24. Ostatni puzzel układanki
Kibitsuji Muzan przyjął Sakurę do swojego domu niczym własną, przybraną córkę. Dał jej czyste ubranie, zapewnił bieżącą, ciepłą wodę i jedzenie. Jedynym warunkiem była opieka nad jego oczkiem w głowie - małą dziewczynką z warkoczami.
Sakura doskonale dogadywała się z małą, były dla siebie niczym siostry. Nastolatka odzyskała swój sens życia. I nawet jeśli wciąż pamiętała o swoim rodzeństwie z sierocińca, jej świat przepełniała ta mała dziewczynka.
***
- Pamiętasz jej imię? - rozległ się w głowie Sakury głos Muzana.
- Tak... - odpowiedziała... - Teraz tak. Jak mogłabym... Zapomnieć..?
***
- Annie! - krzyknęła Sakura. - Annie, gdzie jesteś?!
Bawiła się z dziewczynką w chowanego, jednak nigdzie nie mogła jej znaleźć.
- Annie!
- Ach, Sakura, tutaj jesteś - zaczepiła ją matka dziewczynki. - Mój mąż zostawił to za sobą. - Pokazała jakiś dokument. - Martwię się, że to może być coś ważnego. Mogłabyś proszę za nim pobiec i mu to oddać? Jestem pewna, że go jeszcze dogonisz.
- Bardzo przepraszam, proszę pani, ale bawię się z Annie w chowanego. Nie chcę, by pomyślała, że ją zostawiam i już się nie bawię. Albo co gorsza, co jakby jej się coś stało...?
- O to nie musisz się martwić. Doskonale wiem, gdzie się ukryła - mrugnęła do niej lekko, po czym krzyknęła. - Annie, mama i Sakura zamienią się na chwilę rolami i to mama cię poszuka!
W odpowiedzi usłyszały cichy, dziecięcy śmiech i "Dobrze!".
Nastolatka przyjęła papier od kobiety.
- Dziękuję. Jesteś niezastąpiona, Sakura. Ach, i proszę. Mów do mnie "mamo", a nie "pani" - uśmiechnęła się szczerze.
- D-Dobrze, m... Mamo. - Czarnowłosa mocno zarumieniła się na te słowa. To był pierwszy raz, kiedy je wypowiedziała do kogoś.
- Ach, jestem pewna, że Muzan także byłby zachwycony, jakbyś mówiła do niego "tato".
- Dobrze. Dziękuję, mamo.
A następnie wyszła.
***
- Jakby inaczej się to potoczyło, mógłbym być dla ciebie ojcem. Wyobrażasz sobie nazywać mnie "tatą", co, Sakura?
- Tatą..?
***
Sakura dostrzegła znajomy, biały kapelusz. Mężczyzna wchodził w jeden z przybocznych zaułków.
Nie pamiętam za wiele. Zupełnie jakby ktoś zasłał moje wspomnienia gęstą mgłą. Było to w ciemnej uliczce.
- Panie Kibutsuji - krzyknęła, jednak ten nie usłyszał. Zaczęła biec za nim.
***
- Gdyby nie ten papier, albo gdybym wtedy cię usłyszał, byłabyś teraz cała i zdrowa, prawda? Można powiedzieć, że albo jesteś najbardziej pechową dziewczyną na ziemi, albo los po prostu cię nienawidzi... Biedne dziecko.
- Nienawidzi..?
- Najpierw twoi rodzice giną w wypadku, potem trafiasz do sierocińca, gdzie musisz opiekować się garstką dzieci i na siłę się głodzić, by one miały co jeść. A potem... Dzieje się to.
***
Bezwładnie opadające ciało.
Zabił.
Z jakąś bliżej nieokreśloną zarazą na czole.
Zabił kogoś.
Nie przypominał już człowieka w żadnym sposób. Był najprawdziwszym demonem.
Zabił ludzką istotę.
- Panie... Kibutsuji? - szepnęła przerażona.
Pamiętam, że o czymś z nim rozmawiałam. Zupełnie... Jakbyśmy się znali.
- Sakura... Nie chciałem, byś kiedykolwiek zobaczyła mnie w takim stanie... Co tutaj robisz..?
- M-Mama z-znalazła k-k-kartkę. Ch-Chciała, bym... Bym ją przekazała.
Na dowód swoich słów, dziewczyna pokazała świstek.
- "Mama"? Ojoj, jak uroczo. Pozwoliła ci nazywać siebie mamą...
- T-Tak...
- Powiedz mi, Sakura... Jesteś grzeczną dziewczynką, prawda..? - zaczął powoli do niej podchodzić, by następnie chwycić za jej szyję, lekko ją podduszając. - Nie powiedziałbyś mojej żonie i Annie kim jestem, prawda..? Nie chciałbym im niczego zrobić przez taki... Incydent. Wbrew pozorom, naprawdę je kocham.
- N-Nie!
Po chwili demon przygwoździł dziewczynę pod betonową ścianę i szepnął jej na ucho:
- Nawet, jeśli powiedziałbym ci, że to ja jestem odpowiedzialny za śmierć twojej rodziny..?
- C-Co...?!
- To ja zamieniłem tę staruchę w demona. I to ja następnie pozwoliłem jej zabić wszystkie dzieci, by się nimi pożywiła. I to ja zabiłem ją wtedy na drodze, za twoimi plecami.
- Ty... Nie... Dlaczego..?
Jego ręka powędrowała z szyi dziewczyny na jej brodę. Delikatnie ją ścisnął, by następnie podnieść ją do góry. Chciał, by brunetka patrzyła wprost na niego.
- Ponieważ chciałem, byś była opiekunką do Annie, nie pamiętasz?
- Zabiłeś wszystkie te dzieci tylko dlatego?! Jesteś okropny! Jesteś... P-Potworem!
- Och... Doprawdy..? Czyli rozumiem, że nie dochowasz mojego sekretu..?
- N-Nie... Ja...
Mężczyzna odsunął się od niej o krok, po czym wysunął swój palec, którym dopiero co zabił człowieka.
W pewnym momencie coś... Coś się stało. Wkurzył się... Nie, jego twarz na to nie wskazywała. Ale nie zmienia to faktu, że mnie zaatakował.
- Tato, proszę! - krzyknęła, po czym automatycznie, w geście obronnym, zasłoniła się rękami.
Zdążyłam podnieść lewą rękę, dzięki czemu jego ostre pazury wbiły się właśnie w nią.
Pazur trafił w jej lewą dłoń. Dziewczyna niemal od razu padła na ziemię.
***
- Ach, racja... Nazwałaś mnie tatą... Myślałaś, że cię to odratuje? Biedne, naiwne dziecko...
***
Ból, jaki mi przy tym towarzyszył, czuję niemal do teraz. Czułam jak moja, dotąd ludzka krew, miesza się z tą demona. Nie mogłam oddychać, próbowałam wciągać powietrze w płuca.
Sakura zaczęła ciężej oddychać. Czuła, że umiera. Czuła, że to jej ostatnie minuty, zanim wyzionie ducha.
Nie chcę umierać. Boję się. Naprawdę się boję. Dlaczego ja? Dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego?
Nastolatka chwyciła się za szyję, zupełnie jakby myślała, że pomoże jej to w odzyskaniu oddechu. Wiła się niczym jakiś robak, pod czujnym okiem demona.
Wiłam się na ziemi, a on... Patrzył. Patrzył na wszystko. Jego twarz pozostawała niezmienna. Kamienna. Zupełnie jakby uważnie oceniał każdy mój ruch.
Oddychała ciężko, a czuła się tak, jakby traciła dech, jakby się dusiła. Jej wzrok powoli tracił swoje zdolności i zachodził czernią, mającą pomiędzy sobą kolorowe, rozmyte plamki.
Wszystko staje się czarne. Umieram? Nie chcę! Nie w ten sposób! Boli, boli. Tak strasznie mnie wszystko boli. Nie mogę oddychać. Moje serce chce wyrwać się z piersi.
Czuła, jak przez jej zranioną rękę przechodzi trucizna. Była pewna, że kończyna zaraz wybuchnie przez zatruty przepływ krwi.
Czuję jak moja krew miesza się z cudzą. Nie chcę. Nie mogę na to pozwolić. Walcz z tym. Walcz, walcz, walcz, walcz, walcz!
Trucizna powoli zaczęła przepływać coraz wyżej, aż do lewego oka. Dzięki temu, odzyskała na chwilę wzrok, który stał się znacznie lepszy niż wcześniej. Spojrzała na swojego oprawcę, który nieprzerwanie obserwował ją w milczeniu. Zupełnie, jakby przeprowadzał jakieś doświadczenie, które miało mu coś udowodnić. W związku z tym... Sakura była jedynie szczurem laboratoryjnym.
- Nie... Poddam... Się...! - wypowiedziała ledwo.
Kiedy poczułam zmiany na mojej lewej stronie ciała, wciąż patrząc w oczy Muzana, uznałam, że nie mogę zostać kimś takim jak on. Nie chciałam krzywdzić ludzi. Dlatego, ostatkiem sił walczyłam. Ze samą sobą. Pokrzepiałam moją krew i wszelkie komórki, by ta... Zaraza dalej się nie dostała. Skupiłam się na zainfekowanej już części ciała. To właśnie na nią przelała się cała klątwa Muzana.
Mężczyzna był zaskoczony tym, co osiągnęła dziewczyna. Jako pierwszy demon w całej historii dokonała takiego zajścia - zatrzymała truciznę Muzana jedynie w zainfekowanej już części ciała.
- Interesujące - stwierdził nagle. - Jeśli to przeżyjesz, będziesz idealnym królikiem doświadczalnym... Tak... Tak! Dzięki tobie będę w stanie tego dokonać! - mężczyzna podniecił się swoim odkryciem. - Możesz być moją odpowiedzią na pokonanie słońca, Sakura.
- Słońca..? - powtórzyła.
- Nie zamartwiaj tym swojej ślicznej główki, Sakura. Ach... Ale nie mogę pozwolić, by żona i córka zobaczyły cię w takim stanie... - Spojrzał na jej ciemną rękę i demoniczne oko. - Puszczę cię wolno, ale zapomnisz o wszystkim, a ja... Będę obserwował każdy twój ruch.
Odchodzi. Zostawia mnie. Konającą na ziemi. Potwór. Nieczłowiek. DEMON.
***
Tanjiro, wyczuwając emocje, jakie targały dziewczyną, zaczął płakać.
- Sakura... - szepnął. - Będzie dobrze. Jesteśmy przy tobie. Nie jesteś sama.
Wtem kolejny miecz został wbity, tym razem bezpośrednio w lewe ramię Muzana, który wciąż leżał pod Sakurą, z wbitym mieczem Tanjiro, który dzielnie trzymał rękojeść ostrza i owinięty wężami Iguro.
O ramię Sakury oparł się Giyuu, z wciąż wbitym palcem dziewczyny.
- Głupia, nie powinnaś poświęcać tak swoich palców...
- Giyuu-senpai...
- SAKURA, NIE MYŚL, ŻE TYLKO TY GO PRZYTRZYMASZ, JA TEŻ... JA TEŻ POMOGĘ! - krzyknął zapłakany Inosuke, po czym wbił swój miecz w głowę Muzana i oparł się maską o czoło Sakury.
- Inosuke...
- Sakuraaa! - krzyknął Zenitsu, który dobiegł jako ostatni, cały zapłakany, zresztą jak reszta.
Blondyn z kolei chwycił za prawą rękę dziewczyny, wbijając swoje ostrze w lewe ramię demona.
- Zenitsu-kun...
Powoli zaczęli dołączać także pozostali, ledwo trzymający się na nogach.
Himejima swoimi łańcuchami przytrzymał lewą nogę Muzana. Kanroji w szale wycelowała batem w prawą. Sanemi użył Oddechu Wiatru, by jeszcze bardziej przygwoździć Muzana w ziemię.
Nie rozumiem...! - król demonów był zfrustrowany. - Żyję od tysięcy lat...! Powinienem być tysiąckrotnie silniejszy od nich wszystkich, razem wziętych! A jednak...! Ta dziewczyna. Sakura... Nie... To nie może być to...! Nie byłaby w stanie wykrzesać takiej mocy z jednej setnej, może nawet tysięcznej mnie. Nie... To musi być coś innego... Coś... Tamayo, ty szmato, co żeś zrobiła?!
Ja...? - odpowiedziała kobieta, która wciąż w jakiejś części się w nim znajdowała, przez wzgląd na fakt, że ją wchłonął.
To przez to twoje antidotum, które miało mnie zmienić w człowieka, prawda?!
Owszem, miało... Ale ma jeszcze jedno zastosowanie... O którym ci nie powiem.
Ty suko! - Muzan zaczął panikować. - Wystarczy, że przeczytam odpowiednie wspomnienia tych, którzy zostali wchłonięci.
***
We wspomnieniach ukazała się Shinobu, która pracowała razem z Iguro nad antidotum, które opracowała Tamayo.
Wtem, kobieta wypowiedziała słowa, których król demonów nigdy by się nie spodziewał:
- Wedle słów Tamayo-san, efektem, jaki osiągnęła w drugiej fiolce, jest starzenie się Muzana z każdą minutą o pięćdziesiąt lat. To powinno osłabić jego siły, wraz z tym, że będą to ludzkie lata, więc ludzka, znacznie słabsza od demonów siła.
***
Słońce zaczęło powoli wschodzić. Sakura, gdy tylko to dostrzegła, krzyknęła:
- Odsłońcie Muzana!
- Sakura, ale wtedy ty też... - próbował powiedzieć Tanjiro.
- Nie martwcie się mną. Będę trzymać go do końca. Jeśli będzie trzeba... Spalę się razem z nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro