To zależy od Ciebie
Amanda
Przytuliłam się do niego, ale w środku targały mną sprzeczne emocje. Chciałam mu zaufać i dać szansę, ale okropnie bałam się cierpienia. Nie wiem czy zdołam się podnieść jeśli to znowu się powtórzy. Ale jak długo dam radę oszukiwać sama siebie, że potrafię trzymać się od niego z daleka. Po tym co usłyszałam, wiem że on też potrzebuje uczucia i bezpieczeństwa. Tylko dlaczego do tej pory tego nie znalazł? Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się delikatnie, ale widziałam w jego oczach niepewność. Czyżby bał się mojej reakcji? Tego co o nim pomyślę? Ja nie rozumiałam co on widzi we mnie, bo nie byłam nawet w jego typie. Zwykła dziewczyna, a on może mieć każdą.
-Dlaczego ja?- zapytałam nagle, bo nie mogłam tego zrozumieć.
-Co?- odpowiedział zdezorientowany i zmarszczył brwi.
-Dlaczego ja? Możesz mieć każdą, ale to mi powiedziałeś o swojej przeszłości. Nie rozumiem.- spoważniał i przyglądał mi się chwilę.
-Ponieważ jesteś prawdziwa. Naturalna, szczera i niczego nie udajesz. Patrząc w Twoje oczy mam wrażenie, że nic więcej nie istnieje. Chciałbym abyś mi uwierzyła, że dla mnie to co ważnego. Przy Tobie chcę być inny, lepszy. - mówił, a ja zaczynałam mu wierzyć.
-Chcesz się zmienić? Zrezygnujesz z tego co miałeś?-zapytałam, aby miał świadomość tego z czym się to wiąże.
-Chodzi ci o alkohol....- zaczął, ale mu przerwałam.
-Raczej o twoje panienki do łóżka.- wytłumaczyłam i przyglądałam się jego reakcji. Wziął głęboki oddech i się zamyślił.
-To pozwalało mi odreagować. Gdy wracały wspomnienia, szukałem przyjemności aby zagłuszyć ból. Nic dla mnie nie znaczyły.- odpowiedział po chwili.
-Tak jak ja tamtej nocy.- wyszeptałam i usłyszałam jak zaklął po nosem. Zmarszczyłam brwi, bo zdziwiłam się jego reakcją.
-Amanda, my nie spaliśmy ze sobą. Do niczego nie doszło między nami. - nie wiedziałam czy go uderzyć czy zacząć się śmiać.
-Jasne. Obudziłam się w twoim łóżku, w twojej koszulkę, przytulona do Ciebie i mam w to uwierzyć? Przecież pamiętam, że się całowaliśmy i jak zdjęłam ci koszulkę. - mówiłam cicho i przypomniałam sobie tamtą sytuację.
-Owszem i na tym się skończyło. Wyszedłem, a ty zasnęłaś. -dokończył i splótł nasze dłonie. Jego słowa docierały do mnie jak z oddali i układałam sobie to wszystko w głowie.
-Ale rano powiedziałeś i zachowywałeś się jakbyśmy....- mówiłam żeby zrozumieć jego postępowanie.
-Się kochali. Chciałem Cię zranić i ukarać.- dokończył, a ja wyszarpałam rękę, bo wszystko zrozumiałam.
-Za motocykl! Kretynka ze mnie! Teraz też kłamiesz?!- chwycił mnie mocno i przytrzymał za podbródek zmuszając do patrzenia mu w oczy.
-Nie. Za to co do Ciebie poczułem. Wystraszyłem się tego. Nie wiedziałam co zrobić, więc wykorzystałem sytuację. Chciałem trzymać się od Ciebie z daleka, ale nie potrafiłem. - patrzył na mnie tak intensywnie, że nie potrafiłam odwrócić wzroku. Sama robiłam to samo co on. Odpychałam go, bo bałam się tego uczucia i tego co ze mną zrobi.
-A teraz? Co będzie jutro? Przecież do tej pory nie byłeś w związku Brandon? Jesteś gotowy to zmienić?- pytałam i zadawałam sobie te sama pytania.
-To zależy od Ciebie. Jeśli obiecasz mi, że mnie nie zostawisz zrobię wszystko, aby nam się udało. - zapewnił i mnie przytulił.
-Będziesz potrafił obiecać mi to samo? - wyszeptałam i zamknęłam oczy czekając na jego odpowiedź.
-Tak mała. Będę. - usłyszałam jego pewny głos i się uśmiechnęłam.
Czułam, że jestem w takim miejscu gdzie nie mogę już zawrócić. Odsunęłam się i dotknęłam jego policzka. Zamknął oczy, a ja nieśmiało dotykałam jego twarzy. Chciałam poznać go całego, więc dotknęłam jego ramion i przesuwałam palce na klatkę piersiową. Otworzył oczy i widziałam w nich pożądanie, które sama też czułam. Popchnął mnie lekko na plecy i położył na kocu. Czułam jego dłonie na szyi, dekolcie, następnie jego usta na swoich. Zamknęłam oczy i poddałam się przyjemności. Oddałam pocałunek i czułam, że moje ciało płonie. Nie wiedziałam, że tak intensywne doznania są możliwe.
-Amanda..... jeszcze żadna kobieta nie działała na mnie tak bardzo..... Chcę byś na zawsze stała się częścią mnie.... Powiedz, że też tego chcesz. Że czujesz to samo co ja.- włożył rękę pod bluzę i poczułam jak tracę oddech. Nic liczyło się nic, oprócz jego dotyku.
-Nie przestawaj.- wyszeptałam, gdy zdjął mi górę ubrania. Odsunął się i zrzucił z siebie koszulkę. Patrzyłam na każdy centymetr jego ciała, jednak nie wykonałam nawet najmniejszego ruchu.
-Nie bój się mnie dotknąć. Po prostu to zrób. - odezwał się widząc jak bardzo jestem zdenerwowana.
Poczułam jak chwyta moją rękę, a następnie przysuwa do swojego ciała. Podążałam wzrokiem jakby mnie w ten sposób zahipnotyzował. Po chwili uniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Zdałam sobie sprawę, że mimo swojego oporu zakochałam się w nim. . Nic już mnie nie ochroni i będę musiała się z tym zmierzyć. Chciałam wykorzystać czas, który z nim jestem. Chłonąć jego zapach, głos i dotyk.
-Pragnę Cię Brandon. - wyszeptałam i przyciągnęłam go do pocałunku.
Zanurzyłam palce w jego ciemnych włosach, a on zacisnął palce na moich biodrach. Całował, dotykał i pieścił każdy skrawek mojego ciała, powoli zdejmując resztę ubrania. Wszystko zapamiętam i te wspomnienia zachowa do końca życia. Będziemy kochać się bez pośpiechu i namiętnie, a jutro zastanowię się co dalej.
Obudziłam się, a za oknem było zupełnie ciemno. Brandon przytulał mnie mocno do siebie, a ja z uśmiechem na twarzy przyglądał się mu. Wszystko potoczyło się tak szybko, ale nie żałowałam ani sekundy. Dał mi wiele przyjemności i na samo wspomnienie tych chwil, czułam jak robią mi się czerwone policzki. Nie wiedziałam, że mężczyzna może tak reagować na mój dotyk. Czułam się jakbym dopiero pierwszy raz to robiła. Wcześniejsze doświadczenie przy tym jest blade i nijakie. Może tak naprawdę nie kochałam Jamesa? Bo to co czuję do Brandona jest czymś silniejszym i wzbudza więcej emocji.
-O czym tak rozmyślasz? Chyba nie żałujesz?- usłyszałam jego głos i wtuliłam się w niego. Dotknęłam jego policzka i następnie złożyłam tam pocałunek.
-Nie. - odpowiedziałam, na co wyraźnie się rozluźnił.
-Umieram z głodu. Chodźmy coś przygotować. - wstał i wciągnął na siebie ubranie. Obserwowałam go, gdy rzucił we mnie moje ciuchy głośno się śmiejąc. Wyszedł do kuchni, a ja szybko się ubrałam. Związałam włosy i poszłam mu pomóc. Zrobiłam nam kawę, a on przygotował kanapki. Usiedliśmy przy stole i zajadaliśmy w ciszy.
-Jaka jest twoja rodzina? Gdzie mieszkają?- zapytał naglę, a ja zakrztusiłam się kawą. Wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić. Powinnam była się domyślić, że mnie o zapyta.
-Moja rodzina... Moja matka mieszka w Manchesterze, razem z drugim mężem Richardem. - zaczęłam i zastanawiałam się co mogę mu powiedzieć. Ile w mojej sytuacji mogę mu zdradzić.
-A twój tata?- poczułam gulę w gardę i musiałam przełknąć, aby się nie rozpłakać.
-Zmarł pół roku temu.- wyszeptałam, a on ścisnął mi dłoń. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Widziałam, że uważnie mi się przygląda i czeka aż powiem coś więcej.
-Nie masz rodzeństwa?- zadał kolejne pytanie i poczułam ulgę, że nie ciągnął tematu mojego ojca.
-Nie. Jestem sama.- odpowiedziałam szczerze, tak właśnie się czułam. Pociągnął mnie za rękę i posadził sobie na kolanach.
-Nie jesteś. Nie będę Cię naciskał i dam czas na podjęcie decyzji. Poczekaj.- wstał i wyszedł do salonu. Wrócił po chwili i włożył mi do ręki klucz. - Dorobiłem drugi. Jeśli zdecydujesz się mi zaufać, to po prostu go użyj. Nie musisz nic mówić, wystarczy że do mnie przyjdziesz.
Spojrzałam na klucz w dłoni i nie wiedziałam co powiedzieć. Dał mi czas, którego potrzebuję. Zachowywał się dziś jak ktoś zupełnie inny. Był opiekuńczy, troskliwy i mi zaufał. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego.
-Gdzie jest Brandon, którego wszyscy się boją?- zapytałam rozbawiona.
-Dla Ciebie nie potrafię taki być. Co Ty ze mną zrobiłaś? - zaśmiał się i mnie pocałował.
Następny rozdział. Nie wiem czemu, ale ciężko mi się dziś pisało. Oby nie wyszedł tak strasznie. Miłego czytania i czekam na szczere opinię.
Koniec ich weekendu i teraz czas na podjęcie decyzji. Wiedzą o sobie więcej i czy zaryzykują? Czy Brandon potrafi się zmienić, a Amanda zaufać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro