Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O czym pani mówi?

Amanda


Resztę dnia spędziłam w firmie oraz odwiedziłam na chwilę wuja w szpitalu. Po rozmowie z lekarzem wiem, że jutro będzie mógł wyjść do domu. Zaraz po powrocie do Davida przekazałam mu tą wiadomość.

-Wynajęłam też pielęgniarkę na jakiś czas, aby się nim zajęła. - mówiłam rozkładając talerze do kolacji, którą zamówiliśmy.

-Taką młodą, zgrabną i w króciutkiej spódniczce?- zaśmiał się poruszając brwiami.

-Zboczeniec. Gdyby tylko wuj Cię usłyszał. - odparłam uderzając go lekko w ramię. Po całym dniu czułam się wykończona i potrzebowałam teraz chwili relaksu. David zawsze potrafił wprawić mnie w dobry nastrój.

-A teraz na poważnie. Jak spotkanie z Liamem? - spojrzał na mnie wyczekująco, a ja usiadłam do stołu. Po chwili zrobił to samo i mogliśmy zacząć jeść kolacje.

-Odmówił. Teraz pora przejść do dalszego planu. Po mojej propozycji nie będzie mnie podejrzewał. Będzie zajęty przygotowaniami do ślubu. - odpowiedziałam uśmiechając się na myśl, jak wykończę tego typka.

Gdy uciekałam wtedy z klubu przysięgłam sobie, że mi za to zapłaci. Teraz chcę tego jeszcze bardziej, po tym jak rozwalił mój związek z Brandonem. Może ja nie powiedziałam mu o randce i zdjęciach, ale on nie miał prawa robić tego za mnie. Przyjechał oznajmiając, że za tydzień bierzemy ślub i liczył, że nic z tym nie zrobię. Bardzo się pomylił myśląc, że o tym zapomniałam.

- Kiedy zdążyłaś go tak poznać? - usłyszałam głos Davida, zdając sobie sprawę, że się zamyśliłam.

-Liama? Faceci tacy jak on, chcą tylko pozycji i pieniędzy. Nasze małżeństwo miało uratować jego firmę, dzięki mojemu nazwisku. Jestem pewna, że liczył na wielkie zainteresowanie, co potwierdza dzisiejsze pojawienie się dziennikarzy. - opowiedziałam mu swoje przypuszczenia, a on po chwili przyznał mi rację.

-Jutro znowu będziesz na pierwszych stronach. A za kilka dni wyjdzie na jaw nasz ślub. Dziennikarze nie dadzą nam spokoju. - stwierdził ze skrzywioną miną, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Od dziecka byłam do tego przyzwyczajona i teraz nie robiło to na mnie wrażenia. W Manchesterze muszę uważać na to co robię i dlatego nie czuję się tu sobą.

-Prezentujesz się całkiem nieźle. Jednak przez najbliższe 3 miesiące, będziesz musiał ukrywać swoje romanse. - zaśmiałam się widząc jego zdziwioną minę. Chyba nie zdawał sobie z tego sprawę, gdy zgadał się na mój plan.

-Naprawdę? Koniec flirtowania w pracy z seksownymi sekretarkami? Sarah, Katie, Jane...- wymieniał licząc na palcach, a ja parsknęłam śmiechem.

-Przestań! Za chwilę wymienisz wszystkie dziewczyny z firmy. Muszę się poważnie zastanowić czy chcę wyjść za kogoś takiego. - zażartowałam wstając od stołu. Chciałam wziąć prysznic i odpocząć.

-Spójrz na mnie. Jestem przystojny, mądry, zabawny....- usłyszałam za plecami i zerknęłam na niego. Celowo obejrzałam go powoli od góry na dół.

-A do tego jaki skromny. Zapomniałabym, jutro jadę do Londynu. - oznajmiłam, gdy przypomniałam sobie, że umówiłam się z detektywem.

-Brandon dzwonił? Pogodziliście się?! - krzyknął źle interpretując moje słowa.

-Jadę tam z detektywem Hamerem. Dowiedział się, że matka Brandona nie żyję, ale podobno miała drugiego syna. Chcę to sprawdzić. - wytłumaczyłam, na co zmarszczył brwi i zastanawiał się chwilę.

-Jeśli to prawda, to powiesz mu o tym? - odezwał się i wiedziałam kogo ma na myśli.

-Nie wiem. Naprawdę nie wiem co zrobię. - powiedziałam cicho.

Pożegnałam się z nim i poszłam do swojego pokoju. Mieliśmy obejrzeć dziś mieszkania, ale nie miała na to siły. Jutro czeka mnie kilkugodzinna podróż i musiałam się przygotować. Po wieczornej kąpieli, leżałam na łóżku i znowu oglądałam nasze wspólne zdjęcia. Nie potrafiłam żadnego usunąć i pozwolić sobie zapomnieć. W dzień miałam mnóstwo zajęć i starałam się nie myśleć, ale teraz to było silniejsze ode mnie. Dotykałam ekranu telefonu wyobrażając sobie jego twarz. Zastanawiałam się czy tęskni. Co teraz robi? Sądząc po tym co mówiły dziewczyny, to pewnie jest w łóżku z Samanthą. Zacisnęłam pięść przypominając sobie jego słowa. Wtedy myślałam, że chcę mnie tylko zranić, a on naprawdę się z nią spotkał. Znalazł sposób, aby o mnie zapomnieć. Ja powinnam zrobić to samo, ale nie mogłam. Nawet gdybym chciała, to nie potrafię go nienawidzić.

Następnego dnia ubrałam się elegancko, ale też swobodnie. Wiedziałam, że dziennikarze będą węszyć i musiałam się z tym liczyć. Spodnie w połączeniu z marynarką nadawał się idealnie. Kilka godzin później samochód zatrzymał się w Greenfort. Wysiadłam przyglądając się ulicy pełniej domów z ogródkami. Było spokojnie i cicho, a ja wyobrażała sobie jak mogło wyglądać dzieciństwo Brandona.

-To tutaj. - detektyw pokazał na brązowy dom z białymi oknami. Stałam i wahałam się czy dobrze robię. Wiedziałam również, że jeszcze dziś pojedziemy w inne miejsce. Odnalazł miejsce gdzie przebywa drugi chłopiec ze zdjęcia i musiałam podjąć decyzję.

-Pójdę sama. - oznajmiłam widząc jak mój kierowca podchodzi do bramy. Pełnił również funkcję ochroniarza i widziałam jego niepewną minę. - Poczekaj na mnie w samochodzie.

-Dobrze. - powiedział jednak nie wykonał żadnego ruchu, patrząc jak wchodzę do środka.

-Kobieta nazywa się Lidia Groce. - usłyszałam głos detektywa, gdy podeszliśmy do drzwi. Nacisnął dzwonek, a po chwili drzwi otworzyła nam starsza kobieta. Miała na sobie fartuch, w którego wycierała ręce.

-To pan. - uśmiechnęła się wyciągając rękę do detektywa. -Zapraszam do środka. - otworzyła szeroko drzwi pokazując, abyśmy weszli. Zerknęłam na mojego towarzysza, który pokiwał delikatnie głową.

-Jestem Amanda Thomson. - przedstawiłam się, gdy znaleźliśmy się w salonie. Mieszkanie było małe, ale przytulne. Widziałam w pokoju obok bawiące się małe dzieci, które patrzyły na mnie z ciekawością.

-Lidia . Podobno szuka pani Eleny Collins? - zapytała siadając na kanapę. Zrobiłam to samo, ale wcześniej poprosiłam detektywa aby nas zostawił. Nie wiedziałem czego się dowiem, a wolałam nie mieć świadków tej rozmowy. Po tym co powiedział mi Brandon, mogłam spodziewać się wszystkiego.

-Owszem. Wiem, że nie żyję. Powiedziała pani, że miała dwóch synów. Co się z nimi stało? - przyglądała mi się chwilę, a ja nie wiedziałam o co chodzi.

-Kim jesteś? Dlaczego interesujesz się tą rodziną? - odparła, ale ja spodziewałam się, takiego pytania.

-Jestem znajomą Brandona Collinsa. Jej starszego syna. - oznajmiłam widząc jak otwiera usta ze zdziwienia.

-On żyję?! Dzięki Ci Boże! Elena przeklinała siebie przez wiele lat, za to co mu zrobiła. - krzyknęła i uścisnęła mnie mocno. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie zareagowałam.

-Nie rozumiem. - wyszeptałam, gdy ona dalej śmiała się i mówiła do siebie.

-Wiesz na pewno, że wyrzuciła go z domu? - zapytała, a ja tylko pokiwałam głową. - Musiała to zrobić.

-Musiała? On miał tylko 12 lat, a ta kobieta wyrzuciła go za drzwi! Własnego syna!- oznajmiłam stanowczo, czując jak ogarnia mnie złość.

-Jesteś jego dziewczyną? Reagujesz bardzo emocjonująco. Sądząc po twoim wyglądzie, to wiedzie mu się całkiem dobrze. - usłyszałam i aż mnie zatkało. Miałam ochotę potrząsnąć tą kobietą, aby zrozumiała jakie głupoty wygaduje.

-Ta rozmowa nie ma sensu. - wstałam z zamiarem wyjścia, ale poczułam jak złapała mnie za rękę. Spojrzałam na nią chcąc dać jej do zrozumienia, że to koniec spotkania. Ruszyłam w stronę wyjścia.

-Gdyby tego nie zrobiła, nie urodziłby się Thomas. - powiedziała szybko, na co zatrzymałam się w miejscu. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się powoli w jej stronę.

-O czym pani mówi? - zapytałam.

-Mężczyzna z którym zaszła w ciąże dowiedział się o tym. Kazał jej wybierać. Miała wyrzucić z domu Brandona albo usunąć ciążę. Elena przez kilka dni płakała przesiadując u mnie. Gdy tamtego dnia wróciła do domu i zobaczyła jak Luis biję jej syna, podjęła decyzję. - słysząc jej opowieść usiadłam na fotelu. Zacisnęłam rękę na oparciu, aby dodać sobie sił.

-Postanowiła go wyrzucić. - wyszeptałam nawet na nią nie patrząc. W głowie miałam obraz młodego Brandona, któremu zniszczono wtedy życie.

-Tak. Ona nie była złą kobietą. Jej syn miał 12 lat i myślała, że sobie poradzi. Nie potrafiła zabić niewinnego dziecka, które żyło w niej. - tłumaczyła dalej, ale dla mnie ta historia była przerażająca.

-Dlaczego nie odeszła sama?  - zapytałam po chwili, gdy jej słowa do mnie dotarły.

-To był jego dom. Nie miała pieniędzy, a on nigdy nie akceptował Brandona. Gdyby tu został, prawdopodobnie doszłoby do tragedii. Ten dzieciak był bity i upokarzany przez niego każdego dnia.- zatkałam rękami uszy, bo nie mogłam tego więcej słuchać. Czułam jak łzy lecą mi po policzku i chciałam stąd jak najszybciej wyjść.

-A myśli pani, że na ulicy miał lżej?! Był jeszcze dzieckiem, a musiał walczyć każdego dnia o życie! Jak można zrobić coś takiego?!- krzyknęłam, bo nie mogłam słuchać jej usprawiedliwień.

-Elena chciała go chronić..- mówiła, ale jej przerwałam.

-Dość już usłyszałam! - wstałam i podeszłam do drzwi. Dzieci które siedziały w pokoju obok, stały patrząc na mnie wystraszone. - Młodszy syn też żył w takim piekle?

-Nie. Luis zostawił ją, gdy mały miał rok. Na szczęście pozwolił jej zostać w tym domu, a ja pomogłam jej stanąć na nogi. Dwa lata temu, gdy wracała z pracy potrącił ją samochód. Zmarła na miejscu, a jej syna zabrano. Nie wiem co się z nim stało. - powiedziała widząc, że się uspokoiłam.

-Właśnie do niego jadę. Potrzebuje pani czegoś? - zapytałam, gdy zobaczyłam jak mała dziewczynka się do niej przytula.

-To moja wnuczka Sofia. Córka jest w pracy, a ja wtedy zajmuję się dziećmi. - wzięła ją na ręce i mimo wszystko widziałam miłość w jej oczach.

-Zostawię swój numer telefonu. Gdybym mogła w czymś pomóc, to proszę zadzwonić.- zaproponowałam podając ją jej.

Pożegnałam się i wyszłam chcąc jak najszybciej stąd odjechać. Rozmowa mną wstrząsnęła i spowodowała mętlik w głowie. Brandon jest pewien, że matka go nie kochała. Myśli, że wybrała kochanka zamiast syna. Nie ma pojęcia o istnieniu młodszego brata, który przebywa w rodzinie zastępczej. Mieszkają niedaleko siebie i nie wiedzą o swoim istnieniu. Co powinnam zrobić z tą informacją?


Kolejny rozdział Amandy. Będzie jeszcze jeden, w którym będzie opis jej rozmowy z Brandonem prze telefon. Miał być teraz, ale trochę się rozpisałam:)

Napiszcie jak Wam się podoba perspektywa Amandy. Co Wy byście zrobili na jej miejscu, po tym wszystkim? Co myślicie o matce Brandona? Co wydarzy się dalej?

Dziękuje za miłe komentarze i każdy głos. Motywacja jest, więc postaram się jeszcze dziś wieczorem napisać kolejny rozdział. Miłego czytania. Zapomniałam. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku dla wszystkich. Spóźnione, ale bardzo szczere.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro