Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spotkanie z bratem

Brandon



Przyjechaliśmy razem z Davidem i Amandą do ośrodka, w którym prawdopodobnie znajduję się mój brat. Ta myśl była dla mnie nierealna, aż do spotkania z nim. Gdy tylko go zobaczyłem, uderzyło we mnie nasze podobieństwo. Miałam wrażenie, jakbym cofnął się o dobre kilkanaście lat. Nie miałem teraz żadnych wątpliwości, co do naszego pokrewieństwa. Stałem jak wmurowany i tylko na niego patrzyłem, aż Amanda usiadła obok niego na łóżku. Pokazała na mnie i przedstawiła jako swojego męża. Teraz zauważyłem, że chłopak ma niebieskie oczy naszej matki. Słysząc jak odpowiada Amandzie, nie mogłem uwierzyć że jest taki bezczelny. Miałem ochotę mu wygarnąć, gdy moja żona poprosiła abym się uspokoił. Następnie splotła nasze palce i ścisnęła mi dłoń.


-Hej jestem szczery a to różnica. Ty wyglądasz za to jak napakowany goryl. - usłyszałem, więc spojrzałem ponownie na tego dzieciaka. Amanda obok mnie wybuchnęła śmiechem, co mnie jeszcze bardziej zdezorientowało. Nie wiedziałem  kogo najpierw powinienem przywołać do porządku.

-Gdy spotkałam Thomasa pierwszy raz, usłyszałam że jest najprzystojniejszy w całym ośrodku. - odezwała się Amanda, która brzmiała jakby była z tego dumna. - Nie wydaję Ci się, że jest do kogoś podobny?

W jej oczach widziałem iskierki rozbawienia, więc zastanowiłem się nad jej słowami. Postawa Thomasa oraz zachowanie bardzo przypominało mi moje dzieciństwo. Też miałem własne zdanie na każdy temat i mówiłem co myślę. Nie zawsze dobrze na tym wychodziłem, a później ulica nauczyła mnie innych zasad. Musiałem nauczyć się, że nikomu nie można ufać oraz pozwalać sobie na słabość. Tam przetrwają najsilniejsi, którzy mogą liczyć tylko na siebie.

-Jeśli masz na myśli mnie, to czekają nas ciężkie chwilę. - powiedziałem, aby wiedziała, że zrozumiałem jej aluzję.

-Ok. Chyba źle to wyszło. Może zaczniemy od początku? Jestem Thomas Collins. - przedstawił się podając mi dłoń. Zatrzymałem na niej wzrok, a później spojrzałem na niego.

-Brandon Collins. - odpowiedziałem delikatnie ściskając mu dłoń, na co zmarszczył brwi. Po chwili zerknął na Amandę, która szybko zainterweniowała.

-Chciałam Ci o tym powiedzieć później, ale chyba nie ma wyjścia. Brandon jest twoi starszym bratem. - wytłumaczyła spokojnie, a on otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

-Brat? Mama mówiła, że  on nie żyje...- zaczął niepewnie, siadając na łóżko. Cały czas na mnie zerkał, jakby chciał się upewnić czy to prawda. Ja natomiast nie rozumiałem o czym on mówi. Jak nasza matka mogła mu coś takiego powiedzieć.

-Wiem, że to dla Ciebie bardzo dużo Thomas. Pojedziemy teraz do Manchesteru i wtedy spokojnie porozmawiamy dobrze?- zaproponowała Amanda chcąc załagodzić sytuację. Byłem jej wdzięczny, że nie chcę ciągnąć tutaj tego tematu.

-Dokładnie młody! Idź się pożegnać z kumplami, a my zabierzemy twoje rzeczy.- zawołał David, który do tej pory się nie odzywał.

Chwycił jego torbę i razem wyszliśmy z pokoju. Kilka kroków dalej Thomas skręcił w innych korytarz, a po chwili zniknął nam z oczu. Pani dyrektor zjawiła się przy nas i zaczęła rozmawiać z Amandą. Oparłem się o ścianę próbując zebrać myśli. Jeśli dla mnie to było trudne, to mogłem sobie tylko wyobrazić co teraz myśli ten młody chłopak. Nie wiedziałem co powinienem teraz zrobić czy powiedzieć.

-Przez najbliższe kilka dni zamieszkamy u Davida. Thomas go zna i będzie się czuł wtedy bezpieczniej. - powiedziała Amand, jak tylko do mnie podeszła. Kiwnąłem głową na zgodę, bo nie chciałem robić więcej problemów. Mogłem mieszkać gdziekolwiek, aby tylko była obok mnie.

-Dlaczego on myśli, że umarłem? - zapytałem, bo ta myśl nie dawała mi spokoju.

-Twój ojczym kazał dokonać twojej matce wyboru. Miała wyrzuć Cię z domu albo usunąć ciąże. - odpowiedziała patrząc mi w oczy, a ja nie wierzyłem w to co usłyszałem. Cały czas myślałem, że zrobiła to z miłości do tego złamasa.

-Urodziła Thomasa.- wyszeptałem jakby teraz prawda do mnie docierała. Zobaczyłem jak wraca  do nas z oddali. -Dzięki temu przeżył.

-To jej nie usprawiedliwia. Thomas to wspaniały dzieciak, ale nie miała  prawa Ci tego zrobić.  - wycedziła Amanda, mrużąc przy tym oczy. Broniła mnie, a to sprawiało, że kochałem ją jeszcze bardziej. Mimo napiętej atmosfery między nami, wiedziałem że ona czuję do mnie to samo.

-To przeszłość mała. Jestem dorosły, a on nadal jest dzieckiem. - pokazałem jej zbliżającego się Thomasa. Westchnęła  i odwróciła  się w jego stronę.

-Możemy jechać.- zawołał odbierając swój plecak od Davida.

Pożegnał się z dyrektorką, a następnie ruszyliśmy do wyjścia. Trzymałem dłoń Amandy, jakby była moim kołem ratunkowym. Teraz tak się czułem, bo nie wiedziałem nawet co powinienem powiedzieć. Wsiedliśmy do samochodu Davida, gdzie zająłem miejsce obok niego z przodku.

-Załatwię wszystko na uczelni, a później spotkamy się u mnie.- zaproponowałem, choć nie bardzo chciałem się rozstawać z żoną. Widziałem jednak jak patrzyła z troską na Thomasa.

-Spakuję Cię w tym czasie. Chcę wrócić jeszcze dziś do Manchesteru. - powiedziała, na co mój brat się uśmiechnął.

Czułem się dziwnie ze świadomością, że mam rodzinę. Młodszego brata, który ostatnie dwa lata spędził w ośrodku. Nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu, a teraz dzięki mojej pięknej żonie to wszystko się zmieniło. Mogłem zaprzeczać, ale w tym chłopaku płynę ta sama krew co u mnie. Nie wiem czy będę potrafił się z nim dogadać. Jest do mnie podobny, a to nie ułatwi nam kontaktu.

-Wszystko w porządku? - zapytała Amanda, gdy podjechaliśmy pod uczelnię. Wysiadła z samochodu, więc staliśmy za zewnątrz sami. Przyciągnąłem ją do siebie, na co pisnęła  zaskoczona.

-Jesteś obok, więc czego mogę chcieć więcej. - wyszeptałem jej do ucha, a później miałem zamiar pocałować. Odchyliła jednak głowę do tyłu, lekko mnie odpychając.

-Brandon... jesteśmy małżeństwem i pomogę Ci z Thomasem... ale to nic nie zmienia rozumiesz? - powiedziała, jednak nawet nie spojrzała mi w oczy.

Skrzywiłem się na jej słowa, ale nie miałem zamiaru znowu się kłócić. Mogłem zrozumieć dlatego to robi. Skrzywdziłem ją  brakiem zaufania i ostrymi słowami, które wtedy wypowiedziałem. Zdawałem sobie sprawę, że nie wybaczy mi tak łatwo. Jednak byłem pewny, że mi się to uda. Będę walczył nawet z nią samą o nasze wspólne szczęście. Udowodnię, że zasługuję na kolejną szansę.

-Nasze małżeństwo zmienia wszystko.  Mam brata, o którym nic nie wiedziałem. Wszystkie dobre rzeczy, które mnie spotykają są dzięki tobie. Nigdy więcej nie pozwolę Ci odejść. - zapewniłem ją, aby zdawała sobie z tego sprawę. Uniosłem brew czekając na jej reakcję, ale jedynie odwróciła się i wsiadła do samochodu.

Godzinę później wracałem z uczelni do mojego mieszkania. Okazało się, że mogę przyjechać na same zaliczenie egzaminów. Mam też do wyboru przeniesienie się do Manchesteru, aby tam dokończyć studia. Wiem, że Amanda ma je zdawać w trybie przyśpieszonym przez obowiązki z firmą. Od jutra miałem tam pracować razem z nią, choć nie wiedziałem w jakim charakterze.

-Collins wreszcie jesteś! Robimy imprezę!- krzyknął Lucas, gdy tylko przekroczyłem próg. Muzyka dudniła na cały dom, a wokół kręciło się kilka osób.

-Gdzie Amanda?- zapytałem, bo tylko to mnie interesowało.

-Na górze. W twoim pokoju. - odpowiedział poruszając zabawnie brwiami. Przewróciłem oczami i zacząłem się rozglądać za Thomasem i Davidem. Nigdzie ich nie widziałem, więc ruszyłem na górę.

-Zaraz zejdę.- usłyszałem Amandę, gdy otworzyłem drzwi. Stała do mnie tyłem i wkładała moje kosmetyki do torby. Zamknąłem drzwi, a następnie przekręciłem klucz, który znajdował się w zamku. Nie mogłem się oprzeć, aby nie wykorzystać sytuacji jaką miałem przed sobą.

-Witaj moja piękna żono. - odezwałem się, na co szybko na mnie spojrzała.

-Już wróciłeś. Dobrze, więc zaraz ruszamy w drogę. - powiedziała i zaczęła zapinać torbę.

Podszedłem bliżej, stając zaraz za nią. Zauważyłem, że miała trudności z zamkiem, więc położyłem swoje dłonie na jej i pomogłem zapiąć suwak. Następnie schyliłem się i pocałowałem jej szyję. Czułem jak drży, więc odsunąłem palcami jej włosy. Dotykałem przy tym jej karku, a ona stała sztywno bez słowa. Jej oddech przyśpieszył, więc uśmiechnąłe się na tą reakcję.

-Pamiętasz nasze wspólne chwilę w tym pokoju? - wyszeptałem jej do ucha, lekko je przygryzając.

-Nie rób tego.- odezwała się, ale jej głos nie był przekonywujący.

-Całowałem Cię, pieściłem, kochałem się z Tobą. Byłaś cała moja Amanda. - ciągnąłem dalej nie przestając jej dotykać.

-Brandon...- jej cichy głos dodał mi pewności, więc zacząłem  powoli odpinać jej sukienkę. Wtedy usłyszałem głośne pukanie do drzwi,  na co odsunęła się ode mnie na kilka kroków. -Otwórz!- krzyknęła głośno.

-Jeszcze nie skończyliśmy. - powiedziałem ignorując natrętne pukanie. Chciałem do niej podejść, ale wyminęła mnie i sama przekręciła szybko klucz.

-Co wy tu robiliście? Ile można czekać, aż otworzycie? Nudzi mi się.- usłyszałem głos za drzwiami, który należał do Thomasa. Podszedłem do nich i oparłem się o futrynę stając zaraz za Amandą.

-Dom jest pełen ludzi, więc jak możesz się nudzić? - zapytałem rozdrażniony jego wtargnięciem.

-Oni tylko piją i śmieją się jak kretyni. Możemy już jechać? - spojrzał na Amandę, która wzięła go za rękę i ruszyła z nim w stronę schodów.

Zabrałem swoją torbę i podążyłem za nimi. Na dole czekał już na nas David, więc poszedłem pożegnać się z chłopakami. Najbardziej będzie mi brakowało Lucasa, który teraz ściskał moją żonę i szeptał jej coś do ucha.

-Nie puścicie chaty z dymem. - zaśmiałem się do niego, gdy do mnie podszedł.

-Będę tęsknił stary. Masz odzyskać Amandę i opiekuj się swoim małym braciszkiem. Dzieciak jest wyszczekany jak Ty. - powiedział Lucas,  pokazując w jego stronę.

-Mówisz jakbyśmy się mieli więcej nie spotkać. Nie wyjeżdżam na koniec świata. - stwierdziłem, bo nie znosiłem pożegnań. Uścisnąłem go, a następnie ruszyłem do wyjścia.

-Collins? - krzyknął za moimi plecami, więc zerknąłem na niego. - Mogę zabrać twój pokój prawda?

-Spróbuj a zabiję. - odparłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi.

Zamykałem jakiś etap w swoim życiu, a rozpoczynałem nowy. Kolejny raz ruszałem w nieznane i nie wiedziałem co mnie czeka. Byłem teraz dorosły, ale uczucie niepokoju nadal mi towarzyszyło. Jedyną moją nadzieją była Amanda, która stała przed domem trzymając za rękę Thomasa. Chłopak przyglądał mi się z uśmiechem na twarzy, a ja poczułem ukłucie zazdrości. To było głupie, ale mój brat odbierał mi chwilę, które to ja mogłem z nią spędzić.

-Zajedziemy jeszcze do mistrza. Chce mu przestawić brata i pożegnać się. - oznajmiłem wrzucając torbę do bagażnika.

-Dobrze, też chcę się z nim spotkać. - odpowiedziała Amanda, która po chwili siedziała już na tylnym siedzeniu razem z Thomasem. Wziąłem głęboki oddech i zająłem swoje miejsce obok Davida. Czułem, że w najbliższym czasie moja cierpliwość będzie często testowana. A to nie jest moja mocna strona.



Rozdział później, ale nie dałam radę. Córka złapała ospę, więc mieliśmy wizytę u lekarza. Dziś pisałam, gdy zasnęła. Nie wiem co wyszło, bo trochę nie miałem głowy do pisania. Jednak nie chciałam, abyście długo czekali.

Co sądzicie o relacji Thomasa i Brandona? Czy Amanda ulegnie Brandonowi? Dogadają się?

Miłego czytania i dziękuję za głosy oraz miłe komentarze. Uwielbiam je czytać :) Pozdrawiam




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro