Szalona dziewczyna
Amanda
Jesteśmy razem od kilku tygodni i na tyle ile go poznałam wiem, że to nie skończy się dobrze. Obiecał, że tylko z nim porozmawia, ale wiem jak szybko jest wyprowadzić go z równowagi. Duży wpływ ma na to jego przeszłość i mam nadzieję, że ten chłopak go nie sprowokuję. Stałam z dziewczynami i nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Jeśli pójdę za nim to może wkurzyć się jeszcze bardziej. Pomyśli, że chce bronić tego chłopaka i źle to zrozumie.
-Nie martw się,przecież Lucas z nim poszedł. - Julia próbowała mnie uspokoić.
-Myślisz, że go powstrzyma? Wiem jaki potrafi być Brandon. - odpowiedziałam i postanowiłam pojechać na te zakupy. Muszę zająć czymś myśli, bo inaczej będę się tylko zamartwiać.
-To dorośli faceci. Jeśli coś będzie się działo, to do nas zadzwonią. - odezwała się Nicole, a ja przyznałam jej rację.
-Jedźmy. Mam ochotę wieczorem się upić!- krzyknęła Julia i pociągnęła nas do swojego samochodu.
W sklepie kupiłyśmy produkty na grilla, do sałatek i alkohol. Miałam zamiar wziąć dziś przykład z dziewczyn i także trochę wypić. Jakiś czas temu powiedziałam, że więcej się nie upiję. Teraz jednak jestem z Brandonem, więc nic mi nie grozi. Najwyżej mocny ból głowy jutro rano. Pojechałyśmy do domu chłopaków i zastałyśmy w środku Bena i Dominica. Jak do tej pory rozmawiałam z nimi kilka razy, ale to z Lucasem mam najlepszy kontakt. Może to przez tamten incydent, gdy się poznaliśmy. Lucas jest wesołym i szczerych chłopakiem, który potrafi wszystkich rozśmieszyć. Dogaduję się z każdym i łatwo jest z nim znaleźć wspólny temat.
Poszłyśmy do kuchni i zajęłyśmy się szykowaniem jedzenia. Poprosiłyśmy chłopaków, aby rozpalili grilla i zrobili nam drinki. Mają fajny ogród i chętnie spędzam w nim czas.
-Widzieliście Brandona?- zapytałam, gdy podali nam nasze szklaneczki.
-Trenuje w siłowni. Nie radziłbym go teraz zaczepiać, bo wyglądał na mocno zdenerwowanego. - odpowiedział Ben i wyszedł na zewnątrz.
Wiedziałam, że zazwyczaj trenuję w ogrodzie przy worku bokserskim. Jednak dziś pewnie udał z się do siłowni z tyłu, aby być sam. Wtedy gdy się przed nim zamknęłam, to właśnie tam spędził kilka godzin. Cieszę się, że właśnie tak wyładowuję swoją złość. Wiem, że jest mu ciężko się opanować, ale się stara.
-Skarbie wróciłem!- usłyszałem krzyk Lucasa za plecami i zaczęłam się głośno śmiać.
-A kto jest tym twoim skarbem?- zapytałam rozbawiona, a on przyglądał się każdej z nas po kolei. Potarł palcami brodę i zatrzymał wzrok na mnie, a ja otworzyłam szeroko oczy.
-Wyjdź za mnie piękna. Będę Ci wierny jak pies. - oznajmił z poważną miną, a ja zakryłam ręką usta, aby nie parsknąć śmiechem.
-Zgodziłabym się, ale jest taki jeden mały, maleńki problem. - odpowiedziałam spokojnie i i rozejrzałam się czy nie widać gdzieś obok tego problemu.
-Mówisz o Brandonie? - zaśmiała się obok mnie Julia, a Lucas udawał że się zastanawia.
-Masz rację. Bardzo lubię swoją śliczną buźkę, a mógłby mi ją uszkodzić. - dotknął twarzy i uśmiechnął się do mnie. Później swój wzrok skierował na moją przyjaciółkę.- To może Julia zostanie moją żoną i będę jej wierny jak....- ciągnął dalej, ale mu przerwała.
-Jak pies. Tak samo jak Amandzie? - zapytała i uniosła brew.
-Dobra, poddaję się. Żadna z Was mnie nie chcę. Idę się upić!- krzyknął i poszedł do ogrodu, a my wybuchnęłyśmy śmiechem.
Gdy wszystko było gotowe postanowiłam iść do siłowni po Brandona. Rozejrzałam się po ogrodzie i zauważyłam, że moi znajomi już są. Matt i Ted także mieli dziś przyjść, aby wszyscy się lepiej poznali. Zazwyczaj każdy spędza czas w swoim towarzystwie, ale dziś miało być inaczej. Przyszło też kilka innych osób i wyglądało, że będzie fajna impreza. Przez jakiś czas nie chodziłam na takie spotkania, ale teraz znowu coraz częściej widzę w lustrze dawną Amandę.
Taką, która więcej się uśmiecha i czuję, że panuję nad własnym życiem.
Weszłam cicho do siłowni i zauważyłam Brandona leżącego na ławeczce. Podnosił ciężary i nawet nie zauważył mojej obecności. Usiadłam pod ścianą na podłodze i mu się przyglądałam. Był tylko w czarnych spodenkach, a ciało miał spocone od wysiłku. Jednak wyglądał teraz seksownie, że zagryzłam wargę uśmiechając się. Po jakimś czasie podniósł się i spojrzeliśmy na siebie.
-Co tu robisz?- odezwał się pierwszy, a ja próbowałam rozgryźć w jakim jest nastroju. Nie uśmiechał się i widziałam, że coś go martwi.
-Jak rozmowa z Rickiem?- zapytałam cicho i zauważyłam jak zacisnął pięści. Położył się znowu na ławeczce i zaczął podnosić ciężary.
-Martwisz się, że coś mu zrobiłem? Co jeśli teraz leży przez mnie w szpitalu? - usłyszałam i wstrzymałam oddech. Wiem, że byłby do tego zdolny ale obiecał, że to będzie tylko rozmowa. Próbowałam się opanować, aby nie pokazać jak bardzo się boję. Podeszłam bliżej i spojrzałam na niego z góry. Dalej ćwiczył i nawet na mnie nie spojrzał.
-Obiecałeś.- wyszeptałam tylko to jedno słowo, a on odstawił ciężarek i zamknął oczy.
-Dotrzymałem słowa, choć było to cholerny trudne Amanda. Poza tym ukryłaś to przed mną, więc jak mam się czuć?- zapytał, a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Musiałam jednak spróbować mu to wytłumaczyć.
-Nie chciałam Cię martwić. Myślałam, że w końcu da mi spokój.
-Jak możesz być tak naiwna? Facet Cię podrywa, a ty liczysz że odpuści!- podniósł głos, a ja się skrzywiłam. - Przecież ja robiłem to samo i teraz jesteś ze mną. Następny też może Cię zdobyć i co wtedy?! Zostawisz mnie?!
Wstał i zaczął chodzić z miejsca na miejsce. Zrozumiałem czego się boi i musiałam go uspokoić. Złożyliśmy sobie obietnicę, ale on dalej ma wątpliwości. Wiem, że jest w tym też moja wina. Mój brak reakcji i spokój potrafi wyprowadzić go z równowagi. Jednak gdy oboje będziemy się tak zachowywać to niczego nie osiągniemy. Będziemy się tylko kłócić i w końcu dojdzie do rozstania. Podeszłam do niego i splotłam nasze dłonie. Spojrzał w dół, a później w moje oczy. Był cały spięty i najwidoczniej trening nie zadział. Musiałam spróbować poprawić mu humor, aby reszta wieczoru była udana.
-Kocham Cię i nigdzie się nie wybieram. -oznajmiłam i dotknęłam jego policzka.
-Zobaczymy. Idę pod prysznic, jestem cały spocony.- odpowiedział i ruszył do ogrodu.
Westchnęłam i poszłam za nim. Ma ciężki charakter, ale ja też jestem uparta. Ten wieczór miał był idealny i nie pozwolę mu go zepsuć. Gdy byłam w ogrodzie zauważyłam jak stanął obok Lucas i rozmawiali. Dziewczyny podeszły do mnie, gdy tylko mnie zobaczyły.
-Chyba ma kiepski humor.- odezwała się Nicole i spojrzała w stronę chłopaków.
-Musi ochłonąć, bo złość z niego aż kipi.- usłyszałam następnie Julie i uśmiechnęłam się, gdy wpadłam na pewien pomysł.
-Ochłonąć? Już ja o to zadbam. - oznajmiłam i zaczęłam się rozglądać po ogrodzie.
Po chwili zobaczyłam na trawie to czego szukałam i z uśmiechem na twarzy pobiegłam w tamtą stronę. Widziałam jak dziewczyny, aż pisnęły zaskoczone ale pokazałam im, żeby były cicho. Sprawdziłam czy starczy mi węża ogrodowego, aby podejść bliżej.
-Brandon! - krzyknęłam, a on odwrócił w moją stronę, Widziała jak otworzył usta ze zdziwienia, gdy zorientował się co go teraz czeka.
-Amanda , nie rób tego! Jestem cały zgrzany po treningu, a woda jest lodowata. - próbował mnie przekonać, ale ja miałam już swój plan.
-Chętnie Cię ochłodzę kochanie. - oznajmiłam i odkręciłam wodę. Po chwili był cały mokry, a ja śmiałam się głośno. Jedni bili brawo, a inni byli przerażeni.
-Uciekaj szalona dziewczyno! - krzyknął Lucas, a ja rzuciłam wąż i czekałam na reakcję Brandona. Wytarł wodę z twarzy i spojrzał na mnie. Nie miałam zamiaru uciekać czym chyba wszystkich zaskoczyłam.
-Co to miało być?- zapytał i zmrużył oczy.
-Brandon pamiętaj, że to słodka dziewczyna. Ona nie chciała, pewnie miałam w planach podlać ogród. Prawda Amanda?- zaczął mówić Lucas i spojrzał na mnie błagalnie,ale ja nadal się tylko śmiałam.
-Uwierz mi stary, że doskonale pamiętam kim ona jest. Dlatego pozwól, że sam się z nią policzę. -usłyszałam Brandona i zobaczyłam jak do mnie podchodzi. Uniosłam brew i patrzyłam na niego pewna siebie.
-Mogłabyś mi pomóc. Przecież ja próbuje Cię uratować!- krzyknął Lucas i próbował zagrodzić mu drogę. Jednak bez żadnego problemu znalazł się tuż przed mną.
-Nawet nie zaczynaj. Narzekałeś na brak reakcji z mojej strony, więc teraz ją masz. - powiedziałam i zobaczyłam jak się uśmiechnął, ale zaraz znowu był poważny.
-Ja Ci pokaże prawidłową reakcję. - odpowiedział i przyciągnął mnie do siebie. Wbił się mocno w moje usta i podniósł do góry. Objęłam go za kark i odwzajemniłam pocałunek.
-Oboje siebie warci. Para wariatów!- krzyknął głośno Lucas.
Kolejny rozdział, który daję szczęśliwe chwilę dla naszej pary. Oboje bardzo różni, ale znajdują porozumienie. Jak Wam się podobają? Czy Brandon słusznie się obawia?
Miłego wieczoru i czytania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro