Poranek
Brandon
Nie mogłem uwierzyć, że to zrobiła. Pukałem, ale nadal nie otwierała i przeklinałem właśnie siebie, że nie mam dodatkowego klucza. Niech ja tylko ją jutro dorwę, to sobie porozmawiamy o takim zachowaniu. Myśli, że jest sprytna i będzie ciągle mnie unikać. Zaśmiałem się i pokręciłem głową.
-Uciekaj mała, uciekaj. Zobaczymy jak długo tak dasz radę.- wyszeptałem i poszedłem na dół.
Wiedziałem, że impreza jeszcze trwa, więc nie szybko się położę. Wziąłem butelkę piwa i usiadłem na kanapę. Moje dzisiejsze łóżko do spania i wątpię, że będzie wygodniejsze od mojego w pokoju. Liczyłem na miły wieczór, a może nawet coś więcej. Znowu mnie zaskoczyła i nie wiedziałem czy się na nią wkurzyć czy wręcz przeciwnie. Wyobrażałem sobie jej minę, gdy mi to oświadczyła. Słyszałem jej śmiech za drzwiami, który uwielbiam ale teraz nie przyniósł mi nic dobrego.
-Co jest stary? Gdzie Amanda?- do rzeczywistości przywołał mnie Lucas, który mi się przyglądał.
-W pokoju. - odpowiedziałem udając obojętność, a on zmarszczył brwi i spojrzał na mnie, a później na górę.
-Sama? To co Ty tu jeszcze robisz?- zaśmiał się zdziwiony, a ja wzruszyłem ramionami. Nie miałem ochoty mówić mu prawdy, ale chyba się domyślił po mojej minie. Otworzył szeroko oczy i zaczął się głośno śmiać, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Nie wierzę! Nie! Poważnie?!- zacisnąłem usta i posłałem mu spojrzenie po którym powinien się zamknąć, ale on już się nakręcił.
-Smith.- ostrzegłem go, gdy zaczął krzyczeć i uciekł z kanapy.
-Wybacz stary, ale takiej okazji nie przepuszczę. Hej ludzie, słuchajcie mnie. Brandon Collins został wykopany z własnego pokoju! O cholera czujecie? - krzyczał na całe gardło, a wszyscy jednocześnie spojrzeli na mnie.
-Co?! - usłyszałem kilka osób na raz i zacisnąłem pięści.
-Właśnie piekło zamarza!- wrzasnął patrząc mi w oczy i udając, że marznie.
Miałem ochotę mu przyłożyć, ale wiedziałem że do niego i tak nic nie dotrze. Będzie miał z tego ubaw przez długi czas. Mój pokój jest dla mnie azylem i nikogo tam nie wpuszczam, a dziś zostałem go pozbawiony. Musiałem wyjść i się uspokoić, bo nie mogłem słuchać ich komentarzy. Dziewczyny gratulowały odwagi dla Amandy, a chłopaki nie dadzą mi żyć. Bałem się, że stracę cierpliwość i znowu mnie poniesie. Bez słowa wyszedłem do ogrodu i włączyłem lampy przy mojej domowej siłowni. Piłem, ale mimo to potrzebowałem się wyładować. Zacząłem swoje ćwiczenia, mimo że była 1.00 w nocy. Siedziałem na zewnątrz, aż zapanowała cisza i impreza się skończyła. Wróciłem do środka, napiłem się wody i położyłem się na kanapę. Zasnąłem natychmiast jak przyłożyłem głowę do poduszki.
Amanda
W nocy nie mogłam zasnąć przez muzykę i głośny śmiech na dole. Targały mną sprzeczne emocje i nie mogłam się z nimi uporać. Była 7.00 rano, gdy po porannej toalecie zeszłam na dół. Zobaczyłam śpiącego Brandona na kanapie i uśmiechnęłam się do siebie. Spał w ubraniu, które miał wczoraj na sobie i nawet niczym się nie przykrył. A jak miał się przebrać jak ubrania ma w pokoju? Mój plan nie był jednak idealny stwierdziłam i wróciłam do jego pokoju po koc. Zeszłam cicho na dół i podeszłam do kanapy. Delikatnie go nakryłam i usiadłam na brzegu. Przyglądałam się jego spokojnej twarzy. Potrafi być arogancki i wpada szybko w gniew, ale teraz był zwykłym chłopakiem. Bardziej bezbronnym i wróciły do mnie słowa mistrza Ocana. Miałam dużo pytań, ale nie miałam prawda mu ich zadawać. Nie jesteśmy razem, a ja sama mam swoją przeszłość. Gdyby się dowiedzieli, że na kimś mi zależy to zrobiliby to samo co wtedy.
Dotknęłam jego włosów i miałam ochotę wtulić się w niego. Poczuć , że nie jestem sama i komuś na mnie zależy. Delikatnie przejechałam palcami po jego policzku i zamknęłam oczy.
-To tylko nierealne marzenie Amanda. Nie rób sobie tego znowu.- wyszeptałam cicho.
Poczułam jak się poruszył i chwycił mnie za dłoń. Otworzył oczy, a za zamarłam przerażona, że mnie przyłapał. Patrzeliśmy na siebie, aż przyciągnął mnie do siebie. Leżałam sztywno i chyba nawet nie oddychałam, a on patrzył na mnie uśmiechając się.
-Dzień dobry. Jak się spało na wielkim, wygodnym łóżku mała?- zapytał i zagryzł wargę, a ja spojrzałam na jego usta.
-Dobrze.- odpowiedziałam, a raczej zapiszczałam bo głos mnie zawiódł.
-Zapłacisz mi za to, wiesz o tym prawda?- powiedział, a ja nie wiedziałam czy żartuję czy mówi poważnie. Wczoraj nie pomyślałam co będzie rano. Alkohol dodał mi odwagi.
-Co masz na myśli?- zapytałam niepewnie, a on poruszył brwiami i puścił mi oczko. Zjechał spojrzeniem w dół mojego ciała, a ja przełknęłam nerwowo. Próbowałam się wyrwać, ale tylko wzmocnił uścisk.
-Na początek.....- przysunął usta do mojego ucha, a mnie przeszedł dreszcz gdy go dotknął- zrobisz nam śniadanie. - wyszeptał jakby składał mi dwuznaczną propozycję. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on zaczął się śmiać.
-Puść mnie!- szarpnęłam się i teraz to zrobił. Zmrużyłam na niego oczy i położyłam ręce na biodrach.
-Jesteś okropny. Powinnam ci kazać spać w ogródku, bo kanapa to nawet zbyt wiele. - powiedziałam i odwróciłam się, aby iść do kuchni.
-Myślałaś, że cię przelecę na tej kanapie? Na to liczyłaś mała?- usłyszałam za plecami i aż stanęłam z wrażenia. Wzięłam głęboki oddech i przybrałam słodki uśmiech na twarz. Odwróciłam się powoli i przyjrzałam się mu. Celowo zjechałam spojrzeniem na całe jego ciało, tak jak on to robi. Uniósł brew i uśmiechał się zadowolony z siebie.
-Nie zaproponujesz mi nic, czego już nie miałam Collins. Widocznie byłeś marny, skoro nawet tego nie pamiętam. - odpowiedziałam lekceważąco i wyszłam do kuchni.
Zachował się jak dupek, ale ja nie pokaże po sobie jak jego słowa na mnie działają. Mogłabym go znowu uderzył, bo wywołuję we mnie wszystko co najgorsze. Rozumiem, że chciał mnie ukarać tymi słowami. W ten sposób udowadnia tylko, że podjęłam słuszną decyzję.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam składniki na śniadanie. Musiałam zająć czymś ręce, bo czułam jak mi drżą. Ostatni dzień i skończy się ta zabawa. Dotrzymam obietnicy, a on zostawi mnie w spokoju. Dziś znowu coś wymyślę, żeby spać sama w jego pokoju. A może powinnam mu tak dopiec, że sam szybciej to zakończy. Uśmiechnęłam się na tą myśl i zastanawiałam co powinnam zrobić. Słyszałam, że poszedł na górę i odetchnęłam. Nie skomentował moich słów, co było dziwne. Aż tak uraziłam jego wybujałe ego? Pewnie do tej pory panienki tylko się nim zachwycały, nie mówiąc prawdy co o nim myślą. Żadna dziewczyna nie zasługuję na takie traktowanie. Czas mijał mi na rozmyślaniu i zrobiłam proste śniadanie.
-Gotowe?- usłyszałam, ale nic się nie odezwałam. Wszedł do kuchni i usiadł przy stole. Miał na sobie świeże ubranie i widać, że brał prysznic. Rozłożyłam talerze i postawiłam śniadanie na stole. Zdążyłam zrobić jajecznice, tosty i kawę.
-Smacznego. - powiedziałam i zaczęłam jeść. Przyglądał mi się chwilę i nie wyglądało jakby był zły. Uśmiechał się do siebie i pił spokojnie kawę.
-Wciąż masz na sobie moją bluzę.- stwierdził nagle i znowu miał ten zarozumiały uśmiech na twarzy. Zerknęłam w dół i nie podniosłam głowy. Cholera zapomniałam o niej kompletnie.
- Zaraz ci ją oddam. - odpowiedziałam i chciałam ją zdjąć. Powstrzymał mnie chwytając za moją dłoń i nie puścił. Podniosłam na niego wzrok i zastanawiałam się o czym teraz myśli.
- Nie chciałaś abym cię w nocy przytulał, ale w niej spałaś prawda? Odpychasz mnie, a później przychodzisz i mnie dotykasz. Słyszałem cię rano Amanda. Mieszasz mi w głowie, ale dziś z tym skończę. Koniec uciekania.- powiedział, a następnie wstał i wyszedł do ogrodu.
Jak Wam się podoba ich poranek? Jaką decyzję podjął Brandon? Stracił cierpliwość czy dalej będzie taki wyrozumiały?
Miłego czytania i dziękuje za miłe komentarze. W każdym jest trochę historii Amandy o czym niedługo się przekonacie. Pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro