Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Antidotum

Tomioka pędził przez las z antybiotykiem, który przygotowała Tamayo i wyciągiem z glicynii, który został podarowany przez rodzinę Ubuyashikich.

Musiał być jednocześnie szybki, jak i na tyle uważny, by nie rozbić fiolek. Mógł dobrze biec na daremno. W końcu Sakura do tego czasu mogła umrzeć. Mimo to, chciał wierzyć, że dziewczyna nie poddała się tak łatwo klątwie.

Jeszcze trochę... Nie pozwolę, by skończyła tak jak Sabito! - czarnowłosy przyspieszył bieg.

***

- Mam nadzieję, że dzieci polubią jabłka - stwierdziła sama do siebie Sakura, niosąc w rękach dokładni dziesięć jabłek, które udało jej się kupić na nocnym jarmarku w dosyć przystępnej cenie.

Szczęśliwa, podśpiewywała w drodze powrotnej pod nosem melodię, którą dzieci śpiewały w sierocińcu w trakcie różnych prac domowych, jak i zabaw.

- Tsuyoku nareru riyuu wo shitta... - Jej głos nie był do końca czysty, gdyż chrypa przez odwodnienie i suche usta wdawały się we znaki. Mimo to, nie był też brzydki. Podczas śpiewania, lekko się uśmiechała.

Śpiewała spokojnie, niemal bez uczuć. Słowa po prostu wydobywały się z jej gardła.

Wreszcie jednak dotarła do sierocińca, dalej śpiewając. Drzwi były, o dziwo, otwarte. Wspomogła się więc tylko nogą.

- Boku wo tsurete susu... - Sakura wypuściła z rąk wszystkie jabłka, które zatoczyły się po podłodze, brudząc tym samym we krwi.

Czternaście zmasakrowanych, dziecięcych ciał, z czego jedno znajdowało się bezpośrednio w paszczy starszej opiekunki, która jednak nie przypominała tej samej osoby, którą znała Sakura. Była zdziczałym demonem.

- Satõ-san..? - Sakura zaczęła się instynktownie cofać, wciąż patrząc na swoją opiekunkę, która przecież dała tym wszystkim dzieciom dom.

***

Drzwi od chatki gwałtownie się otworzyły, ukazując dyszącego ze zmęczenia Giyuu, który na szczęście dotarł na czas. Sakura wciąż żyła, dzięki opiece Urokodakiego i swojej silnej woli.

- Tomioka! - krzyknął mężczyzna w masce, gwałtownie wstając.

Czarnowłosy wszedł do środka i pokazał Urokodakiemu dwie fiolki. Jedną z zielonym płynem, zaś drugą z fioletowym.

- Anti... dotum i gli... cynia - powiedział z trudem mężczyzna, uspokająjąc swój oddech.

- Świetnie się spisałeś - uznał Urokodaki, po czym przyjął fiolki od Tomioki.

***

- Jesteś taką grzeczną i uczynną dziewczynką, Sakura... Zawsze mi pomagasz, mimo że to ja powinnam się zajmować tobą.

- To nic takiego, Satõ-san. Przygarnęła mnie pani, gdy moi rodzice pożegnali się ze światem w wypadku.

Starsza kobieta rozczesywała krótkie włosy dziewczynki, które ledwo wychodziły za uszy. Sakura lubiła je takiej długości, gdyż wtedy nie przeszkadzały jej w pracy.

Jej rodzice byli skromnymi kupcami, przemirzającymi Japonię swoim drewnianym powozem z koniem - klaczą, która miała już swoje lata, jednak nie stać ich było na nic więcej. Prowadzili szczęśliwe, spokojnie życie. Do czasu wypadku, w którym Sakura została sama. Policja stwierdziła, że powóz zaatakowało dzikie zwierzę, które zapolowało na starą klacz. Jednak tylko nieliczni, zwani "zabójcami demonów", znali prawdę...

***

Urokodaki już miał wlać zawartość fiolek do ust dziewczyny, jednak Giyuu powstrzymał go w ostatniej chwili, przechylając butelki.

- Antidotum musi być ciepłe - wyjaśnił, mimo to, wciąż dysząc. - Próbowałem w drodze tutaj ocieplić je dłońmi, jednak nawet to na nic się nie zdało...

Urokodaki chwycił mocniej w dłoni fiolkę z zielonym płynem. Była lodowata, z powodu zimnego, nocnego wiatru na zewnątrz.

- Jest jeden sposób, by je ocieplić... - zaczął starszy z mężczyzn. - Osobiście nie jestem w stanie tego zrobić, gdyż domyślam się, że Sakurze się to nie spodoba.

- Zrobię wszystko, by ją uratować.

***

Sakura zaczęła uciekać czym prędzej, lecz demon ruszył za nią. Na jej nieszczęście, była noc. Nie miała szans na przetrwanie. Jej wiotkie, ledwo poruszające się ciało, kontra szybki, rozszalały demon - walka nie do wygrania ze strony człowieka.

Nagle jednak dziewczyna wpadła na kogoś. Po budowie ciała poznała, że to mężczyzna.

- Szybko, musi pan uciekać, demon..!

- Demon..? - poznała ten głos.

- Panie Kibutsu... Ach, musimy czym prędzej uciekać, zanim ten demon nas dopadnie! Niech chociaż ratuje się pan, dla swojej córki i żony!

- Sakura... - Mężczyzna uklęknął przed dziewczyną. - Nie ma żadnego zagrożenia, widzisz? - Przejechał swoją dłonią po jej policzku, by ją uspokoić.

Dziewczyna, ciężko oddychając, powoli odwróciła się za siebie, by zobaczyć, że na drodze leży zmasakrowane ciało opiekunki.

Czarnowłosej zebrało się na wymioty. Jej pusty żołądek jednak jej na to nie pozwolił.

Po chwili mężczyzna ujął twarz Sakury w obie ręce, zmuszając ją tym samym, by ponownie spojrzała na niego.

- Biedne dziecko... Musiałaś sporo przejść... Pozwól, że ci pomogę. Mam nadzieję, że nie zraziłaś się do roli opiekunki...

***

Giyuu wlał zawartość antidotum do swoich ust. Nie połkął jednak ani kropli. Trzymał płyn w swoich ustach przez następne dziesięć sekund, by następnie pochylić się nad cierpiącą Sakurą. Spojrzał jeszcze raz na Urokodakiego, który jednak zwrócony był w inną stronę, by Giyuu nie czuł się zbyt przytłoczony zaistniałą sytuacją.

Wreszcie jednak złączył swoje usta z tymi dziewczyny, by przekazać jej antidotum, co do ostatniej kropelki, masując przy tym jej gardło, by połknęła. Kiedy skończył, odsunął się od niej bez słowa, wycierając rękawem usta.

Po chwili, Urokodaki odwrócił się z powrotem, by wylać na rękę Sakury ekstrakt z glicynii.

Dziewczyna jednak się nie ruszała. Jej oddech był płytki, wręcz ledwie wyczuwalny. Urokodaki po chwili chwycił za lewą rękę dziewczyny, lekko ją ściskając.

Dasz radę, Sakura...

--------------
Uznałam, że pierdole i lecę po swojemu. Jeśli mi pasuje do dramatyzmu sceny, by Giyuu pokazał, że mu zależy mimo wszystko na tym, by Sakura nie zginęła, to pokaże. (Po za tym ostatnio dużo czytam komiksów, w których rozwalane są moje shipy. Poczujcie mój ból ;-; )

Bonusy:


Tłumaczenie: Patrz, gdyż oto nadchodzi moc moich przyjaciół!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro