Wycieczka
Amanda
Kilka następnych dni minęło spokojnie, nie licząc małego incydentu na imprezie. Podszedł do mnie chłopak, którego poznałam w centrum handlowym i znowu proponował wspólne wyjście. Na szczęście nie było wtedy w pobliżu Brandona i nic nie słyszał. Julia żartowała, żebym trochę się zabawiła i odpłaciła się mu za te dziewczyny. Ja jednak nie chciałam tego robić, bo znałam już jego wybuchowy temperament.
Dziś jest środa i mieliśmy zaplanowaną wycieczkę za miasto. Chciałam spędzić z nim trochę czasu we dwoje, bo zazwyczaj ktoś się kręci obok. W jego domu są chłopaki i ich towarzystwo, a u mnie dziewczyny. Poszłam do pokoju, aby się przebrać i zastałam tam Julie.
-Cześć, to przyszło do Ciebie. Znalazłam pod drzwiami. - odezwała się i podała mi czekoladki.
-Dla mnie? - spytałam zaskoczona i przyjrzałam się im. Pod spodem widziałam przyklejoną kopertę, więc ją otworzyłam.
-Nie wiedziałam, że z Brandona taki romantyk.- zaśmiałam się, ale mi nie było do śmiechu.
-To nie od niego. Sama zobacz.- podałam jej karteczkę, a ona przeczytała na głos.
-Amanda podobasz mi się i chcę Cię lepiej poznać. Rick Fox. Znowu? Co za uparty gość!- krzyknęła po przeczytaniu i oddała mi mój prezent. Wylądował w koszu, ale nie poczułam się wcale lepiej. Zauważyłam, że odkąd jestem z Brandonem to faceci inaczej na mnie patrzą, ale zazwyczaj na tym się kończy. Ten jednak nie przyjmuję mojej odmowy jak widać poważnie.
Usłyszałam pukanie do drzwi i podskoczyłam zaskoczona. Brandon miał przyjść po mnie za parę minut i widocznie już minęły. Poprosiłam Julie, aby otworzyła a sama wzięłam ubranie i poszłam się przebrać. Ubrałam czarne spodnie, koszulkę i sportowe obuwie. Chciałam aby było mi wygodnie skoro jedziemy motocyklem. Wyszłam i zobaczyłam, że mój facet leży sobie wygodnie na moim łóżku.Miał na sobie jeansy i szarą koszulkę . Już miałam coś powiedzieć, gdy odezwała się Julia.
-Brandon lubisz czekoladki?- zapytała, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. Spojrzałam na nią i na pewno miałam mord w oczach. Ale ona oczywiście tylko się uśmiechała niewinnie.
-Nie bardzo. Czemu pytasz? - odezwał się i wstał, gdy mnie zauważył. Przywitałam się z nim i chciałam jak najszybciej wyjść, aby Julia czegoś nie palnęła.
-Nie słuchaj jej. Jestem gotowa i możemy iść. - oznajmiłam szybko, aby nie powiedziała czegoś więcej. Pociągnęłam go za rękę i skierowałam się do wyjścia.
-Miłego dnia. - krzyknęła, gdy zamykaliśmy drzwi, a ja odetchnęłam z ulgą.
Przeszliśmy przez campus i udaliśmy się na parking. Po drodze zatrzymywaliśmy się kilka razy, aby przywitać jego znajomych. Trzymał mnie cały czas za rękę i widziałam jak niektórzy przyglądali się nam zdziwieni. Pewnie zastanawiają się co on ze mną robi, taką zwykłą dziewczyna. Ciekawe czy myśleli by tak samo, gdyby znali o mnie prawdę. Być może sytuacja byłaby wtedy odwrotna. Jak pochodzenie i ubranie zmienia myślenie o człowieku. Zamyśliłam się tak bardzo, że znowu prawie wpadłam na jego motocykl. Przytrzymał mnie w pasie i zaczął się śmiać.
-O czym tak rozmyślasz mała?- usłyszałam przy uchu i uśmiechnęłam się.
-O Tobie , o mnie , ogólnie. - odpowiedziałam zdawkowo, a on przyglądał się mojej twarzy. Widziałam w jego oczach zaniepokojenie. - Nie martw się, wszystko dobrze.
-Na pewno? - zapytał i dotknął mojego policzka, a ja zamknęłam oczy. Kochałam go właśnie za to. Kiedy trzeba potrafi być czuły, ale też czuję się z nim bezpiecznie i wiem, że mnie ochroni.
-Jedźmy już. - podałam mu kask i włożyłam swój. Usiadłam za nim i przytuliłam się do niego.
Pojechaliśmy do domku mistrza Ocana, gdzie było cicho i spokojnie. Lubiłam właśnie takie otoczenie, więc już wiedziałam, że to będzie udany dzień. Miałam pewien pomysł, tylko nie wiedziałam jak on na to zareaguje. Przeszłam się kawałek i zawróciłam w jego stronę. Obserwował mnie i nic nie mówił.
-Brandon... chciałabym żebyś nauczył mnie tym jeździć. - powiedziałam szybko pokazując na motocykl, a on patrzył raz na mnie raz na niego.
-Żartujesz? Nie ma mowy!- krzyknął i odszedł kilka kroków. Ja stałam w miejscu i przyglądałam się tej maszynie. Owszem jest duża, ale przecież nie jestem jakąś kruszynką. Mam metr siedemdziesiąt wzrostu, więc to nie jest mało. Przy nim może tak wyglądam, ale on nie może mnie traktować jak małej dziewczynki. Podeszłam do motocykla i myślałam, jak na niego wsiąść. Wiedziałam, że jest ciężki ale przecież kobiety też na nich jeżdżą.
-Co Ty kombinujesz? - usłyszałam za plecami i uśmiechnęłam się, że jest blisko.
-Mogę Cię do tego przekonać? - odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
-Nie patrz tak na mnie! Słyszysz?- zrobiłam krok w jego stronę i dotknęłam jego klatki piersiowej. Przesuwałam powoli rękę wyżej, aż zatrzymała się na jego karku i widziałam, że jestem na dobrej drodze. Wziął głęboki oddech, jakby próbował się opanował.
-Proszę. - wyszeptałam przy jego ustach i go pocałowałam. Przycisnął mnie mocniej do siebie.
-Będę tego żałować. - odezwał się po chwili, gdy się odsunął.
Dałam mu buziaka w policzek i klasnęłam w dłonie. Cieszyłam się jak dziecko, gdy dostanie lizaka. Pomógł mi usiąść i zajął miejsce za mną. Trzymałam mocno kierownice i słuchałam jego poleceń. Oczywiście dopiero po kilku próbach udało mi się go odpalić. Brandon również trzymał kierownice i kazał mi dodać gaz, a ja wstrzymałam oddech gdy ruszyliśmy z miejsca.Przejechaliśmy kilka metrów i to było cudowne uczucie, ale chciałam czegoś więcej. Gdy się zatrzymał kazałam mu zejść, żebym mogła to zrobić sama. Widziałam, że się zawahał.
-Będziesz przecież obok mnie. - próbowałam go uspokoić, bo był cały spięty.
-To nie jest zabawa Amanda. Możesz zrobić sobie krzywdę.- oznajmił i chciał pomóc mi zejść.
Jednak ja byłam uparta i dodałam gaz. Odjechałam kawałek i cieszyłam się, że mi się to udało. Krzyknął za mną, ale ja byłam za bardzo podekscytowana tym uczuciem. Zrozumiałam czemu on tak uwielbia na nim jeździć. Chwilę później poczułam, że tracę równowagę i motocykl się przewraca. Znalazłam się na ziemi przygnieciona przez niego.
-Amanda!- usłyszałam jego krzyk, a później podniósł go ze mnie. Poruszyłam nogami, które lekko mnie bolały.
-Nic mi nie jest. - oznajmiłam i powoli się podniosłam.
-Jesteś jak dziecko! Czemu to zrobiłaś?! Wiesz co mogło się stać?! - krzyczał, a ja zamknęłam oczy. Miał rację, że o tym nie pomyślałam. Jednak chciałam zrobić coś czego chciałam i nie myśleć o konsekwencjach. Zawsze muszę uważać na to co mówię i robię, ale z nim czuję się swobodnie.
-Przepraszam. - wyszeptałam i podniosłam na niego wzrok.
Wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Zacisnął ręce w pięści i nawet nie próbował mnie dotknąć. Nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Patrząc mu w oczy przysunęłam się i przytuliłam do niego. Stał sztywno i ciężko oddychał. Niepewnie mnie objął, a wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
-Chodź, idziemy do domku. - oznajmił i poszliśmy do środka.
Zrobiłam nam herbatę, a on rozpalił w kominku. Usiadłam na kocu i wpatrywałam się w ogień. Przestraszyłam go i widziałam, że też zatopił się w swoich myślach. Pomyślałam co ja bym czuła, gdyby jemu się coś stało. Chociaż on ryzykuję za każdym razem jak wychodzi na ring. Wtedy o tym nie myślałam, ale teraz sytuacja się zmieniła. To jest bardziej ryzykowne, niż moja jazda na motocyklu. Usiadł obok mnie i w końcu na mnie spojrzał.
-Nie rób tego więcej. Obiecałaś, że mnie nie opuścisz. A ryzykujesz własnym życiem.- odezwał się, ale ja usłyszałam oskarżenie w jego głosie. Jakby strofował małe dziecko i nie spodobało mi się to.
-Ty niby tego nie robisz? - zapytałam, a on zmarszczył brwi zdezorientowany. - Mówię o walkach? Nie ryzykujesz?
-Wiem co robię. Nic mi się nie stanie. - odpowiedział pewny swoich słów, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.
-Jesteś tego pewny?! Jaką masz gwarancję? Widziałam co się na nich dzieję, więc przestań gadać głupoty. Nie możesz mi niczego zabronić, tak ja nie mogę tobie Brandon. - oznajmiłam zgodnie z prawdą i czekałam aż dotrą do niego moje słowa. Nie jestem dzieckiem, a on nie jest moich ojcem ani matką. Miałam już dość zakazów i rozkazów w moim życiu. Nie po tu przyjechałam, żeby znowu na to pozwolić. Zaczynały napływać do mnie wspomnienia i poczułam łzy.
-Amanda już dobrze. Hej uspokój się. Chodź do mnie. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Też mi to obiecałeś, ale i tak nie zrezygnujesz z walk prawda?- wyszeptałam, gdy uspokoiłam już trochę płacz.
-Nic mi nie będzie. Szybciej dostanę zawału jak jeszcze raz wsiądziesz sama na mój motocykl . - zażartował i uśmiechnął się do mnie. Czułam się spokojniejsza, że mnie uspokoił, a nie zaczął kłótnie.
-Jak na razie wystarczy mi wrażeń. - odpowiedziałam i pocałowałam go.
Resztę dnia spędziliśmy razem i zaproponował, że jutro zabierze mnie na trening od mistrza Ocana. Teraz gdy jest ze mną, rzadziej się tam pokazywał. Dzieciaki go uwielbiają i czekają na każdą jego wizytę. Ja też ucieszyłam się, że zobaczę mistrza i porozmawiamy.
Kolejne chwile razem i kolejna próba, którą przetrwali. Czy zawsze będą potrafili się dogadać? czy nikt nie wtrąci się do ich związku? Miłego czytania
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro