15. Nowi towarzysze
[NA KOŃCU SPECJALNY BONUS, ODE MNIE DLA WAS, CZYTELNIKÓW ^.^ Najpierw jednak radzę przeczytać rozdział ;3]
Zawiązała czarne włosy z charakterystycznym, czerwonym przejściem przy ich końcach w mocną, wysoką kitkę, zgodnie z nauką Giyuu, by fryzura nie rozwaliła jej się w trakcie walki. Na lewe oko zaś założyła białą opaskę, która zasłaniała cały policzek. Jej kimono było niezdatne do użytku, gdyż rozerwało się wraz z przyrostem ręki (która w stanie aktualnym była "normalna", różniąc się od zwykłego ramienia jedynie faktem, iż była cała nienaturalnie brązowo-czarna, z fioletowym akcentem), podobnie jak i czarna narzuta. Dlatego też dostała od Urokodakiego nowy strój. Konkretniej uniform Zabójcy Demonów, który był podobny do tego, który nosił chociażby Tanjiro, bądź Zenitsu. Jedynie w znacznie mniejszym rozmiarze, by dziewczyna się w nim nie utopiła. Mimo to, wciąż musiał on być związany na brzuchu białą wstęgą. Dodatkowo, w porównaniu do innych, damskich strojów, posiadał on krótkie spodenki, które ledwie sięgały kolan dziewczyny.
- Niestety, to jedyne, co byłem w stanie dla ciebie znaleźć... - stwierdził zmieszany Urokodaki, gdyż zdawał sobie sprawę z faktu, że dziewczyny w jej wieku wolą spódniczki.
- Podoba mi się - stwierdziła szczerze Sakura, spoglądając na swój strój. - Jest wygodne i praktyczne.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod maską. Po chwili podszedł do Sakury i pogłaskał ją po głowie.
- Uważaj na siebie - powiedział, zabierając rękę.
- Mhm! - mruknęła jedynie, po czym już miała wychodzić. Zatrzymał ją jednak Giyuu.
Czarnowłosy trzymał w dłoniach białą narzutę z ręcznie namalowanymi, różowymi płatkami Sakury.
- Od dzisiaj jesteś oficjalną Zabójczynią Demonów, Ando Sakura.
Dziewczyna pozwoliła mężczyźnie założyć sobie narzutę.
- Dziękuję - powiedziała, ściskając lekko materiał. Pachniał Glicynią. - Ubuyashiki-san... - szepnęła, przypominając sobie obraz mężczyzny, który zapisał się u niej na stałe jako jej przybrany ojciec, którego nigdy nie miała.
- Jesteś pewna, że sobie poradzisz? - spytał Urokodaki, z widoczną troską. - Giyuu nie będzie mógł z tobą pójść, gdyż wszystkie Filary będą trenować resztę Zabójców. Może do nich dołączysz?
- M-mm - zaprzeczyła Sakura, kręcąc lekko głową. - Nawet jeśli tęsknię za Tanjiro, Inosuke, Zenitsu i Nezuko... To jednak potrzebuję chwili dla siebie. Teraz, gdy Kiseichū może ze mną rozmawiać, chcę lepiej go poznać.
- Zdajesz sobie sprawę, że mówisz o pasożycie, prawda? - spytał Giyuu, spoglądając z odrazą na lewą rękę Sakury, która niemal kosztowała ją stracenie najcenniejszej rzeczy, jaką jest życie.
- Bardzo pożytecznym pasożycie - poprawiła go dziewczyna, po czym założyła nową, białą rękawiczkę. Tym razem jej nie wiązała (dzięki temu tasiemkę mogła wykorzystać do związania włosów), jak i nie użyła ekstraktu z Glicynii.
Nagle Giyuu podszedł do dziewczyny bliżej. Atmosfera zrobiła się niespodziewanie niezręczna, zwłaszcza że odczytanie intencji mężczyzny było trudne. W końcu jednak wyciągnął przed siebie rękę, nad głowę Sakury i poklepał ją lekko parę razy.
- Nie zgiń - powiedział krótko, po czym zaczął odchodzić w swoją stronę.
- Dziękuję, że mnie pan uratował, nawet mimo trudnej decyzji! - krzyknęła za nim dziewczyna.
- Nic nie zrobiłem... - mruknął mężczyzna, zatrzymując się na chwilę, drapiąc się przy tym pod nosem z lekkim, wręcz niezauważalnym rumieńcem, który wkradł się na jego twarz mimo woli.
Sakura przytuliła Urokodakiego, który zaraz po tym wręczył jej na pożegnanie białą maskę kitsune z charakterystycznymi malunkami różowego kwiatu Sakury na lewym policzku i fioletowych płatków Glicynii na prawym; jako dowód, że ukończyła jego naukę. Następnie odeszła w przeciwną stronę, w którą poszedł Giyuu, machając przy tym na pożegnanie.
***
- To gdzie teraz? - spytała Sakura.
Musiało wyglądać to komicznie. Samotnie przemierzająca dziewczyna, która mówi do siebie, zadając sobie samej pytania.
Nie wiem. Ty nas prowadzisz - odparł Kiseichū.
- Hm... Zabójcy demonów mają kruki... albo wróbelki, które ich prowadzą... Ale jakby się tak nad tym zastanowić, to Inosuke nie ma żadnego kompana...
Przez trzy lata przemierzaliśmy jedynie we dwoje, bez żadnych wskazówek. Parliśmy przed siebie, jak nas droga prowadziła. Jaka różnica będzie teraz?
- Teraz... Teraz jestem Zabójczynią Demonów. Muszę więc podążać za demonami, by chronić ludzi. Nie mogę ich zostawić na pastwę losu, robiąc sobie przy tym piesze wycieczki. Po za tym, musimy dalej razem trenować.
Ze mną trenować będziesz mogła jedynie w nocy.
- Wiem. Dlatego odsypiać będę w dzień. Tym razem cię nie zaniedbam. Jednak nawet jeśli zdarzy nam się spotkać demona w dzień, w jakiejś zamkniętej przestrzeni, wciąż mam przy sobie prezent od Urokodakiego-sana. - Odruchowo chwyciła za pochwę, w której schowany był krwistoczerwony nóż.
***
Nadeszła noc, w trakcie której Sakura wspięła się na wysokie drzewo, by stamtąd mieć lepszy widok na całe otoczenie.
Jest całkiem cicho... Może tej nocy nie znajdziemy żadnego demona?
- Jak mówisz, to na pewno nie jest cicho - prychnęła dziewczyna.
Demon jednak miał rację. Cisza, jaka ich otaczała była niesamowicie błoga. Jedynie noce zwierzęta, typu chociażby świerszcze, odzywały się, dając tym samym znak, że kryją się w krzakach i na pniach.
- Może to i lepiej... Demony sprowadzają rozpacz i cierpienie na ludzi... Bez nich... Jest spokojnie.
Sprowadzam na ciebie rozpacz i cierpienie?
- Prawie mnie zabiłeś.
Demon nie odezwał się.
Sakura zaś zaczęła powoli przysypiać. Te wszystkie dźwięki, jakie wokół niej panowały, były na tyle uspokajające, że zdążyła zapomnieć o tym, dlaczego nosi w sakiewce nóż.
Nagle jednak zbudził ją głośny trzask łamanych gałęzi i przedzierania się przez liście.
Sakura spojrzała w dół. Nagle jednak wleciała prosto w nią sowa, która widocznie przed czymś uciekała.
- Demon! Demon! - krzyknęła sowa, z bardzo charakterystycznym pohukiwaniem pomiędzy słowami.
- Demon..? - powtórzyła dziewczyna.
Czarnowłosa złapała sowę pod prawą pachę, po czym zeskoczyła z drzewa. Po lesie rozległo się jedynie echo spowodowane upadkiem dziewczyny.
Było cicho... Za cicho.
Wtem Zabójczyni odskoczyła, zaraz przed tym jak demon świsnął pazurami zaraz koło niej.
Przypominał pająka. Przynajmniej z budowy ciała. Miał osiem rąk, na których się poruszał. Nogi zaś były widocznie wyrwane. Łysa głowa, na której jednak widać było gdzieniegdzie siwe włoski; była odwrócona o 180 stopni. Oczy mężczyzny jednak były nienaturalnie zwrócone w górę (od strony obserwatora - w dół), zupełnie jakby miały się zaraz wywrócić na drugą stronę.
Sakura zdjęła rękawiczkę zębami, gotowa do walki. Nie była w stanie jednak wyciągnąć noża, gdyż wciąż trzymała przerażoną sowę.
Demon wyciągnął długi język, wyglądem przypominający ten u jaszczurek, po czym oblizał jedną gałkę oczną, szeroko się uśmiechając.
- Kolejna rączka - powiedział po chwili.
Dopiero wtedy Sakura dostrzegła, że wszystkie ręce mężczyzny były inne. Jedna była rosłego mężczyzny, druga drobnej kobiety, trzecia staruszki, czwarta... Dziecięca.
Nie zdążyła się przyjrzeć reszcie, gdyż pająk skoczył na nią. Zamachnęła się więc ręką, która przecięła twarz mężczyzny.
Demon odskoczył, sycząc z bólu.
- Serce! Serce! Wyrwij! Demon! Martwy! - stwierdziła nagle sowa. - Pozbądź! Rąk!
Pozbyć się rąk, po czym wyrwać serce, by demon był martwy...
Zrozumiała przekaz ptaka. Po chwili skoczyła w górę, całą swoją siłę kierując w międzyczasie w lewą rękę, którą następnie przymiażdżyła jedną z rąk demona, skutecznie ją odrywając.
Jeszcze siedem... Nauki Urokodakiego-senseia z walką jedynie jedną ręką przyszły z pomocą w nieoczekiwanym momencie...
Następnie wykonała kilka przewrotów w tył, by oddalić się od demona.
Ręka na szczęście nie odrastała. Walka była przechylona na korzyść Sakury.
- Puść! Druga! Ręka! Przydatna! Demon! Martwy! Szybciej!
Sakura jednak nie chciała, by demon nagle zainteresował się sową, którą ewidentnie wcześniej ganiał, by zjeść. Zamiast tego, przycisnęła do siebie ptaka.
- Poradzę sobie z jedną ręką. Według nauk Urokodakiego-senseia! - I skoczyła w górę.
***
Demon padł nieruchomo na ziemię, zaraz po tym jak Sakura wyrwała mu ostatnią rękę.
- Przepraszam. Zakończę twe cierpienie najszybciej, jak tylko mogę... - stwierdziła, przybliżając rękę do klatki piersiowej mężczyzny.
- Demon zabijający demona? Hahaha! - zaczął się śmiać, swoim ochrypiałym, starczym głosem. - Ciebie też zmienił! Haha! Jesteśmy tacy sami! Hahaha!
Sakura nie chciała go dłużej słuchać. Wbiła się demoniczną ręką w jego klatkę, po czym wyrwała ze środka serce. Nagle, wbrew jej woli, ręka zacisnęła się na nim, wsysając krew z jego środka.
- Kiseichū?! Kiseichū, przestań! Co robisz?!
Nie chcę sprowadzać na ciebie zguby i cię wykorzystywać. Dzięki krwi innych demonów będę silniejszy.
- Ale to też kiedyś był człowiek!
Kiedyś... To czas przeszły. My żyjemy w teraźniejszości, siostrzyczko.
Wtem Sakura doznała wizji z życia starca.
***
- Ty stary pryku! Nic, tylko siedzisz i się buczysz! - krzyknęła starsza kobieta do mężczyzny, który wyglądem przypominał demona-pająka, z którym walczyła Sakura.
Starzec nie odpowiedział. Jego kąciki ust nawet nie drgnęły ze swojego dolnego położenia, w którym widocznie musiały być często, gdyż zmarszczki były wyraźnie zaznaczone wokół nich.
- Ruszyłbyś się wreszcie! Wstyd całej wiosce przynosisz! - burknęła staruszka, po czym oddaliła się od mężczyzny na pole, by zbierać ryż.
On zaś swój wzrok wbity miał w jakiś oddalony punkt. Nie miał jak pomóc. Był kaleką. Nie posiadał nóg, gdyż zostały one odcięte przez jednego z wrogów kataną, jak i jego ręce niezdatne były do użytku, z powodu nawarstwionych, nieleczonych chorób (w tym i braku higieny) i starości. Jeszcze za czasów wojny był szanowanym wojownikiem, jednak w czasach, gdy ludziom brakowało jedzenia, był bezużytecznym śmieciem.
Starucha była jego żoną. Kiedyś piękna, szczupła i powabna, zamieniła się w starą, grubą i zrzędliwą krowę - przynajmniej tak w myślach ją opisywał starzec. Nie odważyłby się jednak wypowiedzieć tych słów na głos.
Przypominając sobie czasy swojej młodości, mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął się śmiać, ukazując tym samym swoje wybrakowane dziąsła. Z jego oczu zaczęły zaś płynąć łzy.
- Potężny wojownik, aktualnie zalewający się łzami przez swój tragiczny los... Nie chciałbyś zemścić się na tych, którzy cię nie szanują?
Staruch spojrzał na mężczyznę, który do niego podszedł. Nie znał go, zaś słowa, jakie do niego wypowiadał były śmieszne, mimo to, odparł bez chwili zastanowienia:
- Chciałbym.
Czarnowłosy przybysz uśmiechnął się pod nosem, po czym wbił pazur w klatkę piersiową mężczyzny.
***
Sakura zaczęła wrzeszczeć z bólu, przewalając się na ziemię, ściskając przy tym materiał na swojej klatce piersiowej.
To cię wzmocni, siostrzyczko.
-----------
Narysowane bardzo niepoprawnie (rysowane w jakieś pół godziny), oczywiście w stylu Kimetsu. Jednak byłam na tyle leniwa, by nie pocieniować. Chciałam jednak przedstawić mniej więcej swoją wizję Sakury po drastycznej zmianie. Tym razem rysowane na tablecie, a nie palcem na telefonie (tak jak zrobiłam okładkę) xD
Czyli... W sumie sama sobie narysowałam fanarta. That's sad...
Also, nie chciało mi się rysować maski. Dlatego na obrazku jej nie ma.
No i zapomniałam o białej wstędze xD
Ogl sowa miała być kurą, ale o tym zapomniałam i myślałam, czy jednak nie zmienić i nawet spytałam się na tablicy, ale tylko jedna osoba odpowiedziała z "sowa". Więc została sową.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro