26. Opowiedz mi coś o sobie, Ianie
Przypominam, że to opowiadanie jest 18+
**************************************
IAN
Wkurwiony prowadziłem Samanthę do mojego biura w klubie. Zabrałem ją do Imperium, żeby mieć na oku, a tymczasem przez nieoczekiwany telefon od Gabriela musiałem wyjść na dwie godziny, w czasie których ona kompletnie się upiła. Zdawałem sobie sprawę z tego, że zostawienie jej w towarzystwie Eavana nie było najlepszym pomysłem, ale miałem nadzieję, że po tym, jak powiedziałem, że wystarczy jej alkoholu, to zrozumie przekaz. Jednak i tak wolałem, żeby siedziała na tej antresoli, niż była obmacywana przez jakiegoś lalusiowatego blondyna, który zapewne chciał ją tylko przelecieć, a po jej zachowaniu widziałem, że byłaby na to chętna. Nie mogłem na to pozwolić.
Wepchnąłem dziewczynę do pomieszczenia, po czym zamknąłem za nami drzwi. Samantha chwiejnym krokiem podeszła do stojącej pod ścianą kanapy, chichrając się cały czas pod nosem, by następnie z głośnym westchnięciem usiąść na nią, odchylając głowę na oparcie. Jednak Zion miał rację, że taki mebel przyda się w moim biurze, ale sądziłem, że będę posuwał na niej jakąś napaloną ślicznotkę, a nie miał nawaloną małolatę.
Podszedłem do biurka i usiadłem na skórzanym fotelu, po czym zapaliłem papierosa, żeby się odstresować. Zaciągnąłem się nim, wpatrując się w pijaną Samanthę, która nuciła sobie coś pod nosem. Nagle dziewczyna zamilkła, przeniosła wzrok na mnie i zmrużyła oczy, zagryzając wargę. Przekrzywiła głowę na bok, by po chwili wstać i po złapaniu równowagi ruszyć w moim kierunku, a ja zastanawiałem się, czego chciała, bo ewidentnie coś kombinowała. Usiadła na skraju biurka, zakładając nogę na nogę, po czym przesunęła się tak, że siedziała na wprost mnie. Zabrała mi z dłoni papierosa i zgasiła go w popielniczce, uśmiechając się lekko. Odchyliłem się na fotelu, lustrując w skupieniu jej twarz.
— Opowiedz mi coś o sobie, Ianie — odezwała się delikatnym głosem, na co uniosłem brwi.
Wzięła do dłoni szklankę z whiskey, która stała na biurku i upiła łyk, krzywiąc się lekko. Po tym, jak odłożyła alkohol z powrotem na blat, popatrzyła na mnie niewinnie. Musiałem przyznać, że w jej spojrzeniu było coś niezwykłego i przyciągającego. Jednak i tak najbardziej lubiłem, gdy patrzyła na mnie ze strachem, bo robiła wtedy takie wielkie oczy. To spojrzenie nakręcało mnie w jakiś sposób.
— Po co? — zapytałem, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
— Znam tylko twoje imię. Chciałabym wiedzieć coś więcej. — Uśmiechnęła się kokieteryjnie, a ja pokręciłem głową z politowaniem.
— Nie musisz wiedzieć niczego więcej — odparłem, lustrując jej twarz, na której pojawiło się zawiedzenie. Ona naprawdę liczyła na to, że opowiem jej coś o sobie. — Najważniejsze, żebyś wiedziała, jakie masz zadanie do wykonania — dodałem, posyłając jej znaczące spojrzenie.
Samantha westchnęła głośno, poprawiając włosy, po czym od niechcenia rozejrzała się po pomieszczeniu, by w końcu ponownie przenieść wzrok na mnie. Uśmiechnęła się lekko, jakby sądziła, że ugra tym cokolwiek. Była naiwna w swoim myśleniu.
— Lubię wiedzieć, z kim mieszkam pod jednym dachem — odezwała się po chwili.
— W każdej chwili możesz się wyprowadzić. Nie trzymam cię siłą. — Zacisnęła usta, słysząc to.
Najwidoczniej oczekiwała innej odpowiedzi, ale nie zamierzałem ugiąć się przed nią. Była mi potrzebna tylko do jednego celu. Jej brat ukrył gdzieś klucz, więc ona była w obowiązku zwrócić mi go. W tej kwestii byłem nieugięty.
Przełknąłem mocniej ślinę, poprawiając się we fotelu, gdy dziewczyna nagle rozłożyła nogi, po czym położyła pomiędzy nimi dłonie i oparła się o blat biurka, pochylając w moim kierunku, a następnie ścisnęła ramionami swój biust, uwydatniając go bardziej. Ewidentnie próbowała mnie uwieść, a ja musiałem się pilnować, jednak myśl, że nie miała na sobie bielizny, nie pomagała mi w tym.
Tak naprawdę oczami wyobraźni mój język już lizał jej cipkę, a w następnej scenie posuwałem ją na tym biurku, a ona wiła się, jęcząc z rozkoszy. Przez to, że miałem ją pod dachem, nie byłem z kobietą od tygodnia, bo nie mogłem żadnej sprowadzić i powoli wariowałem. Samantha nie zdawała sobie sprawy z tego, po jak cienkim lodzie stąpała teraz, kokietując mnie. Usprawiedliwiało ją tylko to, że była pijana, więc to ja musiałem się pilnować, co niestety sprawiało mi trudność. Byłem świadomy tego, że gdybym się z nią przespał, popełniłbym wielki błąd. Chociaż nie raz ją podpuszczałem, to robiłem to tylko dla zabawy, bo wiedziałam, że nigdy się na to nie zgodzi. Jednak zauważyłem, że od jakiegoś czasu jej nastawienie do mnie zmieniło się i musiałem być ostrożniejszy.
— Jak się nazywasz? Ile masz lat? Długo siedzisz w tych ciemnych interesach? Po co otworzyłeś ten klub? — Zadawała pytania, a ja roześmiałem się głośno, na co zrobiła naburmuszoną minę. Przypominała teraz małą dziewczynkę, która obraziła się, bo nie dostała nowej zabawki.
— Zaczęłaś pracować dla policji? — zapytałem, sięgając po kolejnego papierosa.
Gdy go zapaliłem, zaciągnąłem się dymem, na co dziewczyna się skrzywiła. Widać było po niej, że nie lubiła, gdy paliło się w jej towarzystwie.
— Dlaczego nie chcesz mi nic o sobie powiedzieć?
— Bo nic nie musisz o mnie wiedzieć. Masz tylko znaleźć klucz. — Spojrzałem na nią znacząco, zbliżając swoją twarz do jej.
— Znaleźć klucz. Bla, bla, bla — mówiła ironicznie, śmiejąc się przy tym.
— Powtarzasz się — dodała, odchylając się na blacie, a ja przylgnąłem plecami do oparcia fotela.
Zabrała ręce spomiędzy nóg i oparła je o rant biurka za sobą. Patrzyła na mnie z zadowoleniem, jeszcze bardziej rozchylając nogi, a ja poczułem, jak wszystko zaczęło się we mnie gotować. Nerwowo zaciągnąłem się papierosem, wypuszczając dym w kierunku jej twarzy, ale tym razem nie wzruszyło jej to. Patrzyła na mnie pewnie, po czym seksownie zagryzła dolną wargę. Starałem się patrzeć w jej oczy, ale niestety w pewnym momencie mój wzrok powędrował pomiędzy jej nogi, co wyłapała i z premedytacją wysunęła biodra. Z impetem zgasiłem papierosa w popielniczce, po czym zerwałem się z fotela i mocno chwyciłem ją za włosy, przez co w końcu spojrzała na mnie ze strachem. Skrzywiła się, spoglądając na mnie niepewnie, a ja znowu byłem panem sytuacji. Nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby urabiała mnie jakaś małolata, tylko dlatego, że nie miała na sobie majtek.
— Nie pogrywaj ze mną w ten sposób. — Syknąłem groźnie, patrząc w jej przerażone oczy.
Nim Samantha zdążyła cokolwiek powiedzieć, puściłem ją i szybko wyszedłem z biura. Trzasnąłem drzwiami, wyjąłem klucz z kieszeni, po czym włożyłem go do zamka i przekręciłem, zamykając ją w pomieszczeniu, bo nie chciałem, żeby stamtąd wyszła i pijana pałętała się po klubie. Odetchnąłem głęboko, żeby się wyciszyć, by następnie ruszyć w stronę klubowej sali. Chciałem wyhaczyć jakąś napaloną ślicznotkę, żeby zrobiła mi dobrze, bo miałem wrażenie, że za chwilę eksploduję. Sam tak mnie nakręciła, że musiałem sobie jakoś ulżyć.
Stanąłem pod ścianą, obserwując z uwagą tańczące kobiety. Zmrużyłem oczy, gdy w tłumie zauważyłem niezłą blondynkę, która co jakiś czas zerkała w moim kierunku. Miała na sobie krótką, czerwoną sukienkę, która ledwo zakrywała jej tyłek, a z dekoltu wylewał się spory biust. Była idealna jak na jeden raz. Wpatrywałem się w nią tak intensywnie, że w końcu zatrzymała się w tańcu, przyglądając mi się przez dłuższą chwilę, by po czasie ruszyć w moim kierunku. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech zadowolenia, że nie musiałem się zbytnio wysilać.
— Hej — odezwała się, uśmiechając się delikatnie, gdy do mnie podeszła, a ja skrzywiłem się w duchu na jej widok.
Niestety z bliska już nie było takiego efektu wow, bo okazała się bardzo przeciętna z twarzy, żeby nie powiedzieć, że po prostu była brzydka, ale postanowiłem nie dramatyzować. W końcu była mi potrzebna tylko na szybki numerek, a najlepiej by było, gdyby mi tylko obciągnęła, bo jakoś nie byłem przekonany do tego, że to właśnie ją chciałem przelecieć.
Po raz pierwszy zatęskniłem za Lindą.
— Co taki przystojniak robi sam? I to jeszcze pod ścianą, zamiast na parkiecie? — zapytała, patrząc na mnie kokieteryjnie.
— Mało interesują mnie tańce — mruknąłem i dopiero po chwili zreflektowałem się, że powinienem być dla niej milszy, żeby nie nawiała.
— Wolę konkrety — dodałem, siląc się na jakikolwiek uśmiech i chyba wyszedł niezły, bo dziewczyna od razu się rozpromieniła. Zdawałem sobie sprawę z tego, że kobiety były naiwne, ale nie sądziłem, że aż tak.
— Konkrety, mówisz — powiedziała, po czym zagryzła wargę, owijając kosmyk włosów wokół palca.
Spojrzała na mnie zalotnie, przez co miałem ochotę roześmiać się na głos, bo to było żałosne.
— W sumie też czasem wolę konkrety, przystojniaku. — Puściła mi oczko, a ja nie miałem zamiaru tego zaprzepaścić. Była chętna, więc trzeba było szybko działać, żeby się nie rozmyśliła.
Pociągnąłem dziewczynę w stronę toalety niedaleko biura, nie pytając nawet o imię, bo i tak nie było mi do niczego potrzebne, i zaraz bym je zapomniał. Gdy znaleźliśmy się w środku, przekręciłem zamek, a kobieta od razu rzuciła się na mnie. Oddałem jej pocałunek, chociaż zrobiłem to z niechęcią. Na szczęście nie trwało to długo i dziewczyna w końcu wzięła się za to, na czym najbardziej mi zależało. Uklęknęła, po czym rozpięła moje spodnie i wyciągnęła kutasa, który już dawno był twardy. Spojrzała w górę, uśmiechając się zadziornie, jakby myślała, że to jej zasługa, a tak naprawdę stanął mi przez prowokacyjne zachowanie Samanthy. Przymknąłem oczy, odchylając głowę, gdy wzięła go do ust i zaczęła ssać oraz lizać. Po chwili wplotłem dłonie w jej włosy, po czym zacząłem poruszać jej głową, żeby nadać tempo, jakie lubiłem. Nie skupiałem się na kobiecie, nawet na nią nie spoglądałem, bo nie była w moim typie. Nie interesowało mnie to, żeby sprawić jej jakąkolwiek przyjemność. Liczyłem się tylko ja i moje napięcie do rozładowania.
Przed oczami za to miałem widok Samanthy, siedzącej na biurku z rozłożonymi nogami i wygoloną cipką. Była taka chętna, a ja nie mogłem jej tknąć. Jednak teraz w wyobraźni to właśnie ją pieprzyłem, a ona jęczała głośno, sapiąc, żebym przyspieszył, więc to zrobiłem, zapominając, że tak naprawdę pieprzyłem usta jakiejś blondyny. Dziewczyna wbiła paznokcie w moje pośladki, dławiąc się kutasem, który brutalnie obijał się o jej migdałki, a ja lekceważąc to, sapałem, poruszając jej głową, by w końcu wydać z siebie głośny pomruk i spuścić się w jej usta. Chwilę jeszcze przytrzymałem jej głowę, po czym w końcu puściłem i odetchnąłem głęboko kilka razy, żeby się wyciszyć, a następnie spojrzałem mętnym wzrokiem na klęczącą kobietę, która wypluła spermę na podłogę. Spiorunowała mnie spojrzeniem, wycierając usta wierzchem dłoni, by następnie wstać na nogi. Poprawiła sukienkę, a ja zapiąłem spodnie, oddychając ciężko. Podniosłem jeszcze portfel, który wypadł mi z tylnej kieszeni i schowałem go.
— Kurwa, chyba o czymś zapomniałeś. — Dziewczyna patrzyła na mnie z wyrzutem, przecierając skórę pod oczami, na której miała rozmazany od łez makijaż.
— O czym? — zapytałem, spoglądając na nią z niechęcią.
Chciałem, żeby sama zauważyła, że miałem ją gdzieś i najlepiej, jakby już sobie poszła.
— A ja i moja przyjemność, to, kurwa, co? — Piorunowała mnie wzrokiem, zaciskając zęby. Miałem wrażenie, że zaraz wyłamie je sobie, taka była wściekła.
— A obiecywałem ci coś?
— Ja pierdolę, wykorzystałeś mnie. — Fuknęła zła, na co uniosłem kąciki ust.
— Przecież mówiłem, że wolę konkrety — odparłem, sięgając do kieszeni po portfel, z którego wyciągnąłem pieniądze. — Masz — powiedziałem, podając jej kilka stów, żeby poprawić jej nastrój.
— Co prawda cały czas myślałem o innej, ale... — Przymknąłem oczy, zaciskając zęby, gdy ta suka mnie spoliczkowała. Chwyciłem ją za nadgarstek i mocno zacisnąłem rękę, a ona pisnęła, wykrzywiając twarz w grymasie.
— Uważaj, bo źle skończysz. — Syknąłem, po czym odepchnąłem ją od siebie.
— Wypierdalaj. — Kiwnąłem głową w stronę drzwi.
— Tępy chuj — wysyczała przez zęby. — Pożałujesz. Zgłoszę na policję, że mnie zgwałciłeś. — Groziła mi, chwytając za klamkę.
— Powodzenia. — Zaśmiałem się, bo nawet nie znała mojego imienia, więc wiedziałem, że nic nie ugra. Poza tym wystarczy sypnąć kasą, komu trzeba, to wszystko zamiotą pod dywan.
— Właściciela klubu raczej nietrudno będzie znaleźć — odparła, uśmiechając się szeroko, na co spoważniałem.
Kobieta przekręciła zamek i od razu wyszła z toalety, a ja walczyłem sam ze sobą, żeby nie przytargać jej tutaj za kudły i czegoś jej nie zrobić. Miałem wrażenie, że po zabójstwie Lindy obudziło się we mnie coś, co do tej pory powstrzymywało mnie przed pozbawianiem życia kobiet. Kiedyś, nawet bym o tym nie pomyślał, a teraz zastanawiałem się, gdzie i kiedy najlepiej ją dopaść, żeby nie sprowadziła na mój klub problemów. Jej pomówienia mogłyby sprawić, że ludzie zaczną omijać to miejsce szerokim łukiem, a przecież dopiero co je otworzyłem.
Wkurwiony, chwyciłem telefon i wybrałem numer do Ziona, który kręcił się gdzieś po klubie. Tylko on mógł mi pomóc i wiedziałem, że zrobi to bez problemu. Kumpel odebrał po kilku sygnałach, ale przez dochodzące odgłosy wiedziałem, że teraz nic nie załatwię.
— Oddzwoń — powiedziałem tylko i rozłączyłem się natychmiast, bo nie miałem zamiaru słuchać jego sapania.
Przemyłem jeszcze twarz zimną wodą, po czym postanowiłem wrócić do biura, więc ruszyłem w jego kierunku. Gdy stanąłem pod drzwiami, sięgnąłem do kieszeni po klucz, po czym otworzyłem je i wszedłem do środka. Pokręciłem głową, uśmiechając się delikatnie, gdy usłyszałem chrapanie. Samantha leżała na kanapie i spała. Podszedłem do niej, by szybkim ruchem poprawić sukienkę, która podwinęła się na jej zgrabnym tyłku, odsłaniając go, a następnie narzuciłem na nią skórzaną kurtkę, leżącą na oparciu kanapy. Nie chciałem, żeby jej ciało za bardzo mnie kusiło. Dziewczyna poprawiła się, gdy w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu, więc szybko odebrałem połączenie, żeby się nie obudziła.
— No? Czego chciałeś? — mruknął Zion, na co przewróciłem oczami.
Może i wcześniej zadzwoniłem w nieodpowiednim momencie, ale miałem nóż na gardle i trzeba było szybko działać.
— Przyjdź na chwilę do biura — powiedziałem, po czym od razu się rozłączyłem, ponieważ to nie była rozmowa na telefon.
Odłożyłem urządzenie na blat i chwyciłem paczkę papierosów, by po chwili rzucić ją w kąt, przeklinając pod nosem, gdy okazało się, że była pusta. Westchnąłem ciężko, odchylając się na fotelu i przeniosłem wzrok na Samanthę, która zachrapała głośno. W tym samym momencie drzwi od biura uchyliły się, a do środka wszedł Zion. Uniósł brwi, spoglądając na śpiącą dziewczynę.
— To było do przewidzenia — powiedział, uśmiechając się wymownie, a ja przewróciłem oczami.
Usiadł na krześle i od razu wyciągnął papierosa, żeby zapalić, po czym rzucił paczkę na blat biurka.
— Co było do przewidzenia? — zapytałem, chociaż wiedziałem, co miał na myśli.
— Że w końcu ją przelecisz — odparł, kiwając głową w kierunku smarkatej.
— Daj spokój. Palcem jej nie tknąłem. — Pokręciłem głową, po czym też sięgnąłem po papierosa.
Gdy go zapaliłem, zaciągnąłem się i odchyliłem głowę, wypuszczając dym w górę. W milczeniu wpatrywałem się w tytoniowy obłok, by w końcu ponownie spojrzeć na Ziona.
— Eavan ją upił — dodałem, a on parsknął śmiechem.
— Coraz bardziej mnie zadziwiasz — odezwał się, przyglądając mi się z uwagą.
Strzepnął popiół i zaciągnął się, cały czas lustrując moją twarz, co coraz bardziej zaczynało mnie irytować.
— Widziałem tę akcję na parkiecie. — Spojrzał na mnie wymownie, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
Być może zareagowałem zbyt impulsywnie, co dla niektórych wydawało się podejrzane, ale nie mogłem zdzierżyć tego, że Samantha była macana przez jakiegoś pierwszego lepszego chłystka. Zaciągnąłem się nerwowo, po czym pochyliłem się w kierunku popielniczki, żeby strzepnąć popiół. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się ze swojego zachowania względem tamtego faceta. Sam tak naprawdę nie wiedziałem, co mną kierowało, żeby rozdzielić tę dwójkę. Gość, a raczej jego zachowanie po prostu podziałało mi na nerwy.
— Ale chyba nie ściągnąłeś mnie tutaj, żeby pokazać pijaną małolatę? — Spojrzałem na kumpla, gdy się odezwał. Odchrząknąłem cicho, bo zdałem sobie sprawę z tego, że przez smarkulę znowu odleciałem gdzieś myślami.
— Trzeba będzie kogoś sprzątnąć — powiedziałem cicho, przenosząc wzrok na Samanthę. Miałem nadzieję, że była na tyle pogrążona we śnie, że nic do niej nie dochodziło z tej rozmowy. Włączyłem laptopa, na którym uruchomiłem podgląd z kamer znajdujących się w klubie.
— Kogo? — zapytał, a ja milczałem, wpatrując się w ekran i oglądając bawiących się ludzi.
Zmrużyłem oczy, uśmiechając się lekko, gdy w końcu z tłumu wyłowiłem swoją ofiarę. Dziewczyna obściskiwała się z frajerem, który wcześniej startował do Sam. Ciekawe, czy byłby nią zainteresowany, gdyby wiedział, że dopiero co miała w ustach mojego kutasa. Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową.
— Ją — odezwałem się pewnie, odwracając komputer w kierunku kumpla.
Pokazałem mu palcem dziewczynę, która wcześniej mi obciągnęła, na co spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
— Mogę wiedzieć czemu?
— Chce mnie wrobić w gwałt.
— Jak jej nie tknąłeś, to czym się przejmujesz? — Wzruszył ramionami.
— No właśnie, że ją tknąłem. Na ubraniu może mieć ślady spermy, a pod paznokciami na pewno ma mój naskórek — powiedziałem, na co Zion ciężko westchnął.
— No, to chyba faktycznie masz problem — mruknął, gasząc peta w popielniczce. — Załatwię to — dodał, a ja przytaknąłem i zamknąłem laptopa. Chociaż jeden problem miałem z głowy.
—Dobra. — Westchnąłem ciężko, spoglądając na śpiącą Sam. —Ja się już zawijam. Pomóż mi jeszcze przetransportować smarkulę do samochodu — powiedziałem, na co kumpel przytaknął, wstając z krzesła.
Podszedłem do Samanthy, po czym zrzuciłem z jej tyłka moją kurtkę i wziąłem na ręce. Mruknęła coś cicho pod nosem, ale się nie przebudziła. Obstawiałem, że po takiej dawce alkoholu, jaką zaserwował jej Eavan, będzie spała do południa. Odwróciłem się w kierunku Ziona, który uśmiechał się głupio.
— Co jest? — zapytałem, spoglądając na niego wymownie.
— Nic. — Parsknął śmiechem. — Idziemy — dodał i podszedł do drzwi.
Otworzył je, a następnie zamknął za nami, gdy wyszliśmy z pomieszczenia, po czym ruszyliśmy do tylnego wyjścia z klubu, żeby przejść do samochodu.
***
Leżałem na kanapie i wpatrywałem się w sufit, paląc papierosa. Zaciągnąłem się, po czym przeciągle wypuściłem chmurę dymu i wpatrywałem się w nią. Odprężał mnie taki widok. Chwilę później zerknąłem na wiszący na ścianie zegar, który wskazywał trzynastą trzydzieści, a Samantha nadal spała. Zastanawiałem się, czy Eavan dał jej sam alkohol, czy coś z nim zmieszał, bo podejrzane było dla mnie to, że tak długo spała. Niby wytrąciłem jej z dłoni pigułkę, którą próbował jej wcisnąć, ale nie miałem pewności, czy czegoś wcześniej jej nie zaserwował. Westchnąłem ciężko, siadając na kanapie, po czym zgasiłem peta w prowizoryczniej popielniczce z metalowego dekielka. Sięgnąłem po szklankę wody i upiłem spory łyk, a w tym samym czasie z sypialni wydostał się głośny jęk przepełniony bólem, co oznaczało, że Samantha zaczęła wracać do żywych.
Zaśmiałem się pod nosem, kręcąc głową, gdy rzuciła wiązankę przekleństw pod adresem Eavana, jednocześnie zaznaczając, że zabije go przy następnej okazji. Chciałbym zobaczyć to, jak go opieprza, ale oczywiście wiedziałem, że do tego nie dojdzie, bo stojąc z nim twarzą w twarz, na trzeźwo, jej buńczuczność szybko uleci. Starała się zgrywać twardą i nawet czasem jej to wychodziło, ale mimo wszystko miała świadomość, że z żadnym z nas nie miała szans i tak szybko, jak wychylała się przed szereg, tak szybko do niego wracała. Dobrze, że znała swoje miejsce, chociaż ostatnio pozwalała sobie na więcej. Być może sam ją do tego zachęciłem, dając jej więcej swobody, ale wierzyłem, że nie będzie tego wykorzystywać, bo inaczej musiałbym ją szybko i brutalnie nawrócić na odpowiednią drogę. Ona była tylko pionkiem w grze pomiędzy mną a Gabrielem. Nie mogłem pozwolić na to, żeby poczuła się ważniejsza, bo mogłaby zacząć sprawiać jeszcze większe problemy.
Zwróciłem głowę w kierunku drzwi, gdy te się uchyliły i z pokoju powolnym krokiem, zgięta w pół wyszła Samantha. Poczłapała w kierunku łazienki, jęcząc co chwilę coś pod nosem, po czym zamknęła za sobą drzwi. Przewróciłem oczami, słysząc, jak wymiotuje. Westchnąłem przeciągle, wstając z kanapy, żeby następnie przejść do kuchni, gdzie sięgnąłem po szklankę, do której nalałem wody i wrzuciłem dwie tabletki KC, po czym wróciłem do pokoju dziennego. Usiadłem na krześle, sięgając po kolejnego papierosa, którego zapaliłem. Przeciągle wypuściłem chmurę dymu i w tej samej chwili drzwi od łazienki skrzypnęły.
— Samantha — odezwałem się, gdy dziewczyna wyszła z pomieszczenia, poprawiając przykrótką sukienkę. Zacząłem się zastanawiać, czy przed wyjściem z sypialni, założyła chociaż majtki.
Zatrzymała się i popatrzyła na mnie zbolałym wzrokiem, trzymając jedną z dłoni przy skroni. Masowała ją lekko, jakby to miało ukoić jej ból głowy po wczorajszym piciu. Pod oczami miała rozmazany makijaż, a włosy w totalnym nieładzie.
— Wypij to. — Kiwnąłem głową w kierunku szklanki, przez co przeniosła na to swój wzrok. — KC — dodałem, na co podeszła do stolika i chwyciła szklankę, by po chwili wypić wszystko duszkiem. Wytarła wierzchem dłoni usta, po czym głośno westchnęła, przymykając oczy.
— Co się działo w nocy? — zapytała, odkładając pustą szklankę na blat stolika. Usiadła na krześle, podpierając ręką głowę i spoglądając na mnie przekrwionymi oczyma.
— Nie dość, że czuję się, jakbym umierała, to nic nie pamiętam. Kojarzę tylko, że zepsułeś mi zabawę i zaprowadziłeś do tego gościa od nielegalnych wyścigów — mówiła, lustrując moją twarz.
— Czemu ja nie miałam na sobie bielizny? — dopytywała, na co uniosłem kąciki ust, co nie uszło jej uwadze. Przełknęła nerwowo ślinę, patrząc na mnie z uwagą. Zastanawiałem się, co pierwsze przyszło jej na myśl, gdy zorientowała się, że nie miała na sobie majtek, które sama oddała Eavanowi.
— Kiedy w końcu zaczniesz się mnie słuchać? Bo za każdym razem, jak czegoś ci zabraniam albo przed czymś cię ostrzegam, to żeby mi dopiec, robisz wszystko na odwrót. — Popatrzyła na mnie z wyrzutem, wzruszając ramionami, a ja pokręciłem głową. Nie miała w sobie nawet odrobiny pokory. Ona chyba naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, do jakiego świata trafiła i że powinna mnie słuchać, żeby nie skończyć marnie. — A o zwrot majtek musisz poprosić Eavana — dodałem, na co popatrzyła na mnie zszokowana, rozchylając usta.
Przełknęła mocno ślinę, po czym zacisnęła usta. Lubiłem się z nią w ten sposób drażnić. Zapewne w jej głowie kotłowały się miliony myśli i przeróżne scenariusze, jak doszło do tego, że McGregor miał jej bieliznę.
— Eavana? — zapytała drżącym głosem, na co przytaknąłem.
Kolejny raz zacisnęła usta, robiąc strapioną minę
— Sama mu je oddałaś — odezwałem się w końcu.
Zaciągnąłem się papierosem, obserwując, jakie ta informacja zrobi na niej wrażenie.
— Oddałam? Czyli, że... nie... — Dukała, bojąc się zapytać wprost, czy z nim spała.
— Tak, oddałaś. Nie przeleciał cię — powiedziałem, przewracając oczami.
Irytowała mnie jej głupota i infantylność. Gdyby Eavan dobrałby się do niej, to na pewno nie obudziłaby się w moim mieszkaniu, tylko jego. Ewentualnie tułałaby się teraz na kacu po Fallbron po tym, jak nad ranem wykopałby ją w łóżka, jakby mu się znudziła.
— Muszę się położyć — jęknęła, wstając z miejsca.
— Jeszcze nie skończyłem. — Westchnęła ciężko, słysząc mój stanowczy ton głosu, po czym usiadła ponownie.
— Jak już się ogarniesz, to spakuj ciuchy na kilkudniowy wyjazd — dodałem. Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie z niezrozumieniem.
— Kilkudniowy wyjazd? — zapytała ze zdziwieniem, jakby to było coś nadzwyczajnego.
— Dokąd?
— Do Meksyku. Wyjeżdżamy w niedzielę. — Zrobiła wielkie oczy, by po chwili potrząsnąć głową, jakby wyrwała się z letargu.
— Nie, ja nigdzie nie jadę.
— Nikt nie pytał — mruknąłem pod nosem. — Jedziesz i bez dyskusji.
— Ale... po co ja? — zapytała zrezygnowanym tonem głosu, bo wiedziała, że jej sprzeciw nic nie da.
— Poza tym i tak nie mam paszportu.
— Jak to nie masz paszportu? — Musiałem przyznać, że zaskoczyła mnie tą informacją, bo to wszystko komplikowało. Niby mógłbym jej załatwić fałszywy dokument, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że w dwa dni, a raczej półtora, tego nie ogarnę.
— Znaczy się... mam, ale w domu. — Pokręciłem głową z niedowierzaniem, bo już myślałem, że moje plany szlag trafił, a jej się na durne żarty zebrało.
— No to wieczorem po niego pójdziesz — mruknąłem poirytowany. — Co to za problem? Jak ty nie pójdziesz, to ja odwiedzę twoją matkę. — Poprawiła się na krześle, słysząc moje słowa.
— Zostaw ją w spokoju — wysyczała, posyłając mi gniewne spojrzenie, na co uśmiechnąłem się z politowaniem.
— Czyli wiesz, co masz dzisiaj zrobić — powiedziałem, a ona zrobiła obrażoną minę.
— Po co ja mam jechać z tobą?
— Bo taki mam kaprys. — Wzruszyłem ramionami. — I jeszcze jedno. Już kiedyś to mówiłem, ale chyba nie dotarło, więc powtórzę: nie lubię, jak zadaje mi się za dużo pytań — dodałem, patrząc na nią znacząco.
— Czyli co? Mam o nic nie pytać i potulnie się na wszystko zgadzać?
— Dokładnie, Samantho. — Przytaknąłem.
— Idiota — mruknęła pod nosem, po czym wstała z krzesła i wolnym krokiem przeszła do sypialni.
Przewróciłem oczami, widząc jej humory, ale i tak doskonale wiedziałem, że wykona polecenie i jeszcze dziś wieczorem będzie miała paszport w ręku. Inaczej naprawdę osobiście pofatyguję się do jej domu. Zerknąłem na komórkę, gdy zaczęła wibrować. Chwyciłem urządzenie do dłoni, po czym odebrałem połączenie od Ziona.
— Mam nadzieję, że masz dobre wieści? — odezwałem się, drapiąc się po zaroście.
— Spotkajmy się w starej fabryce.
— O co chodzi? — zapytałem, wyłapując jego niepewny tom głosu. Czułem, że coś się stało i to niekoniecznie dobrego.
— Mam informacje odnośnie twojego wyjazdu do Meksyku. Zabranie tam Samanthy, to chyba nie jest dobry pomysł.
— Dlaczego?
— Podsłuchałem rozmowę Gabriela z kimś z kartelu. Nie wrócisz stamtąd — odparł, a ja zacisnąłem zęby, przeklinając starego w myślach.
Wkurwiony rozłączyłem się i odłożyłem telefon, po czym od razu zapaliłem papierosa. Miałem przeczucie, że Gabriel będzie chciał się mnie pozbyć, ale nie sądziłem, że zrobi to rękoma handlarzy narkotyków. Zdawałem sobie sprawę z tego, że w Meksyku będę bez szans, ale nie miałem teraz żadnego pola manewru, bo gdybym tam nie pojechał, stary od razu by się domyślił, że ktoś knuje za jego plecami i prędzej wybije nas wszystkich, niż sam się podda. W tej sytuacji wyjazd Samanthy ze mną nie był dobrym pomysłem, ale wiedziałem też, że nie może sama zostać w Fallbron. Byłem w potrzasku, więc musiałem dobrze się zastanowić nad tym wszystkim. Po chwili zerwałem się z krzesła, żeby jak najszybciej dotrzeć do fabryki i dowiedzieć się szczegółów. Miałem nadzieję, że wtedy do głowy przyjdzie mi rozwiązanie, które mnie ocali.
***************************
Dzisiaj trochę krótszy rozdział.
Do następnego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro