O co chodzi?
Brandon
Odwróciłem się i zobaczyłem jak mój gość rozgląda się po mieszkaniu. Stał przede mną wysoki blondyn, ubrany w ciemny garnitur. Nie wiedziałem czego może chcieć, ktoś taki ode mnie.
-O co chodzi? Chcesz się umówić na walkę i przyszedłeś osobiście? - zapytałem, aby nie przedłużać tego dziwnego spotkania.
-Nie masz pojęcia kim jestem prawda?- zaśmiał się, a ja zmarszczyłem brwi przyglądając mu się dokładniej.
-A powinienem? -odpowiedział zadziornie, bo nie podobało mi się jego zachowanie.
-Czyli Ci nie powiedziała. To nawet lepiej. - odparł uśmiechając się zadowolony. Podszedł do stolika i wziął mój kubek. -Nie poczęstujesz mnie kawą? Albo nie, bo to paskudztwo nie przejdzie mi przez gardło.
-Nie wiem kim jesteś, ale wiem gdzie za chwilę się znajdziesz jak nie przejdziesz do rzeczy. - oznajmiłem zaciskając pięści. Ten gość patrzył na mnie z pogardą, a ja czułem jak adrenalina zaczyna mi krążyć we krwi.
-Liam Miller. Narzeczony Amandy Thomson. - usłyszałem i w tej samej sekundzie zamarłem.
-Kim do cholery?!- wrzasnąłem podchodząc do niego. Nadal się uśmiechał, a ja nie wytrzymałem i przyłożyłem mu, aż wylądował na kanapie. Podniósł się wycierając krew z wargi, jednak nie widziałem w jego oczach strachu.
-Słyszałem, że jesteś dzikusem. Mogłem spodziewać się takiej reakcji. -odezwał się po chwili i wyprostowany stanął przed mną. Trzeba przyznać, że zaskoczyła mnie jego odwaga.
-Łżesz i zaraz sprawię, że odszczekasz te kłamstwo!- powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Czułem się teraz jak przed walką, ale coś zaciskało mnie w środku po jego słowach.
-Wiedziałem, że mi tak łatwo nie uwierzysz. Poczekaj, coś Ci pokaże. - podszedł znowu do stolika i wyjął coś ze swojej torby.Obserwowałem uważnie każdy jego ruch. Podał mi kilka gazet, a ja spojrzałem na nie i później na niego.
-Co to jest?- zapytałem, bo nie miałem ochoty na żadne zabawy. Najchętniej wykopałbym go za drzwi i byłem coraz bardziej przekonany do tego pomysłu.
-Dowody. - usłyszałem kiedy wcisnął mi je do ręki.
Spojrzałem w dół na kolorowe czasopismo, którego nazwa nic mi nie mówiła. Jednak coś innego przykuło moją uwagę. To była Amanda na zdjęciu. Musiałem lepiej się przyjrzeć,aby ją rozpoznać. Ubrana w krótką sukienkę i w pełnym makijażu, wyglądała inaczej. Jednak to nadal była moja Amanda. Zdjęcie przedstawiało ją i tego typka jedzących w restauracji. Zacisnąłem pieść zgniatając przy tym gazetę. Usiadłem na kanapę i przeglądałem kolejne. Na parkingu stali bardzo blisko siebie, a on się nad nią pochylał. Rzuciłem kolejną na podłogę i zobaczyłem takie same oraz następne, które sprawiło że serce mi się zatrzymało. Patrzyłem na zdjęcie całującej się pary i nie mogłem w to uwierzyć.
-Nie myśl, że to są stare czasopisma. Data jest z ubiegłego weekendu. - usłyszałem i odruchowo zerknąłem czy to prawda. Przypomniałem sobie co wtedy robiliśmy i zdałem sobie sprawę, że jest to możliwe. Nie było jej wtedy tutaj, a więc była ze swoim...narzeczonym.
-Nie wierzę. To się nie dzieję naprawdę.- mówiłem sam do siebie.
-Mam coś jeszcze. To zaproszenie na nasz ślub. Odbędzie się za tydzień. - oznajmił podając mi elegancką kopertę. Wyjąłem z niej karteczkę i zacisnąłem mocno oczy na widok ich nazwisk obok siebie.
-Skąd znałeś mój adres? Wiedziałeś, że spotyka się ze mną? - zapytałem, bo nie rozumiałem tego.
-Macie kiepskim przyjaciół. Wystarczyła mała sumka i wiedzieliśmy o każdym waszym kroku.- zaśmiał się, a ja zastanowiłem się nad jego słowami.
-Kogo masz na myśli? Moi kumple nigdy by tego nie zrobili!- zaprzeczyłem po chwili i spojrzałem na górę, gdzie znajdowały się ich pokoje.
-Masz rację. Jednak Ted nie był taki lojalny. - odparł unosząc brew i patrząc na mnie z politowaniem.
-Ted? Był wczoraj z nami cały wieczór. - mówiłem sam do siebie i chciałem sobie przypomnieć czy zachowywał się jakoś dziwnie. Co prawda mało się odzywał, ale nie podejrzewałbym go o coś takiego.
-Od niego wiem, że poznaliście prawdę o Amandzie. Musiałem przyjechać, żeby nie przyszedł jej do głowy jakiś głupi pomysł. - powiedział, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Ten facet był naprawdę dziwny. Wiedział że spotyka się ze mną, a mówi teraz o ślubie.
-Zaproponowała mi wspólny wyjazd do Manchesteru po skończeniu studiów. - przypomniało mi się jak bardzo jej na tym zależało. Czy to możliwe, że to wszystko było grą z jej strony?
-Moja słodka Amanda trochę zagalopowała się w tej dobroci. Po prostu było jej Cię żal. Sierota bez rodziny, więc postanowiła Ci pomóc i dać pracę. - usłyszałem i miałem wrażenie jakby mnie uderzył.
-Skąd? - wyszeptałem niepewnie. Jak to możliwe, że zna moją przeszłość. Tylko Amanda o niej wie oraz mistrz.
-Mówiłem, że wiem o wszystkim. Amanda jest ze mnę szczera i dlatego nasz związek jest mocny. Nie ma w nim już jednak miejsca dla Ciebie. Jeszcze dziś zabieram ją ze sobą i więcej się nie zobaczycie. - oznajmił pewnym głosem. Zacisnąłem pięści i uderzyłem w stół, wyobrażając sobie jego gębę.
-Jeszcze dzisiejszej nocy była ze mną! Spała w moich ramionach! Nie przeszkadzało Ci to?!- krzyknąłem i zobaczyłem jak skrzywił się na moje słowa. Po chwili jednak uśmiechnął się i znów patrzył na mnie z wyższością.
-Oczywiście, że nie. Pozwoliłem jej na małe szaleństwo przed ślubem. Nie toleruję wybuchów zazdrości i głupich pretensji. To Ty jesteś z tego słynny. Po ślubie będzie tylko moja, a o Tobie szybko zapomni. - odpowiedział, a ja nawet nie zauważyłem kiedy wstałem i przycisnąłem go do ściany. Czułem, że zaraz znowu stracę kontrolę i to nie skończy się niczym dobrym.
-Zamknij się!- krzyknąłem, ale usłyszałem w głowię głos Amandy jak krzyczy, że nie mogę rozwiązywać problemów siłą. Puściłem go i odszedłem na kilka kroków. Oparłem się rękami o ścianę, aby wziąć kilka oddechów.
-Nie wiem co ona w tobie widzi. Nigdy nie odnalazłbyś się w jej świecie. - odezwał się, a ja zamknąłem oczy i próbowałem zebrać myśli.
-A Ty tak?- odparłem nawet na niego nie patrząc.
-Pomogę jej w firmie i na pewno nie będzie się mnie wstydzić, gdy wyjdziemy razem na przyjęcie. Potrzebny jest jej mężczyzna, a nie nieokrzesany prostak. - powiedział coś, co dręczyło mnie odkąd poznałem prawdę.
-Firmą zajmuję się jej wuj i David. - próbowałem łapać się ostatniej nadziei. Wiedziałem, że się łudzę ale to wszystko było zbyt bolesne.
-Już nie. Wczoraj wuj John trafił do szpitala. Amanda jest tam potrzebna. Musi zając się firmą wcześniej. - odpowiedział, a ja czułem się jakbym porządnie oberwał. Ciosy były niespodziewane i nie miałem jak się przed nimi obronić.
-Jak mogła mi to zrobić? - pytałem sam siebie.
-Jeśli pozwolisz to skontaktuję się z nią, skoro jej tu nie ma. - podszedł do drzwi, a ja podbiegłem do nich i zatrzasnąłem je ponownie.
-Najpierw ja z nią porozmawiam. Musimy sobie sporo wyjaśnić. - oznajmiłem stanowczo. Widziałem jak się zastanawia, ale ostatecznie się zgodził.
-Skoro tak wolisz. Poczekamy tu na nią oboje. - stwierdził i poszedł usiąść na kanapę.
Czeka mnie najtrudniejsza rozmowa w moim życiu i nie mam pojęcia jak się na nią przygotować. Czy można się przygotować na ciosy, które złamią Ci serce? Co powinienem teraz zrobić? Czy dam radę stanąć z nią twarzą w twarz po tym co usłyszałem i zobaczyłem? Nawet nie miałem ochoty na trening, bo chciałem być w pełni sił. Poszedłem do kuchni i napisałem smsa do Amandy.
Przyjedź do mnie jak najszybciej. To ważne!
Odłożyłem telefon i wiedziałem, że mam jakąś godzinę. W przerwie na zajęcia odczyta wiadomość i jak ją znam zjawi się odrazu. Tylko czy ja ją tak naprawdę znam?
Jak Wam się podoba rozmowa naszych panów? Co myślicie o Liamie oraz zachowaniu Brandona? Co Wy byście zrobili na jego miejscu po wysłuchaniu tego wszystkiego?
Dziękuję za komentarze i głos. Miłego czytania. Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro