14. Witaj w moim świecie
Leżałam w łóżku, zastanawiając się, kiedy mój organizm w końcu dojedzie do siebie. Miałam takiego kaca, że byłam nie do życia. Przeklinałam Iana, bo to przez niego byłam w takim stanie. Musiałam napisać do szefowej, że nie będzie mnie na zmianie, bo nie czułam się na siłach, żeby pójść do pracy. Nakłamałam jej, że się rozchorowałam, bo przecież nie mogłam się przyznać, że źle się czułam po alkoholu oraz marihuanie.
Przymknęłam oczy i przewróciłam się na bok, żeby uciąć sobie krótką drzemkę. Wierzyłam, że pomoże mi w regeneracji. Niestety niedane było mi nawet przez minutę zmrużyć oka, bo wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych.
— Samantha! — Westchnęłam ciężko, słysząc krzyk mamy, która wróciła z pracy.
— Samantha! — krzyknęła ponownie, a ja zastanawiałam się, czemu tak się zachowuje. Wstałam z łóżka, żeby do niej pójść, bo miałam wrażenie, że za chwilę zedrze sobie gardło.
— Samantha!
Odskoczyłam od drzwi, które matka otworzyła z impetem. Zrobiłam niezadowoloną minę, bo prawie nimi dostałam.
— O co chodzi? — zapytałam spokojnie, a mama patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
— Gdzie spędziłaś noc? — Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, do czego zmierzała.
Przecież dostała SMS-a, którego napisał w moim imieniu Ian i wtedy nie miała nic przeciwko, żebym nie wróciła do domu. Nawet wtedy nie dopytywała, u kogo będę spała, a teraz miałam wrażenie, że mogłaby mnie nawet torturować, żeby dowiedzieć się tego, bo taką miała zaciekłą minę.
— U koleżanki — odparłam, uśmiechając się krzywo.
— Której? — zapytała, a ja zaczęłam w duchu panikować, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
Najbliższe były mi Emma i Kim, ale nie gadałam z nimi, o czym mama doskonale wiedziała.
— O co ci chodzi? — Udawałam zdziwienie.
— U której? — Zacisnęłam zęby, słysząc jej zdecydowany ton głosu. Wiedziałam, że nie odpuści tego tematu.
— Której? — Powtórzyła hardo, patrząc na mnie wymownie, gdy zbyt długo milczałam.
Rozpaczliwie szukałam deski ratunku i na szczęście ją znalazłam.
— No, dobra, u kolegi — powiedziałam po chwili. — Byłam u Reya — dodałam, na co mama zmarszczyła brwi.
— Po co?
— Bo tylko on jeszcze ze mną gada. — Wzruszyłam ramionami.
— To dlaczego napisałaś mi coś innego?
— Nie wiem — odparłam, spuszczając potulnie głowę, że niby wszystkiego żałuję.
— Dylan mówił, że spotykasz się z jakimś starszym mężczyzną — odezwała się mama, a mnie na chwilę ogarnął szok, gdy wypowiedziała imię mojego byłego.
— Dylan?
— Tak, rozmawiałam z nim dziś w sklepie. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie jesteście już razem i powiedział mi, że masz romans z dużo starszym mężczyzną. — Byłam zła na Dylana za to, co naopowiadał mojej mamie.
Może i był na mnie wściekły, za spotykanie się z Ianem, ale nie musiał od razu mówić o nim mojej mamie, dorabiając do tego swoją wymyśloną historyjkę.
— I uwierzyłaś mu? — Zaśmiałam się.
— Nie mam żadnego romansu. Jestem sama jak palec, a Dylan wymyślił coś sobie. To on mnie zostawił, a teraz się wybiela. Sam sobie znalazł kogoś innego, a teraz na mnie próbuje zrzucić winę.
— Czyli nie jechałaś dzisiaj na motorze z nikim obcym? — Autentycznie zatkało mnie w tamtej chwili, co niestety wyłapała moja mama.
— Połącz mnie z Reyem — powiedziała stanowczym głosem.
Kolejny raz zaczęłam panikować, gdy pojawiła się myśl, że moje kłamstwo zaraz wyjdzie na jaw.
— Mamo! — Udawałam oburzenie jej niedorzeczną propozycją.
— Połącz mnie z Reyem. — Niestety nie odpuszczała.
Westchnęłam głęboko, kręcąc głową, ale mimo wszystko wzięłam telefon do dłoni i wybrałam numer kolegi. Miałam nadzieję, że będzie na tyle ogarnięty, że będzie mnie krył.
Gdy dotknęłam zieloną słuchawkę i zaczęło się łączenie, mama wyrwała mi telefon z dłoni.
— Możesz zrobić na głośnomówiący? — zapytałam, bo chciałam wiedzieć, co powie jej Rey.
Przytaknęła głową, dotykając ekranu komórki i po chwili razem z nią słuchałam nawiązywanego połączenia.
— Cześć, Sam. Co tam? Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie jakoś super zła. — Mama spojrzała na mnie, unosząc brew, a ja zacisnęłam usta.
Nie rozmawiałam z kolegą od tego felernego momentu, gdy wystawił mnie Ianowi. Teraz w końcu postanowił ode mnie odebrać, a wolałabym, żeby tego nie zrobił albo, żeby chociaż zaczął inaczej tę rozmowę.
— Cześć, Rey. Z tej strony mama Samanthy — odezwała się.
— O! — Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc zaskoczony głos kolegi.
— Przepraszam, nie wiedziałem. Dzień dobry, pani Collins.
— Możesz mi powiedzieć, o co miałaby być na ciebie zła moja córka?
— Emm... — odezwał się, a potem zawiesił.
Dopingowałam go w myślach, żeby coś szybko wymyślił, ale moja matka nie chciała czekać na odpowiedź.
— Dobra, nieważne — powiedziała po chwili. — Była u ciebie w nocy? — zapytała i nastała cisza, która była dla mnie wiecznością, chociaż w sumie długo nie trwała.
— Nooo, tak. — Potwierdził niepewnie, na co odetchnęłam z ulgą. Naprawdę bałam się, że za chwilę wyda się moje kłamstwo.
— Mówiła, że nie ma pani nic przeciwko temu, że nie wróci do domu. Zrobiliśmy sobie seans filmowy. Wie pani, maraton z horrorami. W nocy jest najlepszy klimat. — Zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.
— Rozumiem. — Westchnęła moja mama. — Przepraszam, że tak cię wypytuję, ale rozmawiałam dzisiaj z Dylanem i przekazał mi niepokojące informacje.
— Jakie?
— Że Samantha spotyka się z jakimś starszym mężczyzną. Wozi się z nim. Dzisiaj podobno podwiózł ją pod dom motocyklem.
— Aaaa, o to chodzi. Dylan pewnie widział ją z moim kuzynem. — Uniosłam brew ze zdziwienia, bo Rey kłamał chyba jeszcze lepiej niż ja.
— Był akurat u nas i poprosiłem, żeby podrzucił Sam do domu. Była zmęczona i nie chciałem, żeby wracała autobusem.
— Naprawdę? Twój kuzyn? — Dopytywała mama z widoczną ulgą w głosie. — To mnie uspokoiłeś. Dziękuję. Nie przeszkadzam już. Do zobaczenia.
— Do widzenia, pani Collins. — Rey pożegnał się z moją mamą, kończąc połączenie, więc oddała mi telefon.
— Widzisz? A ty zaraz wpadasz w panikę. — Spojrzałam na nią wymownie, na co zmrużyła oczy.
— Jednak wolałabym, żebyś nie piła więcej alkoholu — odparła, a ja rozchyliłam usta. — Przecież widzę, jak wyglądają twoje oczy. Przepite. Nie rób tego więcej. — Skarciła mnie. Uśmiechnęłam się krzywo, przytakując głową.
Mama wyszła z pokoju, a ja odetchnęłam z ulgą. Przez całą rozmowę, którą prowadziła z Reyem, byłam spięta, ale na szczęście kumpel stanął na wysokości zadania, bo myślałam, że nie ogarnie tego. Zadowolona rzuciłam się na łóżko, po czym ponownie wybrałam numer Reya.
— Halo? — odezwał się niepewnie.
— To ja.
— Co to była za akcja?
— Matka rozmawiała z Dylanem i on nagadał jej jakichś głupot — odparłam zła.
— Byłaś w nocy u Iana. — Bardziej stwierdził, niż zapytał, a ja słysząc imię bruneta skrzywiłam się.
— Niestety — mruknęłam. — Powiedz mi, czy po marihuanie i piwie człowiek może mieć amnezję?
— W jakim sensie?
— Nie pamiętam tego, co się działo w jego mieszkaniu. — Zagryzłam wargę, czekając na odpowiedź.
— Uhu! Nieźle. — Zagwizdał.
— Nie kpij. Jesteś dilerem, to chyba wiesz, jakie są skutki po dragach?
— Jestem dilerem, ale sam nie biorę. Tak dla twojego bezpieczeństwa, to nie próbuj tego wszystkiego, co daje ci Ian.
— Dzięki za nieprzydatną radę. — Burknęłam pod nosem. Przecież protesty na nic się zdawały. Ian rządził mną, jak mu się podobało.
— Czemu mnie wtedy wystawiłeś? — zapytałam, wykorzystując okazję.
— Bo nie miałem wyboru? — zapytał retorycznie. — Przecież wiesz, że sprzeciw nie skończyłby się dla mnie dobrze. — W duchu przyznałam mu rację.
Zastanawiałam się jednak, co Ian na niego miał, że nie mógł się wycofać z tego, w co wszedł.
— Rey. — Wypowiedziałam jego imię po chwili ciszy.
— Co?
— Pomóż mi się uwolnić od Iana — odparłam, na co usłyszałam głośne westchnięcie.
*
— Mamo, wychodzę — powiedziałam, spoglądając na nią.
Siedziała na kanapie i oglądała swój ulubiony serial.
— Dokąd?
— Rey po mnie przyjechał — odparłam, a mama zmrużyła oczy.
— Nie pij więcej. — Rzuciła. Westchnęłam głęboko, kierując się do drzwi. Nie chciało mi się w żaden sposób komentować tych słów. Poza tym znając życie, mama zaraz by się rozgadała, a ja nie miałam czasu, żeby słuchać o szkodliwości alkoholu.
— Pa — powiedziałam i wyszłam z domu.
Uśmiechnęłam się na widok kolegi, który siedział za kierownicą samochodu. Dobrze było spotkać się z rówieśnikiem. Może nie do końca miało być to luźne spotkanie, bo tematem miał być Ian, ale wolałam to, niż samotne siedzenie w pokoju, które czasem doprowadzało mnie do szału.
Zapięłam pas, a chłopak ruszył w kierunku swojego domu. Podobno jego rodzice wybyli na romantyczny wieczór, więc mieliśmy zapewniony spokój. Przynajmniej na jakiś czas.
*
Westchnęłam przeciągle, słuchając opowieści Reya o tym, jak trafił na Iana. Okazało się, że brunet sam go ustrzelił w parku, gdzie mój kumpel próbował pozbierać myśli po pogrzebie babci. Ian przysiadł się do niego i zaczął rozmowę, a on zaskoczony tym, zaczął opowiadać o sobie. Parsknęłam śmiechem, gdy mówił, że mężczyzna wydawał się przejęty tym, że Rey stracił bliską osobę. Już widziałam to, jak Ian przejął się czyimś losem. Po prostu zobaczył podłamanego chłopaka, którego mógł w tamtej chwili łatwo zmanipulować.
— I co? Zaproponował ci dilerkę, a ty się zgodziłeś? — zapytałam, patrząc na niego znacząco, a on pokręcił głową, przełykając kęs pizzy z pepperoni.
— Nie. Nie od razu. — Zaprzeczył. — Widzisz, Ian jest niezłym manipulatorem. Robił różne podchody, ja oczywiście się nie zgadzałem, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że w sumie czemu by nie spróbować. — Przymknęłam oczy, słuchając tego. Nie mogłam uwierzyć, że Rey dał się tak podejść i siedział w tym nielegalnym interesie do dzisiaj.
— Na początku nie szło mi za dobrze. Mało osób wierzyło świeżakowi, ale wszystko się zmieniło, jak kilka razy pojawiłem się w towarzystwie Iana. Facet naprawdę jest poważany w tym mieście. — Przewróciłam oczami na te słowa. Brzmiały, jakby Rey zazdrościł mu tego, a przecież on był zwykłym przestępcą.
— Nawet nie wiesz, ilu ćpunów jest w tym mieście. Robię interes życia — dodał po chwili. — A od ciebie czego chce Ian? — Zmarkotniałam, gdy kumpel zadał to pytanie.
Upiłam Fantę i zacisnęłam usta, zastanawiając się, co powiedzieć.
— Mogę ci zaufać?
— Opowiadam ci o dilerce i jeszcze pytasz o takie rzeczy? — zaśmiał się.
W sumie miał rację. Zwierzył mi się, że siedzi w nielegalnym interesie, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy nie wykorzystam tego przeciwko niemu.
— Chce, żebym znalazła jakiś klucz — odparłam, wzruszając ramionami.
— Czerwony? Z brelokiem w kształcie pistoletu? — Zrobiłam wielkie oczy, gdy padło to pytanie.
Rey przeżuwał pizzę, jak gdyby nigdy nic, a ja patrzyłam na niego, jak zaczarowana.
— Skąd o nim wiesz? — zapytałam zdezorientowana.
Ian mówił, że to poufna sprawa, a tymczasem okazało się, że kumpel o tym wiedział.
— Jego ludzie gadali kiedyś o nim, jak przyjechałem do starej fabryki — odparł.
— Tak w ogóle, to czemu ty masz go znaleźć? — Zacisnęłam zęby, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie chciałam, żeby Rey wiedział, że Adam należał do gangu.
— Nie mam pojęcia. Facet jest psychiczny — powiedziałam w końcu, na co kumpel przytaknął.
— Wiesz, coś więcej na ten temat? — Drążyłam temat, bo miałam nadzieję, że w końcu się dowiem, co kryło się za drzwiami, które ten klucz otwierał.
— Nie — pokręcił głową — gdy ogarnęli, że nie byli już sami, to zamilkli. Mówili tylko, że Gabriel robi się coraz bardziej nerwowy, że nadal go nie znaleźli.
— Gabriel? Kto to? — Skrzywiłam się, słysząc kolejne imię, które nic mi nie mówiło.
— Szef.
— Przecież Ian jest szefem.
— Nie, jest tylko prawą ręką. — Rozmowa z kumplem coraz bardziej mnie zadziwiała.
Sądziłam, że brunet był najważniejszy, a tymczasem okazało się, że miał kogoś nad sobą. Po moich plecach ciarki, gdy pomyślałam sobie, że facet pewnie był jeszcze okrutniejszy od niego.
— Nie widziałem go, ale tamten podobno jest już stary. Ian pewnie będzie chciał potem zająć jego miejsce. W sumie to najbardziej się nadaje.
— A ten drugi gang? Co to za jedni? — zapytałam z ciekawości.
Chciałam dowiedzieć się czegoś na temat porachunków, które od tygodni nocami toczyły się w mieście.
— Nie wiem. — Wzruszył ramionami.
— Może czują, że stary nie daje rady kontrolować wszystkiego i próbują przejąć interes. — Przytaknęłam głową, bo miało to jakiś sens.
Szkoda tylko, że przez to nasze miasto stało się nie do życia i strach było gdziekolwiek wyjść nocą.
— Ja nie chcę w tym siedzieć — powiedziałam rozpaczliwie, a kumpel popatrzył na mnie ze współczuciem.
— Sam, nie chcę nic mówić, ale masz przejebane.
— Wiem. — Przyznałam mu rację. — I dlatego się boję. Nie wiem, co robić. Najchętniej poszłabym na policję, ale boję się konsekwencji.
— Wybij sobie policję z głowy. Kilku gliniarzy jest przekupionych. Nie pomogą ci. Od razu wszystko zamiatają pod dywan, a nawet, jak coś znajdą, to manipulują dowodami albo po prostu je niszczą.
— Świetnie — mruknęłam zrezygnowana, odchylając głowę.
— Rey. — Wypowiedziałam imię kumpla po chwili milczenia.
— Hm?
— Co się ze mną stanie, jak już nie będę potrzebna Ianowi?
— Nie wiem — odparł, patrząc na mnie ze współczuciem.
Wiedział, że nie sprostam zadaniu, które postawił przede mną brunet, a ja całkowicie się z tym zgadzałam.
***
Następnego dnia, po tym, jak tata pojechał w trasę, a mama wyszła do pracy, postanowiłam pomyszkować w ich sypialni. Chociaż w mojej głowie w dalszym ciągu była myśl, że ten klucz został wykradziony z tego domu, to mimo wszystko nadal go szukałam. Gdzieś w środku mnie tliła się nadzieja, że może nie wszystko było stracone i jakimś cudem go odnajdę.
Stwierdziłam więc, że przeszukam sypialnię rodziców. Być może Adam dla niepoznaki schował go właśnie w ich pokoju? Byłam naiwna pod tym względem albo po prostu zdesperowana przez chęć uwolnienia się od Iana.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam dźwięk telefonu w kuchni. Wyszłam z sypialni i spojrzałam na wiszący na ścianie aparat. Zacisnęłam zęby, zastanawiając się, czy podnieść słuchawkę, bo bałam się, że po drugiej stronie znowu usłyszę tajemniczego mężczyznę.
Niepewnie podeszłam do telefonu i gdy chciałam w końcu odebrać, to przestał dzwonić. Poczułam w związku z tym dziwną ulgę. Odwróciłam się z zamiarem powrotu do sypialni rodziców, jednak w tym samym czasie telefon ponowne zadzwonił. Przełknęłam mocno ślinę, po czym podeszłam do urządzenia i podniosłam słuchawkę, którą przyłożyłam do ucha.
— Halo? — odezwałam się niepewnie.
— Cześć, Samantho. — Kolejny raz usłyszałam ten głęboki, męski głos. Zastanawiałam się, czy był prawdziwy, bo czasami miałam wrażenie, jakbym gadała z automatem.
— To znowu ty — powiedziałam z niechęcią.
— Cieszysz się?
— Kim jesteś?
— Kim jestem? — Powtórzył za mną.
— Twoim aniołem stróżem, Samantho — odparł, a ja zaśmiałam się pod nosem.
— Włamałeś się do mojego domu.
— Skąd takie podejrzenia?
— Wiem, że to byłeś ty. Wyciągnąłeś coś spod podłogi.
— Wyciągnąłem? A może wręcz przeciwnie?
— Co? — odezwałam się zdezorientowana.
— Jak tam zajrzysz, to się przekonasz.
— Kim ty jesteś?
— Już mówiłem, twoim aniołem stróżem. Nie musisz się mnie bać. Tylko zacznij mnie słuchać, Samantho. Nie spoufalaj się z Ianem.
— Nie spoufalam się.
— To ciekawe. W takim razie, dlaczego spędziłaś u niego noc?
— Śledzisz mnie?
— Tylko pilnuję.
— To przestań to robić. Nie potrzebuję ochrony w postaci niezrównoważonego psychicznie nieznajomego.
— Ranisz mnie tymi słowami, Samantho.
— Zostaw mnie w spokoju.
— Jak przyjdzie pora, to zostawię cię w spokoju i wtedy będziesz musiała radzić sobie sama. Jeszcze za mną zatęsknisz.
— Co? O czym ty mówisz? — dopytywałam podenerwowana.
— Halo!? — wykrzyknęłam.
— Halo! — Powtórzyłam, ale usłyszałam tylko dźwięk zakończonego połączenia.
— Oszaleję — mruknęłam, odkładając słuchawkę.
Byłam tym wszystkim psychicznie wymęczona. Zarzuciłam przeszukiwanie pokoju rodziców, jednak po chwili zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam. Co, jeśli ten ktoś robił sobie ze mnie żarty? Albo chciał mnie zbić z tropu? Nie miałam pojęcia, co dalej robić. Zacisnęłam usta, po czym przeszłam do pokoju brata i gdy już się w nim znalazłam, przyklęknęłam w narożniku, odchyliłam listwy, po czym uniosłam dywan i podniosłam wyłamane wcześniej deski. Zajrzałam w dziurę, ale niewiele było widać. Bez zastanowienia pociągnęłam deski, przez co ułamałam spory kawałek, który odłożyłam na bok, by włożyć tam dłoń. Otrząsnęłam się, gdy dotknęłam podłoża. Miałam tylko nadzieję, że nic tam się nie zalęgło i nie zacznie wchodzić mi po ręce. Zastygłam w bezruchu, gdy coś wyczułam. Chwyciłam do dłoni jakąś kartkę, którą od razu wyciągnęłam. Zmrużyłam oczy, widząc na niej rząd ośmiu cyfr, które zupełnie nic mi nie mówiły.
20200828
Schowałam kartkę do kieszeni od spodni, posprzątałam po sobie, by następnie przejść na korytarz, gdzie włożyłam buty i wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu ojca, odpaliłam silnik, po czym ruszyłam w stronę starej fabryki, bo chciałam pogadać z Ianem o tym znalezisku. Liczyłam na to, że tam go właśnie znajdę i on będzie wiedział, co to za cyfry.
*
Gdy dojechałam na miejsce, zgasiłam silnik i głęboko westchnęłam, by chwilę później wysiąść z auta. Omiotłam wzrokiem rozległy budynek, w którym chyba nikogo nie było, bo wokół panowała cisza. Samochodu też nie było żadnego, a jednak mimo wszystko postanowiłam zajrzeć do środka. Niepewnie ruszyłam przed siebie, kierując się do głównej bramy, która była uchylona.
— Błagam, miej litość. — Zatrzymałam się, słysząc czyjś roztrzęsiony głos, jednak wiedziona ciekawością, zerknęłam przez szparę i wtedy zobaczyłam klęczącego mężczyznę z zakrwawioną twarzą i związanymi z tyłu rękoma
Krzyknęłam, gdy w tym samym momencie Ian go zastrzelił. Roztrzęsiona zakryłam usta dłonią, wycofując się, ale nie miałam szans na ucieczkę, bo brunet momentalnie znalazł się przy mnie i wciągnął do środka.
— Co ty tu, kurwa, robisz? — zapytał wściekły, przykładając mi pistolet do boku.
Patrzyłam na niego wielkimi oczyma, bo bałam się, że w furii pociągnie za spust i mnie też zastrzeli. Serce biło mi tak szybko, że miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Krew intensywnie była tłoczona w moim organizmie, przez co zrobiło mi się strasznie gorąco. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję.
— Chciałam pogadać. — Wydusiłam z siebie w końcu.
Ian zmrużył oczy, oddychając ciężko, a ja modliłam się w duchu, żeby w końcu opuścił broń. Mój puls na pewno przekroczył setkę.
— Nie rozumiesz, że to nie ty będziesz decydować o tym, kiedy będziemy ze sobą rozmawiać?
Nie powiedziałam nic, bo z nerwów zabrakło mi języka w gębie. Żałowałam, że tu przyjechałam i zobaczyłam to wszystko. Do tej pory Ian był dla mnie facetem, który po prostu biegał z bronią w ręku, a teraz doszło do mnie, że bez wahania pociągał za spust, nawet jak ofiara błagała o litość. Widziałam coś, co zostanie ze mną do końca życia, bo takiego obrazu nie da się ot tak wymazać z pamięci. Ten człowiek, który teraz leżał w kałuży krwi, jeszcze chwilę wcześniej mówił i oddychał.
— Przepraszam. — Wydusiłam z siebie w końcu.
Brunet odepchnął mnie od siebie ze złością, po czym schował broń za pasek od spodni. Patrzył na mnie, mrużąc oczy, by sekundę później uśmiechnąć się chytrze. Przełknęłam ślinę, bo nie podobał mi się jego wyraz twarzy.
— W sumie dobrze, że jesteś. Przyda mi się pomoc — powiedział, unosząc kąciki ust.
— W czym?
— Trzeba pozbyć się zwłok. — Przybrałam kamienny wyraz twarzy, słysząc te słowa.
Że niby ja miałam pomóc mu gdzieś zakopać tego człowieka? Nigdy w życiu.
— Nie — odezwałam się spanikowanym głosem. — Nie chcę w tym uczestniczyć. Nie zmusisz mnie do tego. — Kręciłam nerwowo głową, a brunet patrzył na mnie zmrużonymi oczyma.
— Jesteś pewna? — zapytał, unosząc brew, by następnie pomachać mi pistoletem przed twarzą.
Przeklinałam fakt, że byłam na tyle głupia, żeby przyjechać do fabryki. Mogłam tego nie robić. Ian prędzej, czy później sam by się do mnie odezwał i wtedy mogłam mu powiedzieć o tajemniczych cyfrach. Nie widziałam, co mnie podkusiło, że postąpiłam tak naiwnie, licząc, że brunet może nawet spojrzy na mnie z podziwem, bo te cyfry mogły być przełomem w poszukiwaniach klucza.
— Błagam, nie. — Załkałam.
— Przyjechałam, tylko żeby przekazać ci ważną informację. Uznajmy, że nic nie widziałam. — Wykrzywiłam twarz w grymasie, ale po minie mężczyzny widziałam, że mi nie odpuści.
— Za późno Samantho. Witaj w moim świecie — odparł, puszczając mi oczko, po czym chwycił mnie za ramię i poprowadził w stronę zwłok.
Mój wzrok błądził gdzieś dookoła, byle nie widzieć tego wszystkiego. Tego bezwładnego ciała w kałuży krwi.
— A ty co? Na zaproszenie czekasz? Bierz go. — Spojrzałam na Iana, oczami pełnymi łez.
Nie panowałam nad emocjami i zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli dotknę zwłok, to potem nie będę mogła spojrzeć na swoje odbicie w lustrze.
— Proszę. Nie będę potem mogła z tym żyć. — Kolejny raz pokręciłam głową, patrząc błagalnie na bruneta, ale on był nieugięty.
— Jakoś się nauczysz. Adam potrafił. — Zacisnęłam usta, słysząc imię brata.
W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć w to, że był taki sam, jak Ian. Zawsze stawiałam go sobie za wzór, a tymczasem okazał się zepsutym do szpiku kości przestępcą.
Mężczyzna przeszedł od strony głowy i wziął zmarłego za ręce, a mi kazał chwycić nogi. Podeszłam do trupa, walcząc z nudnościami. Miałam wrażenie, że za chwilę zwymiotuję. Płakałam, nachylając się nad zwłokami, ale nie mogłam się przełamać, żeby je dotknąć drżącymi dłońmi.
— Zero pożytku z ciebie. — Usłyszałam nagle, po czym Ian przepchnął mnie i zaśmiał się szyderczo.
Patrzyłam na niego błagalnie, żeby mi odpuścił. Wiedziałam, że gdybym zrobiła cokolwiek z tym człowiekiem, to nie mogłabym normalnie żyć.
Brunet wyciągnął komórkę, po czym wybrał numer i zadzwonił do kogoś. Rozmowa nie trwała długo. W zasadzie ograniczała się do wydania rozkazu pozbycia się zwłok. Chwilę później schował telefon do kieszeni i patrzył na mnie, mrużąc oczy, a ja odetchnęłam z ulgą, bo to oznaczało, że nie będę musiała uczestniczyć w procederze zbezczeszczenia zwłok.
— O czym chciałaś rozmawiać? — zapytał po chwili.
— Możemy stąd wyjść? Nie chcę tu dłużej przebywać. — Brunet przewrócił oczami, ale potem kiwnął głową w stronę drzwi, a ja nie czekając dłużej, od razu ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia.
Gdy znalazłam się na zewnątrz, wzięłam głęboki oddech, żeby wyciszyć organizm.
Chwilę później wyciągnęłam niewielką karteczkę z kilkoma cyframi i podałam ją Ianowi. Spojrzał na to, po czym przeniósł wzrok na mnie.
— Co to jest? — zapytał, unosząc brew.
— Myślałam, że ty mi powiesz. Znalazłam to pod podłogą w pokoju Adama. Zostawił to człowiek, który się włamał.
— Skąd wiesz, że on to zostawił? — Mężczyzna zmrużył oczy, przyglądając mi się badawczo.
— Sam mi o tym powiedział.
— Znowu dzwonił? — Kiwnęłam głową na to pytanie. — Dowiedziałaś się, kim jest?
— Podobno moim aniołem stróżem — powiedziałam, na co Ian parsknął śmiechem, patrząc na mnie z politowaniem.
— Zapamiętaj, że twoim jedynym aniołem stróżem jestem ja — powiedział, zbliżając się do mnie, a ja, zamiast cofnąć się, chociaż o krok, stałam jak sparaliżowana, czekając na to, co zrobi brunet.
— Nie przypominam sobie, żeby ten ktoś uratował cię przed twoimi adoratorami. Natomiast ja, jak najbardziej. — Patrzył wymownie prosto w moje oczy. Przygryzłam wnętrze policzka, gdy przypomniał ten wstydliwy i poniżajacy dla mnie wieczór.
— Teraz też odpuściłem ci pomoc przy posprzątaniu zwłok — dodał, przekrzywiając głowę.
Świdrował mnie swoim wzrokiem, a ja stałam nieruchomo, nie mrugając nawet. Zastanawiałam się, jak udało mi się oddychać w tamtym momencie.
Wzdrygnęłam się, słysząc ryk silnika samochodowego. Zwróciłam głowę w bok, widząc wjeżdżające na teren fabryki sportowe auto, z którego chwilę później wysiadło dwóch mężczyzn. Od razu ich rozpoznałam, bo to byli ci sami, z którymi Ian wbił na imprezę u Dylana.
— Są chłopaki! — Ucieszył się brunet. Mężczyźni podeszli do nas, przyglądając mi się z uwagą, na co przełknęłam mocniej ślinę.
— Poznajcie się. To Caden i Zion, a to Samantha. — Kumple Iana wyciągnęli dłonie w moim kierunku, ale nie miałam zamiaru się z nimi witać.
— Nieśmiała jest trochę, ale się rozkręci. — Spięłam się, gdy Ian zarzucił swoje ramię na moje barki i przyciągnął do siebie.
— Posprzątajcie trupa, my mamy coś ważnego do załatwienia. — Kiwnął w stronę budynku, na co mężczyźni przytaknęli, a my ruszyliśmy przed siebie.
Próbowałam wydostać się z uścisku bruneta, ale w tym samym momencie on przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
— Lepiej dla ciebie, żeby widzieli nas razem. Teoretycznie nie są pojebani, ale różnie może być, jakbyś natknęła się kiedyś na nich sama. Teraz pokazuję im, że należysz do mnie — odezwał się Ian, a ja w duchu zakwiliłam z bezsilności, że na mojej drodze stanęli kolejni przestępcy.
Pragnęłam wrócić do swojego dawnego życia. Do Dylana i przyjaciół, a tymczasem wpadałam w jeszcze większe bagno.
Gdy zniknęliśmy im z oczu, mężczyzna mnie puścił, po czym nakazał wejście do jego samochodu. Protestowałam, mówiąc, że przyjechałam autem ojca, ale on mnie w ogóle nie słuchał. Stwierdził, że potem podwiezie mnie, żebym mogła zabrać samochód. Po tym, jak zrezygnowana zajęłam miejsce pasażera, odpalił silnik i ruszył w drogę do swojego mieszkania, twierdząc, że tam będziemy mogli na spokojnie pogadać.
Zerknęłam na niego kątem oka, gdy w skupieniu prowadził. Zastanawiałam się nad tym, czy chroniłby mnie tak przed ludźmi ze swojego kręgu, gdybym nie była mu potrzebna. Niby twierdził, że brzydzi się gwałtem, co napawało mnie niewielkim optymizmem, że mimo wszystko pomógłby mi, nawet gdybym była mu obojętna.
Próbowałam zrozumieć w jakimś stopniu jego zachowanie. Z jednej strony z zimną krwią zabijał ludzi, a z drugiej było coś, co nadawało mu odrobię, ludzkich cech. Czy, gdyby wycofał się z gangsterki, byłby dobrym człowiekiem? Mogłam gdybać. Zagryzłam wargę, gdy zaczęłam się zastanawiać, czy był jeszcze do uratowania. Przeklinałam dzień, w którym Ian stanął na mojej drodze, a może tak miało być, bo los chciał, żeby ktoś go zawrócił z drogi, którą obrał? Może nie było dla niego jeszcze za późno na to, żeby się zmienić, i to właśnie ja miałam sprawić, żeby stał się innym człowiekiem?
Przeniosłam wzrok na boczną szybę, zamyślając się tak bardzo, że gdy wróciłam już do rzeczywistości, Ian zatrzymał samochód nad jeziorem w Bradville.
*************************************
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro