Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tak to wymyśliłeś?

Amanda

Obudziły mnie promienie słońca i chciałam się rozciągnąć, ale coś mnie przygniatało. Otworzyłam oczy i poczułam mocny ból głowy, a na moim brzuchu leżała czyjaś ręka. Zesztywniałam i na chwilę wstrzymałam oddech.   Odwróciłam powoli głowę i ten widok mnie przeraził. Gwałtownie się odsunęłam, aż wylądowałam tyłkiem na podłodze.

-Co się dzieje?-usłyszałam głos chłopaka, a po chwili jego twarz nad sobą.

-Amanda?- zaczął i chciał podać mi rękę.

-Nie dotykaj mnie! -krzyknęłam i szybko się podniosłam z podłogi. Przyglądał mi się, a ja cała się trzęsłam.

-Co ja tutaj robię?- zapytałam, na co uniósł brew tylko brew uśmiechając się.

-Sama chciałaś tu iść.- odpowiedział po chwili zadowolony z siebie. Usiadł na łóżku i oparł się o zagłówek.

-To niemożliwe. Po co miałabym to robić?- nie mogłam sobie przypomnieć co się wczoraj stało. To na pewno sen i zaraz się obudzę z tego koszmaru.

-A jak myślisz? - wstał i zobaczyłam, że jest w samych bokserkach. Przełknęłam głośno, a on zaczął do mnie podchodzić. Odsunęłam się pod samą ścianę, jednak on znalazł się blisko mnie.

-Możesz... możesz się ubrać? Nie zbliżaj się.- wyszeptałam przerażona, gdy spojrzał mi w oczy.

-Wczoraj mówiłaś coś innego. Nie mogłaś przestać mnie całować. -powiedział po chwili i poczułam jego usta na swoich, ale go odepchnęłam.

-CO?! Kłamiesz! Nigdy bym...- zamarłam, bo przypomniało mi się jak rzuciłam się na niego, a następnie gadałam te wszystkie głupoty. Jak powiedział, że będę w jego łóżku.  Czułam jak robię się czerwona i zamknęłam oczy.

- Przypomniałaś sobie kochanie?- zaśmiał się dotykając mojego policzka, ale szybko odsunęłam jego dłoń.

-Nie nazywaj mnie tak! -krzyknęłam i  miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Spojrzałam w dół i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem ubrana w męski podkoszulek.

-Rozebrałeś mnie? Czy... czy my...- zaczęłam, ale nie mogłam tego powiedzieć. Ta myśl kompletnie mnie sparaliżowała.

-Czy my co?- usłyszałam jego rozbawiony głos i spojrzałam na niego.

-No wiesz...czy ty i ja... czy my...-czułam jak brakuje mi oddechu i zaczęłam płakać, ale on nic sobie z tego nie robił.

-Tylko mi nie mów, że nie pamiętasz naszego namiętnego seksu? Byłaś bardzo zmysłowa i rozkoszna kochanie. -gdy tylko to usłyszałam, nogi się pode mną ugięły i usiadłam na podłogę. Łzy same mi leciały, więc zakryłam twarz rękami.

-Jak mogłeś?- zapytałam, ale przez płacz mój głos był niewyraźny.

-Oboje tego chcieliśmy. Nie zwalaj winy na mnie. Jestem tylko facetem, a Ty byłaś chętna. - odpowiedział, a ja czułam że mi niedobrze i  chciałam stąd wyjść.

-Jesteś draniem! -krzyknęłam i nie mogłam uwierzyć, że wpakowałam się w taką sytuację.

-Żadna nigdy nie narzekała. Zawsze wychodziły zadowolone. - ciągnął dalej, a ja poczułam że zaraz zwymiotuję. Nie mogłam tego słuchać. Spojrzałam na łóżko i poczułam się brudna.

-Gdzie moje ubranie?-wyszeptałam po chwili, podnosząc się z podłogi.

-Chcesz już iść? A śniadanie? Odwiozę Cię.- pytałam, na co zamknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów dla uspokojenia. Gdy je otworzyłam widziałam, że czeka na to co powiem, jednak ja nie miałam zamiaru z nim rozmawiać. Podniosłam sukienkę, która leżała na krześle i chciałam się przebrać.

-Możesz wyjść?- zapytałam starając się, aby mój głos brzmiał pewniej. Zobaczyłam tylko jego bezczelny uśmiech.

-Przypomnę Ci o czymś. Widziałem Cię nago, więc się nie krępuj. - usłyszałam i zacisnęła pięści, aby znowu nie zacząć płakać. Czułam jak paznokcie wbijają mi się w skórę i skupiłam się chwilę na tym.

-Proszę. - przyglądał mi się, ale po chwili wziął swoje ubrania i poszedł w stronę łazienki zapewne.

- Ogarnę się i Cię odwiozę. - odpowiedział i wszedł do środka.

Szybko się przebrałam i założyłam buty. Upewniłam się, że leci  woda i nie usłyszy ja wychodzę. Otworzyłam drzwi i zrobiłam dwa kroki, a następnie zostałam przyciśnięta do ściany.

-Co tam robiłaś?! To pokój Brandona, a tam nikt nie ma prawa wchodzić?! Słyszysz?! Odpowiadaj!- stał przede mną wysoki blondyn. Miał na sobie czarne spodenki i  koszulkę, a jego niebieskie oczy nie odrywały ode mnie wzroku.

-Ja.....- zaczęłam cicho, a on nie odrywał wzroku od mojej twarzy.

-Tak Ty. Kto Ci pozwolił tam wejść? Dziewczyny mają zakaz wstępu do tego pokoju! Więc?  - krzyczał nadal, a ja nie wiedziała co mam robić.

Może powinnam go uderzyć i uciec? Tak jak mnie uczyli na kursie samoobrony. Tylko jak to było? Trafiaj w najczulszy punkt mężczyzny i uciekaj jak najszybciej. Już miałam to zrobić, gdy nagle został ode mnie oderwany. Zobaczyłam jak Brandon go odpycha i wściekły krzyczy.

-Co Ty wyprawiasz Lucas?! - odwrócił się w moją stronę, a ja zamarłam pod jego spojrzeniem. Jego czarne oczy patrzyły na mnie z troską, której wcześniej nie widziałam.

-Amanda dobrze się czujesz?- zapytał i dotknął znowu mojego policzka. Miałam ochotę się do niego przytulić i nie potrafiłam tego zrozumieć. Patrzeliśmy na siebie i nie mogłam uwierzyć, że to ten sam chłopak, który przed chwilą śmiał się ze mnie. Chłopak, który mnie wykorzystał, gdy byłam pijana.

-Nic mi nie jest. - odpowiedziałam i odwróciłam się, aby odejść. Jednak zatrzymały mnie słowa tego drugiego chłopaka.

-Amanda? Dziewczyna, która zniszczyła ci Twój motocykl? Twoją dziewczynkę? - zatrzymałam się i powoli odwróciłam.

-Zamknij się!- krzyknął Brandon.

-Wiedziałeś? Od początku wiedziałeś, że to ja? - wyszeptałam patrząc na niego, ale nie bałam się jego reakcji. Zdałam sobie sprawę, że to wszystko było zaplanowane.

-Posłuchaj mnie...- zaczął, jednak szybko mu przerwałam.

-To miała być zemsta?! Dlatego mnie wykorzystałeś?!- krzyknęłam w jego stronę i zobaczyłam jak Lucas patrzy na mnie zadowolony.

-To dlatego była w Twoim pokoju? Ale przecież zawsze zabierasz je do tego od bzykania. - zaśmiał się, a ja miałam przed oczami obraz jego z tymi panienkami. Słyszałam jaką ma opinię i jak traktuję kobiety. Ona jednak nie widziały w tym problemu, skoro sama do niego przychodziły.

-Odpowiedz! Dlaczego?- krzyknęłam w jego stronę, a on przyglądał mi się w milczeniu.

-Powinnaś się czuć wyjątkowa mała. Byłaś pierwszą dziewczyną w jego łóżku. - ciągnął dalej blondyn. Zastanowiłam się chwilę nad jego słowami.

-Myślałeś, że jestem dziewicą prawda? Dlatego zabrałeś mnie do swojego pokoju i chciałeś w ten sposób mnie tego pozbawić? Tak to wymyśliłeś? Rozczarowałeś się? Co poczułeś jak odkryłeś, że nią nie jestem?!- krzyczałam i zobaczyłam jak zaciska pięści.

-Stary, nie wiedziałem, że tak szybko Ci pójdzie. Powiedziałeś, że przelecisz tą laskę, a później upokorzysz i jak widzę udało Ci się. - zaśmiał się, a ja się rozpłakałam.

-Nienawidzę Cię. Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj!- krzyknęłam i pobiegłam w stronę schodów.

-Zaczekaj....-usłyszałam Brandona, a następnie Lucasa.

-Zostaw ją, zasłużyła na to. To tylko kolejna dziwka na jedną noc. - usłyszałam jego śmiech, a następnie przerażony krzyk. Odwróciłam się i zatrzymałam w miejscu. Brandon stał do mnie tyłem i przyciskał ręką chłopaka do ściany. Widziałam jak próbował się uwolnić, ale ten ściskał go za gardło.

-Collins opanuj się! Zabijesz mnie stary. - próbował, ale to nic nie pomagało. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie błagalnie.

-Pomóż mi! On znowu ma ten mord w oczach. - usłyszałam i nie wiedziałam co mam robić. Zobaczyłam, że chłopak zaczyna się dusić, więc podbiegłam i zaczęłam krzyczeć.

-Zostaw go! Zabijesz go kretynie! Słyszysz?! Brandon!- próbowałam, ale nawet nie mnie nie spojrzał.

Był skupiony na chłopaka, a ja zrobiłam chyba najbardziej szaloną rzecz jaka przyszła mi do głowy i uderzyłam go w twarz. Odgłos uderzenia chyba do niego dotarł i mój krzyk. Wtedy na mnie spojrzał i go puścił. Lucas osunął się przy ścianie i zaczął kaszleć. Ale ja patrzyłam tylko w oczy Brandona, a on w moje. Zaczęłam się powoli odsuwać do tyłu, gdy zobaczyłam jak się do mnie zbliża. Ciężko oddychał i położył ręce po obu stronach mojej głowy, gdy stanęłam przy ścianie. Nie wiedziałam co chce zrobić, ale nie miałam zamiaru okazać mu strachu.

-Uderzyłaś mnie?- wyszeptał tuż przy mojej twarzy.

-Ja...nie chciałeś...nie słyszałeś mnie, więc...- zaczęłam mówić, ale pod jego spojrzeniem uciekłam cała moja odwaga.



I jak Wam się podoba? Takiego poranka się spodziewaliście? Czy to była zemsta Brandona czy przypadek? Co teraz zrobi?

Miłego dnia i dziękuje za miłe komentarze i gwiazdki. Dzięki Wam nadal piszę i uśmiecham się przy czytaniu komentarzy :):)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro