12. Puzzle wspomnień
- Siostrzyczko, dlaczego nie jesz z nami?
- Nie jestem głodna - dziewczyna lekko się uśmiechnęła. - Dalej, jedzcie do syta, musicie być wszyscy duzi i silni!
- Ale mówisz już tak trzeci dzień...
- Nie przejmujcie się siostrzyczką, zwłaszcza kiedy mówię, że wszystko jest w porządku, dobrze? - uśmiech dziewczyny nie znikał z jej mizernej, chudej, bladej niczym ściana twarzy.
Czternaście dzieci spojrzało ponownie na chleb, który przyniosła im ich przybrana, starsza siostra. Każdemu burczało w brzuchu. W końcu więc jeden z chłopców sięgnął po chleb i oderwał dla siebie mały kawałek. Reszta poszła za jego przykładem, aż w końcu nic nie zostało.
Sierociniec w którym dorastały dzieci, nie był najbogatszy - wręcz przeciwnie. Wiało biedą i ubóstwem, zwłaszcza zważając na to, że opiekunka sierocińca była na tyle stara i schorowana, że praktycznie nie mogła ruszać się z łóżka.
Wszystkim więc zajmowała się Sakura - najstarsza z dzieci, mimo że miała jedynie jedenaście lat. Przybranym rodzeństwem opiekowała się od dziewiątego roku życia, zaraz po tym, gdy ówcześnie najstarszy z chłopców został złapany za kradzież i zamknięty w więzieniu.
Nigdy nie kradła dla rodzeństwa, mimo że prawdopodobnie byłoby to znacznie bardziej opłacalne. Nigdy też nie oddała swojego ciała w zamian za pieniądze, nawet jeśli wiele razy taka okazja się nadażyła. Zamiast tego, postanowiła, że będzie pracować uczciwie w gospodzie, jako kelnerka-sprzątaczka. Płacili jej jednak na tyle mizernie, że ledwo co starczało na jedzenie dla dzieci. Dlatego też odmawiała posiłków, by te nie głodowały. Jadła jedynie w razie konieczności - gdy jej organizm już nie był w stanie dalej wykonywać pracy, bez potrzebnej mu energii, dostarczanej przez pożywienie.
***
Sakura zaczęła oddychać coraz ciężej, a starania Urokodakiego, by obniżyć jej temperaturę na nic się na zdawały. W pewnym momencie, gdy zdejmował ręcznik, by ponownie namoczyć go w zimnej wodzie, zauważył, że infekcja dopadła także lewe oko dziewczyny, wokół którego zaczęły pojawiać się zarówno granatowe żyły, jak i czerwone znamię, do złudzenia przypominające płatki kwiatów sakury.
- Walcz, Sakura... - mężczyzna przejechał ręką po jej prawym policzku. Wtem, prawa ręka dziewczyny chwyciła za dłoń starca, zupełnie jakby nieprzytomna Sakura chciała powiedzieć "Dam radę". - Giyuu... Pospiesz się...
***
Dziewczyna codziennie chodziła do pracy, zostając nawet po godzinach na zlewaku, byleby móc zarobić trochę więcej grosza. Chciwy właściciel jednak wykorzystywał dziewczynę i jej chęć, czy też przymus do pracy, powtarzając jej zawsze przy wypłacie "Nikt takiego patałacha i nieroba jak ty do siebie nie przyjmie. Masz szczęście, że cię zatrudniłem, chociaż powinienem cię już dawno zwolnić!". Sakura zawsze dziękowała mężczyźnie na kolanach.
Kiedy jednak pewnego dnia wyszła z baru w trakcie nocy, wpadła na nią mała dziewczynka.
- Nic ci nie jest? - spytała Sakura, po czym pomogła małej wstać.
Duże, brązowe oczy spojrzały na dziewczynę z zaciekawieniem. Sama ich posiadaczka jednak nie odezwała się ani słowem.
- Jesteś ranna? Gdzie są twoi rodzice? - Sakura zaczęła rozglądać się, w celu ich znalezienia.
Dziewczynka podążyła za nią wzrokiem, widocznie chcąc znaleźć swoich rodziców, jednak w pewnym momencie zaczęła płakać.
- Ach, zgubiłaś ich? Hej, spokojnie, nie czas na takie zamartwianie się. W końcu jeszcze przed chwilą ich widziałaś, prawda? Na pewno też cię szukają, więc prędzej czy później na nich wpadniemy. - Uśmiech dziewczyny poprawił nieco samopoczucie małej. - Pomogę ci, dobrze? Musisz tylko wytężyć uważnie swoje oczka, by zobaczyć mamusię, albo tatusia. Dlatego te małe przeszkadzajki muszą iść papa. - Sakura wytarła palcami łzy dziewczynki, na co ta lekko zaśmiała się.
Starsza z dziewczyn chwyciła młodszą za rączkę, po czym zaczęła z nią iść w kierunku, z którego ta przybiegła.
- Jak się nazywasz?
- Kibutsuji [???].
- Jakie piękne imię! Rodzice muszą mieć naprawdę dobry gust!
Młodsza głośno się zaśmiała.
- A ty, jak się nazywasz, ciociu?
- Ando Sakura.
- An... do... Sakura..? Masz dwa razy na imię drzewo?* Hihi, zabawnie!
- Ha, i widzisz? O wiele ładniej ci z uśmiechem!
Dziewczynka już miała coś odpowiedzieć, jednak nagle dziewczyny usłyszały nawołania:
- [???], gdzie jesteś?! [???]!
- Mama! - krzyknęła dziewczynka, po czym puściła rękę Sakury i wbiegła w tłum ludzi.
Dziewczyna odruchowo zaczęła biec za małą, obawiając się o jej bezpieczeństwo.
Kiedy jednak wybiegła z tłumu, zobaczyła, że dziewczynka jest w uścisku matki i ojca.
Sakura uśmiechnęła się pod nosem na ten widok, po czym odwróciła się, by wrócić do sierocińca. Nagle jednak dziewczynka krzyknęła, wskazując palcem na dziewczynę:
- To ona mi pomogła!
Czarnowłosa niechętnie się odwróciła, gdyż doskonale zdawała sobie sprawę z zamożności pary. Sam ich wygląd na to wskazywał. Sakura zaś była ich całkowitym przeciwieństwem - wychudzona, w zniszczonej, zszarzałej, niebieskiej sukience, gdyż nie było stać sierocińca na kimona; z potarganymi, sklejonymi ze sobą włosami, wielkimi workami pod oczami, gdzieniedzie obdrapana, że aż szkoda było na nią patrzeć.
Mimo to, podszedł do niej ojciec dziewczynki - elegancko ubrany mężczyzna w garniturze, z charakterystyczną, białą fedorą.
- Kibutsuji Muzan - wyciągnął w jej stronę rękę.
- Ach, mam zbyt brudne ręce, proszę pana! - Dziewczyna podniosła do góry ręce w geście obronnym, pokazując przy okazji zniszczone, zabrudzone od ziemi i kurzu ręce. Niestety, nie udało jej się iść na zmywak po sprzątaniu. Zazwyczaj wtedy zmywała wszelki brud.
Nagle jednak mężczyzna wyciągnął z kieszeni w marynarce białą chustkę, by objąć nią ręce dziewczyny.
- Chciałbym poznać imię osoby, która pomogła mojej córce.
- A-Ach, najmocniej pana przepraszam. Je-Jestem Ando Sakura. Ando pisane przez glicynię i spokój, zaś Sakura przez kwiat... Sakury - stwierdziła zawstydzona, gdyż tłumaczenie jej imienia "Sakura" było zbędne, ze względu na oczywisty fakt pochodzenia od drzewa Sakury.
- Czyli rozumiem, że umiesz czytać i pisać?
- T-Tak. Często czytam w sierocińcu dzieciom książki na dobranoc.
- I w dodatku jesteś z sierocińca, biedne dziecko...
Dziewczyna spojrzała wprost w czerwone ślepia mężczyzny, które z kolei uważnie się w nią wpatrywały. Sakura pierwszy raz w życiu doświadczyła takiej czułości od osoby spoza sierocińca, w którym mieszkała praktycznie od urodzenia. Nie pamiętała tak dobrze swoich rodziców.
- Ach... Ba-Bardzo panu dziękuję - Sakura zabrała ręce. - Nie potrzebuję współczucia, ani żadnej rekompensaty. Cieszy mnie, że pana córka do pana wróciła. A teraz, powinnam wracać już do sierocińca. Dzieci czekają, aż przyniosę im coś do jedzenia.
- Wielka szkoda, gdyż liczyłem na to, że zostaniesz opiekunką [???] i zamieszkasz z nami. Zdaje się, że zdążyła cię polubić w trakcie tych paru minut.
- Na-Naprawdę..? Ale... Nie mogę zostawić dzieci z sierocińca. Nie poradzą sobie beze mnie.
- Hm... Wielka szkoda. Jednak, gdybyś się rozmyśliła, jestem pewny, że jeszcze się spotkamy.
- Dzię... Dziękuję za propozycję, panie Kibutsuji.
To był ostatni dzień, kiedy Sakura widziała dzieci z sierocińca... Żywe.
------------------
*Przypomnienie:
Ando po japońsku (zależnie od pisowni) oznacza gicynię. Glicynia to drzewo (dokładnie to samo, którego nienawidzą demony), zaś Sakura odnosi się do drzewa Sakury, czy też Kwitnącej Wiśni. Dlatego dziewczynka twierdzi, że Sakura dwa razy ma na imię drzewo.
------------------
Nezuko? Nope! - Let's go!
Jak imię tej dziewczynki nie zostanie ujawnione, to nazwę ją Annie (wyjaśnienie dlaczego akurat tak memem niżej)
[Z piosenki Smooth Criminal, jak ktoś żyje pod kamieniem xD]
Ogl, zastanawia mnie to od dłuższego czasu. Kim do cholery jest ta kobieta, skoro:
1) Muzan jeszcze jej nie zabił
2) Jest jego żoną
3) MAJĄ DZIECKO
Czekam na plot twist, w którym też okażą się demonami, albo przynajmniej ta dziewczynka i będą chciały zemścić się za (ewentualną) śmierć Muzana xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro