Problemy
Brandon
Gdy spojrzałem na wyświetlacz telefonu Amandy zobaczyłem, że nie dzwoni Nicole. Wyświetliło się "dom Manchester", więc odłożyłem go na miejsce. Usiadłem do stołu i zaczęliśmy jeść śniadanie z Lucasem. Chwilę później znowu zadzwonił ten sam numer i postanowiłem jednak odebrać. Być może stało się coś komuś z jej rodziny i chcą ją powiadomić.
-Jak długo masz zamiar mnie lekceważyć córeczko? - osobą, która dzwoniła była więc jej mama. Spojrzałem na Lucasa, który przysłuchiwał się mojej rozmowie.
-Amandy w tej chwili nie ma proszę pani. - odpowiedziałem spokojnie.
-Dlaczego odbierasz jej telefony?! Kim jesteś!?- krzyknęła, a ja byłem zaskoczony tonem jej głosu.
-Brandon. Jestem jej chłopakiem, więc może mi pani powiedzieć o co chodzi. - po chwili usłyszałem śmiech po drugiej stronie.
-Chłopakiem? Jesteś niczym więcej jak moim kolejnym wydatkiem. - oznajmiła, gdy usłyszałem dziewczyny za plecami. Nie rozumiałem o czym mówi tak kobieta, więc oddałem telefon Amandzie. Gdy na nią spojrzałem widziałem przerażenie na jej twarzy, ale zaraz znowu tą znaną mi już obojętność. - Już jest. To twoja mama.
Spojrzała mi w oczy, a później powoli wzięła telefon i wyszeptała, ze zaraz wraca. Wyszła do ogrodu,a ja stałem w miejscu i zastanawiałem się o co tu chodzi. Co miała na myśli matka Amandy, mówiąc że jestem jej wydatkiem? Powinienem pójść i dowiedzieć się tego, ale nie chciałem przeszkadzać Amandzie teraz w rozmowie. Jednak gdy wróci będzie musiała mi to wyjaśnić.
-Brandon twój telefon dzwoni. - usłyszałem Lucasa, który szturchnął mnie w ramię. Wyjąłem telefon z kieszeni i zobaczyłem, że dzwoni mistrz Ocana.
-Tak mistrzu. - odezwałem się, choć myślami byłem gdzieś indziej.
-Mamy problem, więc musisz tu przyjechać. - powiedział poważnym głosem i wrócił mnie tym do rzeczywistości.
-Jaki problem?Co się dzieje?- zapytałem po chwili.
- Chcą zabrać nam halę. Przyjedź i porozmawiamy. Będę czekał na Ciebie na miejscu. - usłyszałem w jego głosie niepokój.
-Zaraz będziemy razem z Amandą.- oznajmiłem i rozłączyłem się.
-Stało się coś?- odezwał się Lucas, widząc moje zdenerwowanie. Wziąłem głęboki oddech dla uspokojenia i zebrania myśli.
-Muszę jechać. Idę po Amandę. - odpowiedziałem i wyszedłem do ogrodu.
Zobaczyłem ją jak stała przy drzewie i wyglądała na zdenerwowaną. Krzyczała coś, ale zrozumiałem tylko że chodzi o jej tatę. Gdy podszedłem bliżej usłyszałem słowa, które zatrzymały mnie w miejscu. "To nie jest mój chłopak." , a następnie "To tylko kolega". Otworzyłem usta ze zdziwienia, bo nie spodziewałem się czegoś takiego po niej. Myślałem, że jestem dla niej kimś ważnym. Okazuje się jednak, że bardzo się myliłem. Zaufałem jej i pierwszy raz otworzyłem przed kimś serce.
-Nigdy za niego nie wyjdę!- krzyknęła i zobaczyłem, że skończyła rozmowę.
Jej słowa dźwięczały mi w głowie i zrobiły kompletny zamęt. Jej reakcja rano na wzmiankę o ślubie i to co teraz usłyszałem sprawiło, że poczułem się oszukany. Obiecała, że zawsze będzie ze mną. Teraz zaprzecza własnej rodzinie, że jesteśmy razem. Wstydzi się kogoś takiego jak ja. Chłopak z taką przeszłością nie powinien marzyć o szczęśliwej rodzinie. Co ja wiem o miłości i szczęściu. Zacisnąłem pięści i czekałem, aż zda sobie sprawę z mojej obecności. Po chwili odwróciła się i widziałem zaskoczenie na jej twarzy. Przyglądała mi się niepewnie.
-Długo tu jesteś? -zapytała cicho. Miałem ochotę podejść do niej, ale bałem się że mogę zrobić jej krzywdę. Czułem, że mogę nad sobą nie zapanować.
-Wystarczająco, żeby wiedzieć kim dla Ciebie jestem. Tylko kolegą?! Dobrze, że dowiedziałem się tego w porę.- odpowiedziałem patrząc jej w oczy, a następnie poszedłem do środka.
-Brandon?- w kuchni zaczepił mnie Lucas, ale nie miałem ochoty na rozmowę.
-Nie teraz, wychodzę. - oznajmiłem i pobiegłem do pokoju po kluczyki.
Nałożyłem na siebie kurtkę i zbiegłem na dół. Po chwili byłem już w garażu i odpalałem swój motor. Musiałem jechać do hali, chociaż teraz miałem ochotę rozładować swój gniew. Przekroczyłem znacznie prędkość i w dość szybkim czasie byłem już na miejscu. Gdy wszedłem do środka zobaczyłem trenujących chłopaków i przywitałem się z nimi. Musieli wyczuć mój nastrój, ale o nic nie pytali. Udałem się na górę i zastałem mistrza w jego gabinecie.
-Co się dzieje? Kto chcę zabrać halę?- zapytałem i zacząłem chodzić z miejsca na miejsce.
-Właściciel chcę ją sprzedać. Wiesz, że tylko ją wynajmujemy. Brandon stało się coś? - odezwał się widząc moje zdenerwowanie.
-Nic takiego. Co możemy zrobić? - powiedziałem, ale on przyglądał mi się w milczeniu. Stanąłem przy krześle i zacisnął mocno ręce na jego oparciu.
-Najpierw się uspokój. Gdzie twoja dziewczyna?- zapytał tym swoim spokojnym głosem, a ja nie wiedziałem czy mam się śmiać czy krzyczeć.
-Jestem tylko jej kolegą. - odpowiedziałem i zobaczyłem jak zmarszczył brwi zdezorientowany. Sam tak się czułem i nie mogłem pozbyć się frustracji. Jednak teraz muszę skupić się na czym innym. Widziałem, że chciał coś powiedzieć i odezwałem się pierwszy. - Nie chcę o tym rozmawiać. Powiedz lepiej co mamy z tym zrobić?
-Niech będzie jak chcesz. Co do hali to właściciel chcę ją sprzedać. Wziąłem kredyt, ale brakuję jeszcze 150tys.Musimy je zdobyć, bo te dzieciaki liczą na nas. - przedstawił sytuację i wiedziałem, że ma rację. Dzięki tym treningom chłopaki nie wpadają w kłopoty i wiedzą, że mogą tu w każdej chwili przyjść.
-Mam trochę oszczędności, ale to nie wiele przy tej sumie. - powiedziałem i szukałem pomysłu, żeby rozwiązać ten problem.
-Będę szukał sponsorów, ale teraz jest z tym ciężko. Mamy tydzień na znalezienie funduszy.
-Zrobię co będę mógł. Zadzwonię do Lucasa i umówię kilka walk. Nie zdobędę tak całej kwoty, ale część na pewno. - oznajmiłem i byłem zdeterminowany zrobić wszystko co konieczne.
-Brandon, wiesz co myślę o tych walkach. Poza tym powinieneś najpierw się uspokoić i skoncentrować. Pamiętaj o tym czego Cię uczyłem. - pouczył mnie jak kiedyś gdy byłem dzieciakiem. Potarłem kark i spojrzałem na niego. Wiedziałem, że widzi wszystkie moje emocję, ale nie miałem czau na rozmowy.
-Idę się przygotować. Potrzebuję treningu jeśli wieczorem mam walczyć. Zadzwonię jutro. - pożegnałem się i ruszyłem do wyjścia.
-Już wychodzisz trenerze?- zapytał jeden z chłopaków, gdy byłem przy drzwiach.
-Przez kilka dni będę zajęty, ale wy nie przestawajcie ćwiczyć. Sprawdzę efekty!- krzyknąłem i wyszedłem na zewnątrz.
Dzisiejszy dzień już chyba nie może być gorszy pomyślałem. Wsiadłem na motor i pojechałem zabrać rzeczy na trening z domu. Na miejscu nie zastałem już Amandy, ale nie miałem czasu żeby się nad tym zastanawiać. Kazałem Lucasowi umówić jak najwięcej walk w tym tygodniu i poszedłem na siłownie. Musiałem wyrzucić z siebie całą złość, bo inaczej wieczorem nie będę w stanie nad sobą zapanować. Czasami zastanawiam się czy tylko ja mam w sobie tyle agresji? Czy inni też mają z nią problem? Co jeśli kiedyś skrzywdzę przez to kogoś bliskiego? Dziś musiałem wyjść, bo nie ufałem sobie. Amanda sprawiła, że się zmieniłem ale nie na tyle, żeby mieć pewność. Bałem się tego co mógłbym zrobić. Zaufałem jej, a ona skreśliła wszystko tak łatwo. Kilka zdań i koniec historii. Gdyby jej zależało to zaczekałaby na mnie aby porozmawiać, ale jak widać pomyliłem się co do niej. Boli jak cholera, ale będę musiał sobie z tym poradzić. Teraz mam na czym się skupić.
Wieczorem pojechałem na walkę, którą załatwił Lucas. Kazałem mu poszukać trudniejszych przeciwników, aby dostać większą kasę za wygraną. Wcześniej nie podchodziłem do tego tak poważnie, ale teraz sytuacja tego wymaga.
-Umów mi walkę z Blackiem. - oznajmiłem podczas nakładania taśm na ręce.
-Co? Oszalałeś?! - krzyknął, a ja uniosłem brew i zerknąłem na niego.
-Do końca tygodnia potrzebuje dużej sumy inaczej zabiorą nam hale. Zrób co mówię.- powiedziałem i zacząłem się rozciągać, aby rozgrzać mięśnie.
-Przecież wiesz, że on walczy nieczysto! Nigdy nie zgadzałeś się, gdy Ci to proponował. Brandon nic dobrego z tego nie wyjdzie. Black to psychopata, a nie zawodnik. Wiesz jak kończą jego przeciwnicy. - mówił nerwowo, ale ja już postanowiłem.
-Jestem dużym chłopcem i wiem co robię Lucas. - wstałem i poklepałem go po ramieniu.
-Myślisz, że Amanda Ci na to pozwoli?- zapytał i uśmiechnął się zadowolony. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, bo na dźwięk jej imienia poczułem ukłucie w środku.
Po chwili zbliżyłem się do niego i zobaczyłem, że odsunął się w tył o krok.
-Amanda nie ma już nic do powiedzenia.- powiedziałem i wyszedłem, aby znaleźć się na ringu.
I jak wrażenia? Jak reakcja Brandona? Czy uda mu się zdobyć pieniądze? Czy Amanda odpuści tak jak on? Czy on tak naprawdę postanowił to zakończyć?
Miłego czytania i dziękuję za tak dużo miłych komentarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro