Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. grudnia [poniedziałek II tygodnia Adwentu]

— Aleks, ten kod nie działa.

Chłopak spojrzał na Filipa, przystawiającego kod QR do czytnika paczkomatu. Chwycił telefon i przystawił go bliżej wiązki światła. Tym razem rozległ się dźwięk informujący o otwarciu odpowiedniej skrzynki. Ponieważ znajdowała się ona dosyć wysoko, Aleksander podsadził brata, aby wyjął paczkę.

— Co tu w sumie jest? — spytał Filip, potrząsając pudełkiem.

— Młody, czy ty w ogóle słuchasz, co ja do ciebie mówię?

Chłopiec, z rozbrajającą szczerością, odpowiedział:

— Zwykle nie.

Nastolatek westchnął i schował karton do plecaka. Poprawił zsuwającą się na oczy czapkę i powiedział:

— To dla mamy. — Widząc, że brat zamierzał zadać kolejne pytanie, dodał: — Książka. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?

— Gdzie teraz idziemy?

— Odebrać komiks dla taty i książeczkę dla Jasia. Naprawdę nie pamiętasz? Jeszcze dzisiaj rano ci o tym przypominałem.

Filip wywrócił oczami i skrzyżował ręce.

— Rano to ledwo buzię otwierałeś, gdy coś mruczałeś o jakiejś dziewczynie.

Aleksander na moment stanął na środku chodnika. Informacja przyprawiła go o palpitacje serca. Wzdrygnął się i udał, że nic nie usłyszał.

Zimny wiatr usilnie starał się sprawić, żeby bracia postanowili wrócić do domu, ale Michalscy z natury byli zbyt uparci. Wytrwale szli naprzód, aż dotarli do Kupca. Kupcem nazywano coś w rodzaju małomiasteczkowej galerii. Miał całe dwa piętra – choć drugie zajmowały jakieś gabinety lekarskie – ruchome schody, a nawet windę. Z tego powodu ciężko było się nimi przemieszczać, nie napotykając matek z dziećmi i starszych pań z wnuczętami. Poza tym w budynku mieściła się naleśnikarnia, market, kilka sieciówek odzieżowych i najważniejsze: księgarnia. Co więcej, była to księgarnia z możliwością zamówienia książek do salonu. Właśnie z tego powodu dwaj przemarznięci bracia, po ciężkich bojach stoczonych z wiatrem, pokryci cienką warstewką świeżego śniegu, dotarli do Kupca. Zjechali ruchomymi schodami do piwnicy i wkroczyli do sklepu.

Obecny naokoło zapach książek i farby drukarskiej przyjemnie wkradał się w nozdrza, a dochodzący z różnych części pomieszczenia szelest przewracanych kartek stanowił prawdziwą symfonię. Brakowało tylko spowodowanego kurzem kichania.

Aleksander podszedł do kasy, odebrał paczkę i za nią zapłacił, po czym odwrócił się do Filipa. Chłopiec pociągnął go za kurtkę, mówiąc:

— Tylko na chwilę. Chciałem zobaczyć jedną książkę.

Bracia podeszli do działu dziecięcego z przedziału od sześciu do dwunastu lat. Dziewięciolatek natychmiast ściągnął z półki jeden egzemplarz „Gwiazdkozaura". Otworzył tom na pierwszej stronie, przeczytał kilka zdań i spojrzał przymilnie na Aleksandra.

— Nope, młody. Nie mam ze sobą więcej kasy.

Filip spojrzał smutno na okładkę z niebieskim dinozaurem i powoli odłożył ją na miejsce. Nastolatka zabolało serce, ale wiedział, że musiał być twardy. Egzemplarz odebrał chwilę wcześniej, razem z książką dla mamy.

— No chodź. — Wyciągnął rękę do brata. — Mama czeka z obiadem.

Gdy byli już blisko wyjścia, ktoś zawołał:

— Cześć, Aleks!

Chłopak odwrócił się w stronę głosu. Serce biło mu tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi, a twarz robiła się na przemian blada i pokryta rumieńcami.

— Hej, Eliza.

Dziewczyna odgarnęła włosy, które próbowały dostać się do jej prawego oka. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie.

— Będziesz dziś na próbie? Miałam zapytać cię w szkole, ale ciągle gdzieś znikałeś.

— Ta... — chciał odpowiedzieć, ale w tym samym momencie kichnął. — Tak.

— Nadal jesteś chory? — spytała z troską Eliza.

— To tylko katar — westchnął nastolatek, kichając jeszcze dwa razy.

— To zdrowiej i do zobaczenia wieczorem — powiedziała na koniec, po czym skierowała się w stronę schodów.

Gdy bracia znajdowali się już kilka ulic od Kupca, Filip powiedział z chytrym uśmieszkiem:

— Chyba masz na nią alergię.

Aleksander tylko westchnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro