśli w takiej sytuacji było to w ogóle możliwe. Ponownie przymknęłam oczy, żeby wyciszyć skołatane nerwy, po czym ostrożnie wyjrzałam przez otwarte okno, aby rozeznać się w sytuacji, gdzie oni się znajdowali. Skryłam się, zaciskając usta, po tym, jak zobaczyłam klęczącego na pustynnej ziemi Iana z przestrzelonym ramieniem, a nad nim trójkę mężczyzn.
Druga dłoń, którą tamował krwawienie, była już cała czerwona i bałam się, że on nie wytrzyma za długo. Powinien trafić do szpitala, a tymczasem wykrwawiał się na jakimś odludziu. Gdy wyciszyłam się trochę, wystawiłam lufę pistoletu, ale nie potrafiłam pociągnąć za spust, bo bałam się, że przez przypadek trafię w Iana. Nie mogłam przecież za bardzo się wychylać, żeby nikt mnie nie zobaczył. Jednak wiedziałam, że jeśli nic nie zrobię, to on zginie, a potem ja, gdy mnie znajdą.

Zrób to. Pociągnij za ten cholerny spust — mówiłam do siebie w myślach, wahając się w dalszym ciągu.

Nie potrafiłam się przełamać, żeby strzelić. Nagle rozległ się huk, przez co wypuściłam broń z dłoni, a ta upadła poza samochodem. Zwinęłam się w kłębek, zakrywając głowę rękoma, gdy po chwili padły kolejne strzały, po czym nastała głucha cisza. Zacisnęłam mocno usta, żeby nie wydać z  siebie żadnego dźwięku, chociaż bardzo chciało mi się płakać i krzyczeć, bo wiedziałam, że Ian zginął, chociaż tamten obiecywał mu coś innego. Powstrzymywałam łzy, bojąc się, że za chwilę mnie znajdą. Nie wiedziałam, co robić, jednak wierzyłam, że gdy będę siedzieć cicho, zostawią ten samochód w spokoju i po prostu odjadą. Potwornie bałam się, że gdy trafię w ich ręce, to spełnią swoje groźby.

Oddychałam ciężko, gdy usłyszałam szuranie poza samochodem oraz głośny pomruk. Ktoś zbierał się z ziemi i ruszył w moim kierunku. W tym samym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że musiał przeżyć tylko jeden mężczyzna, bo nikt ze sobą nie rozmawiał. Zastygłam w bezruchu, mając wrażenie, że nawet przestałam oddychać, żeby nie było mnie słychać. Zakwiliłam cicho, gdy nagle otworzono drzwi od samochodu. Nie miałam odwagi, żeby się ruszyć i spojrzeć na mojego przyszłego oprawcę. 

— Samantha? — Podniosłam powieki i zrobiłam wielkie oczy, słysząc swoje imię, po czym z niedowierzaniem przeniosłam wzrok na mężczyznę.

— Ian... ty... żyjesz. — Dukałam, unosząc głowę.

Syknęłam z bólu, gdy uderzyłam w deskę rozdzielczą, bo z wrażenia zupełnie zapomniałam, że nadal klęczałam na wycieraczce. Przyłożyłam dłoń na bolące miejsce i rozmasowałam je trochę. Ian stał, opierając się o drzwi, a w drugiej dłoni trzymał pistolet. Był tak blady oraz słaby, że wyglądał, jakby za chwilę miał zemdleć. Wgramoliłam się na siedzenie, patrząc na niego niepewnie.

— Dzięki tobie — odparł, na co zmarszczyłam brwi, bo przecież nie zrobiłam nic, żeby jakoś mu pomóc, tylko gdy usłyszałam huk, wypuściłam pistolet i nakryłam dłońmi głowę, kuląc się ze strachu.

— Przynieś te dwie torby i włóż je do bagażnika. — Kiwnął głową, więc wyszłam z samochodu.
Zastygłam w bezruchu, widząc trzy trupy w kałuży krwi. Poczułam, jak rytm mojego serca kolejny raz przyspieszył.

— Rusz się, nie mamy wieczności. — Ian przepchnął mnie, a ja niepewnie ruszyłam przed siebie.

Starałam się nie patrzeć na zabitych mężczyzn, bo wtedy moim ciałem wstrząsał odruch wymiotny. Szybko wzięłam torby i czym prędzej wróciłam do samochodu. Gdy włożyłam je do bagażnika i zamknęłam klapę, podeszłam do Iana, który w międzyczasie wsiadł do środka.

— Pakuj się za kierownicę i spieprzamy stąd — mruknął, kiwając głową w stronę fotela kierowcy.

— Ale...

— Kurwa, Samantha, za kierownicę! — krzyknął, a ja potulnie wykonałam jego rozkaz.

Nie sądziłam, że pomimo swojego stanu będzie miał siły, żeby się jeszcze na mnie wydrzeć. Najwidoczniej był niezniszczalny. Usiadłam na miejscu kierowcy, a gdy spojrzałam przed siebie, mój wzrok ponownie napotkał ciała zabitych ludzi. Czułam, że to wszystko mnie przerastało. Ian był obojętny na takie widoki, a ja wiedziałam, że w nocy znowu będą nawiedzać mnie koszmary.

— Gaz do dechy — syknął, przez co wyrwał mnie z letargu.

Potrząsnęłam głową i przekręciłam kluczyk, żeby odpalić silnik, po czym ruszyłam gwałtownie, objeżdżając zwłoki.  Zacisnęłam usta, gdy ostatni raz zerknęłam w lusterku na leżących na piachu martwych mężczyzn. To było coś okropnego i wiedziałam, że to zostanie ze mną na długo. Tak, jak obraz zwłok faceta, którego Ian zabił na moich oczach w starej fabryce, i który śnił mi się po nocach do tej pory.

— Wygoogluj jakiś szpital — odezwałam się po chwili, gdy zauważyłam, że wyjął komórkę, a on prychnął pod nosem.

— Jedź prosto w kierunku granicy, póki nie mamy jeszcze kartelu narkotykowego na ogonie. 

— Ale twoje ramię, wykrwawisz się. — Próbowałam jakoś przekonać go do zmiany decyzji.

— Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej, niż jestem wkurwiony! — Znowu podniósł głos, przez co zacisnęłam zęby.

Ian połączył się z kimś, porozmawiał krótko i wydał kilka poleceń. Wywnioskowałam, że rozmawiał z kimś z motelu, bo mówił o wyniesieniu bagaży, a przede wszystkim dokumentów.

*

Niecałą godzinę później zgodnie z instrukcjami Iana po drodze podjechałam pod jakiś stary, opuszczony budynek. Zmarszczyłam brwi, widząc podchodzącego do nas recepcjonistę z motelu, w którym się zatrzymaliśmy. Ubrany był niechlujnie, a na głowę naciągnięty miał kaptur. Wrzucił na tylne siedzenie nasze torby, a gdy Ian podał mu zwitek pieniędzy, od razu kazał mi ruszyć dalej. Nie pytałam o nic, bo nawet nie wiedziałam, czy mogę, a nie chciałam go denerwować.

*

Po dwóch godzinach przekroczyliśmy granicę z Meksykiem, przez co odetchnęłam z ulgą, chociaż wiedziałam, że to nie kończyło naszych problemów. Cały czas zastanawiałam się, co z nami będzie, gdy wrócimy do Fallbron, jeśli w ogóle powrót był brany przez Iana pod uwagę. Zdawałam sobie sprawę, że gdy pan Donovan dowie się o tym, co wydarzyło się w Meksyku, będziemy mieli problemy, a w szczególności Ian.
Ja nadal nie mogłam uwierzyć w to, kim naprawdę okazał się staruszek, którego zawsze uważałam za sympatycznego. 

Kilka kilometrów dalej w miejscowości Barmond zajechaliśmy do motelu, w którym Ian telefonicznie zarezerwował pokój. Gdy weszliśmy do środka, od razu poszedł do łazienki, a ja usiadłam na krześle, wzdychając głęboko i kryjąc twarz w dłoniach. Chciałam, żeby to wszystko, co wydarzyło się kilka godzin temu, okazało się tylko koszmarnym snem. Poza tym nadal nie rozumiałam sensu słów Iana o tym, że żyje dzięki mnie. Chciałam zapytać go, co miał na myśli, mówiąc to, ale nie wiedziałam, kiedy będzie odpowiednia pora, żeby zadać takie pytanie.

Ian po krótkim prysznicu wyszedł z łazienki w samych bokserkach. Zacisnęłam usta, widząc ramię, z którego niestety nadal sączyła się krew. Nie rozumiałam, dlaczego on nadal zwlekał z wizytą w szpitalu, przecież to nadawało się do szycia i obejrzenia przez chirurga.

— Wyjmij z mojego bagażu niewielką, czerwoną torbę — odezwał się, siadając przy stole naprzeciwko mnie.
Przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył, odetchnął ciężko. Miałam wrażenie, że z każdą minutą był coraz bledszy.

— Może pojedziemy jednak do szpitala?

— Samantha, jak mam jechać do szpitala z raną postrzałową? Zaraz powiadomią gliny. Zrób to, o co cię poprosiłem. — Spojrzał na mnie wymownie, a ja przytaknęłam. 

Westchnęłam głęboko, wstając z miejsca, po czym wyjęłam z jego bagażu to, o co mnie poprosił. Gdy wróciłam do stolika, kazał mi otworzyć niewielką torbę. Uniosłam brwi, widząc w niej środki opatrunkowe. Wyciągnął kilka rzeczy, po czym przesunął wszystko w moim kierunku.

— Załóż rękawiczki i nawlecz tę nitkę na igłę — mówił, wskazując na przedmioty w jednorazowych opakowaniach.

— Co masz zamiar zrobić? — zapytałam, robiąc to, o co mnie poprosił i jednocześnie spoglądając kątem oka na to, jak napełniał strzykawkę jakimś przezroczystym płynem. Skrzywiłam się, widząc, jak po zdezynfekowaniu rany, zaczął ją sobie ostrzykiwać, zaciskając przy tym zęby. Przybrałam kamienny wyraz twarzy, gdy powoli docierało do mnie, co chciał zrobić.
— Chcesz to samodzielnie zaszyć? Oszalałeś? — dopytywałam, przez co na mnie spojrzał.
Odłożył strzykawkę i pokręcił głową z politowaniem.

— Samantho, nie bądź głupiutka — odezwał się, patrząc mi prosto w oczy.
— Oczywiście, że sam tego nie zrobię. Ty mnie zszyjesz — dodał, a ja parsknęłam śmiechem.

— Jednak oszalałeś — zaśmiałam się cicho. Musiałam przyznać, że pomimo obrażeń, potrafił żartować. 
— A co z kulą? Jak ją wyjmiesz?

— Kula przeszła na wylot, więc nie mam czego wyciągać.

— Ale ja nie będę cię szyła — mówiłam, kręcąc głową. — Nie ma mowy.

— Nie dyskutuj, tylko bierz się do roboty, bo to znieczulenie nie będzie działało w nieskończoność — powiedział, kiwając na trzymaną przeze mnie igłę z nicią chirurgiczną, a ja rozchyliłam usta, wpatrując się w niego. On nie żartował, ja miałam to naprawdę zrobić.
— No, dalej! — wzdrygnęłam się, gdy popędził mnie krzykiem.
Przysunęłam się bliżej niego i uniosłam dłoń, którą zaraz opuściłam.

— Ja nie potrafię — odezwałam się cicho, wbijając wzrok w podłogę.

— Dasz radę. — Spojrzałam na Iana, gdy przemówił do mnie łagodnym tonem głosu. 

Uśmiechnął się lekko, a ja odetchnęłam głęboko, kolejny raz spoglądając na jego ramię. Zacisnęłam zęby, zdając sobie sprawę z tego, że musiałam to zrobić, bo nie chciałam go zawieść. On mi pomagał przy moich ranach, to ja musiałam zrobić to samo. Jednak różnica między nami była taka, że on uczył się tego na studiach i miał to wszystko w praktyce, a ja nigdy nikomu nie zaszywałam rany. Ponownie uniosłam dłoń, w której trzymałam igłę i przysunęłam ją do rany.

— Opanuj drżenie rąk — powiedział, na co przytaknęłam. Wzięłam kilka głębokich oddechów i powoli zaczęłam wbijać igłę w jego ramię. — Nie za głęboko. — Instruował mnie, śledząc to, co robiłam. — Dobra, teraz do drugiego brzegu i wyciągasz. — Uważnie słuchałam jego wskazówek i stosowałam się do nich.

— Niedobrze mi. Zaraz zwymiotuję albo zemdleję — powiedziałam, przymykając na chwilę oczy.
Zrobiło mi się słabo, gdy patrzyłam na to, jak nitka przechodziła przez jego skórę

— Dasz radę, dobrze ci idzie — odparł, przez co spojrzałam na niego i nieśmiało przytaknęłam. Nie mogłam przecież zostawić go z tym samego.

Rozluźniłam się lekko, gdy w końcu skończyłam zaszywać ranę. Nigdy nie sądziłam, że będę to kiedykolwiek robić w moim życiu.

— Widzisz, nie było tak źle — powiedział, na co nieśmiało przytaknęłam, odkładając igłę.
— Teraz druga strona ramienia. — Zagryzłam wargę, słysząc te słowa. Zdawałam sobie sprawę, że rana była na wylot, więc nie będę miała wyjścia i znowu czekało mnie szycie, jednak nie byłam pewna, czy kolejny raz zrobię to poprawnie. 

— Najpierw podaj znieczulenie. — Zrobiłam wielkie oczy, gdy to usłyszałam, bo jakbym miała to zrobić? Przecież ja nie wiedziałam, jak głęboko trzeba wbić igłę, żeby wszystko dobrze zadziałało.
— PODAJ ZNIECZULENIE — wycedził przez zaciśnięte zęby, wciskając mi strzykawkę do dłoni. 
— Ta dawka ma ci starczyć na ostrzyknięcie rany w czterech miejscach. — Przełknęłam mocniej ślinę, gdy odwrócił się do mnie i czekał, aż zrobię to, o co mnie prosił.

Niepewnie wbiłam igłę, po czym ostrożnie zaczęłam wtłaczać pod skórę przezroczystą ciecz, a gdy cicho się odezwałam, że skończyłam, Ian zwrócił się w moim kierunku i przyciągnął mnie za głowę, by następnie namiętnie pocałować. Moje serce szybciej zabiło, a w podbrzuszu skumulowało się przyjemne ciepło. Lubiłam, gdy to robił i ten gest dawał mi nadzieję, że byłam dla niego naprawdę ważna.

Kiedy Ian stwierdził, że mogę zabrać się za szycie, zrobiłam to już pewniej. Ręce mi się nie trzęsły i nie mdliło mnie, a chwilę później skończyłam. Musiałam przyznać, że byłam z siebie dumna. Przykleiłam jeszcze opatrunki, które mi wskazał, po czym owinęłam ramię bandażem, by następnie posprzątać zużyte materiały, a on poszedł się położyć.

— Widzisz, możesz iść na studia pielęgniarskie — odezwał się, gdy potem usiadłam na skraju łóżka.

Spoglądałam na niego i obserwowałam, jak walczył ze snem. Powieki same mu opadały, ale chyba nie chciał pokazać tego, jaki był słaby. Zawsze groźny i surowy, a teraz wydawał się być bezbronny, chociaż i tak podziwiałam go za to, jak zniósł tę sytuację. Został postrzelony, a zachowywał się, jakby to było małe draśnięcie.

— Aż taka nienormalna nie jestem — odparłam, na co uśmiechnął się lekko.

— Ale zobacz, nauczyłaś się dzisiaj trzech nowych rzeczy — powiedział, na co zmarszczyłam brwi. — Strzelania, podawania znieczulenia i szycia. 

— Strzelania? — zapytałam ze zdziwieniem.

— A kto strzelił do Juana? Nikogo innego oprócz ciebie nie znalazłem w samochodzie. — Zrobiło mi się gorąco, gdy to usłyszałam.
Czy to oznaczało, że zabiłam człowieka? Na samą myśl o tym, było mi słabo.

— Ja strzeliłam? — zapytałam cicho, na co przytaknął. — Nie... Nie miałam odwagi, żeby pociągnąć za spust — powiedziałam, przymykając oczy.
Próbowałam przypomnieć sobie moment, kiedy trzymałam broń i celowałam w tamtych bandytów.

— A jednak to zrobiłaś — oznajmił. — Przez to pozostali dwaj wpadli w popłoch, co wykorzystałem i dokończyłem to, co zaczęłaś — dodał, a ja gwałtownie otworzyłam oczy, gdy przypomniałam sobie tamten moment.

Mówił prawdę. To ja pierwsza pociągnęłam za spust, a pistolet wypuściłam z dłoni, nie z powodu strachu przed hukiem, a po prostu dlatego, że lekko szarpnęło moją ręką w momencie wystrzału.

Zabiłam człowieka. — Ta myśl zaczęła krążyć w mojej głowie.
Byłam morderczynią. Stałam się kimś na wzór Iana. Zabijałam ludzi.

— Co ty w ogóle robiłaś w moim samochodzie? — Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem, gdy zadał mi pytanie.

— Ja? Ja... tylko chciałam jechać z tobą — odezwałam się niepewnie.

Zabiłam człowieka.

— Zdajesz sobie sprawę z tego, jak dużo ryzykowałaś? — Przytaknęłam głową, mocno przełykając ślinę.

Zabiłam człowieka.

— Z tego, co słyszałam, to w motelu i tak nie byłam bezpieczna — powiedziałam, wzruszając ramionami.

Boże, zabiłam człowieka.

— Zostajemy tutaj? — zapytałam po chwili, żeby już tylko dłużej nie mówić o tym, co wydarzyło się w Meksyku. Musiałam sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie, bo nadal nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam. To było niemożliwe.

— Tak, do jutra. — Przytaknął. — Z samego rana ruszamy dalej.

— Wrócimy do Fallbron?

— Jeszcze nie wiem. Idź pod prysznic. — Kiwnął w stronę łazienki, a ja wstałam z łóżka, cicho wzdychając.

Zabiłam człowieka. 

Wzięłam piżamę z torby i jak na automacie poszłam się wykąpać, a gdy wróciłam do pokoju, Ian już spał. Położyłam się obok i leżałam, lustrując jego twarz. Nie byłam za bardzo śpiąca, a nawet nie chciałam, żeby sen mnie zmorzył. Bałam się tego, co mogłoby mi się przyśnić.

*

W środku nocy stałam przy umywalce i szorowałam ręce, płacząc przy tym. Chciałam, żeby były czyste, ale mycie nic nie dawało. Zużyłam prawie całe mydło, a nadal były całe czerwone. Zapłakałam głośno z bezsilności, po czym odetchnęłam głęboko i mocniej zaczęłam je szorować. Przecież to w końcu musiało zejść, nie mogłam się pokazać ludziom w takim stanie. Wzdrygnęłam się, gdy nagle drzwi od łazienki otworzyły się i stanął w nich Ian.

— Samantha, co ty wyprawiasz? — zapytał, ziewając szeroko, a ja popatrzyłam na niego w lustrze, by następnie znowu przenieść wzrok na swoje dłonie.

— To nie schodzi. Nie chce zejść — mówiłam płaczliwym głosem, myjąc ręce.

— Co? — Stanął obok i patrzył na mnie jak na wariatkę.

— Krew.

— Jaka krew?

— No, ta! — krzyknęłam, pokazując mu ręce. — Mam całe dłonie we krwi! Nie widzisz?! Zabiłam człowieka! Zabiłam! — Już nie kontrolowałam swoich emocji.

Krzyczałam mu prosto w twarz, płacząc przy tym. Oddychałam ciężko, szlochając i zastanawiając się, jak będę dalej żyć z takim piętnem. Nie wyobrażałam sobie tego. Zrezygnowana opadłam na podłogę, a Ian zakręcił kran, z którego lała się woda i przyklęknął naprzeciwko mnie.

— O czym ty mówisz? — zapytał, odgarniając włosy z mojej twarzy.

— Sam powiedziałeś, że zastrzeliłam jednego z tamtych.

— Nie zastrzeliłaś — odparł, a ja spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy dobrze usłyszałam. — Tylko postrzeliłaś.

— Przecież mówiłeś, że...

— Że strzeliłaś — wtrącił, przerywając mi w połowie zdania — ale tylko zraniłaś Juana. On upadł, a pozostali wpadli w popłoch, bo nie wiedzieli, co się dzieje. Zresztą ja też nie wiedziałem, ale wykorzystałem to i wtedy wyciągnąłem broń schowaną przy kostce, i zastrzeliłem ich. To ja zabiłem całą trójkę. — Zacisnęłam usta, gdy zamilkł.

Czy mogłam mu wierzyć? Czy mówił prawdę? Z drugiej strony, zapewne bardziej na rękę byłoby mu to, gdybym nadal wierzyła w to, że zabiłam jednego z tamtych. Mógłby mnie tym szantażować.

— Wracaj do łóżka — odezwał się po chwili, wstając na nogi.

— Nie jestem morderczynią? — zapytałam cicho, patrząc w podłogę. Chciałam mieć sto procentową pewność. Ian ponownie przyklęknął przy mnie, zapewniając, że tego nie zrobiłam.
— Ale strzeliłam do niego.

— Samantha, popatrz na mnie — powiedział, łapiąc mnie za brodę i unosząc moją głowę. — Nie żałuj ich. Gdybyś tego nie zrobiła, teraz byłabyś gwałcona. — Mój oddech znowu zrobił się ciężki, a umysł zalewał potok myśli.

Gdy Ian wstał, zrobiłam to samo, a potem patrzyłam na niego i czułam, jak przestawałam nad sobą panować, bo miałam szargane nerwy, i potrzebowałam jakoś odreagować cały ten stres, a że nie miałam jak tego zrobić, to postanowiłam wyładować się na Ianie.
Gdy odwrócił się, żeby pójść się położyć, ja nie wiedząc czemu, popchnęłam go z całej siły, przez co zrobił kilka gwałtownych kroków w przód i prawie się przewrócił, a potem zwrócił się w moją stronę, posyłając mi mordercze spojrzenie. Wiedziałam, że igrałam z ogniem, bo jego wybuch gniewu, mógł się dla mnie źle skończyć, ale coraz mniej kontrolowałam emocje.

— Dlaczego mi to zrobiłeś? — zapytałam gniewnie. — Dlaczego zniszczyłeś mi życie? Nienawidzę cię! Nienawidzę! — krzyczałam, podchodząc do niego i popychając go kolejny raz.

Nagle złapał mnie za włosy, zaciskając w nich swoją pięść. Przełknęłam mocno ślinę, krzywiąc się, bo to bolało. Ian oparł się czołem o moje i patrzył głęboko w oczy, a ja z niepokojem czekałam na jego kolejny ruch.

— Bardziej kochasz, czy nienawidzisz? — wyszeptał, na co przygryzłam wnętrze policzka.

Dlaczego on wiedział, jak rozbroić mnie jednym pytaniem? Dlaczego musiał być tak pewny siebie, że zmiatał mnie z planszy słowami? Nie potrafiłam mu odpowiedzieć na to pytanie, chociaż bardziej zasadne byłoby powiedzieć, że nie chciałam tego zrobić, bo odpowiedź znałam.

— Pieprz się, Ian — wysyczałam, a on wpił się w moje usta i pocałował namiętnie, by po chwili spojrzeć na mnie. Oparł się czołem o moje i przymknął oczy.

— Co najwyżej mogę pieprzyć ciebie — wyszeptał, przez co po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz. — Ale nie teraz, bo jestem wykończony — dodał, puszczając mnie, po czym pocałował w obojczyk i podszedł do łóżka, na które od razu się położył, a ja chwilę później dołączyłam do niego.

— Wszystko dobrze? — zapytałam, przyglądając mu się z uwagą, bo miałam wrażenie, że coś się działo. Leżał nieruchomo, trzymając dłoń na oczach.

— Mhh — wymruczał cicho. Zdjął rękę z twarzy i odetchnął głęboko. — Potrzebuję odpoczynku. — Zagryzłam wargę, ganiąc się w myślach za to, że przeze mnie zarywał noc, a przecież kilka godzin temu został postrzelony i stracił dużo krwi. Był wycieńczony, a ja jeszcze prawie go przewróciłam, popychając. Byłam nieodpowiedzialną idiotką.

— Podać ci wody? Potrzebujesz czegokolwiek? Powiedz wprost, bo ja nie wiem, co powinnam zrobić  — mówiłam, patrząc na niego niepewnie. Przewrócił się na bok, uśmiechnął się lekko, po czym położył dłoń na moim policzku. Lubiłam ten gest z jego strony, był taki czuły.

— Po prostu powinnaś być ze mną i nie wkurwiać mnie. — Westchnęłam ciężko, słysząc te słowa. Początek był obiecujący, ale dalsza część już bynajmniej nie była romantyczna, a myślałam, że powie coś naprawdę miłego. — Samantha, pamiętaj, że teraz jesteś moja. Jeśli ktokolwiek cię dotknie, połamię mu łapy. Reya też to dotyczy — dodał, na co przygryzłam wewnętrzną część policzka. 

Z jednej strony podobało mi się to, bo to oznaczało, że byłam dla niego ważna, może nawet w ten sposób chciał mi zakomunikować, że byliśmy parą, ale nie wiedziałam, jak Rey zareaguje na zakończenie naszej znajomości. Po tym, jak mnie zdradził, byłam na niego wściekła, ale potem pogadaliśmy i wytłumaczyliśmy sobie wszystko. W pewnym momencie byłam nawet skłonna do tego, żeby mu uwierzyć, że pomiędzy nim a tamtą dziewczyną do niczego nie doszło, bo w sumie on nigdy nie pił na umór. Zawsze się pilnował i uważał, żeby nie urwał mu się film, jednak denerwowało mnie to, że wciąż zwalał winę na Iana. Obiecałam mu, że pogadamy o nas na spokojnie, jak wróci z wakacji, ale teraz wiedziałam, że i tak  z nim nie będę.

— Masz być pewna siebie i nie przejmować się nikim ani niczym. — Pomrugałam oczami, gdy Ian dalej mówił. — Masz zapomnieć o rodzinie oraz znajomych. Od teraz traktujesz ich z góry i będziesz chodzić z dumnie uniesioną głową, gardząc wszystkimi dookoła. Rozumiesz? — zapytał, na co nieśmiało przytaknęłam. Nie byłam pewna, czy będę umieć to zrobić, jednak oni nie mieli skrupułów, aby mną gardzić. Nawet Dylan, chociaż tyle nas łączyło.

— A co będzie, jak wrócę do szkoły? — odezwałam się cicho.

— To samo. Nie potrzebujesz ich, żeby być kimś. Wystarczę ci tylko ja. Dzięki mnie staniesz się kimś ważnym i będą ci schodzić z drogi, kłaniając się przy tym. Musisz dorównać mi kroku, a żeby to zrobić, musisz odciąć się od przeszłości. Pamiętaj, że gdy potrzebowałaś pomocy, nikt ci jej nie udzielił oprócz mnie. — Jego słowa miały sens i były prawdą, bo kiedy najbardziej potrzebowałam wsparcia przyjaciół i znajomych, to wszyscy się ode mnie odwrócili. No, może nie wszyscy, bo jedna osoba przy mnie została.

— A Rey? — zapytałam nieśmiało. 

To właśnie o niego mi chodziło, bo wyciągnął do mnie pomocną dłoń i był przy mnie w momencie kryzysu, kiedy zostawił Dylan oraz przyjaciółki. Oczywiście miało to związek z tym, że znał Iana, ale mimo wszystko byłam mu wdzięczna, że dzielił się ze mną informacjami na jego temat, chociaż mógł je przemilczeć, żeby nie sprowadzać na siebie problemów.

— Musisz wybrać. Albo ja, albo on — powiedział twardo, a ja uśmiechnęłam się lekko, bo wtedy wybór był dla mnie jednoznaczny.

— Oczywiście, że ty — odparłam pewnie.

— Więc wszystko jasne. Jesteś tylko moja — szepnął, całując lekko, po czym opadł na plecy. — A teraz idziemy w końcu spać, bo jestem wykończony — dodał, na co przytaknęłam.

Z zadowoleniem spoglądałam na jego profil, nadal nie dowierzając w to, co mi powiedział. Byłam tylko jego. Byłam dla niego najważniejsza.

A ja byłam gotowa zrobić dla niego wszystko.

*************************************

No cóż, Samantha wkręciła się w znajomość z Ianem i zaufała mu. Co z tego wyniknie? Przekonacie się o tym w kolejnych rozdziałach.

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro