Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. grudnia [piątek I tygodnia Adwentu]

Aleksander kichał ciągle.

Od powrotu do domu poprzedniego dnia nastąpiło to dokładnie osiemdziesiąt siedem razy.

Zza drzwi łazienki dało się dosłyszeć kichnięcie połączone z parsknięciem.

Osiemdziesiąt osiem.

Jednak, na szczęście, historia ta nie skupia się na dolegliwościach pewnego maturzysty.

Chłopak, ubrany w najgrubszy sweter i owinięty kocem, usadowił się przy stole w kuchni. Tego dnia specjalnie odkręcił kaloryfer. Następnie chwycił uszykowany zawczasu kubek pełen gorącej herbaty z goździkami i upił łyk. Rozkoszne ciepło rozeszło się po całym jego ciele, a aromat napoju lekko przetkał nos.

— Wracaj do łóżka.

Aleksander odwrócił się w stronę wejścia do kuchni.

Jego matka miała włosy porozrzucane na wszystkie strony, okulary przekrzywione, a szlafrok niedokładnie zawiązany. Mimo to nastolatek przełknął ślinę, czując niewyraźny lęk.

Kobieta podeszła do syna i przyłożyła dłoń do jego czoła.

— Nie mam gorączki — zaprotestował natychmiast.

— Ale lepiej, żebyś wygrzał się w domu. Masz dzisiaj jakiś sprawdzian?

Chłopak szybko zajrzał do odpowiedniej – przeznaczonej na rzeczy trzeciej potrzeby – szufladki umysłu i pokiwał twierdząco głową. Mama nie musiała wiedzieć, że tak naprawdę nic nie mieli zapowiedziane. Przecież niewyraźna sugestia nauczyciela fizyki dotycząca kartkówki liczyła się jak sprawdzian, prawda?

— Tak — odpowiedział nieco zbyt szybko. — Z fizyki.

— Na której godzinie?

— Trzeciej. Po dwóch polskich.

Kobieta zmarszczyła brwi i chwilę się zastanowiła. Jakiś kosmyk opadł jej na czoło, więc niedbale go odgarnęła.

— Napiszę ci zwolnienie z reszty lekcji — powiedziała i natychmiast dodała, widząc szykujący się protest syna: — Naprawdę zależy ci na byciu w szkole? Ojciec pewnie zastanawiałby się, gdzie popełnił błąd. — Ironia matki nigdy nie zapowiadała czegoś dobrego.

„Wymyśl coś, wymyśl coś", powtarzał sobie histerycznie w myślach Aleksander. Nie mógł przecież wspomnieć o tym, że musi dotrzeć na roraty – a także pojawić się na lekcjach – ze względu na Elizę. A przynajmniej nie dosłownie.

— Obiecałem Mikołajowi, że wytłumaczę mu indukcję magnetyczną — skłamał na poczekaniu.

— Po sprawdzianie chyba już nie warto — skwitowała sceptycznie mama.

— Mikołaj nie nastawia się na zdanie za pierwszym razem — dodał, przepraszając w duchu kolegę za mówienie o nim w tak niepochlebny sposób. Jednak wyjątkowa sytuacja wymaga wyjątkowych środków.

— Czyżbyś miał takie samo podejście do polskiego? — Kobieta wykrzywiła ironicznie usta.

— Dokładnie — stwierdził Aleksander, uznając rozmowę za zakończoną.

Podniósł się z krzesła z zamiarem wywleczenia Filipa z łóżka i przyszykowania sobie jakiegoś gorącego lekarstwa po powrocie do kuchni.

Gdy przechodził obok matki, ta tylko szepnęła:

— Wygląda na porządną dziewczynę. — Po czym opuściła pokój.

Chłopak na chwilę stanął bez ruchu.

„Pewnie się przesłyszałem", stwierdził, gdy szturchał w ramię młodszego brata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro