Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Jest i on! Posłaniec śmierci

SAMANTHA

Nienawidziłam swojego życia i to dosłownie. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, w jakie bagno wpadłam. Popełniłam błąd, że już na początku nie poszłam na policję i nie zgłosiłam Iana. Co prawda groził mi czym to się skończy, ale gdybym opowiedziała o tym na posterunku, to na pewno przydzielono by mi ochronę. Teraz było na to za późno. Ian miał na mnie haki, z których nie potrafiłabym się wybronić i gdybym zaczęła sypać na niego, on pociągnąłby mnie za sobą. Byłam w sytuacji bez wyjścia.

Wpatrywałam się beznamiętnie w jeden punkt, stojąc w kuchni, gdy Ian poszedł do łazienki. Czułam narastającą złość oraz bezsilność i miałam wrażenie, że byłam na granicy wybuchu. Wszystko we mnie krzyczało, ale nie potrafiłam tego uzewnętrznić. Tłumiłam to w sobie, bojąc się, że kryzys przyjdzie w jakimś najmniej odpowiednim momencie. Na dodatek brunet zupełnie ignorował moje zdanie, a także potrzeby. Wiem, że powinnam być mu wdzięczna, bo kolejny raz uratował mi życie, ale jego późniejsze zachowanie sprawiło, że miałam serdecznie dość jego towarzystwa. Chciałam uciekać od niego, ale nie miałam dokąd. Żałowałam, że od razu nie zdecydowałam się na tamto mieszkanie. Teraz nie wiedziałam, gdzie miałam szukać tego całego Browna, a Ian niestety nie chciał mi w tym pomóc.

Spojrzałam w kierunku łazienki, słysząc, że brunet z niej wyszedł. W końcu się ubrał. Popatrzył na mnie, po czym włożył buty i po zabraniu portfela oraz kluczy ze stołu, ruszył do wyjścia.

- Wychodzę na godzinę - odezwał się, odwracając się w moim kierunku.

Patrzyłam na jego, jakbym była zahipnotyzowana, a on przewrócił oczami, gdy nie usłyszał ode mnie żadnej odpowiedzi i zatrzasnął za sobą drzwi. Przymknęłam oczy, oddychając ciężko.

Idź! - Krzyczałam w myślach.
Idź i nie wracaj!

Przygryzłam pięść, żeby stłumić krzyk, który chciał wydostać się z mojego gardła. Chciałam krzyczeć z całych sił, ale wiedziałam, że nie mogłam, bo Ian by się wściekł, gdybym postawiła na nogi jego sąsiadów. Po chwili wplotłam dłonie we włosy, rozglądając się po mieszkaniu, po czym zaczęłam je demolować. Zrzucałam wszystko ze stołu, z blatów szaf, z kanapy, poprzewracałam krzesła. Chwyciłam stojącą na szafce paczkę cukru i rozszarpałam ją, rozsypując wszystko po całej kuchni. Oddychałam ciężko, tłukąc talerze, szklanki oraz kubki. Nagle zastygłam w bezruchu po chwyceniu kolejnego naczynia, które również chciałam rozbić, jednak tego nie zrobiłam, bo w końcu oprzytomniałam. Spojrzałam na pobojowisko, które zrobiłam, wiedząc, że Ian się wścieknie, jak to zobaczy. Z bezsilności opadłam na kolana, zanosząc się płaczem. Dokąd zmierzało moje życie? Nie wiedziałam i chyba nie chciałam tego wiedzieć. Bałam się tego, co na mnie czekało. Bałam się tego, co się stanie, gdy się okaże, że ten pieprzony kod nie pasuje do żadnego depozytu w okolicznych miastach. Nie miałam pojęcia, co wtedy zrobię.

Wstałam z podłogi, po czym oparłam się dłońmi o szafkę i zwiesiłam głowę, próbując unormować oddech. Gdy zaczęłam się uspokajać, podeszłam do lodówki i otworzyłam ją, rozglądając się po półkach. Wcześniej widziałam w koszu na śmieci puszki po piwie i miałam nadzieję, że Ian coś jeszcze zostawił. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy po przesunięciu pudełek z gotowym jedzeniem zobaczyłam alkohol. Wyjęłam czteropak, po czym zamknęłam lodówkę i usiadłam na podłodze, rozrywając folię, a następnie otworzyłam jedną z puszek, i zaczęłam sączyć piwo.

*

- Jak w zegarku - mruknęłam pod nosem, spoglądając na godzinę, gdy usłyszałam dźwięk klucza przekręcanego w zamku.

Wrócił Ian. Tyran. Pan i władca. Co to tylko jego zdanie się liczyło.

- Co, do kurwy? - odezwał się zszokowany, a ja zaczęłam się chichrać pod nosem.

Wypity alkohol ewidentnie poprawił mi nastrój. Przynajmniej miałam odwagę, żeby się z nim skonfrontować, inaczej pewnie wiałabym, gdzie pieprz rośnie. Nasłuchiwałam jego kroków, aż w końcu wychylił się zza ściany, na co uśmiechnęłam się szeroko, siedząc na podłodze.

- Jest i on! Posłaniec śmierci - powiedziałam teatralnym głosem, pokazując na niego ręką. - Jak ja cię nienawidzę - dodałam, po czym pociągnęłam z gwinta łyk szkockiej.

Skrzywiłam się, przykładając wierzch dłoni do ust, gdy poczułam gorycz. To cholerstwo oprócz tego, że poprawiło mi nastrój, miało jedną, wielką wadę, było okropne w smaku. Jednak po pierwszym piwie stwierdziłam, że wolałabym coś mocniejszego i tak wygrzebałam z dolnej szafki w kuchni nowiutkie, nieotwarte whisky, którym potem zaczęłam się raczyć.

- Odbiło ci? Co ty zrobiłaś? - Ian patrzył na mnie jak na osobę niespełna rozumu, a ja po prostu wzruszyłam ramionami.

- Nie widać? - zapytałam, patrząc na niego wymownie.

Przez alkohol straciłam instynkt samozachowawczy. Gdybym była trzeźwa, stałabym pewnie przed nim z opuszczoną głową i kaja się, ale teraz miałam na wszystko wywalone. To przez niego traciłam rozum. Przyłożyłam butelkę do ust, żeby ponownie się napić, ale niestety nie dane mi było, bo Ian od razu znalazł się przy mnie i wyrwał mi ją z dłoni.

- Zostaw to, smarkulo - mruknął, odkładając butelkę na szafkę, po czym popatrzył na mnie z góry.
- Kompletnie cię popierdoliło - dodał, na co ja uśmiechnęłam się szeroko.

- Ciekawe, czyja to zasługa - powiedziałam, udając, że się nad tym zastanawiałam, po czym uniosłam palec. - Już wiem! - krzyknęłam. - Twoja! - Wskazałam na niego, a on pokręcił głową.

- Masz to posprzątać - odezwał się, odchodząc ode mnie.

- Nie! - odparłam dobitnie.

Brunet przystanął, po czym odwrócił się i spojrzał na mnie, mrużąc oczy. Jeśli myślał, że tym razem zrobię to, co mi kazał, to grubo się mylił. Miałam gdzieś, co się potem ze mną stanie. Byłam w takiej desperacji, że bez wahania wybrałabym nawet śmierć.

- Co powiedziałaś? - Spojrzał na mnie wymownie, a ja wstałam z podłogi. Oparłam się o szafkę, żeby się nie przewrócić, gdy zawirowało mi w głowie. Przeholowałam trochę z tym whisky.

- Powiedziałam NIE! - Ian zacisnął zęby, słysząc mój sprzeciw.

Widać było, że nie spodziewał się tego. Nie zamierzałam mu nic ułatwiać. Wcześniej postanowiłam, że nie dam sobą więcej pomiatać. Przestraszona i posłuszna Samantha poszła w zapomnienie, przynajmniej do momentu, aż wytrzeźwieję.
Ale... zawsze coś.

- Słuchaj no, smarku. - Podszedł do mnie i spojrzał na mnie z góry.

- Nie nazywaj mnie tak! - Dźgnęłam go palcem w tors, ale on nawet nie drgnął.
Patrzyłam mu prosto w oczy, bez żadnego strachu. To whisky działo cuda, inaczej już bym struchlała.
- Albo zaczniesz się ze mną liczyć, albo sam sobie szukaj tego, jebanego, klucza - wysyczałam, na co zmrużył oczy.

Czułam, że w środku się gotowałam i teraz już nie wiedziałam, czy to zasługa alkoholu we krwi, czy w końcu zaczynałam się denerwować.

- I tak masz to posprzątać - mruknął, po czym odszedł ode mnie.

Odetchnęłam, rozluźniając się. Przetarłam dłonią czoło, po czym gwałtownie wyprostowałam się, gdy zza ściany znowu wyłonił się Ian.

- Jak wytrzeźwiejesz, to rusz dupę do sklepu - odezwał się, przyglądając mi się, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodziło, bo nie potrzebowałam niczego kupować. No, chyba że te kilka talerzy i szklanek, które stłukłam.
- Nie żartowałem z tym wyjściem do Imperium. Jak wywiniesz jakiś numer, to pożałujesz - dodał.

- Po co ja mam tam iść? - zapytałam, bo ta kwestia mnie nurtowała. - Tam będą sami starzy ludzie - dodałam, uśmiechając się szyderczo.
Skoro tak podkreślał mój wiek, ja postanowiłam zrobić to samo. Brunet westchnął ostentacyjnie i przewrócił oczami.

- Gdybyś ostatniej nocy nie wywinęła tego numeru, to mogłabyś zostać sama w mieszkaniu - zaczął mówić, lustrując moją twarz - niestety swoim zachowaniem pokazałaś, że potrzebujesz opieki, więc idziesz ze mną, bo nie mam zamiaru zrywać się z imprezy, jak znowu coś odwalisz. - Spojrzał na mnie znacząco, by od razu odwrócić się i przejść do sypialni.
- I posprzątaj ten syf! - Krzyknął jeszcze, nim trzasnął drzwiami, przez co się wzdrygnęłam.

- Sam sobie sprzątaj - mruknęłam pod nosem.

Przetarłam dłońmi twarz, kodując sobie w głowie to, żeby przy rozmowie z Reyem nie wymsknęło mi się przypadkiem to, że pójdę z Ianem do klubu. Awantura gwarantowana. Dlatego też milczałam na temat tego, że mieszkałam u niego. Wiedziałam, że miałby mi to za złe, chociaż nie mialam pewności, czy brunet mnie w tym nie wyręczy i sam mu powie, że siedziałam u niego.
Westchnęłam głęboko, rozglądając się po bałaganie, który zrobiłam, po czym uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę kanapy, żeby się położyć. Przecież nie mogłam sprzątać, jak byłam nietrzeźwa, bo jeszcze przecięłabym się szkłem. Chwyciłam rzucony na oparcie koc i ułożyłam się, przykrywając się nim, by następnie przymknąć oczy. Postanowiłam się zdrzemnąć, a potem przejść się po sklepach. Nie zamierzałam sprzątać tego syfu, w końcu, gdy pierwszy raz trafiłam do tego mieszkania, to wyglądało gorzej.

*

Zmrużyłam oczy, przyglądając się czarnej sukience. Chyba znalazłam idealną kreację do klubu, bo przede wszystkim miała zakryte plecy, a to było dla mnie najważniejsze. To na nich miałam najgorsze ślady po pobiciu i na dodatek jeszcze opatrunek. Resztę śladów na ciele z łatwością mogłam zakryć podkładem, a poza tym smarowałam je specyfikami, które miałam od Iana i nawet widziałam sporą poprawę. Odetchnęłam głęboko, po czym ruszyłam z sukienką do przymierzalni, żeby zobaczyć, jak faktycznie będzie na mnie leżała.

Weszłam do niewielkiej kabiny i zasunęłam czarną kotarę, by następnie się rozebrać. Przygryzłam wnętrze policzka, gdy popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Drażniły mnie te wszystkie ślady po pobiciu. W końcu zdjęłam sukienkę z wieszaka i założyłam ją. Kilka chwil później przeglądałam się w lustrze z każdej strony. Przygładziłam materiał na udach, uśmiechając się lekko. Może nie było idealnie, ale wiedziałam, że lepszej sukienki nie znajdę. Miała zakryte plecy i długi rękaw, ale przód nie był już taki grzeczny. Dekolt był głęboki przekładany dwoma paskami, które przechodziły przez piersi. Na brzuchu i boczkach były ozdobne wycięcia, co nadawało jej seksownego charakteru. Sięgała do połowy uda, więc nie była ani za długa, ani za krótka.

- Biorę - powiedziałam pod nosem, przeglądając się w dalszym ciągu w lustrze.

Tak spodobała mi się ta sukienka, że nie chciałam jej zdejmować, ale w końcu to zrobiłam, a gdy założyłam swoje ciuchy, z zadowoleniem ruszyłam do kasy. Zapłaciłam, po czym wyszłam przed sklep i rozejrzałam się po otoczeniu, zastanawiając się, dokąd pójść dalej. Potrzebowałam jeszcze butów. Postanowiłam pójść do obuwniczego, który mieścił się przecznicę dalej, więc ruszyłam przed siebie, machając torbą z sukienką.

Kwadrans później byłam na miejscu. Chwyciłam klamkę, by wejść do sklepu, gdy nagle ktoś złapał mnie za bark. Zdezorientowana odwróciłam się, robiąc niezadowoloną minę, gdy ujrzałam Emmę. Dziewczyna patrzyła na mnie z niechęcią i ewidentnie miała do mnie jakiś problem.

- Trzymaj się od mojego Dylana z daleka - odezwała się, a ja popatrzyłam na nią jak na idiotkę.
Nie nachodziłam byłego ani do niego nie wydzwaniałam, czy też nie wypisywałam SMS-ów, więc nie wiedziałam, o co jej chodziło.
- Ostatnio chciałaś wziąć go na litość, ale widzę, że jednak umiesz normalnie się ubrać. I jeszcze ten tekst, że jesteś bezdomna. Czekaj, bo uwierzę.

- Wal się - odparłam, odpychając ją od siebie.

- Daj mu spokój - powiedziała zła.

- Przecież nic od niego nie chcę. Nie odzywam się do niego. - Patrzyłam na nią ze zdziwieniem, a ona zacisnęła zęby, rozglądając się na boki.

- To, co tu robisz? - mruknęła, spoglądając na mnie.

- Przyszłam kupić buty? - zapytałam retorycznie.

- Akurat do sklepu, który jest niedaleko jego domu? - Współczułam jej toku myślenia.

Była bardzo zazdrosna i nie radziła sobie z moją osobą. Pewnie gdyby mogła, to zakazałby mi w ogóle wchodzić na tę ulicę, a ja nawet nie pomyślałam o tym, że Dylan tutaj mieszkał. Starałam się o nim nie myśleć, bo po co miałam wracać do tego, co skończyło się jakiś czas temu? Może w czasie ostatniego spotkania z nim zobaczyłam w jego oczach coś, co pozwoliło mi myśleć, że nie byłam mu obojętna, ale jego późniejsze milczenie skutecznie wybiło mi to z głowy. Nie obchodziłam go.

- Wiesz co? Jak nie jesteś pewna jego uczuć, to daj sobie z nim spokój, bo się zamęczysz tą zazdrością i bezpodstawnymi podejrzeniami - powiedziałam, po czym nie czekając na jej kolejną bezsensowną odpowiedź, weszłam do sklepu.

Westchnęłam ciężko i przywitałam się z ekspedientką, by w końcu ruszyć w stronę półek, na których stały szpilki. Oglądałam buty, zerkając kątem oka w stronę szyby, ale Emma na szczęście sobie poszła. Dziewczyna ewidentnie miała jakiś problem, że nie czuła się pewnie w związku z Dylanem. Obstawiałam, że mogła być zaborcza, a on tego nienawidził i pewnie odsunął się od niej, a ona teraz zwalała winę na kryzys w ich związku na mnie. Pokręciłam głową, żeby przestać o nich myśleć. Co mnie obchodziły ich problemy? Niech sami sobie z nimi radzą.

Wróciłam na początek alejki z regałami, bo tak się zamyśliłam, że nawet nie wiedziałam, co oglądałam. Przyglądałam się butom, aż w końcu uśmiechnęłam się na widok jednej z par. W oko wpadły mi szpilki na delikatnej platformie z wiązaniem wokół kostki. Stwierdziłam, że będą idealne do sukienki, którą kupiłam. Wzięłam karton z odpowiednim rozmiarem i usiadłam na pufie, żeby je przymierzyć. Gdy stanęłam w nich i przeszłam się kilka kroków, to nie zastanawiałam się dłużej, tylko od razu podjęłam decyzję, że je kupię, bo pomimo wysokiego obcasa, były wygodne. Zdjęłam je i zapakowałam do kartonu, po czym ruszyłam do kasy, żeby zapłacić i z zadowoleniem wyjść ze sklepu.
Jednak gdy znalazłam się na zewnątrz, moją radość zastąpił smutek, a właściwie to niepewność, bo miałam coś jeszcze w planach, ale nie wiedziałam, czy powinnam zrealizować swój pomysł. Stałam w miejscu i patrzyłam na koniec ulicy. Wystarczyło pójść przed siebie, a potem skręcić w prawo i przejść jeszcze kilkadziesiąt metrów, i stanąć przed drzwiami. Nacisnąć dzwonek, poczekać chwilę na otworzenie drzwi, a potem porozmawiać. Problem był jeden, bo nie byłam pewna, czy zostanę wysłuchana. Mimo wszystko postanowiłam zaryzykować, więc ruszyłam przed siebie w stronę rodzinnego domu, żeby porozmawiać z mamą.

*

Wpatrywałam się w brązowe drzwi, trzymając rękę na dzwonku, jednak nie potrafiłam go wcisnąć. Bałam się reakcji mamy na mój widok. Chciałam z nią porozmawiać, ale nie byłam pewna, czy ona chciała tego samego. Nie było momentu, żeby w czasie, gdy mieszkałam u Iana, nie myślała o niej. Tęskniłam, ale czy ona czuła to samo? Nie wykonała żadnego gestu, który pozwałaby mi myśleć, że tak istotnie było. Nie dzwoniła, nie pisała SMS-ów, nie szukała ze mną kontaktu, co mnie dołowało. Byłam jej jedynym dzieckiem i chociaż nie zawsze się dogadywałyśmy, to myślałam, że odezwie się do mnie już po pierwszej nocy, której nie spędziłam w domu. Tymczasem mijała kolejna doba, a ona milczała.

Zastygłam w bezruchu, słysząc przekręcany zamek w drzwiach i po chwili ujrzałam mamę. Spojrzała na mnie zszokowana, a ja w dalszym ciągu stałam w progu z dłonią na dzwonku. W końcu opuściłam rękę, przełykając mocno ślinę, po czym uśmiechnęłam się niepewnie.

- Cześć, mamo - odezwałam się, bo ona nie kwapiła się, żeby cokolwiek powiedzieć.

Patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha. Nagle pomrugała powiekami, wyrywając się z letargu, a jej mina stała się obojętna. Już wiedziałam, że nie będzie łatwo.

- Czego chcesz? - zapytała chłodno.

Poczułam się, jakby znowu mnie pobiła. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo mnie nienawidziła. Miałam nawet wrażenie, że to, co sobie wymyśliła, było jej na rękę, bo w końcu pozbyła się z domu córki, którą dwa lata temu oskarżyła o śmierć syna. Ukochanego syna. Nigdy nie ukrywała tego, że bardziej kochała jego. Grzeczny, ułożony, zawsze jej słuchał i dobrze się uczył. Ja byłam jego przeciwieństwem. Ojciec rozpuścił mnie do granic możliwości. Może nie sprawiałam jakiś ogromnych problemów, ale mama nie raz była wzywana do szkoły z powodu mojego zachowania i nie najlepszych ocen.

- Porozmawiajmy, proszę - mówiłam błagalnie, gdy minęła mnie obojętnie. - Pozwól mi wrócić do domu, nie mam gdzie się podziać. - Płaszczyłam się przed nią, a ona w dalszym ciągu patrzyła na mnie z odrazą.

- Trzeba było myśleć o tym wcześniej - mruknęła zła. - Co? Żaden z klientów nie chce cię przygarnąć? Zresztą, co się im dziwić, kto by chciał dziwkę pod dachem. - Wszystkie te słowa były dla mnie niezwykle bolesne. Raniły mnie, a ona wyglądała, jakby była niewzruszona tym, co wypowiadała w moim kierunku, jakbym była dla niej zupełnie obcą osobą i nie obchodził jej mój los.

- Jesteś taka niesprawiedliwa - powiedziałam, po czym przetarłam twarz z bezsilności. - Wymyśliłaś coś sobie i nie chcesz przyznać się do tego, że popełniłaś błąd, tylko dalej w to brniesz.

- Zejdź mi z oczu - odparła zdenerwowana, odwracając się ode mnie.

- Mamo - jęknęłam ze zrezygnowaniem - ja naprawdę mam te pieniądze za udział w nielegalnym wyścigu. - Ponownie na mnie spojrzała, mrużąc oczy. - Wiem, to głupota, co zrobiłam, ale nie miałam wyjścia.

- A co? Siłą wsadzono cię do samochodu? - dopytywała, unosząc brew.

- Dokładnie tak - powiedziałam pewnie.
Mama nagle zmieniła swój wyraz twarzy, bo zaskoczyłam ją tak pewną odpowiedzią, ale po chwili znowu popatrzyła na mnie jak na wroga.

- Kłamiesz. - Przymknęłam oczy, wzdychając ciężko, gdy to usłyszałam.
Nie miałam pojęcia, jak przemówić jej do rozumu.

- Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? - zapytałam, ale zamiast odpowiedzi, doczekałam się tylko wzruszenia ramionami.
Pokręciłam głową, wiedząc, że dzisiaj nic nie wskóram. Być może mama potem przemyśli na spokojnie to, co usłyszała ode mnie, ale na ten moment nie widziałam z jej strony chęci na porozumienie.
- Co powiedziałaś ojcu na mój temat, że też mnie ignoruje? - dopytałam jeszcze, bo myślałam, że chociaż w nim będę miała wsparcie, a tymczasem gorzko się rozczarowałam.
Usłyszałam tylko, że musi sobie to wszystko przemyśleć i od tamtej pory nie odezwał się już do mnie.

- Prawdę.

- Swoją prawdę. - Spojrzałam na nią wymownie, na co zacisnęła usta.

- Spieszę się do pracy - mruknęła, po czym ruszyła przed siebie.
Przygryzłam wnętrze poIiczka, gdy po chwili ponownie odwróciła się w moim kierunku.
- I powiedz swojemu znajomemu, że ma przestać wydzwaniać na domowy, bo i tak nic nie wskóra - powiedziała, a ja zmarszczyłam brwi.

- Jaki znajomy? - dopytałam, ale wzruszyła tylko ramionami. Znieruchomiałam, gdy pomyślałam, że to musiał być mężczyzna, który wcześniej do mnie dzwonił, ale nigdy się nie przedstawił.
- Co mówił?

- Chciał z tobą rozmawiać. Powiedziałam, że już tu nie mieszkasz, ale nadal z uporem maniaka wydzwania po kilka razy dziennie i prosi cię do telefonu. Mam już tego dość. Przekaż mu, że jeszcze jeden taki telefon i zgłaszam sprawę na policję.

- Kiedy ostatni raz dzwonił?

- Jakąś godzinę temu - odpowiedziała i poszła przed siebie, zostawiając mnie samą.

Już się nie odwróciła. Nie spojrzała na mnie nawet przez ułamek sekundy, a mnie w środku rozrywał żal, że tak mnie potraktowała.
Nie miałam już po co tam dłużej stać, więc postanowiłam wrócić do Figgin North, bo nic innego mi nie pozostało. Całą drogę do mieszkania Iana nurtowała mnie myśl, czego chciał ode mnie ten tajemniczy mężczyzna. Stanęłam jak wryta na środku chodnika, gdy do głowy przyszła mi myśl, że to ten sam, którego widziałam w Derry. Ten, który chciał mnie zabić.

- Nie, to nie możliwe - mówiłam do siebie, idąc dalej.

Ta natrętna myśl, nie dawała mi spokoju, bo przecież to on włamał się do naszego domu przez okno, którego nawet nie było widać z drogi, to skąd o nim mógł wiedzieć. Na dodatek położył mi wtedy zdjęcie z Adamem. Identyczne jak to, które wcześniej podarłam. Przyłożyłam dłoń do głowy, gdy zaczęła mnie boleć od natłoku myśli. Mój nastrój znowu był ponury i nawet fakt, że trzymałam w dłoni torby z zakupami, które wcześniej mnie cieszyły, nie mógł tego zmienić.

*

Po wejściu do mieszkania zatrzasnęłam za sobą drzwi i przekręciłam zamek, po czym zrzuciłam buty ze stóp. Nie zwracając uwagi na nic, podeszłam do kanapy, opadając na nią bezsilnie i odkładając obok zakupy. Odchyliłam głowę na oparcie, wpatrując się beznamiętnie w sufit. Dookoła mnie panowała cisza. Raz po raz dochodziły jedynie dźwięki zza okna. Byłam sama w mieszkaniu, więc miałam czas na bezsensowne przemyślenia, które nic nie wnosiły w moje życie. Nadal tkwiłam u Iana z widmem braku dachu nad głową, gdy już moje towarzystwo znudzi się brunetowi. Westchnęłam głośno i spojrzałam przed siebie, bo przypomniało mi się, że czekało na mnie jeszcze pobojowisko do posprzątania, a tak mi się nie chciało tego robić. Jakże duże było moje zdziwienie, gdy zauważyłam, że w mieszkaniu było już czysto. Wstałam i niepewnie przeszłam dalej, gdzie znajdował się aneks kuchenny, ale tam też był porządek. Zrobiłam wielkie oczy, potrząsając głową i nie dowierzając w to, co widziałam, bo wychodziło na to, że Ian posprzątał ten cały bałagan. Nie mogłam wyjść z szoku.

Nagle podskoczyłam w miejscu, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zacisnęłam usta, przechodząc cicho w stronę kanapy. Tym razem nie zamierzałam otwierać, bo ostatnie zdarzenie wystarczająco dało mi w kość. Usiadłam ostrożnie i jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w drzwi, ale ponownego pukania nie usłyszałam. Zerknęłam na podłogę, gdy przez szparę do mieszkania ktoś wsunął jakąś kartkę, jednak nie podeszłam po nią od razu. Jeszcze przez dobre kilka minut trwałam w bezruchu, siedząc na kanapie. W końcu zdecydowałam się zobaczyć, co to było. Wstałam i ruszyłam w kierunku drzwi, po czym przyklęknęłam.

Nie ufaj mu, Samantho

Zamarłam, odczytując jedyne zdanie, które widniało na białej kartce. Przetarłam dłońmi twarz, nic nie rozumiejąc. Czyżby mężczyzna, który do tej pory dzwonił do mojego rodzinnego domu, tym razem mnie śledził i teraz wiedział, że mieszkałam u Iana? A może to któryś z sąsiadów bruneta próbował mnie przed nim ostrzec? Tylko skąd znałby moje imię? Byłam tu dla nich anonimowa.
Wzięłam kartkę do dłoni, po czym odwróciłam ją, żeby zobaczyć czy czegoś nie było na drugiej stronie. Przyłożyłam dłoń do ust, gdy okazało się, że to nie była zwykła biała kartka, tylko wydrukowane zdjęcie, a na nim ja i mój brat. Doskonale pamiętałam, kiedy była zrobiona ta fotografia. Łzy same spłynęły mi po policzkach, gdy przypomniałam sobie ten dzień. Było to miesiąc przed jego śmiercią. Zabrał mnie do parku linowego, którego potwornie się bałam i kupił bilety na najtrudniejszą trasę. Tylu inwektyw, co wtedy Adam chyba nigdy ode mnie nie usłyszał, a on tylko się śmiał, mówiąc, żebym nie panikowała.

Zaufaj mi, przeprowadzę cię przez to bez szwanku - powiedział wtedy.

I tak faktycznie było. Szedł za mną, dając mi wskazówki, co robić, przez co pomimo strachu udało mi się zaliczyć tor, który zawsze mnie przerażał, gdy oglądałam go z dołu. Gdy znaleźliśmy się na ziemi, byłam podekscytowana, że pokonałam te durne liny, a nie one mnie i niewątpliwie była to zasługa Adama. Teraz wpatrywałam się w niego na zdjęciu, zastanawiając się, w jaki sposób ta fotografia dostała się w ręce tego mężczyzny.

Nagle zerwałam się i wybiegłam z mieszkania, nie bacząc na to, że byłam boso. Zbiegłam po schodach, po czym pchnęłam drzwi i znalazłam się na chodniku. Rozglądałam się dookoła, szukając mężczyzny, ale oprócz kilku bezdomnych i przechodniów nie było nikogo, kto przykułby moją uwagę.

- Paranoi ciąg dalszy? - Podskoczyłam w miejscu, słysząc za sobą głos Iana.

Odwróciłam się w jego kierunku, robiąc niezadowoloną minę i zgniatając w dłoni fotografię. Nie chciałam, żeby ją zobaczył. Brunet patrzył na mnie z uwagą, by po chwili przenieść wzrok na moje stopy. Pokręcił z dezaprobatą głową i ruszył do kamienicy, a ja poczłapałam za nim, licząc się z głupimi tekstami, gdy już znajdziemy się w mieszkaniu.

Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi, po czym podeszłam do kanapy, żeby wziąć torby z zakupami i zanieść je do sypialni, a Ian wszedł do łazienki. Po chwili usłyszałam szum wody pod prysznicem, więc wiedziałam, że miałam trochę czasu dla siebie. Rozpostarłam zgniecione zdjęcie, bo chciałam znowu spojrzeć na to jedno zdanie. Zaczęłam się zastanawiać, czy czasami Ian nie stał za tym wszystkim, bo tak nagle pojawił się obok mnie, gdy wybiegłam z kamienicy. Nie słyszałam nawet silnika jego samochodu. Może grzebał w moim laptopie i gdy znalazł to zdjęcie, to je wydrukował, żeby zrobić zamęt w mojej głowie. To wszystko było tak niepojęte, że niczego już nie mogłam być pewna. Może chciał, żebym jeszcze bardziej się od niego zdystansowała i bała się go?

Westchnęłam ciężko, chowając fotografię do plecaka i usiadłam na łóżku. W tym samym momencie do pokoju wszedł Ian. Jak zawsze po kąpieli, zamiast od razu coś założyć w łazience, to paradował prawie nagi, a ja wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Nic nie mogłam poradzić na to, że podobało mi się jego ciało i muskulatura. Brunet na szczęście nie zauważył mojego nachalnego wzroku, bo był odwrócony do mnie plecami i wyjmował ubrania z szafy. Przygryzłam wargę, przymykając oczy, gdy zrzucił ręcznik z bioder na podłogę. Jednak po chwili otworzyłam jedno oko, zerkając na jego nagi tyłek. Miałam wrażenie, że robił to specjalnie i że wystawiał mnie na pokuszenie, chociaż traktował mnie jak dziecko. Wyzywał mnie od smarkuli, a teraz kręcił się przy szafie tak, jak go Bóg stworzył.

Odchrząknęłam, prostując się, gdy po założeniu bokserek, odwrócił się w moim kierunku. Uśmiechnęłam się krzywo, a on posłał mi spojrzenie pełne politowania i wyszedł z pokoju. Dupek znowu miał zamiar paradować po mieszkaniu w samej bieliźnie. On chyba naprawdę testował mnie w jakiś sposób.

Przeniosłam wzrok na telefon leżący na szafce nocnej, gdy przyszło powiadomienie z Messengera. Chwyciłam urządzenie do dłoni, żeby zobaczyć, co to było. Obstawiałam, że Rey przysłał mi kolejne zdjęcie z kalifornijskiej plaży, żebym dostała szału. Tak bardzo zazdrościłam mu tych wakacji. Zrzedła mi mina, gdy faktycznie zobaczyłam zdjęcie, ale było przesłane z obcego konta, a na nim oprócz mojego chłopaka była jakaś dziewczyna. I może nie byłoby w tym nic takiego, gdyby nie fakt, że ma tym selfie całowali się, będąc w łóżku. Po chwili pojawiło się kolejne zdjęcie, ewidentnie zrobione przez nieznajomą. Leżała wtulona w jego nagi tors i głupio się uśmiechała.

Słodki jest i dobry w łóżku - napisała, a ja wpatrywałam się w to, czując napływające do oczu łzy.

Po chwili rzuciłam telefonem i skryłam twarz w dłoniach, zanosząc się płaczem, że mi to zrobił. Zdradził mnie, chociaż zarzekał się, że liczyłam się dla niego tylko ja. Mówił i pisał, jak to mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie, jak tęskni i nie może doczekać się powrotu do Fallbron, a tak naprawdę wystarczyły dwa dni w innym stanie, żeby o mnie zapomniał. Płakałam rzewnie, po czym zaczęłam się śmiać w głos. Moje emocje były tak rozchwiane, że nie panowałam nad nimi. Jedyna osoba, na którą jeszcze mogłam liczyć, zdradziła mnie. Nie ma to, jak uświadomić sobie, że zostało się samemu. Myślałam, że miałam w nim wsparcie, a tymczasem, gdy tylko na horyzoncie pojawiła się ładniejsza dziewczyna, to bez wahania zabawił się z nią.
Nagle do pokoju zajrzał Ian, patrząc na mnie, jak na idiotkę. W sumie to nie dziwiłam mu się, bo płakałam i śmiałam się jednocześnie. Dla osoby pozbawionej jakichkolwiek uczuć musiało to być komiczne.

- Zamówić wizytę u specjalisty? - zapytał brunet, a ja opadłam na łóżko, próbując się uspokoić, co było ciężkie, bo po głośnym śmiechu znowu nadszedł płacz.

Ian mruknął coś pod nosem, po czym zostawił mnie samą, a ja odetchnęłam głęboko, zwijając się w kłębek. Patrzyłam w jeden punkt, zastanawiając się, co zrobić, gdy Rey do mnie zadzwoni. Jakoś nie wyobrażałam sobie tego, że mogłabym z nim swobodnie rozmawiać, wiedząc o tym, że mnie zdradził. Miałam milczeć i czekać, aż sam się przyzna? A jeśli tego nie zrobi? Przymknęłam oczy, przewracając się na plecy, po czym przetarłam dłońmi twarz i odetchnęłam głęboko, żeby się wyciszyć. Nie mogłam pozwalać sobie na takie zachowanie w towarzystwie Iana. Nie chciałam, żeby pomyślał sobie, że byłam słaba, bo mógłby wykorzystać to przeciwko mnie. Zacisnęłam usta, wycierając łzy i myśląc sobie, że potrzebowałam czegoś, żeby się odstresować. Usiadłam na łóżku, spoglądając w kierunku drugiego pomieszczenia, w którym siedział Ian, by po chwili wstać i pójść do niego. Mężczyzna siedział przy stole przed laptopem, a ja zajęłam miejsce naprzeciwko. Przygryzłam wargę, patrząc na niego, ale on w ogóle nie zwracał na mnie uwagi albo nie chciał tego zrobić. Wpatrywał się w ekran komputera, mrużąc oczy, a ja odchrząknęłam głośno, na co przewrócił oczami i w końcu łaskawie na mnie spojrzał.

- Czego chcesz? - zapytał, naburmuszonym tonem głosu.

- Dałbyś mi... - Zaczęłam mówić, po czym się zacięłam.
Brunet patrzył na mnie wyczekująco, a ja nie byłam pewna, czy powinnam go o to poprosić.

- Co? - odezwał się zniecierpliwiony, brakiem dalszego ciągu.

- Dałbyś mi zapalić? - Uśmiechnęłam się krzywo, gdy lustrował moją twarz, mrużąc oczy.
Zamknął laptopa i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Co zapalić? - Zacisnęłam usta, bo on na pewno wiedział, o co mi chodziło, a i tak musiał drążyć temat w taki sposób, żebym dokładnie powiedziała o tym.

- Trawkę - odparłam cicho, robiąc skrzywioną minę.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek taka prośba padnie z moich ust.

- Żebyś znowu ględziła mi nad głową przez pół nocy? Nie ma mowy - powiedział, kręcąc głową, a ja zacisnęłam usta.

- Tylko trochę. - Popatrzyłam na niego błagalnie. - Jak widzisz, w mieszkaniu nie ma czego sprzątać, bo sam to zrobiłeś, to chociaż masz pewność, że nie będę hałasować. - Uśmiechnęłam się krzywo, a on zmarszczył brwi.

- Czekaj, co zrobiłem? - zapytał, poprawiając się na krześle. - Serio sądzisz, że posprzątałem za ciebie ten syf, który zrobiłaś?

- No... tak... - dukałam niepewnie - a kto inny?

- Dałem zarobić sąsiadce z góry - odparł, na co ja zrobiłam zaskoczoną minę. - Powiedziałem, że zajmuję się znajomą, która leczy się psychiatrycznie i miała atak szału, przez co zdemolowała mi mieszkanie - dodał, uśmiechając się nieszczerze. - Ona naprawdę przejęła się twoim losem.

- Odbiło ci? - zapytałam oburzona.
Jak on mógł opowiadać takie bzdury na mój temat?

- Mnie nie, tobie tak - powiedział, posyłając mi wymowne spojrzenie.
- Przypominam ci, że zdemolowałaś mieszkanie, wybiegłaś na ulicę na boso, a przed chwilą na zmianę ryczałaś i zanosiłaś się śmiechem. - Zacisnęłam usta, słuchając tego wszystkiego, bo to nie oznaczało, że było coś ze mną nie tak.

- Dasz zapalić? - zapytałam ponownie, żeby nie ciągnąć dalej tematu mojego dzisiejszego zachowania.

- A co z tego będę miał? - Patrzył mi prosto w oczy, a ja wstałam z krzesła i przeszłam do sypialni.

Przyklęknęłam przy plecaku, wyciągając z niego dwieście dolarów, chociaż nawet nie wiedziałam, ile takie coś kosztuje. Wróciłam z pieniędzmi do Iana i położyłam je na laptopie

- Tyle wystarczy?

- Tyle - powiedział, zabierając trzydzieści dolarów. Zdziwiłam się, bo myślałam, że takie rzeczy są droższe. Zgarnęłam resztę forsy, wkładając ją do kieszeni szortów. - Ale nie dostaniesz maryhy. Mam coś lepszego - dodał, wstając z miejsca i tym razem to on wszedł do sypialni, by po chwili wrócić. Usiadłam na krześle, gdy rzucił na stół jakąś pigułkę.

- Co to? - zapytałam, przyglądając się temu.

- Ecstasy. - Zacisnęłam usta, słysząc odpowiedź.
Nie wiedziałam za dużo o tym narkotyku, ale jakoś nie spodobał mi się ten pomysł, że miałabym to wziąć. Wiedziałam, co czeka mnie po trawce, a tego w ogóle nie znałam.
- Za jakieś dwadzieścia minut będziesz w błogim nastroju.

- A potem co? - zapytałam, przenosząc wzrok na Iana.

- Dobry nastrój przez jakiś czas, a potem lekki zjazd i powrót do rzeczywistości - odparł, jakby to była owocowa landrynka, a nie narkotyk.
- Bierz. Nie pożałujesz - dodał, podsuwając mi ecstasy pod rękę.

Patrzyłam to na niego, to na tabletkę zamkniętą w foliowej, strunowej torebce, by ostatecznie otworzyć foliówkę i połknąć pigułkę. Niewątpliwie oszalałam. Ian uśmiechnął się lekko, a ja nie wiedziałam, co zrobić dalej. Zastanawiałam się, czy wrócić do sypialni, czy poczekać na efekt, siedząc razem z nim przy stole, bo przecież nie wyganiał mnie nigdzie.

Brunet ponownie otworzył laptopa i zaczął coś robić, ignorując mnie, a ja ostatecznie zostałam, zagadując go raz po raz, co nie podobało mu się za bardzo.
Po jakimś czasie mój humor faktycznie stawał się coraz lepszy i chciałam się zabawić, więc wyjęłam swojego laptopa, by następnie uruchomić na YouTube Nicki Minaj, po czym zaczęłam śpiewać oraz tańczyć jak szalona, nie zwracając uwagi na Iana, który gadał coś o tym, żebym ściszyła muzykę, bo tego nie da się słuchać.

*

Nie miałam pojęcia, po jakim czasie urwał mi się film i co potem jeszcze robiłam, ale następnego dnia nie dość, że obudziłam się z potwornym kacem, to jeszcze w samej bieliźnie. Mogłam tylko wierzyć w to, że nie zrobiłam żadnego głupstwa. Miałam kolejny dzień w plecy, jeśli chodziło o szukanie klucza, bo nie dość, że byłam nie do życia, to jeszcze przespałam pół dnia. Gdy się obudziłam, było już po piętnastej, a na dodatek miałam pełno nieodebranych połączeń od Reya.

******************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro