Rozdział 12
Las był ciemny i gęsty, a jedyne światło pochodziło od księżyca, który ledwo przedzierał się przez liście drzew. Ryk silnika motocykla roznosił się echem, mieszając się z odgłosami lasu i dźwiękami biegnących przed nami raptorów. Trzymałam Owena mocno w pasie, zaciskając palce na jego kurtce. Czułam pod nimi napięte mięśnie – każda jego decyzja była dokładna, każdy ruch motocyklem miał swój cel. Serce waliło mi jak oszalałe. Adrenalina sprawiała, że moje ręce lekko drżały, ale nie puściłam go ani na chwilę. Czułam, jak motocyklem wstrząsają nierówności terenu, jak Grady manewruje, unikając zwalonych pni drzew i wystających korzeni. Powietrze było gęste, pachniało wilgotną ziemią, liśćmi i czymś jeszcze – czymś pierwotnym, co przypominało mi, że właśnie jechaliśmy obok największych drapieżników w historii. Rozejrzałam się na boki. Cienie raptorów przemykały między drzewami. Były szybkie, ich ruchy niemal hipnotyzujące. Słyszałam ich odgłosy, niskie warczenie i skrzypienie ziemi pod ich pazurami. Dziwne było odczucie, że należymy wszyscy do jednego zespołu. Ale tak właśnie wychował je mężczyzna siedzący przede mną. Pochyliłam się bliżej Owena, czując ciepło jego pleców pod moimi rękoma.
- Owen, czy one naprawdę ciebie posłuchają? - zapytałam, starając się przekrzyczeć ryk silnika.
- Miejmy taką nadzieję - krzyknął przez ramię, nie odwracając wzroku od drogi.
W jego głosie była pewność siebie, ale też coś jeszcze – nuta ostrożności, która mówiła mi, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli w każdej chwili. Nagle Grady przyspieszył, a motocykl wyrwał do przodu. Poczułam, jak moje ciało odruchowo przylega do jego, gdy gwałtownie ominęliśmy zwalony pień drzewa. Woda z niewielkiego strumienia rozprysła się na boki, krople uderzały mnie w twarz, zimne i orzeźwiające, przypominając mi, że jeszcze żyję. Odwróciłam głowę, próbując dostrzec, co dzieje się za nami, ale widziałam tylko ciemność i migoczące cienie w oddali. Strach zacisnął się w mojej piersi. Musiało nam się udać, nie widziałam innego wyjścia.
- Trzymaj się mocno! - rzucił nagle przez ramię Owen.
Jego głos był silny i pełen napięcia. Ścisnęłam go jeszcze mocniej, opierając policzek o jego plecy. Raptory skręciły gwałtownie w lewo, a Grady natychmiast podążył za nimi. Motocykl przechylił się, a wiatr uderzył mnie w twarz z taką siłą, że ledwo mogłam złapać oddech. Mój uchwyt na mężczyźnie był teraz jedynym, co trzymało mnie na miejscu. Każda sekunda wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Czułam, jak moje serce bije w rytm silnika. Niespodziewanie obok nas pojawił się Bary na kładzie, a za nim wielkie oświetlone reflektorami auto. Jechaliśmy obok siebie z całą prędkością. Bary spojrzał na urządzenie i powiedział:
- Zwalniają
Trener raptorów dał mi znak. Od razu wyciągnęłam krótkofalówkę i powiedziałam:
- Znalazły coś
Podjechaliśmy jeszcze kawałek dalej póki stworzenia się nie zatrzymały. Z auta wyskoczyli uzbrojeni mężczyźni. Wszyscy razem podążyliśmy za dinozaurami. Wszyscy zajęliśmy pozycje, oczywiście Owen musiał mi kazać zostać za sobą. Klasycznie. Każdy z karabinów wycelowany był w miejsce gdzie patrzyły raptory. Faktycznie, nie minęła chwila a coś zaczęło się poruszać w zaroślach. Coś dużego. Był to indominus rex. Zbliżył się niebezpiecznie do mniejszych stworzeń. Dało się słyszeć odgłosy, które między sobą wydawały. To wyglądało...jakby się porozumiewały.
- Coś tu nie gra, porozumiewają się - Bary potwierdził moje przemyślenia
- Już wiem dlaczego nie chcieli powiedzieć z czego ją zrobili - odpowiedział cicho Owen
Miał rację. Tylko jedno przychodziło mi do głowy.
- Ona ma geny raptora - powiedziałam cicho
Nagle rozpoczęła się strzelanina, która odstraszyła dinozaury. Zatkałam uszy aby choć trochę stłumić ten hałas. Po ucieczce zwierząt musieliśmy iść dalej. Cisza w dżungli była wręcz nie do zniesienia. Każdy krok, jaki stawiałam za Owenem, wydawał się głośniejszy niż powinien. Liście i gałęzie trzaskały pod moimi butami, a ja co chwilę oglądałam się przez ramię, jakby coś miało się na mnie rzucić z mroku. Czułam napięcie unoszące się w powietrzu – było gęste, niemal namacalne. Mężczyzna szedł przede mną, jego ruchy były szybkie i precyzyjne, a dłonie pewnie zaciskały się na karabinie. Był skupiony, całkowicie pochłonięty zadaniem, ale ja widziałam, co kryło się za jego twardym wyrazem twarzy. On się bał. Nie o siebie – o mnie.
- Nie musisz mnie chronić,- wyszeptałam, łapiąc go za ramię.
Miałam nadzieję, że to go zatrzyma. Owen odwrócił się, a jego wzrok spotkał mój. Miał zacięty wyraz twarzy.
- To nie jest miejsce dla ciebie- powiedział równie cicho.
Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując stłumić narastającą frustrację. Też się mogłam na coś przydać! Moje myśli przerwał niski, głęboki warkot. Moje ciało zesztywniało. Zatrzymałam się, próbując zlokalizować, skąd pochodził dźwięk. Latarki rzucały na ziemię snopy światła, które wydawały się zupełnie bezradne wobec otaczającego nas mroku. Wtedy zobaczyłam to. Para złowrogich, błyszczących oczu pojawiła się między drzewami. Raptor. Nie był sam – za nim dostrzegłam ruch, a potem kolejny, i kolejny.
- Owen - wyszeptałam, choć mój głos brzmiał jak obcy.
Chciałam go ostrzec, ale nie musiałam. Już widział, co nadchodzi. Raptory poruszały się szybko, niemal bezszelestnie. Były jak cienie, które nagle nabrały kształtu i ruszyły w naszą stronę. Zanim zdążyłam się zorientować, jeden z nich rzucił się na człowieka z grupy. Krzyk przerwał ciszę, a potem zapadł chaos. Było słychać tylko krzyki i strzały. Czułam zapach krwi i ziemi, widziałam cienie rzucające się na ludzi. Przemieszczaliśmy się szybko.
Odetchnęłam z ulgą widząc przed sobą motocykl mężczyzny. Jednak wsiadając usłyszeliśmy krzyk. Dość znajomy.
- To Bary!
Grady wiedział. Ruszając szybko przed siebie motocykl wydał z siebie warkot co zwróciło uwagę stworzenia. Jadąc krętymi ścieżkami w końcu udało nam się wyjechać na bardziej utwardzoną nawierzchnię. Z daleka dostrzegłam coś, co wyróżniało się wśród zieleni i ciemności. Duży, szary samochód dostawczy pędził trasą. Co dziwne miał otwarte tylne drzwi. Serce zabiło mi mocniej, ktoś się tam znajdował.
- Owen!- zawołałam, nachylając się bliżej, by przebić się przez huk silnika i szum wiatru. - Tam ktoś jest!
Grady spojrzał w kierunku, który wskazałam, a potem przyspieszył, prowadząc motocykl prosto w stronę samochodu. Będąc blisko pojazdu dostrzegłam siostrzeńców mojej przyjaciółki.
- Owen, Alice! - obaj wykrzyknęli
Jeszcze przyspieszyliśmy aby być obok okna kierowcy. Kiedy byliśmy już blisko dostrzegłam rudą. Jej twarz była spięta, ale widać było, że walczyła z każdą przeszkodą, by utrzymać chłopców w bezpieczeństwie.
- Claire! - krzyknął Owen, unosząc głos, by przebić się przez dźwięki lasu i ryk silnika. - Musimy się gdzieś schować! Jedź za mną!
Przyjaciółka skinęła głową, a jej ręce zacisnęły się mocniej na kierownicy. Widziałam w jej oczach determinację, ale też strach. Wiedziała, że sytuacja była krytyczna, ale ufała Owenowi.
- Trzymaj się! - powiedział Grady, odwracając się lekko w moją stronę, zanim znowu ruszył motocykl. Gdy jechaliśmy, czułam, jak napięcie w powietrzu tylko narasta. Claire trzymała się blisko nas, a ja zerkałam przez ramię, by upewnić się, że chłopcy są bezpieczni w środku. Mimo chaosu i strachu, jaki nas otaczał, miałam nadzieję, że uda nam się bezpiecznie dojechać.
Żyje! Sorki, że było tu tak cicho. Zapiernicz na studiach + teraz były święta. Jak wam one minęły? Mi zdecydowanie za szybko. Piszcie w komentarzach jak wam się podobał rozdział! Fanów anime Haikyuu zapraszam do nowych scenariuszy widniejących na moim profilu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro