Po co przyszłaś?
Amanda
Wstałam wcześnie rano, aby przygotować wszystkim śniadanie. Chciałam dziś zapisać Thomasa do szkoły, a następnie obejrzeć kilka domów o których wspominał David. Być może uda się coś znaleźć w okolicy i będziemy sąsiadami. Włączyłam laptop, aby przejrzeć oferty, które wysłał mi na pocztę. Czułam się dziś pełna energii i wiedziałam czyja to zasługa. Gdy obudziłam się w nocy, zorientowałam się że Brandon przytula mnie kurczowo do siebie. Musiałam przyznać, że bardzo za tym tęskniłam. W Londynie spędzaliśmy razem każdą noc, a ja czułam się wtedy sobą. Tutaj mam mnóstwo obowiązków, które sprawiają, że zapominam o sobie. Coraz więcej wysiłku, kosztuję mnie trzymanie go na dystans. Patrzyłam w nocy na niego i przyznałam przed sobą, że oboje popełniliśmy błędy. Zraniły mnie wtedy jego słowa, ale moje tajemnicy spowodowały brak zaufania z jego strony. Jednak nie miałam zamiaru o nic go prosić, a tym bardziej błagać. Był przyzwyczajony do takich dziewczyn, ale ja do nich nie należę. Chciałam pozbawić go tej pewności siebie, więc zaczęłam pomału realizować swój plan.
Rozstawiłam wszystko na stole, a sama poszłam do pokoju. Brandon nadal spał, więc podeszłam cicho do szafy po ubrania. Wyjęłam czarną, ołówkową spódnicę, która była krótsza niż zwykle noszę do firmy. Dobrałem do tego kremową bluzkę oraz dodatki. Kilka minut później gotowa wyszłam z łazienki i usiadłam na brzegu łóżka. Odwrócona plecami do Brandona czekałam, aż się obudzi. Gdy po chwili usłyszałam jak się poruszył, schyliłam się i zaczęłam nakładać pończochy.
-Dlaczego już wstałaś?- odezwał się, a ja podniosłam wyżej nogę i dalej wykonywałam powoli swój plan. Zrobiłam dokładnie to samo z drugą nogą.
-Mam dziś sporo do zrobienia. Śniadanie czeka gotowe na stole. - oznajmiłam uśmiechając się do sobie. Poczułam jego dłonie na biodrach i usłyszałam jak wciągnął głośno powietrze.
-Co Ty robisz?- zapytał tuż przy moim uchu, więc wstałam i odeszłam kilka kroków. Spojrzałam w dół na swoją sukienkę i poprawiłam dokładniej pończochy, podsuwając ją nieco wyżej.
-Ubieram się do pracy. - odpowiedziałam lekkim tonem, jakby to było oczywiste. Wiedziałam, że nigdy wcześniej nie widział mnie tak ubranej. W Londynie nie chciałam zwracać na siebie uwagi, ale tutaj nie mogę sobie na to pozwolić.
- W tym? Chyba sobie żartujesz? Jesteś prawie naga. - wycedził pokazując ręką moje nogi, na co przewróciłam oczami. Jednak w środku ucieszyłam się, że mój plan działa.
-Nie przesadzaj. Twoje panienki miewały na sobie o wiele mniej. - odparłam, a następnie wyszłam z pokoju. Nie musiałam długo czekać, a znalazł się w kuchni zaraz po mnie.
-Za chwilę jeszcze mi powiedz, że nie masz na sobie bielizny. A może powinienem sam to sprawdzić? - usłyszałam za plecami, więc uśmiechnęłam się i odwróciłam w jego stronę.
Oparłam się o blat w kuchni i spojrzałam na niego. Stał tylko w bokserkach, więc miałam idealny widok na jego nagie ciało. Zagryzłam wargę i zacisnęłam palce na blacie, aby go nie dotknąć.
-Czyżbyś miał zamiar błagać o pocałunek?- zaśmiałam się, gdy zrobił krok w moją stronę. - To może być nawet ciekawe. - dokończyłam, gdy zmrużył na mnie oczy.
-Ty mała...- zaczął, lecz przerwał mu krzyk Thomasa.
-Mój pokój jest wspaniały! Umieram z głodu. - wpadł do kuchni, ale zatrzymał się w miejscu, gdy spostrzegł brata.
-To twoja druga wpadła młody. - wycedził Brandon niezadowolony nagłym wtargnięciem. Ja natomiast poczułam ulgę i mogłam odetchnąć. Pewność siebie, którą czuję wchodząc do biura, tracę jak tylko znajduję się obok Brandona.
-Masz tatuaże? Mogę dotknąć? - zapytał Thomas, zerkając niepewnie na brata.
-Oczywiście, że Ci pokaże. Tylko może najpierw niech się ubierze. - zasugerowałam, przypominając mu o tym małym szczególe. Zauważyłam jak David wychodzi ze swojej sypialni, a następnie stanął obok mnie. Był ubrany w garnitur, więc mogliśmy niedługo wyjść do pracy.
-Rodzinne spotkanie przy pysznym śniadaniu. - zaśmiał się, nalewając kawy do kubka. Zerknął na mnie, aby się upewnić czy wszystko w porządku, więc potwierdziłam skinieniem głowy.
-Można tak powiedzieć. Jesteś gotowy? - zapytałam, chcąc już wyjść z mieszkania. -Thomas zjedz śniadanie, a ja przyjadę po Ciebie za 2 godziny. - odezwałam się do chłopca, który usiadł teraz przy stole. Uśmiechnął się, ale widziałam jak przyglądał się Brandonowi.
-Nie martw się, on tylko tak strasznie wygląda. - powiedział David, na co mój mąż odwrócił się i poszedł do pokoju. Martwiłam się czy zdołają się dogadać. Aby to było możliwe, Brandon powinien wykazać trochę chęci do tego.
-Muszę z nim zostać?- odezwał się Thomasa, który najwyraźniej nie był zachwycony tą sytuacją.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc skorzystałam z chwili. Nie wiedziałam czy powinnam zostawiać ich samych. Może lepszym wyjściem będzie zabranie go ze sobą do firmy. Otworzyłam drzwi, za którymi zastałam moją matkę. Wepchnęła mi do ręki gazety, a następne co poczułam to mocne uderzenie w policzek.
-Jak długo miałaś zamiar mnie unikać moja panno?- wysyczała, przepychając się do środka.
Byłam tak zaskoczona, że stałam jak sparaliżowana. Zacisnęłam gazety w dłoniach i odwróciłam się powoli w jej stronę. Patrzyłam jak w zwolnionym tempie, gdy podniosła znowu rękę, a ja zamknęłam oczy. Jednak nie poczułam kolejnego uderzenia, ale usłyszałam jej głośny jęk bólu. Następnie zostałam przyciśnięta do twardego ciała i rozpoznałam zapach Brandona.
-Dotknij ją, a zabiję. - usłyszałam jego stanowczy głos, ale nie chciałam otwierać oczu.
Pragnęłam zostać w jego ramionach, więc przytrzymałam się kurczowo jego koszulki. Po chwili odsunął mnie delikatnie od siebie. Zaklął głośno, więc na pewno zauważył czerwony policzek. Przejęłam po nim palcami, a ja jęknęłam czując ból w tym miejscu.
-Amanda? Spójrz na mnie. Mała odezwij się, bo inaczej zwariuję. - jego głos, sprawił że się rozpłakałam.
Zaczynało do mnie docierać, co się właśnie wydarzyło. Już od kilku lat nie dogaduję się z matką, ale nigdy mnie nie uderzyła. Kłóciłyśmy się często, jednak tylko na tym się kończyło. Nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego. Brandon przytulił mnie znowu do siebie, a ja wtedy otworzyłam oczy i zobaczyłam moją matkę stojącą obok nas. Jej wzrok wyrażał pogardę i wściekłość, która była skierowana na mnie.
-Nie sądziłam, że zrobiłaś się taka słaba. -powiedziała, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
-Lepiej niech się pani nie odzywa. - ostrzegł David, który nadal stał przy stole w kuchni. Widziałam jak Thomas patrzy na mnie przerażony, więc spojrzałam na przyjaciela, który po chwili zabrał go do pokoju.
-Powiem wszystko co mam do powiedzenia, a Ty mnie wysłuchasz. - wycedziła, a następnie podniosła gazety, które musiałam upuścić.
-Co to jest? - odezwałam się, na co Brandon szybko mnie odsunął i spojrzał w oczy. Oddychał ciężko, więc wiedziałam że ledwo nad sobą panuję. Byłam pewna, że moją matkę uratował fakt, iż jest kobietą.
-Niech się pani stąd wynosi! -krzyknął, ale usłyszeliśmy tylko jej śmiech. Przeszła przez salon i usiadła wygodnie na kanapie. Miałam wrażenie, że to wszystko dzieje się poza mną.
-To moja córka, więc nie mów mi co mam robić.- odpowiedziała, jakby była z tego dumna.
-A moja żona! I nigdy więcej się do niej nie zbliżysz.- słysząc to poczułam się pewniej, więc chciałam podejść do niej bliżej. -Jeśli mnie puścisz, to nie skończy się dobrze.
Zatrzymały mnie jego słowa, więc zmarszczyłam brwi i zerknęłam na niego. Przypomniałam sobie jak kiedyś mówił, że moja obecność go uspokaja. Czułam jego napięte mięśnie i wiedziałam, że próbuję zachować kontrole. Uśmiechnęłam się, gdy dotarło do mnie, że oboje tak na siebie działamy. Odwróciłam się w stronę matki, a Brandon przycisnął mnie plecami do swojej klatki piersiowej.
-Po co przyszłaś? - zapytałam, bo wiedziałam, że inaczej się jej nie pozbędę.
-Amanda Thomson odwołała ślub. Dziedziczka fortuny Thomsonów opuściła firmę w towarzystwie przyjaciela i prywatnego ochroniarza. Czy obawia się o swoje życie? Nowy ochroniarz towarzyszył jej w drodze do mieszkania przyjaciela. Kto zagraża życiu panny Thomson? - czytała kolejne tytuły gazet, rzucając je następnie na podłogę.
-Awansowałeś na ochroniarza? Gratuluję. - zaśmiał się David, który nagle pojawił się w salonie. Podszedł do Brandona i uścisnął mu dłoń, a do mnie puścił oczko. Mając ich obok, wzięłam głęboki oddech i wracała pomału moja pewność siebie.
-O co masz pretensję? Przecież zawsze mówiłam, że nigdy nie wyjdę za Liama. - przypomniałam jej, na co zmrużyła oczy i spojrzała na Brandona.
-Jego wybrałaś na męża? Tego nieokrzesanego biedaka z ulicy? - zadrwiła , pokazując na niego ręką z obrzydzeniem.
-Zamknij się! Nie masz prawa tak o nim mówić! - krzyknęłam zaciskając dłonie w pięść.
-Jak sobie wyobrażasz wasze wspólne życie? Spójrz na niego dziewczyno. Myślisz, że ludzie z naszego otoczenia go zaakceptują?- ciągnęła dalej, nie zrażona moim wybuchem. Przez te lata nauczyłam się jak z nią rozmawiać i wiem, że nic nie zdziałam otwartą kłótnią.
-Przekonamy się na dzisiejszym balu. - oznajmiłam i uśmiechnęłam z satysfakcją, gdy zobaczyłam jak otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
-Idziesz z nim? Nie możesz! Liam tam będzie i masz okazję się z nim pogodzić. - mówiła gorączkowo, a ja poczułam jak Brandon zaciska dłoń na moim biodrze.
-Przedstawię go oficjalnie jako mojego męża, więc przygotuj się na to. - powiedziałam, na co wstała gwałtownie i zbliżyła się do mnie. Teraz się jej nie bałam i nie pozwolę zaskoczyć się kolejny raz.
-Nie odbierzesz mi firmy. Rozumiesz? - wysyczała, ale w jej głosie było słychać desperację.
-Ona już jest moja. Został Ci tylko dom, więc nie wchodź mi więcej w drogę. -oznajmiłam pozbawiając ją ostatnich złudzeń. Żałowałam ,że tata nie może zobaczyć jak ta kobieta kończy na dnie. Bez pieniędzy i pozycji, jej fałszywi przyjaciele szybko się od niej odwrócą.
-Jestem twoją matką.- powiedziała, próbując grać na moich uczuciach.
-Nigdy nią nie byłaś. Jesteś egoistką, która nie liczy się z nikim. Nienawidzę Cię! Słyszysz?! Nienawidzę! - krzyknęłam i poczułam łzy na policzku.
Nigdy jej nie wybaczę tego co zrobiła ojcu. Jej zdrada przyczyniła się do jego śmierci. Gdy zobaczył ją wtedy z Richardem, jego serce pękło i doszło do wypadku. Nie zapanował nad kierownicą, a kilka godzin później zmarł na moich oczach. Czułam się winna, że o wszystkim mu powiedziałam. Jednak nie potrafiłam ukrywać tego przed nim i pozwolić jej dalej go oszukiwać.
-Nie radzę, bo nawet ona nie będzie w stanie go powstrzymać.- odezwał się David przywracając mnie do rzeczywistości. Zdałam sobie sprawę, że kolejny raz chciała mnie uderzyć.
-Zniknij z mojego życia i nie zbliżaj się do mojej rodziny. - wycedziłam, chcąc tym zakończyć naszą rozmowę.
-To się tak nie skończy. - odparła, a następnie wyszła z mieszkania. Zdawałam sobie sprawę, że tak łatwo nie odpuści.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że Brandon cały czas milczał i tylko przytulał mnie do siebie. Nie wiedziałam jak powinnam się teraz zachować, po tym wszystkim co się wydarzyło. Nawet nie zauważyłam kiedy David zniknął i zostawił nas samych. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę bruneta, aby spojrzeć na niego. Nie mogłam nic odczytać z jego oczu, które nawet na mnie nie patrzyły.
-Więc właśnie poznałeś swoją teściową.- próbowałam zażartować, choć miałam ochotę się rozpłakać. Zerknął na mnie i poczułam jak dotyka mojego policzka, więc zamknęłam oczy.
-Jak to możliwe, że jesteś córką takiego diabła?- usłyszałam i uśmiechnęłam się na jego pytanie.
Wyglądał jakby nie mógł dojść do siebie, a jeszcze widział niewiele. Byłam pewna, że moja matka będzie próbowała nam zaszkodzić i odebrać firmę. Musiałam być na to przygotowana, a do tego było mi potrzebne jego wsparcie.
Hej hej! Skończyłam pisać kolejny rozdział i przyznaję, że ciężko mi on szedł. Miałam na niego pomysł, ale jakoś słowa mi się nie układały. Wybaczcie tą chwilę braku natchnienia.
Co myślicie o Amandzie i jej matce? Spodziewaliście się takiej reakcji? Co jeszcze ich czeka z jej strony? Czy Amanda i Brandon zbliżą się teraz do siebie?
Dziękuje serdecznie za głosy i komentarze oraz życzenia dla córki. Choroba prawie minęła, więc jest dobrze. Pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro