Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zacznijmy od początku

Na początek dziękuję serdecznie  za 1 miejsce, które zajęła książka.  Cieszę się, że przypadła Wam do gustu. Pozdrawiam i życzę przyjemnego czytania.

Brandon

-David ma rację. Musimy porozmawiać - usłyszałem Amandę za plecami, więc zerknąłem na nią.

Wstała powoli z podłogi, a następnie usiadła na kanapie. Zacisnąłem dłonie na krześle w kuchni, chcąc w ten sposób powstrzymać samego siebie. Chęć przytulenia jej była bardzo silna, ale w tej chwili nierealna. Poznałem ją na tyle, że wiem jakby na to zareagowała. Jestem pewny, że teraz najchętniej wyszłaby z domu i została sama na kilka godzin.

 -Zrobiłem nam kawę.  - Usiadłem obok niej, a kubek postawiłem przed nią na stoliku. 

 Siedziałem na kanapie z kubkiem w ręku, ale wiedziałem, że nie przełknę nawet odrobinę. Chciałem tylko się czymś zająć, abyśmy oboje mieli czas na uspokojenie.

-Nie chcę żeby Thomas słyszał nasze awantury. On potrzebuję spokoju i miłości, więc musimy rozwiązać ten problem. - Zaczęła mówić, jednak nawet na mnie nie spojrzała.

-Rozwiązać? Masz na myśli rozwód? Widzę, że bardzo stęskniłaś się za moimi pocałunkami. - Zaśmiałem się i odwróciłem w jej stronę. Czekałem, aż przypomni sobie moje słowa sprzed kilku minut. Gdy spojrzała na moje usta, wiedziałem że teraz wie o czym mówię.

-Nie - zaprzeczyła, wstając szybko z kanapy.

-Nie mówisz o rozwodzie czy nie tęsknisz za mną? - zapytałem chcąc ją sprowokować.

-Przestań żartować. Po prostu musimy wyjaśnić sobie wszystkie sprawy i ustalić kilka zasad. -  Dzieliła nas niewielka odległość, ale nawet  ona wydawała mi się zbyt duża. Te dwie wspólne noce uświadomiły mi, że nie chcę życia bez Amandy.

-Może zaczniemy od początku? Zapomnimy o tym co było? - zaproponowałem, choć wiedziałem, że będzie to trudne.

-Brandon skrzywdziliśmy siebie nawzajem. Oboje ponosimy za to winę, ale to nie jest takie proste. Nie potrafię zapomnieć jak mnie potraktowałeś w Londynie. - Ból w jej oczach łamał mi serce, ale wiedziałam że ma rację.

-Zaślepił mnie gniew. Gdy ten facet przyszedł do mojego domu i powiedział, że bierzecie ślub...poczułem jakby wyrwał mi serce. Każde jego kolejne słowa powodowały panikę, że Cię straciłem. Byłem na siebie zły, że pozwoliłem Ci wejść do mojego życia. - Chciałem jej wytłumaczyć sytuację z mojego punktu widzenia. Usiadła po drugiej stronie stolika i wreszcie spojrzała mi w oczy.

-Gdybyś pozwolił mi wyjaśnić... - zaczęła, ale przerwała w pół zdania.

-Miał wasze zdjęcia Amanda. Pokazał zaproszenie na ślub. Wiedział o naszym związku i mojej przeszłości. -  Wyliczałem wszystkie dowody, które mi wtedy pokazał.

-To wszystko były kłamstwa. Plan mojej matki i Liama. Poszłam z nim na kolację, aby dostać podpis na czeku. Chciałam rozwiązać problem z halą i nie dopuścić do walki z Blackiem - odpowiedziała, ale teraz już znałem prawdę.  Jednak  te zdjęcie nie dają mi spokoju.

-Mamy sobie wszystko wyjaśnić, więc dobrze. Co się wydarzyło na tej kolacji? - zapytałem, na co odwróciła wzrok. - Amanda - ponagliłem ją, gdy nadal milczała.

-Przecież widziałeś zdjęcia - wyszeptała cicho, a ja zacisnąłem pieści.

-Całowaliście się - oznajmiłem,  mając przed oczami te wszystkie cholerne gazety. Myślałem, że zacznie się tłumaczyć. Spojrzała na mnie ze zmrużonymi oczami.

-On mnie pocałował i oberwał za to. Ty całowałeś się z Samanthą z własnej woli, więc nie masz prawa być na mnie zły. - Musiałem przyznać jej rację. Jednak na samą myśl, że ten chłoptaś jej dotykał...Wziąłem głęboki oddech, aby spróbować się uspokoić.

-Kolejny błąd, który popełniłem. Wiem, że to trudne, ale zapomnijmy o wszystkim. Przepraszam Cię za każde słowo, które wtedy powiedziałem. Zacznijmy jeszcze raz w nowym miejscu. - Zaproponowałem mając nadzieję, że da mi jeszcze jedną szansę.

-Mam zapomnieć, że potraktowałeś mnie jak dziwkę? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Zapomniałeś o swoich obietnicach i wyrzuciłeś mnie za drzwi. - Słuchałem tego w milczeniu, licząc że  wyrzuci wszystko z siebie i wspólnie wszystko rozwiążemy.

- Ukrywałaś przede mną kim jesteś...- Chciałem, aby pamiętała że ona też ma w tym swój udział. Gdyby była ze mną szczera od początku, nie uwierzyłbym tak łatwo Liamowi.

-Powiedziałam Ci dlaczego tak postąpiłam. Obiecałeś mi coś i nie dotrzymałeś słowa Brandon. Chciałam od Ciebie tylko jednego. Mieć pewność, że mogę Ci zaufać i mnie nie zostawisz. A Ty co zrobiłeś? - zapytała, choć oboje znaliśmy odpowiedź. Nie mogłem już usiedzieć w miejscu, więc zacząłem chodzić po salonie.

-Postaw się na moim miejscu. Spróbuj mnie zrozumieć Amanda. Poznałeś moją przeszłość, więc znasz przyczynę mojego charakteru. Ostrzegałem Cię, że mogę to spieprzyć. - Zaskoczyła mnie, gdy zaczęła  się śmiać. Jednak nie był to prawdziwy śmiech, a po chwili podeszła do mnie.

-Masz zamiar zawsze się tym usprawiedliwiać? Przyznaję, że przeszedłeś bardzo wiele i nikt nie powinien tego doświadczyć. Jednak wystarczyło mnie wysłuchać, a nie bylibyśmy w takiej sytuacji. Jak mam Ci zaufać? Mam ciągle się martwić, że twój temperament weźmie górę i znowu mnie skrzywdzisz?

Staliśmy blisko siebie, a ja nie potrafiłem oderwać wzroku od jej oczu. Widziałem w nich złość, rozczarowanie i strach. Kiedyś było w nich pełno miłości i ciepła, które potrafiły do mnie dotrzeć. Nigdy nie spodziewałem się, że kogoś pokocham. Teraz stała przede mną dziewczyna, która zawładnęła moim życiem i sercem. Wystarczy jej obecność, abym czuł się szczęśliwy.

-Spróbuj. Wiem, że to nie nastąpi już teraz. Mamy trzy miesiące, aby wszystko naprawić. Nie musisz nic robić, tylko mi tego nie utrudniaj. Zgoda? - zaproponowałem i przyciągnąłem ją bliżej do siebie. Patrzyła na mnie nieufnie, jakby analizowała moje słowa.

-Chyba nie myślisz, że pójdę teraz z tobą do łóżka? - Jej pytanie tak mnie rozbawiło, że wybuchnąłem śmiechem. Zmarszczyła brwi i próbowała się odsunąć, jednak nie pozwoliłem jej na to.

-Nie powiem, że o tym nie pomyślałem - gdy zmrużyła oczy, szybko dodałem. - Ale poczekam, aż..

-Będę Cię o to błagała. -Dokończyła za mnie, ale nie to miałem na myśli. - Długo sobie poczekasz Collins. - Odepchnęła mnie i podeszła do okna. Skrzyżowała ramiona na piersi,  a ja przyjrzałem jej się uważniej. Była zdenerwowana, choć próbowała to ukryć.

-Jesteś tego pewna? - zaśmiałem się, na co skinęła głową. Jej zachowanie przywołało wspomnienia z Londynu. - Zastanawiam się kim jesteś?

-Co masz na myśli? - Miałem teraz okazję dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

-Pamiętasz jak się poznaliśmy? Byłaś przerażona, gdy tylko na mnie spojrzałaś. Paplałaś głupoty, a ja pomyślałem wtedy , że jesteś cholernie urocza. - Oboje uśmiechnęliśmy się na to wspomnienie.

-Myślałam, że mnie zabijesz. Nasłuchałam się od Matta tyle opowieści na twój temat, że nie mogłam w nocy spać - powiedziała, a ja wiedziałem, że sam zasłużyłem na tą opinię. W ten sposób mogłem trzymać ludzi na dystans.

-Biedactwo. Chyba nie okazałem się tak straszny? - Cieszyłem się, że możemy prowadzić spokojną rozmowę. Być może nasze wspomnienia pozwolą sam zbliżyć się do siebie.

-Raczej uparty. Gdy obudziłam się w twoim łóżku...znienawidziłam Cię, a na siebie nie mogłam patrzeć. Później zmusiłeś mnie, aby spędziła z Tobą weekend, który wszystko zmienił. - Podsumowała i zauważyłem delikatny uśmiech na jej twarzy. Zapatrzyła się w okno, a następnie poszła do kuchni.

-W Londynie byłaś spokojna, ciepła i wyrozumiała. To właśnie w tej dziewczynie się zakochałem. Tutaj zachowujesz się inaczej, przez co nie wiem kim naprawdę jesteś. - Moje słowa najwyraźniej ją zaskoczyły, bo zatrzymała się w pół kroku.

-Moje życie nie jest cudowną bajką, jak uważają inni. Przez te trzy miesiące poznasz je bardzo dobrze. Będziesz musiał uważać na wszystko co robisz. Dziś idziemy na bal charytatywny - stwierdziła, po czym przyjrzała się moim ubraniom. - Jeśli nie chcesz, pójdę z Davidem.

-Nie mogę iść w dresie prawda? - zażartowałem, chcąc dać jej znać, że zrozumiałem aluzję.

-Musimy iść na zakupy. Ja też potrzebuję sukienki. Zadzwoń do Davida, aby przyjechał i nas wypuścił - oznajmiła, po czym poszła do swojego pokoju.

Stałem chwilę zdezorientowany, bo znowu weszła w role szefowej. Miałem wrażenie, że są w niej dwie osoby. Docierało do mnie, że będę musiał poznać ją na nowo i spróbować odzyskać zaufanie. Będziemy spędzać dużo czasu razem, a niedługo zamieszkamy tylko z Thomasem. Kolejna osoba, którą będę musiał poznać i znaleźć wspólny język. Jak do tej pory słabo mi to wychodzi, bo dzieciak jest podobny do mnie. Gdy na niego patrzę, widzę siebie i nie mogę tego znieść. Przywołuję wspomnienia, które starałem się przez tyle lat zapomnieć. Zadzwoniłem do Davida, który obiecał przyjechać za kilka minut. Marudził trochę, ale powiedziałem mu o konieczności zrobienia zakupów na wieczór.

-Twoja matka i ten chłoptaś będę na tym balu? - zapytałem, gdy pojawiła się znowu w kuchni.

-Gdyby David nie wywinął tego numeru z zamknięciem, to prawdopodobnie Liam nie miałby odwagi tam przyjść. - Odparła z uśmiechem na twarzy, a ja nie rozumiałem co miała na myśli.

-Co to znaczy? A tak w ogóle dlaczego chciałaś się z nim spotkać? Wiesz, że Ci na to nie pozwolę - oznajmiłem, bo nigdy więcej ten facet nie zbliży się do niej. Po dzisiejszym poranku miałem zamiar chronić ją również przed jej matką. Kobieta wyglądała na zdeterminowaną, aby odzyskać firmę.

-Jak mnie powstrzymasz? Nie jestem twoją własnością. To sprawa między mną, a nim. - Pewność jej głosy nie spodobała mi się, więc zbliżyłem się do niej. Zrobiła krok w tył, aż trafiła na ścianę.

-Nie prowokuj mnie mała. Chcesz żebym zachował spokój? To nie stwarzaj sytuacji, abym stracił kontrole - ostrzegłem ją, a później wykorzystałem moment zaskoczenia i ją pocałowałem. Podniosłem ją tak, by oplotła mnie nogami. Miałem zamiar nacieszyć się tą chwilą, ale usłyszałem otwieranie drzwi.

-Thomas zamknij oczy! - krzyknął David, na co oboje spojrzeliśmy na niego. - Potrzebujecie jeszcze chwili? - zaśmiał się, a Amanda zasłoniła dłońmi twarz.

-Zabije Cię Collins - jęknęła cicho, abym tylko ja to usłyszał.

Gdy się odsunęła, natychmiast poszła  do pokoju. Wiedziałem, że jest zażenowana sytuacją. Zerknąłem na Thomasa, który mi się przyglądał.

-Dogadaliście się? - odezwał się David, który uśmiechał się szeroko.

-Jesteśmy na dobrej drodze. - zapewniłem go, a następnie poszedłem przebrać się do wyjścia.


Czy nasza para wyjaśniła sobie wszystko? Czy czekają ich szczęśliwe chwilę? Jak Brandon dogada się z bratem? Co coś wydarzy się na balu?

Dziękuje za głosy i komentarze. Jeśli pamiętacie o czymś co powinni jeszcze wyjaśnić to piszcie śmiało. Wydaję mi się, że nie. Jednak mogłam coś przeoczyć :) Pozdrawiam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro