Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Dobra, popełniłem błąd


IAN

Stałem na poboczu drogi i kończyłem palić drugiego papierosa. Musiałem się wyciszyć przed powrotem po Samanthę, bo mnie wkurwiła, a nie chciałem jej zabijać. Była mi potrzebna i w sumie pod tym względem miała szczęście, bo inaczej już dawno bym ją zastrzelił za jej zachowanie. Dziewczyna naprawdę momentami była bardzo irytująca.

Przeciągle wypuściłem dym z płuc, rzucając niedopałek na pobocze. Przydepnąłem peta, po czym stanąłem przy aucie z prawej strony, żeby ponownie obejrzeć jego bok. Musiałem przyznać, że Marcos postarał się, bo po przycierce z ostatniego wyścigu nie było żadnego śladu. Mój niezniszczalny Dodge znowu był nieskazitelny. Chociaż tak naprawdę myślałem już nad zmianą samochodu, to zwlekałem z tym, bo miałem do niego sentyment.

W końcu zająłem miejsce za kierownicą i wyjechałem z bocznej drogi, żeby wrócić po Samanthę. Uznałem, że poniosła już odpowiednią karę i drugi raz nie wywinie mi takiego numeru. Potrząsnąłem głową, gdy doszło do mnie, że dopuszczałem myśl, że mógłbym dać jej jeszcze poprowadzić mojego Challengera. Myślę, że i tak zrobiłem to o jeden raz za dużo.

Jechałem, rozglądając się za dziewczyną, a po chwili zmarszczyłem czoło, gdy nigdzie jej nie widziałem. Dałbym sobie rękę uciąć, że zostawiłem ją przy zjeździe do Waylity, a tymczasem nigdzie jej nie było. Przecież nie mogła się teleportować, ale w sumie mogła złapać stopa. I z tą myślą, nawróciłem, żeby ruszyć w drogę do Fallbron, gdzie pyskata zapewne już była.

Po kilkunastu metrach zatrzymałem się gwałtownie, widząc na poboczu sportowy but. Wysiadłem z auta i podszedłem do niego. Wzrok mnie nie mylił, bo to był adidas należący do Sam.
Rozejrzałem się po otoczeniu, po czym ruszyłem w stronę lasu, widząc wyraźne ślady. Po chwili trop się urwał, a ja stałem w miejscu, gdzie miała miejsce jakaś szamotanina.

Przekląłem pod nosem, bo to oznaczało, że ktoś złapał Samanthę. Wiedziałem, że Gabriel będzie wściekły, gdy dowie się, że dopuściłem do tego i miałem tylko nadzieję, że nie złapał jej Patel.
Ta dziewczyna była dla nas niezwykle ważna, a ja przez swój narwany charakter zaprzepaściłem wszystko.
Zacisnąłem zęby, wracając do samochodu. Nie pozostało mi nic innego, jak powiadomienie o wszystkim Gabriela, bo potrzebowałem kilku osób, żeby zacząć poszukiwania dziewczyny. Miałem tylko nadzieję, że nie spotkają mnie za to nieprzyjemności.

*

Przymknąłem oczy, gdy Gabriel wypuścił mi chmurę dymu papierosowego prosto w twarz. Spojrzałem na niego, zauważając pełne złości i wyrzutu oczy. Nie dziwiłem mu się, bo sam byłem na siebie wściekły.

— Zastanawia mnie jedno — odezwał się, odchodząc ode mnie — co ona robiła z tobą tyle kilometrów od Fallbron? — Odwrócił się i posłał mi złowrogie spojrzenie.

Nie ukrywał tego, jak bardzo mną gardził w tamtym momencie. Być może straciłem nawet jego zaufanie, ale nie zamierzałem z tego powodu chować głowy w piasek. Gabriel dobrze wiedział, że nikogo lepszego ode mnie nie znajdzie. To ja od jakiegoś czasu trzymałem wszystko w ryzach, a on tylko spijał śmietankę z moich sukcesów.

— Zabrałem ją ze sobą do Walmond — odparłem spokojnie, chociaż w środku cały się gotowałem, bo zamiast szukać Samanthy, odpowiadałem na durne pytania.

— Po jaką cholerę?

— Żeby mi bardziej zaufała.

— A po co ma ci bardziej ufać? — Zmrużył oczy, przyglądając mi się bacznie.
— Żebyś potem mógł ją pieprzyć? — Zacisnąłem zęby, aby nie wybuchnąć.

Miałem ochotę zacząć krzyczeć, a mimo wszystko zachowywałem spokój. Wiedziałem, że jeśli dorwę osobę, która uprowadziła Sam, to potem wyżyję się na niej i będę miał kolejnego trupa do kolekcji.

— Skoro chcemy, żeby potem dilowała, to muszę najpierw jakoś ją urobić.

— Tym miał się zająć Rey — odparł Gabriel. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale mimo wszystko sam chciałem to załatwić. Jak zawsze, zresztą.
— Znają się, powie jej o wszystkich plusach, wprowadzi w to i potem sama zacznie rozprowadzać towar w szkole. Wszystko jest ustalone, a ty jak zawsze musisz coś spieprzyć.

— Dobra, popełniłem błąd. — Przyznałem mu rację. — Ale teraz nie ma czasu na gadkę o tym, tylko trzeba się dowiedzieć, kto ją porwał. Potrzebuję ludzi, żeby sprawdzić kilka adresów.

— Możesz wziąć swoich przydupasów i na dokładkę Grega, więcej nie dostaniesz. Radź sobie teraz sam.

— Jasne — mruknąłem niezadowolony. Co ja, kurwa, miałem zrobić z trójką ludzi?

— Ian — odezwał się ponownie Gabriel. — Masz na to dwadzieścia cztery godziny. Potem wiesz, co cię czeka. — Spojrzał na mnie znacząco, a ja zacisnąłem zęby.

Zdaje się, że stary chciał mnie wyeliminować i znalazł sobie idealny powód, żeby to zrobić. Oczywiście nie chciałem, żeby do tego doszło. Prędzej on skapituluje niż ja. Miałem zamiar przejąć po nim interesy i ta sytuacja nie mogła mi pokrzyżować moich planów.
Przytaknąłem głową, po czym ruszyłem do wyjścia. Nie chciałem dłużej marnować czasu. Nim zdążyłem wyjść, rozległ się dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i otworzyłem wiadomość, którą dostałem z nieznanego numeru.

— O kurwa — powiedziałem, gdy odczytałem MMS-a.

Treść brzmiała Mam coś twojego, a na zdjęciu była Samantha z zaklejonymi ustami i siedziała przywiązana do krzesła. Obok niej stał psychol Terrence, trzymając ją za włosy. To już chyba wolałbym, żeby złapał ją Corey. On, chociaż miał jakieś zasady, a ten czubek był nieprzewidywalny. Zmrużyłem oczy, przyglądając się dziewczynie, która wyglądała, jakby była czymś nafaszerowana. 

— Co jest? — Zacisnąłem zęby, słysząc za plecami pytanie Gabriela.
Odwróciłem się w jego kierunku z niezadowoloną miną.

— Terrence ją ma — odparłem, a stary przeklął, po czym zrzucił z biurka szklankę, która roztrzaskała się w drobny mak.

— Co chce w zamian? — zapytał, na co tylko wzruszyłem ramionami, bo świr nie napisał swoich żądań.
Przesunąłem opuszek palca po ekranie, żeby nawiązać połączenie. Zrobiłem na głośnomówiący, aby Gabriel wszystko słyszał.

— Widzę, że strasznie ci na niej zależy, że tak szybko dzwonisz. — Roześmiał się Terrence, gdy tylko odebrał.

— Skrzywdzisz ją, to popamiętasz — wysyczałem, na co roześmiał się jeszcze głośniej. 
— Czego chcesz? — zapytałem, żeby nie przedłużać tego wszystkiego.
Musiałem jak najszybciej uwolnić Sam, żeby jej matka nie poszła na policję i nie zgłosiła zaginięcia. 

— Hmm, a co mi zaproponujesz?

— Wypuść ją, to nic ci się nie stanie — odparłem. Po chwili usłyszałem głośne westchnięcie.

— W czasie ostatnich dwóch wyścigów, ograbiłeś mnie z kasy, a podczas ostatniego prawie zginąłem. To będzie cię słono kosztować. — Wiedziałem, że będzie chciał forsy.
Tylko na tym mu zależało, żeby mieć na używki i kolejne laski, które pojawiały się przy nim tylko, jak miał pieniądze. Gdy je tracił, panienki od razu się zwijały z jego życia.

— Ile?

— Pół miliona — odpowiedział, na co parsknąłem śmiechem.
Spojrzałem na Gabriela, który tylko kręcił głową.

— Bądźmy poważni — odezwałem się — nigdy nie zgarnąłbyś tyle za wyścigi.

— Ale poniosłem duży uszczerbek na zdrowiu przez to, że wywaliłeś mnie z trasy i straciłem samochód.

— Sto tysięcy — rzuciłem propozycję, którą Gabriel międzyczasie napisał na kartce, którą mi pokazał. 

— Nie rozśmieszaj mnie — powiedział rozzłoszczony. — Słyszysz, Samantho? — Poruszyłem się niespokojnie, gdy odezwał się do dziewczyny.
— Ian twoje życie wycenił na sto tysięcy dolarów. Co ty na to? — Usłyszałem niewyraźny bełkot, bo przecież usta miała zaklejone taśmą.
— Chyba będziesz musiała sama mnie spłacić. W końcu też brałaś udział w tym wyścigu. Zdaje się, że trochę czasu spędzisz w burdelu. — Zacisnąłem dłoń w pięść, słuchając tych słów.
Może i dziewczyna działała mi na nerwy i nie raz sam miałem ochotę zrobić jej krzywdę, to mimo wszystko nie chciałem dla niej takiego losu, a wiedziałem, że Terrence nie blefował. 
— Ale zobacz, jak obsłużysz tak z dziesięciu klientów dziennie, którzy będą płacić, dajmy na to po dwieście dolarów, to po niecałym roku odzyskasz wolność  — mówił dalej w jej kierunku — a jak będziesz zadowalać kilku na raz, to spłacisz mnie jeszcze szybciej. Chociaż w sumie, to nie, bo odsetki ciągle będą rosły. — Roześmiał się histerycznie.

— Rozjebię cię, jak cię dorwę — wysyczałem wściekły.
Już obmyślałem, co z nim zrobię, jak wpadnie w moje ręce.

— Pół miliona i ani dolara mniej — powiedział twardo. — Rozłączam się teraz, bo korci mnie, żeby przetestować twoją słodką Samanthę. W końcu muszę wiedzieć, jaki towar będę sprzedawać.

— Rusz ją, to nie będę miał dla ciebie litości! — Spojrzałem na Gabriela, który chwycił mnie za ramię, gdy zacząłem krzyczeć.
Byłem już mocno nabuzowany negatywnymi emocjami.

— Pół miliona. — Powtórzył kwotę.
— Masz na to czas do jutrzejszego południa. Jak nie dostanę kasy, to zrobię ci pokaz online z tego, jak będę ją ruchał — dodał, po czym usłyszałem dźwięk zakończonego połączenia.

— Kurwa! Nie rozłączaj się! — krzyknąłem, ściskając mocno komórkę w dłoni, chociaż tak naprawdę miałem ochotę nią rzucić.

Odetchnąłem głośno, przecierając twarz. Zastanawiałem się, gdzie mógł ją wywieźć, bo w czasie rozmowy nie słyszałem nic, oprócz mruczenia zakneblowanej Samanthy. 

— Wyskakuj z forsy — odezwałem się w końcu, spoglądając na Gabriela.

— Nie mam tyle wolnej gotówki, a przypominam, że bank nie wypłaci mi takiej kwoty od ręki. Trzeba powiadomić ich minimum dwa dni wcześniej.

— Serio? Wystarczy jeden twój telefon do Madisona, a nawet rozłoży ci czerwony dywan przed wejściem do banku — powiedziałem, po czym zacisnąłem zęby.

Wiedziałem, że szef banku zrobiłby wszystko, żeby przypodobać się Gabrielowi. Kręcili razem wałki, a teraz nagle problemem było wyciągnięcie większej ilości gotówki. Absurdalne. Stary po prostu nie chciał  mi pomóc w uwolnieniu dziewczyny.

— Przykro mi Ianie, musisz radzić sobie sam. Nie wydam kasy na pierdoły. — Zagotowało się we mnie, gdy wypowiedział te słowa. 

— Życie tej dziewczyny jest dla ciebie pierdołą? — zapytałem, patrząc na niego ze złością. — Przypominam ci, że szuka dla ciebie tego jebanego klucza, który jest wart więcej niż te pierdolone pół miliona.

— Ty ją w to wpakowałeś, więc radź sobie sam — odparł spokojnie. — Czas ucieka, Ianie — dodał, kiwając głową na wiszący na ścianie zegar.

— Jesteś większym skurwielem, niż myślałem — powiedziałem, patrząc na niego złowrogo.
Miałem ochotę go zatłuc i tak naprawdę w głowie obmyślałem już, co mu zrobię, gdyby nie udało mi się uwolnić Samanthy na czas.

— Dlatego dobrze mi idzie w interesach, bo nie mam żadnych skrupułów, a ty jesteś teraz miękki. Przejmujesz się losem nic nieznaczącej dla nas dziewczyny. Mam wrażenie, że za bardzo się z nią spoufaliłeś, że tak przejmujesz się jej losem. To nie wróży nic dobrego. — Pomachał mi palcem przed twarzą, po czym odwrócił się ode mnie i podszedł do biurka, gdzie usiadł na skórzanym fotelu. Oparł łokcie na blacie i złożył dłonie w piramidkę. Cały czas patrzył na mnie uważnie. 
— Chyba powinieneś już iść — odezwał się po chwili, a ja bez słowa ruszyłem w kierunku wyjścia.

Gdy opuściłem pomieszczenie, z całym impetem trzasnąłem drzwiami. Wypuściłem przeciągle powietrze z płuc, po czym pobiegłem do auta. Musiałem jak najszybciej zebrać ekipę i zrobić burzę mózgów na temat tego, gdzie mógł się ukrywać Terrence.

W połowie drogi do fabryki, gdzie umówiłem się z chłopakami, zadzwonił do mnie Rey. Na początku nie chciałem odebrać, ale potem pomyślałem, że dzięki niemu dowiem się, czy matka Samanthy zauważyła już nieobecność córki w domu. Istotnie tak właśnie było. Spanikowana zadzwoniła do chłopaka, gdy dostała numer od Dylana. Obdzwoniła wszystkich znajomych, ale nikt nie potrafił jej powiedzieć, gdzie była Sam.

— Ian, gdzie ona jest? — zapytał w końcu.

— Samanthę porwał Terrence.

— Nie — powiedział zrezygnowanym tonem głosu.

— Niestety tak. Chce za nią pół miliona.

— Gabriel zapłaci?

— Nie — odparłem, na co usłyszałem ciche przekleństwo.
— Zadzwoń do matki Samanthy i przekonaj ją do tego, żeby jeszcze wstrzymała się z powiadomieniem policji. Skłam, że wiesz, gdzie jest i jesteś w drodze do tego miejsca.

— Dlaczego?

— Potrzebujemy teraz spokoju na mieście, żeby ich znaleźć.

— Dobra, postaram się — odpowiedział. — Przyjadę do fabryki. Też się przydam.

— Poradzimy sobie — odparłem spokojnie.

— Ale znajdziecie ją? — zapytał.

Zacisnąłem zęby, rozłączając się i tym samym pozostawiłem jego pytanie bez odpowiedzi. Po co miałem mu obiecywać coś, czego nie byłem pewien?

*

Gdy dotarłem do fabryki na miejscu byli już Zion, Caden oraz Greg. Po wejściu do środka wyciągnąłem komórkę z kieszeni i pokazałem chłopakom zdjęcie z nadzieją, że pomogą mi w odnalezieniu miejsca, gdzie obecnie przebywał Terrence.
Każdy z nich z uwagą przyglądał się otoczeniu, które zostało ujęte na zdjęciu, ale niestety nie kojarzyli go.

— Dobra. Ustalmy plan działania — odezwałem się w końcu
— Odpuszczamy jego dom, bo to ewidentnie nie jest to wnętrze. Gdzie w tym mieście są jakieś opuszczone budynki, które mogą mieć jeszcze jakieś wyposażenie na stanie?

— A dzielnica Caldit Grove? Tam ostatnio było kilka eksmisji. — Rzucił Greg, a ja skrzywiłem się na tę propozycję, spoglądając na zdjęcie.

— No nie wiem — odezwałem się po chwili. — To okno nie wygląda mi na takie z kamienicy.

— Na końcu mojej ulicy jest dom, którego właściciele wyjechali na urlop. Może tam się włamał? — powiedział Caden. Zamyśliłem się na chwilę, bo ten pomysł wydawał się lepszy.

— Czyli sprawdzamy to. — Przytaknąłem. — Oprócz tego posesje na południowym wjeździe do Fallbron. Tam stoją ze cztery pustostany — dodałem, gdy przypomniałem sobie o tych budynkach.

— Jeszcze posiadłość Morrisonów. Też stoi pusta od kilku lat — odezwał się Zion.
Musiałem przyznać, że kumple poważnie potraktowali poszukiwania Samanthy.

— Dobry pomysł. — Zgodziłem się.

W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł podenerwowany Rey. Skrzywiłem się na jego widok, bo nie takie były ustalenia. Gdy zapytał, co zamierzmy robić powiedziałem mu o naszych ustaleniach na podstawie MMS-a i o tym, które budynki wytypowaliśmy do sprawdzenia. Trzeba było tylko ustalić konkretny plan działania.

— Pokaż mi to zdjęcie  — odezwał się chłopak, wyciągając w moim kierunku dłoń.

Wyglądał, jakby nie zawierzał naszemu planowi, a przecież był bardzo dobry. Ostatecznie podałem mu telefon, żeby rozwiał wszelkie wątpliwości. Zacisnął zęby, widząc związaną Sam, by następnie zacząć przybliżać niektóre fragmenty zdjęcia.

— Przecież to... — powiedział, po czym zamilkł na chwilę.
Czyżby miał większą wiedzę od naszej i wiedział, co to za miejsce?

— Wiesz, gdzie może ją trzymać? — zapytałem, gdy cisza trwała zbyt długo.

— Tu złapało się kawałek łóżka piętrowego — zaczął mówić, pokazując mi to, co już wcześniej widziałem — i ten gumolit na podłodze. Stare okna z mosiężnymi klamkami. To nie w Fallbron. — Zakończył, przenosząc wzrok na mnie, przez co przytkało mnie, słysząc to.

— Co? — zapytałem zdezorientowany.

— On ją stąd wywiózł. — Ton jego głosu był tak dobitny, że nie było wątpliwości, że był pewny swojego odkrycia.

— Co to za miejsce? — zapytał Greg.

— To jeden z pokojów w opuszczonym sierocińcu w Riverby. — Uniosłem brwi na te słowa.

Znałem ten budynek, ale nie sądziłem, że Terrence postanowił tam wywieźć Samanthę. Chociaż z drugiej strony dzięki temu ruchowi czuł się bardzo pewnie i był niezagrożony, bo prawda była taka, że gdyby nie Rey, nigdy nie dotarlibyśmy do dziewczyny.

— Jesteś pewny? — odezwał się Zion.

— Tak — odparł chłopak.
— Byliśmy tam z kumplami na początku wakacji na urbexie. I raczej to będzie parter, bo schody były w tragicznym stanie. Josh prawie nogę złamał, jak źle stanął na stopniu, który się załamał. — Te słowa sprawiły, że nie miałem zamiaru dłużej czekać. Trzeba było wybrać się w podróż do Riverby.

— Zbieramy się chłopaki — powiedziałem, patrząc na Cadena, Ziona i Grega.

— Ja też jadę — odezwał się Rey.

— Lepiej będzie, jak zostaniesz — odparłem, spoglądając na niego wymownie.

— Ale... — Zaczął mówić, jednak gdy usłyszał, jak chłopaki sprawdzają broń, zacisnął usta. — Daj znać, jak ją uwolnisz — dodał, a ja przytaknąłem.

— Weźcie jeszcze łopatę i jedziemy. — Zarządziłem, gdy kumple oznajmili, że magazynki w pistoletach są pełne.

Po wyjściu z fabryki ja wsiadłem do Dodge'a wraz z Gregiem, a Zion i Caden zajęli miejsce w swoim aucie. Rey pojechał do domu, a my ruszyliśmy w kierunku Riverby.

Dobrze dla Reya, że zrozumiał, iż nie powinien z nami jechać. Chciałem mu oszczędzić widoku trupa, chociaż już jednego w swoim życiu widział. Pamiętam, jak wtedy zareagował i wiedziałem, że byłby dla nas tylko ciężarem.
Poza tym nie wiedziałem, w jakim stanie będzie Samantha. Chociaż Terrence groził, że ją zgwałci, to miałem nadzieję, że jej nie tknął. Jeśli to zrobił, tym gorsza czekała go śmierć.

Kiedyś Samanthcie powiedziałem, że brzydzę się gwałtem i to prawda. Kiedy znalazłem ją wtedy w fabryce, gdy była napastowana przez Taylora, Finleya i Nolana, nie dałem po sobie poznać, jak silne emocje mną targały. Wiedziałem jedno, że chłopaki długo nie pożyją.
Widząc klęczącą Samanthę,  a przed nią stojącego Taylora z wywalonym kutasem, brutalne wspomnienia z dzieciństwa, które były we mnie uśpione ożyły. 

Pewnego dnia ojciec przyprowadził do domu dwóch swoich kumpli. Byli kompletnie pijani i we trójkę gwałcili matkę. Mnie zamknęli w pokoju, przez co nie mogłem nic zrobić. Nawet wybiec z domu, żeby wezwać pomoc.
Jej przeraźliwego krzyku nie zapomniałem nigdy. Tak samo, jak tych pustych oczu, którymi na mnie patrzyła przez trzy kolejne dni. Potem się powiesiła. Ojca pijaka to nie obeszło, ja byłem załamany. Straciłem najważniejszą osobę w życiu.

To wtedy pierwszy raz kogoś zabiłem, a ofiarami byli mój ojciec i jego kumple. Po pogrzebie sprowadzili sobie do naszego domu panienki. Grali w karty, pili i bzykali się na potęgę. Gdy mój ojciec przyszedł do kuchni po kolejne procenty, powiedziałem, że zaraz im przyniosę. Nie protestował. Do trzech butelek, które potem postawiłem przed tymi zwyrolami, wsypałem po garści tabletek nasennych. Już się nigdy nie obudzili, a ja nie czułem żadnych wyrzutów sumienia. Miałem niespełna dziesięć lat i trzy trupy na koncie.
W policyjnych aktach zapisano, że śmierć nastąpiła w wyniku połączenia dużej ilości leków i alkoholu. Przesłuchiwano kobiety, które z nimi były, ale nie postawiono im zarzutów. Mnie o nic nie pytano, bo kto by podejrzewał dziesięciolatka? Śledztwo zamknięto z opisem, że zgony nastąpiły wskutek nieszczęśliwych zdarzeń. Ot pijani łyknęli nie to, co powinni.

Dalszą opiekę nade mną sprawowała babcia i starałem się nie przysparzać jej problemów, ale przez mój narwany charakter nie zawsze się to udawało. Ona do dzisiaj nie wie, że to ja stałem za śmiercią jej syna i jego kumpli. Nie wiedziała, że opiekowała się małym szatanem. Teraz, też niewiele o mnie wie. Nie ma pojęcia, czym tak naprawdę się zajmuję, ja za to staram się zapewnić jej godny byt na starość. Za to, że dzięki niej nie musiałem spędzić dzieciństwa w domu dziecka.

*

Czterdzieści minut później znaleźliśmy się w okolicach sierocińca w Riverby. Auta zostawiliśmy w bezpiecznej odległości od budynku, bo dźwięk silnika mojego Dodge'a mógłby nas wydać, a tego nie chcieliśmy.  Pod samym budynkiem stał samochód Terrence'a. Rey się nie mylił i ten psychol naprawdę tutaj przyjechał.

Cicho weszliśmy do środka, po czym rozejrzeliśmy się po wnętrzu. Schody faktycznie były w kiepskim stanie, więc dzięki informacjom Reya odpuściliśmy sobie wyższe piętra. Caden i Zion poszli sprawdzać pokoje po prawej stronie, a ja z Gregiem te po lewej. Niektóre nie miały drzwi, więc tym szybciej szło sprawdzanie.

Jednak, gdy byliśmy już przy końcu korytarza, zwątpiłem w to, że tu ich znajdziemy. Zostały cztery pokoje, a po Samanthcie i Terrence'u nie było śladu. Nawet nie było ich słychać. Może jednak jakimś cudem zaniósł ją na górę albo ukrył się w pomieszczeniu, o którym nawet Rey nie miał pojęcia?

Stanąłem przed przedostatnimi drzwiami i położyłem dłoń na klamce. W tym samym momencie zastygłem w bezruchu, gdy usłyszałem niewyraźne dźwięki. Coś, jakby sapanie, a chwilę później rozległ się głośniejszy pomruk. Wyciągnąłem broń, nacisnąłem klamkę i starałem się cicho otworzyć drzwi. Zacisnąłem zęby, gdy skrzypnęły. Zajrzałem do środka i wszystko się we mnie zagotowało, gdy zobaczyłem Terrence'a. To on był autorem tych sapań. Psychol stał przy łóżku, na którym leżała nieprzytomna Samantha. Dziewczyna miała rozerwaną bluzkę i rozpięty stanik, a on stał nad nią z wywalonym fiutem i dotykał jej ciała. Ten głośny pomruk wydał z siebie, gdy spuścił się na jej brzuch po masturbacji.

— Kurwa, już jesteś martwy — odezwałem się, wchodząc pewnie do środka, po czym schowałem broń za pasek, żeby mieć wolne ręce.

Terrence zszokowany w pośpiechu zapinał spodnie, a ja w kilka kroków pokonałem dzielącą nas odległość i przywaliłem mu pięścią w twarz. Ryknął głośno, upadając.

— Ian, możemy się dogadać — mówił, spanikowany, widząc moją furię. Wiedział, że to jego koniec.

— Mówiłem, że jak ją tkniesz, to nie będę miał dla ciebie litości — powiedziałem, podnosząc go za koszulkę, po czym rzuciłem nim na środek pomieszczenia.

W tym samym momencie w drzwiach stanęli kumple, ale nie wtrącali się. Wiedzieli, że sam sobie poradzę z tym psycholem.
Podszedłem do Terrence'a i przydusiłem go kolanem, uderzając kolejny raz pięścią w twarz.

— Kurwa, przecież nic jej nie zrobiłem — mówił, łapiąc z trudem powietrze przez to, że go podduszałem. — Tylko trochę pomacałem i się spuściłem.

— Dla ciebie wykorzystanie w ten sposób nieprzytomnej dziewczyny to nic?

— Nie bądź taki prawilny. — Parsknął śmiechem. — Ludzi zabijasz, a takim czym się przejmujesz? Sam ostatnio po wyścigu zgarnąłeś do auta dwie dupy, żeby ci ulżyły.

— Poszły z własnej woli i gdyby któraś potem się rozmyśliła, to po prostu by wyszła, a ty zabawiasz się z nieprzytomną laską — odparłem, po czym zadałem kolejny cios.
— Czemu ona jest w takim stanie? — zapytałem, ale Terrence milczał. 
— Czemu? — Powtórzyłem dobitnie.

— Naszprycowałem ją — odezwał się w końcu — fakt, może trochę za dużo, ale taki widok bardziej mnie podnieca. — Zarechotał, a we mnie znowu wzburzyła się krew.

To były ostatnie słowa, jakie padły z jego ust. Po nich zacząłem go okładać pięściami bez opamiętania, naciskając kolanem na jego szyję. To, co powiedział, sprawiło, że nie potrafiłem się zatrzymać w tym, co robiłem. Tłukłem go, a jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona od krwi. W końcu wyprowadziłem ostatni cios i wstałem z niego. Patrzyłem z góry na bezwładne ciało Terrence'a, oddychając ciężko. Czułem satysfakcję, że wyeliminowałem kolejnego śmiecia.

— Zakopcie go gdzieś. — Rzuciłem do chłopaków, a oni przytaknęli. 
— Chwila — powiedziałem, gdy już mieli go zabrać.
Podszedłem do niego i rozerwałem jego koszulkę. Potrzebowałem czegoś, żeby wytrzeć dziewczynę. 

Gdy kumple zabrali Terrence'a, ja zbliżyłem się do łóżka, na którym leżała Sam i wytarłem ją, po czym rzuciłem koszulkę w kąt. Chwyciłem jej rozerwaną bluzkę, ale do niczego się nie nadawała. Niewiele myśląc, zdjąłem z siebie T-shirt i ubrałem w to dziewczynę. Próbowałem ją jakoś ocucić, ale zupełnie nie kontaktowała, tak była naćpana. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem z budynku, kierując się w stronę samochodu. Niedaleko sierocińca stali Zion, Caden i Greg. Ten drugi kopał dół, a dwoje pozostałych paliło papierosy. Stali nad trupem i rozmawiali, zaśmiewając się w głos. Po chwili podbiegł do mnie Greg i razem poszliśmy do mojego Dodge'a, od którego otworzył mi drzwi.

— Jak tu skończycie, to macie wolne — powiedziałem, gdy odłożyłem już dziewczynę na tylną kanapę.

— Powiadomić starego, że ją mamy? — zapytał, na co wzruszyłem ramionami.

— Wszystko jedno — odparłem z niechęcią.

Dzisiejsze zachowanie Gabriela sprawiło, że miałem gdzieś to, kiedy się dowie, że znaleźliśmy dziewczynę.
Podszedłem do drzwi od strony kierowcy i otworzyłem je, żeby wsiąść do środka.

— Wiesz co? — odezwał się nagle Greg, przez co na niego spojrzałem.
Wypuścił dym papierosowy, mrużąc oczy, a ja czekałem na to, co chciał mi powiedzieć. 
— Uważaj na siebie, bo mam wrażenie, że za bardzo przejmujesz się tą dziewczyną.

— Chyba nie rozumiem. — Spojrzałem na niego wymownie.

— Żebyś przypadkiem nie stracił czujności i nie wkopał się przez nią w jakieś kłopoty. Albo nie popadł w konflikt z Gabrielem. Na razie on rządzi w tym mieście. Jeśli się zbuntujesz, zostaniesz sam, bo nikt nie zrezygnuje z forsy, którą płaci stary.

— Masz trupa do posprzątania, więc tym się zajmij — odparłem podenerwowany, po czym zająłem miejsce za kierownicą, bo nie miałem zamiaru słuchać dłużej tych bredni.

Ruszyłem gwałtownie, żeby dotrzeć do mieszkania i postawić dziewczynę na nogi, zanim wróci do domu.

*

Przyciskałem zapalczywie guziki na padzie, przechodząc na kolejny poziom w strzelance. Musiałem czymś się zająć, żeby nie zasnąć, tylko pilnować Samanthy, której podłączyłem kroplówkę. Jeszcze chwila i miała powoli zacząć dochodzić do siebie. Cały czas zastanawiałem się, czy powiedzieć jej, co zrobił z nią Terrence, ale ostatecznie stwierdziłem, że wiedza na temat tego, że zrobił sobie dobrze, macając ją, do niczego nie była jej potrzebna, więc postanowiłem przemilczeć ten fakt. 

Zatrzymałem grę, po czym obróciłem się w kierunku dziewczyny, która leżała na moim łóżku. Jęknęła cicho, unosząc rękę, która zaraz opadła na pościel, a następnie wymamrotała coś pod nosem. Odłożyłem pada, po czym wstałem, żeby do niej podejść. Oczy miała otwarte i tępo wpatrywała się w sufit.

— Żyjesz? — odezwałem się, przez co przeniosła wzrok na mnie.

Patrzyła przez chwilę w milczeniu, a ja zastanawiałem się, co chodziło jej po głowie. Wyglądała, jakby mnie nie poznawała albo próbowała sobie coś przypomnieć. 

— Gdzie ja jestem? — zapytała po chwili, nie odrywając ode mnie wzroku.

— W moim mieszkaniu.

— Co się stało? — Na jej twarzy pojawił się grymas, gdy ruszyła głową.

Zapewne rozsadzał ją ból. Po takiej dawce narkotyków nie było innej opcji. Miała szczęście, że Terrence nie wysłał jej na tamten świat, gdy ją szprycował. 

— Leż jeszcze, potem pogadamy — odparłem, a ona rozejrzała się dookoła, po czym zrobiła wielkie oczy, widząc kroplówkę.

— Zaraz! — wykrzyknęła, zrywając się do siadu, by po chwili opaść na poduszkę z głośnym jękiem. — Czym ty mnie faszerujesz? — odezwała się, a ja dopadłem do niej, gdy próbowała wyrwać wenflon.

— Ej! Ej! Ej! Spokojnie. — Próbowałem ją uspokoić. — To tylko kroplówka, żeby postawić cię na nogi i wypłukać.

— Z czego? — zapytała, patrząc na mnie zmrużonymi oczami.

— Nic nie pamiętasz? —  Zacisnęła usta, po czym pokręciła lekko głową.
— Terrence cię porwał — powiedziałem, na co zamyśliła się na chwilę.

— To wszystko twoja wina! — Przewróciłem oczami, gdy zaczęła krzyczeć, ale szybko zmieniła ton.
— Zostawiłeś mnie na pastwę losu — mówiła, po czym skrzywiła się, przykładając dłoń do głowy. — Co on mi zrobił?

— Naćpał cię. — Zrobiła wielkie oczy i rozchyliła usta, słysząc to. — Chciał kasę za ciebie, ale obyło się bez płacenia. Dzięki informacji od Reya szybko udało nam się ciebie znaleźć.

— Uratowałeś mnie? — zapytała, a ja miałem wrażenie, że docierały do niej wybiórcze słowa.

Wyglądała, jakby ogłosiła mnie swoim prywatnym bohaterem. Narkotyki chyba zupełnie przyćmiły jej zdroworozsądkowe myślenie, co w sumie postanowiłem trochę wykorzystać.

Samantha zaczęła pytać o coraz więcej, a ja odpowiadałem jej, ubarwiając trochę wszystko, przez co jeszcze bardziej zyskiwałem w jej oczach. Co prawda nie wiedziałem, czy jak już zupełnie dojdzie do siebie, to będzie pamiętała tę rozmowę, ale musiałem jakoś ją udobruchać, żeby nie wywinęła mi jakiegoś numeru i nie wykombinowała czegoś, żeby tylko wymigać się od szukania klucza. On na pewno był gdzieś w ich domu, tylko dziewczyna musiała bardziej przyłożyć się do poszukiwań.

— O nie! Moja mama! Telefon! Gdzie jest mój telefon!? — Przetarłem twarz dłońmi, gdy kolejny raz histerycznie zaczęła krzyczeć.

— Spokojnie. Twoja matka myśli, że leżysz pijana u kuzyna Reya — powiedziałem, a ona zaśmiała się pod nosem. — Coś trzeba było wymyślić. — Wzruszyłem ramionami.

— I łyknęła to? — Parsknęła śmiechem, gdy przytaknąłem.

— Ale telefon musisz sobie załatwić nowy, tamten przepadł. — Westchnęła głośno na moje słowa.
Omiotła pokój wzrokiem, uderzając opuszkiem palca po wargach, po czym wydęła usta. 

— Ja już nie chcę tej kroplówki. Pić mi się chce i jeść, i sikać.

— Możesz wstać, ale idziesz z tym do kibla — odezwałem się, ściągając kroplówkę z prowizorycznego wieszaka i wciskając ją do jej ręki. — Ma zejść cała — dodałem dobitnie.
Zrobiła niezadowoloną minę, ale przytaknęła głową, po czym stanęła obok łóżka.

— Kurwa, co jest z moimi nogami? — Jęknęła, przysiadając na materac.

— Możesz mieć lekko obniżone napięcie mięśniowe. I bóle głowy też są normalne, senność, niepokój, myśli samobójcze. — Wymieniałem skutki uboczne.

— Myśli samobójcze? — zapytała z niedowierzaniem, a ja kiwnąłem głową.
— I Rey tym świństwem handluje? Muszę z nim pogadać, musi przestać. Nie może tak truć ludzi — mówiła pod nosem, ponownie stając na nogi, po czym powoli poczłapała w kierunku łazienki, a ja przewróciłem oczami. Wiedziałem, że i tak nic nie wskóra. Co więcej, nie miała pojęcia, że planowaliśmy, aby sama weszła w ten interes i to właśnie dzięki koledze z klasy.

Przeszedłem do kuchni, gdzie zrobiłem dziewczynie coś do jedzenia i picia, żebym za chwilę nie musiał kolejny raz wysłuchiwać jej narzekań. Zaniosłem wszystko do pokoju, do którego wróciła po kilku minutach. Oblizała się na widok jedzenia, po czym dosłownie rzuciła się na nie i zaczęła pochłaniać w ekspresowym tempie.

— Kto mi założył ten wenflon? — zapytała, przeżuwając jedzenie.

— Ja. — Uniosła brew, gdy jej odpowiedziałem.

— Znasz się na tym?

— Tak — powiedziałem pewnie.

— Skąd?

— Mam drugi stopień ratownictwa medycznego — odparłem, a ona roześmiała się histerycznie. Przestała zaraz, bo jej głowę, kolejny raz przeszył ból. Spojrzała na mnie, zaciskając usta, gdy zobaczyła moją poważną minę. 
— Mówisz serio? — zapytała z niedowierzaniem. — Ale to oznacza, że musiałeś się dobrze uczyć.

— A nie mogłem? — Spojrzałem na nią wymownie.

— Jesteś przestępcą. — Parsknąłem śmiechem na jej słowa.

— Oj, Samantho, jak ty mało wiesz o życiu. — Westchnąłem po chwili, a ona lustrowała moją twarz w milczeniu.

*************************************

Mam wrażenie, że czegoś brakuje w tym rozdziale, dlatego długo wahałam się z jego publikacją, ale w końcu to zrobiłam.

Mam nadzieję, że nie wyszedł najgorzej.

Do następnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro