18. Skup się, Samantho
Krzyki, gwar i niosąca się muzyka, to były dźwięki, które dudniły mi w uszach po chwilowej ciszy. Po tym, jak upadłam na asfalt, nic nie słyszałam, co mnie przeraziło. Być może uderzyłam się głową, być może spowodował to stres, ale faktem było, że dopiero po chwili zaczęły do mnie docierać dźwięki z otoczenia. Leżałam na drodze, trzęsąc się cały czas i jęcząc z bólu. Nie wiedziałam, jakie miałam obrażenia, ale bolała mnie większość ciała, a skóra w niektórych miejscach mocno paliła. Kierowca, który mnie potrącił, zatrzymał się kawałek dalej, a do mnie momentalnie dobiegli Ian i Rey. Wokół zrobiło się zbiegowisko gapiów, co jeszcze bardziej mnie stresowało. Chciałam, żeby sobie poszli, a nie patrzyli na moje nieszczęście.
— Dzwoń po karetkę — odezwał się Ian do Reya, a ten natychmiast wykonał jego polecenie.
— Podaj apteczkę z samochodu — powiedział do młodego mężczyzny, który był bardzo blady i przerażony. Zastanawiałam się, czy mógł być kierowcą, który mnie potrącił.
— Samantha... Samantha, wszystko dobrze? Powiedz... powiedz, że nic ci nie jest. — Dukała Emma, łamiącym się głosem, przyklękając przy mnie.
Przeniosłam na nią wzrok, ale nic nie powiedziałam. Nie miałam zamiaru z nią gadać. To wszystko było przez nią. To przez nią ten wypadek. Rey odsunął ją ode mnie, ale i tak nie zamierzała sobie pójść, a na dodatek po chwili doszła do niej Kim, i razem przyglądały się mojemu nieszczęściu.
— Co cię boli? — zapytał Ian, błądząc wzrokiem po moim ciele, oglądając zapewne obrażenia, a ja miałam wrażenie, że z każdą mijającą sekundą, zaczynałam się coraz gorzej czuć.
— Nie wiem... wszystko — odpowiedziałam cicho.
Chwilę później brunet objął moje ciało dłońmi i zaczął je przesuwać, badając mnie.
— Możesz ruszyć stopami? — zapytał, a ja delikatnie nimi poruszyłam.
Podano mu apteczkę wyciągniętą z samochodu. Szybko ją otworzył, założył jednorazowe rękawiczki i chwycił moją głowę, odchylając lekko w bok. Zacisnął usta, po czym sięgnął środek do dezynfekcji ran oraz bandaże i zaczął mnie opatrywać. Zasyczałam, czując pieczenie, gdy psiknął na ranę, ale na nim nie zrobiło to wrażenia. Szybko założył mi opatrunek, po czym zaczął zajmować się ręką.
— Co mi jest? — zapytałam, ale zignorował moje pytanie, a ja nie miałam sił, żeby choć minimalnie unieść głowę i się obejrzeć.
— Rey, przytrzymaj to — odezwał się do mojego kolegi, który od razu mu pomógł.
Kumpel uśmiechnął się do mnie krzywo, przez co pomyślałam, że musiałam być nieźle poobdzierana. Przymknęłam na chwilę oczy, gdy zaczęłam mieć zaburzenia widzenia, jednak gdy je otworzyłam, nadal źle widziałam. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
— Ian — odezwałam się cicho, czując, że robiło mi się coraz słabiej, a oczy same zaczynały mi się zamykać.
— Sam, co jest? — Patrzyłam na jego rozmazaną twarz, gdy się odezwał.
— Hej! Nie zamykaj oczu. Słyszysz? — powiedział, ale nie miałam już sił, żeby cokolwiek odpowiedzieć.
Nie walczyłam dłużej ze swoim organizmem, bo po prostu nie miałam sił.
*
Otworzyłam oczy, po czym rozejrzałam się po wnętrzu, w którym leżałam. Pociągnęłam nosem, czując ten specyficzny zapach. Miałam założony wenflon i poprzypinane jakieś kable, które prowadziły do aparatury stojącej obok łóżka. Zatrzymałam na chwilę wzrok na pielęgniarce, która stała do mnie tyłem i coś notowała w dokumentacji, nucąc sobie jakąś melodię pod nosem.
— Proszę pani — odezwałam się cicho, a kobieta odwróciła się, uśmiechając się lekko.
Gdy do mnie podeszła mimowolnie spojrzałam na przypiętą do białego kitla plakietkę.
Sandy Moris — Przeczytałam w myślach, po czym przeniosłam wzrok na twarz kobiety.
Pielęgniarka spojrzała na monitor wiszący obok i coś wcisnęła.
— Jak się czujesz, Samantho? — zapytała, uśmiechając się do mnie kolejny raz.
— Chyba dobrze — odparłam niepewnie.
Miałam wrażenie, że wszystko mnie bolało, ale nie na tyle mocno, żeby się skarżyć. Zapewne podali mi coś przeciwbólowego i to być może w dużej dawce.
— Zaraz powiadomię lekarza, że odzyskałaś przytomność.
— A moja mama? — zapytałam jeszcze, widząc, że pielęgniarka chciała już wyjść z sali. Miałam nadzieję, że ktoś ją powiadomił i była tu gdzieś ze mną.
— Siedzi na korytarzu — odpowiedziała, a ja przytaknęłam.
Po tym, jak pielęgniarka wyszła z pomieszczenia, przymknęłam na chwilę oczy, skupiając się na tym, jak się czułam. Otworzyłam je i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że na szyi miałam założony kołnierz ortopedyczny, bo nie mogłam swobodnie unieść głowy, żeby obejrzeć swoje ciało. Sięgnęłam dłonią do głowy, na której miałam opatrunek i wtedy też zauważyłam zabandażowane przedramię. Ogólnie czułam się tak, jak wyglądałam, czyli fatalnie.
Gdy przyszedł do mnie lekarz, przedstawił się, po czym zaczął zadawać mi pytania. Na te, które dotyczyły wypadku, nie potrafiłam odpowiedzieć, bo niewiele z niego pamiętałam, ale medyk powiedział, że to normalne i nie mam się z tego powodu denerwować. Następnie zaczął mnie badać, przekazując jednocześnie informacje, jakie badania mi zrobili, gdy przewieziono mnie do szpitala i powiadamiając mnie o stwierdzonym wstrząśnieniu mózgu.
— Na ten moment, nie widzę żadnego zagrożenia. Tę noc spędzisz w szpitalu na obserwacji i jak wszystko będzie dobrze, to przed południem cię wypiszemy.
— Może na chwilę wejść do mnie mama? — zapytałam jeszcze.
— Tak, zaraz ją zawołam. — Lekarz wyszedł, a ja westchnęłam ciężko.
Zastanawiałam się, ile problemów było jeszcze przede mną. To wszystko, co teraz działo się w moim życiu, powodowało, że traciłam wiarę, iż może być dobrze. Ledwo wygrzebałam się z jednych tarapatów, a już zaczynały się kolejne. Miałam już tego wszystkiego dość.
Mama weszła do sali, w której leżałam, a jej mina wskazywała na to, że była zmartwiona, ale jednocześnie zła. Wzięła stojące przy ścianie krzesło, przesunęła je do łóżka i usiadła na nie.
— Możesz mi powiedzieć, jak do tego doszło? — zapytała tonem pełnym wyrzutów.
— Cieszyłam się, że wyjdziesz do ludzi. Że w końcu zaczniesz coś robić, a potem dostaję telefon, że jesteś w szpitalu. To wszystko jest ponad moje siły — powiedziała, kręcąc głową.
Widziałam w jej oczach rozczarowanie, ale nie planowałam tego wszystkiego. Gdyby nie widok Dylana i Emmy razem nie skończyłoby się to tak.
— To był tylko wypadek — odparłam cicho.
Myślałam, że będzie mi chociaż trochę współczuła, ale najwidoczniej po tym, jak usłyszała, że wszystko skończyło się tylko na wstrząśnieniu mózgu i ogólnych potłuczeniach, wolała mnie zbesztać, niż przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
— Wzięli ci krew do badań. Piłaś. — Zacisnęłam usta, słysząc to, bo wiedziałam, że oberwie mi się jeszcze bardziej.
— Tylko trzy piwa — powiedziałam, uśmiechając się krzywo.
Nic innego mi nie pozostało. Miałam nadzieję, że stan, w którym się znajdowałam, choć trochę udobrucha mamę.
— Tylko? — zapytała zła.
— Nie powinnaś wypić nawet kropelki! Masz dopiero osiemnaście lat!— krzyknęła, po czym poprawiła się na krześle, bo zapewne dotarło do niej, że nie powinna tak krzyczeć w szpitalu, a tym bardziej w nocy, gdy pacjenci spali. — Kto ci kupił piwo? — Zacisnęłam zęby, spoglądając w bok i zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Kto? — Powtórzyła.
Słysząc jej zniecierpliwiony głos, wiedziałam, że nie odpuści tego tematu.
— Znajomy — mruknęłam pod nosem i przygryzłam wnętrze policzka, a mama patrzyła na mnie, mrużąc oczy.
W duchu modliłam się, żeby nie drążyła tematu dalej, ale domyślałam się, że tak nie będzie.
— Jaki znajomy?
— Jezu, mamo, czy to takie istotne? — Jęknęłam żałośnie, licząc, że w końcu mi odpuści. Przecież i tak nie mogłam powiedzieć jej o Ianie.
— Chcę wiedzieć, kto rozpija moją córkę. — Naciskała coraz bardziej.
— Bo to wszystko wina Dylana i Emmy! — Wybuchłam w końcu.
Mama spojrzała na mnie z niezrozumieniem.
— To przez nich ten wypadek — mówiłam dalej, zwalając na nich całą winę.
— Widziałam ich razem. Są parą. Wkurzyłam się, napiłam, a potem pokłóciłam z Emmą i w nerwach wybiegłam na ulicę.
— Dylan ma już inną? — Mama była widocznie zawiedziona tym, co usłyszała.
W końcu była przekonana, że między nami to tylko małe nieporozumienie i szybko do siebie wrócimy. Lubiła go i zawsze usprawiedliwiała, a teraz dowiedziała się, że jednak był inny i nie zamierzał do mnie wrócić.
— Mówiłam ci, że jest nie fair — odparłam, łamiącym się głosem.
— Dobrze... — Westchnęła. — Ale to nie oznacza, że możesz pić z tego powodu. Nie tak cię wychowałam — odezwała się, patrząc na mnie łagodnie.
Jej wzrok w końcu nie ciskał we mnie gromami.
— Przepraszam, mamo — powiedziałam cicho.
Pokręciła głową, po czym chwyciła mnie za dłoń i uśmiechnęła się lekko. Udobruchałam ją trochę, ale wiedziałam, że i tak będzie mnie jeszcze lepiej pilnować, i baczniej obserwować moje poczynania. Ponownie zapragnęłam tego, żeby jednak pójść na studia i wyrwać się z tego wszystkiego. Musiałam tylko ponownie zaleźć pracę albo zaryzykować i ruszyć pieniądze od Iana. Nie miałam pojęcia, co robić.
*******
Cisza, która towarzyszyła nam w samochodzie, wydawała mi się przerażająca. Może gdyby były inne okoliczności, byłoby inaczej, ale miejsce i towarzystwo powodowały, że nie potrafiłam się rozluźnić po słowach, które wypowiedziałam. Siedziałam jak na szpilkach, patrząc na przednią szybę samochodu, w którą uderzyły krople deszczu. Wzdrygnęłam się, gdy w oddali rozległ się grzmot, a niebo przeszyła błyskawica. Burza była coraz bliżej Fallbron. To spowodowało, że jeszcze bardziej się stresowałam. Zerknęłam w bok, na siedzącego obok Iana. Mężczyzna zacisnął usta, wpatrując się w jeden punkt. Zastanawiałam się, czy patrzył na spływające po szybie krople deszczu, czy na rozpościerający się przed nami dół w nieczynnej kopalni, który oświetlały światła samochodu. Nagle rozległ się dźwięk jego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i odpisał na wiadomość, którą otrzymał.
— Na pewno wszystko dokładnie przejrzałaś? — odezwał się nagle, a ja z nerwów zacisnęłam dłonie w pięści.
— Tak — odparłam cicho. Odchrząknęłam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że mój głos zadrżał.
— Tego na pewno nie ma w naszym domu. Musiał schować to gdzieś indziej.
— Gdzie? — Brunet spojrzał na mnie, a ja wzruszyłam ramionami.
— Skąd mam wiedzieć?
— Był twoim bratem — powiedział pewnie — z naszej dwójki, to ty znałaś go najlepiej. — Parsknęłam śmiechem, słysząc to.
Może i Adam był moim bratem, ale to, czego dowiedziałam się o nim po śmierci, utwierdziło mnie w przekonaniu, że w ogóle go nie znałam. Miał swoje tajemnice i to mroczne, o których nie miałam zielonego pojęcia, chociaż myślałam, że byliśmy sobie bliscy.
— Gdybym go znała, to wiedziałabym, że był przestępcą — mruknęłam pod nosem, a Ian westchnął ciężko.
— Skup się, Samantho. — Wycedził po chwili przez zęby.
— Gdzie mógł to ukryć?
— Ja naprawdę nie wiem — odezwałam się zrezygnowanym tonem głosu.
Jednak po chwili zastygłam w bezruchu, gdy przypomniałam sobie o tajemniczych cyfrach i wyrażeniu skrytka depozytowa, którą wpisał w mój komputer haker, gdy się włamał. Przez moją głowę przeszła myśl, że być może miało to związek z kluczem, ale nie wiedziałam, czy powinnam powiedzieć o tym Ianowi.
— Przez ostatni tydzień przekopałam wszystko, co mogłam, zamiast odpoczywać po wypadku — dodałam niepewnie, wracając na ziemię po chwilowym zamyśleniu.
Spojrzałam na niego wymownie, a on przeklął pod nosem. Przełknęłam mocno ślinę, po czym postanowiłam zadać nurtujące mnie od jakiegoś czasu pytanie.
— W ogóle, jak go szukałam, to zastanawiałam się, po jaką cholerę? Nie możecie po prostu wyłamać tego zamka? Co on, jakiś pancerny jest? — Ian roześmiał się głośno, po czym przetarł dłońmi twarz i ponownie spoważniał. Spojrzał na mnie pełnym politowania wzrokiem, jakbym była jakąś głupią gęsią.
— Serio, myślisz, że gdyby chodziło tylko o otworzenie drzwi, to zawracałbym sobie głowę jakimś durnym kluczem? — zapytał poważnie, a ja zacisnęłam zęby. Chciałam być mądrzejsza, ale najwidoczniej nie wyszło.
— To, o co w tym wszystkim chodzi?
— Najważniejszy jest brelok, który jest do niego przyczepiony. — Zmarszczyłam brwi, czekając, aż powie coś więcej. Mężczyzna patrzył na mnie, jakbym sama miała dopowiedzieć, dlaczego ten brelok był tak ważny, ale nie miałam żadnego pomysłu.
— Ma zawarte dane geograficzne miejsca, do którego chcemy dotrzeć.
— Co jest w tym miejscu? — zapytałam z ciekawością, ale Ian tylko przewrócił oczami.
Mogłam się domyślić, że za wiele mi nie powie. Zacisnęłam usta, spoglądając przed siebie, po czym na powrót przeniosłam wzrok na bruneta.
— Czy teraz gdy wiadomo, że w naszym domu tego nie ma, to jestem wolna? — Ian zaprzeczył ruchem głowy, a ja przeklęłam pod nosem.
— Czego jeszcze ode mnie chcesz? — dopytywałam zrezygnowanym tonem głosu.
Spuściłam głowę, spoglądając na swoje kolana, gdy wzruszył ramionami.
— Jak się czujesz? — zapytał nagle, czym mnie zaskoczył.
Pomrugałam powiekami, zerkając na niego. Wpatrywał się we mnie, czekając na odpowiedź.
— Rana na plecach prawidłowo się goi?
— Mhh — mruknęłam niepewnie, zastanawiając się, o co tak naprawdę mu chodziło, gdy zadawał te pytania.
— Widziałem cię rano, jak wchodziłaś do przychodni.
— Sama sobie opatrunku na plecach nie zmienię. — Zaczęłam tłumaczyć.
— A mama... — Urwałam w pół zdania, gdy doszło do mnie, że zdradziłabym mu teraz, że nie było jej w domu i zostałam sama.
— Wyjechała na weekend do Liverset. — Dokończył za mnie, a ja zszokowana rozchyliłam usta.
Czułam się jak w jakiejś pieprzonej pułapce. On wiedział o mnie prawie wszystko. Znał każdy mój krok, a nawet mojej mamy. Sam mnie śledził, czy wysłał za mną kogoś? Obstawiałam to drugie. Posłał za mną osobę, której do tej pory nie widziałam w jego towarzystwie, więc nie mogłam jej z nim połączyć.
— Pokaż to — dodał, pokazując mi gestem dłoni, że mam się odwrócić.
Po chwili zrobiłam to niechętnie, a on uniósł moją bluzkę, odsłaniając opatrunek, który miałam założony po wypadku. Inne rany goiły się w miarę szybko, tylko ta na plecach ciągle się babrała.
— Powinnaś już go znowu zmienić — mówił dalej, gdy odkleił plaster. — Poza tym widać, że użyli najtańszych opatrunków, bo wszystko ci się tu gotuje. Jezu, co to jest za twór? Kto ci to w ogóle tak to poprzyklejał? — dopytywał, przyklejając z powrotem plaster, po czym zsunął koszulkę.
Zagryzłam wargę, przymykając oczy, gdy dłoń bruneta dotknęła skóry u dołu pleców. Miałam wrażenie, że po moim ciele przeszły ciarki przez ten gest. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam wygodnie, spoglądając na mężczyznę.
— Jakaś praktykantka — powiedziałam, wzruszając ramionami, a on westchnął z niezadowoleniem.
Zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie można było spartaczyć tak łatwą rzecz, jak zmianę opatrunku. Wydawało mi się to banalne. Na innych częściach ciała sama sobie to robiłam i nie miałam z tym problemu, to jak miała to zepsuć osoba, która uczyła się na pielęgniarkę?
— Dobra, jedziemy do mnie, bo inaczej tygodniami będziesz to leczyć.
— Ale... — odezwałam się, jednak zamilkłam, widząc wymowne spojrzenie bruneta.
Wiedziałam, że to nie podlegało dyskusji.
Ian odpalił silnik, uruchomił wycieraczki, po czym wycofał znad kopalnianego urwiska i ruszył w stronę dzielnicy, w której mieszkał.
*
Niecałe pół godziny później przekroczyliśmy próg jego mieszkania, w którym nadal był porządek, a obawiałam się, że zastanę takie samo pobojowisko, jak za pierwszym razem. Jednak najwyraźniej mężczyzna postanowił utrzymywać porządek, który kiedyś tutaj zrobiłam.
Ian wszedł do łazienki, a ja usiadłam na krześle przy stoliku. Położyłam dłoń na blacie i zaczęłam po nim stukać palcami, jednocześnie rozglądając się po wnętrzu. Zegar wiszący na ścianie wskazywał kwadrans po drugiej w nocy, a ja, zamiast leżeć w łóżku i spać, siedziałam w mieszkaniu przestępcy. Przetarłam dłońmi twarz, czując lekkie znużenie. Kilka minut później brunet wyszedł z łazienki i przeszedł do swojej sypialni, z której wrócił, trzymając w dłoniach dużą torbę. Gdy ją otworzył, zrobiłam wielkie oczy. Miał w niej pełno środków opatrunkowych i kilka kroplówek. Zaczął je przeglądać, by w końcu wyciągnąć coś w srebrnej, foliowej torebce. Popatrzył na mnie, zamyślając się na chwilę.
— W sumie, to najpierw się wykąp, a potem zajmiemy się raną. — Autentycznie zatkało mnie w jednej sekundzie.
Patrzyłam na niego, zastanawiając się, czy się nie przesłyszałam.
— Wykąpać się? — Powtórzyłam, a on przewrócił oczami.
— No, tak powiedziałem. Co jest niejasnego w tym poleceniu?
— Wykąpię się u siebie — odparłam obrażonym tonem głosu.
— Nie chce mi się już dzisiaj nigdzie jechać, więc noc spędzisz tutaj. — Przełknęłam mocno ślinę, spoglądając za okno, za którym szalała ulewna burza.
Nie chciałam u niego zostawać, ale aura na zewnątrz nie była przychylna.
Rozważałam samotny powrót, jednak tak naprawdę, to nawet nie wiedziałam, czy jeździ tutaj jakiś autobus. Taksówka odpadała, bo nie miałam przy sobie kasy. Mogłam się domyślić, że Ian znowu coś kombinuje. Kolejny raz znalazłam się w jego pułapce. Brunet wstał z krzesła i ponowie przeszedł do swojej sypialni, z której przyniósł mi ręcznik oraz swój T-shirt i bokserki. Wcisnął mi wszystko do rąk, a ja popatrzyłam na to ze zrezygnowaniem.
— Zęby musisz umyć palcem, nie mam drugiej szczoteczki.
— Skoro nie chcesz mnie odwieźć do domu, to wrócę na własną rękę. Jakoś sobie poradzę.
— Jeśli uda ci się wyjść z tego mieszkania, to proszę bardzo.
Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że gdy weszliśmy do środka, to Ian zamknął drzwi na dolny zamek. Kluczem, który on miał przy sobie, a właściwie to pewnie już go gdzieś schował. Byłam w pułapce. Zrezygnowana przeszłam do łazienki, gdzie odłożyłam wszystko na pralkę i usiadłam na ubikacji, kryjąc twarz w dłoniach. Myślałam, że gdy poinformuję Iana, że klucza, który dał dwa lata temu mojemu bratu na przechowanie, nigdzie nie ma w naszym domu, to da mi spokój i będę mogła wrócić do swojego dawnego życia. Niestety brunet najwidoczniej miał na mnie jeszcze jakiś plan, że nie chciał zwrócić mi wolności, a ja byłam już psychicznie zmęczona jego osobą, chociaż czasem mi pomagał. Jednak z drugiej strony patrząc, to nie potrzebowałabym jego pomocy, gdyby nie wszedł z moje życie.
Rozebrałam się powoli i weszłam pod prysznic, bo nic innego mi nie pozostało. Kilka minut później wytarłam się ręcznikiem i założyłam to, co dostałam od Iana. Parsknęłam pod nosem, gdy spojrzałam na siebie, bo ubrania oczywiście były za duże. Bokserki na szczęście miały dobrą gumkę, więc nie spadały, ale T-shirt wyglądał jak sukienka. Westchnęłam ciężko, po czym wzięłam leżącą na umywalce pastę i nałożyłam ją na palec. Nigdy w ten sposób nie myłam zębów, ale nie miałam innego wyjścia. Nie wyobrażałam sobie pójść spać z nieumytymi zębami. Gdy już się ogarnęłam, niepewnie wyszłam z łazienki. Ian stał w kuchni i zmywał stojące na blacie szklanki. Po tym, jak mnie zauważył, zakręcił kran i wytarł dłonie, po czym ruszył w moją stronę.
— Siadaj — powiedział, wskazując dłonią krzesło.
Zajęłam miejsce przy stole i obserwowałam go, jak zakłada jednorazowe rękawiczki. Podniosłam bluzkę, a on zdjął opatrunek, który założono mi dzisiaj rano. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam chłodną mgiełkę na ranie, po tym, jak psiknął środkiem odkażającym. Mężczyzna chwycił nowy opatrunek, otworzył go i wyjął z folii. Przysłuchiwałam się, jak go ciął, a następnie przyłożył do mojej skóry.
— A gaza? — zapytałam niepewnie.
W klinice praktykantka najpierw położyła mi na ranę stos niewielkich gazików, żeby wchłaniały to, co sączyło się z rany, a dopiero potem przykleiła plaster, natomiast Ian nic takiego nie zrobił. Zaniepokoiło mnie to.
— Założyłem ci opatrunek na trudno gojące się rany, a nie jakiś dziwny wytwór. Ten opatrunek ma dwa poziomy. Nie musisz się bać, że coś ci przecieknie, bo ma specjalną warstwę, która to pochłonie, a jony srebra przyspieszą proces gojenia — odparł spokojnie, po czym chwycił bluzkę, którą trzymałam i delikatnie ją zsunął.
Przełknęłam mocniej ślinę, gdy zrobił to samo, co w samochodzie, czyli na koniec musnął dłonią moje lędźwie. Znowu miałam wrażenie, że po moim ciele przeszły ciarki na ten gest.
— Dziękuję — powiedziałam, odwracając się w jego kierunku.
Uśmiechnęłam się krzywo, gdy w milczeniu lustrował moją twarz.
— Dasz mi jakąś poduszkę i koc? — Brunet patrzył na mnie pytająco, a ja zacisnęłam usta.
— No, do spania na kanapie — dodałam po chwili, na co przewrócił oczami.
— Daj spokój. Wiesz, gdzie jest sypialnia. — Serce zabiło mi mocniej z nerwów, gdy to usłyszałam.
Za to Ian był niewzruszony tym, co przed chwilą powiedział.
— Nie będę z tobą spała w jednym łóżku — odezwałam się drżącym głosem, bo bałam się jego reakcji na mój sprzeciw.
— Przecież już spałaś — odparł spokojnie.
— Nie byłam wtedy sobą... nie byłam tego świadoma.... dobrze o tym wiesz — dukałam podenerwowana.
Nie wiem, co on sobie wyobrażał i co planował, ale nie miałam zamiaru świadomie położyć się obok niego.
— Samantho, przestań dramatyzować. Ile ty masz lat? — zapytał, zbliżając swoją twarz do mojej.
— Wystarczająco dużo, żeby mieć swoje zdanie i nie zgadzać się z czymś — powiedziałam dość pewnym głosem. Zapewne i tak wiedział, że w środku cała się trzęsłam, ale nie chciałam za bardzo zdradzać targających mną emocji.
— Okey, łóżko jest twoje. Ja się prześpię na kanapie. Pasuje? — Pokiwałam głową, oddychając z ulgą, bo bałam się, że znowu postawi na swoim i zmusi mnie do tego, żebym położyła się obok niego, a nie chciałam tego.
Ian przeszedł do łazienki, a ja na palcach czmychnęłam do jego pokoju. Poprawiłam leżące na łóżku poduszki, po czym ułożyłam się wygodnie na boku, podkładając ręce pod głowę. Z otwartymi oczami przysłuchiwałam się odgłosom, dobiegającym z łazienki. Po kilku minutach szum wody ustał i chwilę później skrzypnęły drzwi.
Zamknęłam oczy, gdy w sypialni rozbłysło się światło, które włączył Ian. Otworzyłam je niepewnie, przyzwyczajając je do jasności.
— Sorry, zapomniałem ciuchów — powiedział, podchodząc do szafy.
Uniosłam się na łokciach i jak zahipnotyzowana obserwowałam każdy jego ruch. Był tylko przepasany ręcznikiem wokół bioder. Nawet za bardzo się nie wytarł, przez co woda z czarnych włosów skapywała po jego umięśnionym ciele. Facet był tak dobrze zbudowany, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Musiałam w końcu powiedzieć to sobie, że chociaż był dużo starszy ode mnie, a na dodatek był przestępcą, to i tak był cholernie przystojny.
Spuściłam z niego wzrok dopiero wtedy, gdy bez żadnego skrępowania zrzucił z siebie ręcznik, obnażając przy tym pośladki. Ubierał się przy mnie, jak gdyby nigdy nic, a ja nie wiedziałam, gdzie oczy podziać.
Po chwili ubrany w bokserki i podkoszulek podszedł do łóżka, zabierając jedną z poduszek, a z szuflady znajdującej się pod meblem wyjął cienką narzutę.
— Dobranoc, Samantho — powiedział, ruszając do drzwi.
— Dobranoc — odparłam cicho.
Mężczyzna zgasił światło, a wychodząc z pokoju, zostawił otwarte drzwi. Ponownie ułożyłam głowę na poduszce, próbując okiełznać gonitwę myśli, którą miałam w głowie, bo wiedziałam, że inaczej nie zasnę. W pokoju dziennym, gdzie na kanapie miał spać Ian, jeszcze przez kilka minut świeciła się lampa, która w końcu też zgasła i w mieszkaniu zapanowała kompletna cisza.
*
Ziewnęłam szeroko, otwierając oczy. Przeciągnęłam się, po czym rozejrzałam się po wnętrzu. Po chwili potrząsnęłam głową, wyrywając się z letargu, gdy doszło do mnie w końcu, że nadal byłam w mieszkaniu Iana. Drzwi od sypialni były zamknięte i zastanawiałam się, czy on już był na nogach, czy jeszcze spał. Chwyciłam leżący na stoliku nocnym telefon, żeby sprawdzić godzinę. Zrobiłam wielkie oczy, widząc, że dochodziło południe. Zacisnęłam usta, ponownie spoglądając na zamknięte drzwi, po czym cicho wstałam z łóżka i podeszłam do nich. Przyłożyłam ucho, nasłuchując, co działo się w pozostałej części mieszkania. Słyszałam, jak Ian cicho z kimś rozmawiał, ale nie trwało to długo, bo szybko pożegnał się ze swoim rozmówcą. Zagryzłam wargę, otwierając drzwi i wyszłam z sypialni.
— Hej — odezwałam się, uśmiechając się krzywo, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
Ian odwrócił się w moim kierunku, po czym zmierzył mnie wzrokiem od dołu do góry. Zmieszałam się, poprawiając T-shirt.
— Cześć — odparł, chowając telefon do kieszeni spodni. — Na blacie masz pizzę. W lodówce jest sok, to sobie wlej. Na lepsze śniadanie nie licz.
— Jasne. — Przytaknęłam i w tym samym czasie ktoś zadzwonił do drzwi.
Zaskoczona odwróciłam się, a Ian ruszył, żeby otworzyć. Gdy to zrobił, w progu zobaczyłam Reya, który spojrzał na mnie, unosząc brwi. Przygryzłam wnętrze policzka, bo zdawałam sobie sprawę z tego, w co byłam ubrana i jak wyglądała cała ta sytuacja. Kolega zapewne już pomyślał sobie nie wiadomo co, jednak miałam nadzieję, że wysłucha mnie i uda mi się to wszystko wytłumaczyć.
— Cześć — powiedział, wchodząc do środka.
Podał brunetowi rękę na powitanie, a mnie zmierzył wzrokiem, zaciskając usta.
— Cześć — odezwałam się i szybko przeszłam do łazienki, żeby się ogarnąć.
Przetarłam dłońmi twarz, cicho wzdychając, po czym umyłam się i założyłam wczorajsze ubrania, a rzeczy, które dał mi Ian, wrzuciłam do kosza na brudy. Kilka minut później wyszłam z pomieszczenia. Wtedy zauważyłam, jak Rey przekazywał brunetowi spory plik gotówki. Oboje popatrzeli na mnie, po czym wrócili do swojej rozmowy. Pokręciłam głową, gdy doszło do mnie, że rozliczali się za narkotyki. Było to dla mnie dziwne, widząc to na własne oczy.
— Pizzę? — zapytał Ian Reya, a ten przytaknął, więc brunet przyniósł karton i położył go na stolik.
— Sam, siadaj. — Zwrócił się do mnie, kiwając na krzesło.
Zajęłam miejsce naprzeciwko szkolnego kolegi, który patrzył się na mnie dziwnie, przeżuwając jedzenie, a brunet w tym samym momencie przeszedł z otrzymanymi pieniędzmi do swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi.
— Więc mówisz, że ty i Ian...
— Nie. — Przerwałam szybko Reyowi, gdy się odezwał. — To nie tak, jak wygląda. — Pokręciłam głową ze zdenerwowaniem.
— Potem wszystko ci wytłumaczę — powiedziałam, na co kolega przytaknął.
— Mogę wrócić z tobą do domu?
— Pewnie — odparł, na co odetchnęłam z ulgą.
Rey wstał z krzesła i podszedł do lodówki, z której wyciągnął karton soku pomarańczowego. Wziął też dwie szklanki, z czego jedną postawił przede mną i nalał soku.
— Twoja mama już wróciła? — zapytał, a ja pokręciłam głową, pijąc napój.
— Jutro dopiero — odezwałam się, po czym odgryzłam kawałek jedzenia. — Od wczoraj żywię się mrożonkami. — Zaśmiałam się.
— Lub pizzą u Iana. — Popatrzył na mnie znacząco.
Przewróciłam oczami, robiąc niezadowoloną minę.
— Rey, ja wiem, jak to wszystko wygląda, ale to nie tak, jak myślisz. Naprawdę. — Zarzekałam się, licząc na to, że kumpel mnie zrozumie.
— Dobra, niech ci będzie. Nie spinaj się tak. — Puścił mi oczko, uśmiechając się szeroko, po czym zapchał się pizzą. Zaśmiałam się pod nosem, widząc, że wyglądał ja chomik. Jadł, jakby się bał, że sama zaraz mu wszystko zjem.
Ian wrócił, przysiadając się do stołu, ale nie jadł z nami. Obstawiałam, że wstał wcześniej i był już po śniadaniu. Kwadrans później w końcu wyszliśmy z Reyem, więc mogłam się rozluźnić. Gdy zajęliśmy miejsca w samochodzie kolegi, od razu opowiedziałam mu o tym, jak trafiłam do mieszkania Iana i zapewniłam go, że do niczego między nami nie doszło. Pewnie nawet nie byłam w jego typie. Do dzisiaj pamiętam te bliźniaczki, które zabrał ze sobą po wyścigu. Byłam ich przeciwieństwem. Nie miałam dużego, sztucznego biustu i mocnego makijażu, o wyzywającym stroju nie wspomnę. I oczywiście były ode mnie starsze. Brunet gustował w zupełnie innych kobietach. Dodatkowo opowiedziałam koledze o tym, że chociaż nie znalazłam klucza i raczej tego nie zrobię, to Ian i tak nie chciał się ode mnie odczepić.
— Wiesz, co jest najgorsze? — powiedziałam, wzdychając głęboko.
— Co? — dopytywał kolega, a ja zamyśliłam się na chwilę. — Sam?
— Kurde, nie wiem, czy mogę ci o tym mówić — odezwałam się, spoglądając na kolegę, który prowadził auto.
— Nie chcę potem mieć problemów, że coś za dużo chlapnęłam.
— Daj spokój, przecież nawet jakbyś mi coś zdradziła, to nie powiedziałbym o tym nikomu — odparł, przenosząc na mnie na chwilę wzrok, po czym ponownie spojrzał na drogę.
Zacisnęłam usta, zastanawiając się, czy powierzyć mu moją tajemnicę o hakerze.
— To o co chodzi? — dopytywał.
Westchnęłam cicho, po czym zaczęłam opowiadać o włamaniu do komputera i słowach, które wtedy napisała tajemnicza osoba. Od razu zaznaczyłam, że nie powiedziałam o tym Ianowi, bo nie wiedziałam, czy to coś ważnego. Sama chciałam rozwikłać tę tajemnicę, ale nie miałam pomysłu, od czego zacząć.
— Sam, a nie pomyślałaś o tym, że ten ktoś podał ci jak na tacy miejsce, gdzie znajduje się ten klucz? — Spojrzałam na kolegę ze zdziwieniem, gdy to powiedział.
Nie myślałam o tym w ten sposób.
— Co dokładnie masz na myśli? — Chciałam, żeby rozwinął swoją myśl, bo zdaje się, że on miał pomysł, jak to wszystko ze sobą połączyć.
— Na chłopski rozum, to najwidoczniej Adam ukrył ten klucz w jakieś skrytce depozytowej.
— I jako kod ustawił datę, która potem okazała się datą jego śmierci? — zapytałam, burząc od razu to, co przekazał mi kumpel, bo to niestety nie trzymało się kupy.
Chyba jednak Rey też nie miał pomysłu na rozwikłanie tego problemu.
— Osoba, która wiedziała o tym, mogła go zmienić — odparł spokojnie, a ja zamyśliłam się, przyznając mu w duchu rację, ale nadal byłam sceptycznie do tego nastawiona.
— Okey — odezwałam się niepewnie. — Ale dlaczego mi pomaga? Kim jest ta osoba i czego tak naprawdę chce? — Zadawałam pytania, które jako pierwsze przyszły mi do głowy.
— Jeśli to jakaś pułapka? No, bo pomyśl — mówiłam dalej — wiesz, gdzie jest rzecz, na której zależy przestępcom, czyli jest bardzo cenna i zamiast sam to zgarnąć, to za pośrednictwem innej osoby chcesz im to oddać? O co w tym chodzi? — Przetarłam dłońmi twarz, bo to wszystko było za bardzo zagmatwane jak na mój rozum.
Patrzyłam na mijane przez nas budynki, próbując ogarnąć jakoś to wszystko. Szukałam odpowiedzi, ale jej nie znajdywałam.
— Sorry, ale na to pytanie ci nie odpowiem. Fakt, jest to dziwne... — Kolega zawiesił się na chwilę.
— Ciężko cokolwiek mi powiedzieć — dodał na koniec, a ja zrobiłam zrezygnowaną minę.
— I gdzie ja mam szukać tego depozytu? — zapytałam po chwili, licząc, że może coś mi podpowie.
— Przecież znam tylko kod. Nikt mi w banku nie wskaże konkretnej skrytki, bo równie dobrze mogłam komuś ukraść ten kod.
— Dlatego uważam, że powinnaś szukać w tych ogólnodostępnych. W takich bez problemu możesz po kolei do każdej wpisywać kod i nikt się nie przyczepi. — Uśmiechnęłam się lekko, bo to już coś mi dawało.
— W Fallbron takie są?
— Nie, musisz szukać po okolicznych miastach.
— Świetnie — mruknęłam z niezadowoleniem.
— Wieczność mi to zajmie. — Myślałam, że to będzie prostsze, ale właśnie zostałam brutalnie odarta ze złudzeń.
W końcu podjechaliśmy pod dom, więc podziękowałam koledze za podwózkę.
— Dzisiaj w nocy raczej nie urządzaj sobie spacerów — powiedział Rey, gdy już miałam wysiąść z samochodu.
— A na pewno nie w północnej części Fallbron.
— Bo?
— Będzie małe zamieszanie — odparł tajemniczo, jednak i tak wiedziałam, co to oznaczało.
Znowu może dojść do strzelaniny i polać się krew.
— Będziesz tam? — zapytałam, przyglądając mu się uważnie. Odetchnęłam w duchu, gdy zaprzeczył ruchem głowy.
— A Ian? — dopytałam, ale kolega tylko wzruszył ramionami.
Podziękowałam mu za informację, chociaż i tak nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić w nocy, po czym otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu, zatrzaskując je za sobą. Spojrzałam przed siebie i zamarłam, widząc drzwi wejściowe od domu, które były uchylone. W momencie, gdy Rey zaczął odjeżdżać, nerwowo zapukałam w szybę, przez co kolega się zatrzymał.
— Wejdziesz ze mną do domu? — zapytałam, gdy uchylił okno od strony pasażera, a on spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
— Drzwi są uchylone. Boję się, że ktoś jest w środku. — Wytłumaczyłam, a on zerknął w kierunku domu, mrużąc oczy.
— Może twoja mama wróciła?
— A widzisz gdzieś jej samochód? — Popatrzyłam na niego wymownie.
Kolega zgasił silnik i wysiadł z pojazdu, po czym uruchomił autoalarm, i razem ruszyliśmy do domu. W duchu modliłam się, żeby okazało się, że faktycznie wróciła mama, tylko samochód zostawiła gdzieś dalej od domu. Gdy doszliśmy do drzwi, Rey spojrzał na mnie, po czym pchnął je i wszedł do środka, a ja zaraz za nim. Zakryłam dłonią usta, widząc wielkie pobojowisko. Szafki w przedpokoju, pokoju dziennym i w kuchni były pootwierane, a większość rzeczy była z nich powyrzucana. Złapałam się za głowę, ciężko oddychając. To wszystko było nie na moje nerwy. Wiedziałam, że mama nie wybaczy mi tego, że doprowadziłam do włamania. Zamiast siedzieć w domu, spędziłam noc poza nim, dając złodziejom dużo czasu.
— O kurde — odezwał się kolega.
— Chyba ktoś się włamał — dodał, a ja rozpłakałam się z bezsilności, przechodząc dalej.
— Sam, zaczekaj, zadzwońmy po policję, możesz zatrzeć jakieś ślady.
— Policja? Ślady? — dopytywałam zapłakana, spoglądając na niego.
— Wiesz, kto za tym wszystkim stoi? — zapytałam, pokazując ręką wszechobecny bałagan.
— Wiesz? — Powtórzyłam, a Rey pokręcił głową.
— Ludzie Iana — powiedziałam pewnie. — Dlatego zabrał mnie do swojego mieszkania, żeby mieli czas.
— Czas? Ale na co? — Zdziwił się, a ja pokręciłam głową.
— Na szukanie klucza — odparłam pewnie. — Bo mi nie uwierzył, że tutaj go nie ma.
Przeszłam dalej, wplatając dłonie we włosy. Dom wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. Chodziłam i zastanawiałam się, jak ja to wszystko posprzątam do jutra, żeby mama się o niczym nie dowiedziała. Usiadłam na kanapie i odchyliłam głowę, przymykając oczy.
— Masz zamiar tak siedzieć, czy bierzemy się za sprzątanie? — Spojrzałam na Reya, gdy się odezwał. Stał przede mną, podrzucając w dłoni gipsową figurkę, podniesioną chwilę wcześniej z podłogi.
— Naprawdę chcesz mi pomóc? — zapytałam, na co kolega przytaknął.
— A potem pomożesz mi zabić Iana? — Parsknął śmiechem, a ja westchnęłam ciężko, podnosząc się z kanapy.
Jednak myśl, żeby coś zrobić brunetowi, coraz częściej pojawiała się w mojej głowie.
********************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro