Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Warunek

Amanda

Do Manchesteru dojechałam popołudniu i od razu udałam się do mojego rodzinnego domu. Chciałam mieć to jak najszybciej z głowy i wrócić do Londynu. Rano nie udało mi się porozmawiać z Brandonem, ale nie ustąpię tak łatwo. Samochód zatrzymał się na podjeździe i spojrzałam na miejsce mojego dzieciństwa. To tu spędziłam zarówno szczęśliwe jak i tak złe chwilę. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o zagłówek, aby zebrać siły do rozmowy.  Brandon chcę zaryzykować swoim życiem dla tych dzieciaków, więc moja duma przy tym to nic. Kierowca otworzył drzwi, więc przyszła pora się z tym zmierzyć.

-Witamy w domu panno Thomson. - przywitała mnie gospodyni, gdy tylko weszłam do środka.

-Dzień dobry. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Była starszą kobietą, która zajmowała się domem już od kilku lat.

-Pani Monica jest w salonie. - powiedziała, a następnie poszła w stronę kuchni.

Wszędzie gdzie nie spojrzałam wracały do mnie wspomnienia. Nic nie zostało zmienione i mogłam sobie przypomnieć śmiech mojego taty, gdy razem się bawiliśmy. Nasze długie rozmowy i plany na przyszłość. Zabierał mnie do firmy i uczył wszystkiego, abym była gotowa ją kiedyś przejąć.  Poświęcał mi cały swój wolny czas i dawał poczucie bezpieczeństwa. Teraz  czułam się podobnie przy Brandonie i zrobię wszystko żeby go nie stracić. Zauważyłam matkę siedzącą na kanapie z czasopismem w ręku.

-Widzę, że nic się tu nie zmieniło. Włącznie z tobą. - odezwałam się, na co szybko odwróciła głowę. Widziałam zaskoczenie na jej twarzy i ucieszyłam się z tego. Nie spodziewała się mnie tutaj, więc będzie sama bez swojego kochanka.

-Co tu robisz?- zapytała, a ja miałam ochotę się roześmiać. Czułam się pewna siebie, bo te miejsce tak na mnie działa. Urodziłam się tu i wychowałam, znając zwyczaje panujące w bogatych rodzinach. Słabi ludzie nie mieli szans w ich świecie, więc trzeba nakładać maskę aby przetrwać.

-Czyżbyś nie chciała mnie widzieć? - przygląda mi się podejrzliwie, ale ja nie miałam ochoty na daremne rozmowy z nią. -Potrzebuje twojego zgody na przelew.

-Przelew? Zadzwonię po Richarda jeśli mamy rozmawiać o pieniądzach. - oznajmiła i wzięła telefon do ręki. Podeszłam do niej i zabrałam go jej.

-Nie sądzę. Twój kochanek nie ma tu nic do powiedzenia. To są moje pieniądze, a ty masz złożyć tylko podpis. - wytłumaczyłam, na co zamilkła. Przeszłam przez salon i usiadłam przy stole.

-To mój mąż. Chyba nie sądzisz, że się na to zgodzę? - usłyszałam jej kpiący głos.

-Jestem pewna, że nie zrobisz tego za darmo. Nie kiwnęłabyś nawet palcem jakbyś nie miała z tego korzyści, droga matko. - oznajmiłam i widziałam jak poczerwieniała ze złości.

Przez telefon wytrąciła mnie z równowagi, ale ten dom przypomniał mi tatę i wszystko czego mnie nauczył. Przez wiele lat widziałam jak matka go traktowała, ale on nigdy nie podniósł na nią głosu.  Był najwspanialszym facetem na ziemi i nie zasłużył na to, co go spotkało.

-Wyjdziesz za Liama. - powiedziała, a ja uniosłam brew i uśmiechnęłam się.

-Nie rozśmieszaj mnie. Powiedziałam Ci, że nigdy do tego nie dojdzie. Nigdy. - odpowiedziałam i spojrzałam jej w oczy, aby wiedziała że nie żartuję.

- Ostatnio nie byłaś taka pewna siebie. Co się zmieniło? -zapytała, a ja zastanowiłam się nad jej słowami. Być może moja determinacja, aby powstrzymać Brandona dodała mi sił. Nie miałam zamiaru wyjechać stąd bez tych pieniędzy.

-Nic. Zadzwonię po Davida aby przywiózł dokumenty. - oznajmiłam i wyjęłam telefon z torebki. Mój przyjaciela mógł zjawić się tu w ciąg kilku minut. Był przygotowany i czekał tylko na sygnał ode mnie. Wujek już wraził zgodę.

-Nie tak szybko moja panno. - zaśmiała się, a ja zamarłam na chwilę. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na nią. - Jak widzę uparłaś się, aby nie wyjść za Liama. Nawet nie chcesz go poznać, więc dam Ci taką możliwość.

Zobaczyłam jak bierze znowu swój telefon i uśmiecha się przebiegle. Poszła do gabinetu, a ja siedziałam zastanawiając się o co chodzi. To prawda, że nie chciałam mieć z nim nic do czynienia. Jego ojciec zniszczył naszą rodzinie. Gdy dowiedział się o zdradzie matki pojechał tam, aby ją przyłapać. Zażądał rozwodu, ale w drodze powrotnej doszło do wypadku. Siedziałam przy jego łóżku przez ostatnie godziny jego życia i przysięgłam zrobić wszystko aby utrzymać firmę. Kazał mi obiecać, że nie pozwolę aby jego ciężka praca trafiła w ręce tej kobiety.

-Co masz na myśli?- zapytałam cicho, gdy tylko wróciła.

-Niedługo się tego dowiesz.- oznajmiła i rozsiadła się wygodnie na kanapie.

Milczała, a ja z minuty na minutę denerwowałam się coraz bardziej. Wstałam, bo nie mogłam już usiedzieć w miejscu. Zerkała na mnie i jej uśmiechnięta twarz nie wróżyła nic dobrego. Chyba nie zadzwoniła po urzędnika, aby zmusić mnie do ślubu? Byłam pewna, że wymyśliła coś co mi się nie spodoba. Nie mogłam jej pokazać jak bardzo mi zależy na tym podpisie.

Usłyszałam jakieś głosy za plecami i zmarszczyłam brwi nasłuchując. Po chwili do salonu wszedł Richard ze swoim synem. Westchnęłam i zacisnęłam palce na oparciu krzesła. Liam był wysokim blondynem z niebieskimi oczami. Miał na sobie białą koszulę i ciemny garnitur.

-Nie umiesz sama sobie poradzić z własną córką, więc zadzwoniłaś po wsparcie? - zadrwiłam i zobaczyłam jak wita się z nim i mówi coś cicho, czego nie usłyszałam. Spojrzeli na mnie, a ja przewróciłam oczami.

-Witaj moja  przyszła żono. - podszedł do mnie Liam zbyt blisko, więc się odsunęłam.

-Nie zbliżaj się do mnie. - wycedziłam, na co zmrużył oczy.

-Jestem ciekawy jak w takim razie, wyobrażasz sobie nasz wspólny wieczór dziś? - zaśmiał się, a ja zamarłam. Skierowałam wzrok na matkę, która uśmiechnęła się do mnie zadowolona.

-Wspólny....wieczór...ja i ty? - mówiłam cicho i analizowałam jego słowa.

-Owszem. Jeśli się na to zgodzisz, ja podpiszę przelew.- oznajmiła matka i stanęła obok niego. Wszyscy troje patrzyli na mnie, a ja gorączkowo myślałam co mam zrobić.

-Ja to ma wyglądać?- zapytałam, bo chciałam wiedzieć co mają na myśli mówiąc wspólny wieczór.

-Pójdziemy na kolację, a później do klubu. - odezwał się Liam i puścił do mnie oczko. Widziałam ja obejrzał moje ubranie i się skrzywił. Miałam na sobie zwykle jeansy i podkoszulek ze sweterkiem. -Mam nadzieję, że się przebierzesz?

-Oczywiście, że tak!- krzyknęła moja matka zanim zdążyłam się odezwać. Spiorunowałam ją wzrokiem, ale ona była już w swoim świecie. Na pewno liczyła, że po tym wieczorze zgodzę się na ślub.

-Nie mam ze sobą żadnych ubrań. - przypomniałam jej, lecz tylko machnęła lekceważąco ręką.

-Na górze jest pełna szafa. Na pewno coś wybierzesz. Musisz się też umalować i uczesać. Nie możesz się pokazać w takim stanie. - dotknęła moich włosów krzywiąc się, na co jej pasierb zaczął się śmiać.

Wyglądało na to, że nie miałam innego wyjścia. Musiałam zacisnąć zęby i się na to zgodzić. To i tak niewielka cena jeśli dzięki temu uratuję hale dla dzieciaków i powstrzymam Brandona. Bez słowa poszłam na górę do swojego pokoju i zabrałam kilka ubrań. Zadzwoniłam do Davida, aby przyjechał po mnie i przywiózł dokumenty. Gdy zeszłam na dół zastałam Liama czekającego przy schodach.

-Spotkamy się w Haozhan o 17.00 - powiedziałam, gdy przechodziłam obok niego.

-Nie pojedziemy razem? Gdzie się zatrzymasz? - pytał, ale go zignorowałam i poszłam do salonu.

-Zaraz będzie tu David po twój podpis. - oznajmiłam, a oni spojrzeli na mnie zaskoczeni.

-Mam podpisać teraz? Jaką mam gwarancję, że nie wyjedziesz?!- krzyknęła wystraszona i widziałam jak wymieniała z nimi spojrzenia.

-Doskonale wiesz, że dotrzymam słowa. Nie jestem tobą. - odpowiedziałam z satysfakcją widząc jej oburzoną minę.

Zajrzałam do kuchni, aby pożegnać się z gospodynią. Nie miałam ochoty spędzać z nimi więcej czasu. Gdy tylko zjawił się David i moja matka złożyła podpis, wyszliśmy stamtąd bez słowa.

-Czego zażądała w zamian? - zapytał, gdy wsiedliśmy do jego samochodu.

-Jak Ty dobrze ją znasz.- zaczęliśmy się oboje śmiać i mogłam odetchnąć mając to czego chciałam. Zamknęłam oczy czując jak samochód ruszył do przodu.

-Amanda?- odezwał się, gdy nic nie mówiłam.

-Mam spędzić wieczór z Liamem. - odpowiedziałam i poczułam szarpnięcie, gdy zatrzymał się.

-Co?! Z tym kretynem?- krzyknął, a ja wzruszyłam ramionami.

-Nic mi nie będzie. Poradzę sobie z nim. Nie martw się przyjacielu. - zapewniłam i poklepałam go żartobliwie po kolanie.

-Jak ma na imię ten facet dla którego to robisz?- zapytał, a ja uśmiechnęłam się do niego. Znał mnie bardzo dobrze i nie dziwiło mnie, że się domyślił.

-Brandon. Co słychać u twojej dziewczyny? - odpowiedziałam, na co pokręcił głową rozbawiony.

-Nie zmieniaj tematu Thomson! Masz mi wszystko o nim opowiedzieć! Oby był tego wart. - zaśmiał się i poruszył zabawnie brwiami.

-Jest wart o wiele więcej David. - odparłam i zamknęłam tym temat na jakiś czas. Musiałam spędzić miło czas, aby mieć siłę na wieczorne spotkanie. Chciałam też odwiedzić wujka i zajrzeć do firmy.



I ja Wam się podoba przebieg spotkania? Zgodziłybyście się na jej miejscu na taki warunek? Co myślicie teraz o Amandzie? Jaki będzie Liam?

Dziękuje za motywację do pisania i dzięki temu rozdział już dziś. Miłego wieczoru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro