Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nocna rozmowa

Brandon


Spędziliśmy kilka godzin na przyjęciu, które ciągnęło się dla mnie w nieskończoność. Nigdy wcześniej nie widziałem tak sztywnej imprezy. Gdy podeszła do nas matka Amandy, ledwo się powstrzymywałem. Miałem ochotę wygarnąć tej kobiecie co o niej myślę, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Ten wieczór był ważny dla Amandy, więc starałem się zachowywać spokój. Widziałem dużo zaciekawionych spojrzeń w naszą stronę. Wymieniłem dziś tyle uścisków dłoni i usłyszałem nazwisk, że nie sposób tego zapamiętać. Cieszyłem się jednak, że teraz nikt nie ma wątpliwości kim jestem. Martwiłem się się jak zostanę odebrany jako mąż Amandy, ale przeważnie było to zaciekawienie lub zaskoczenie. Nikt otwarcie mnie nie krytykował, choć zachowanie tych ludzi nie było naturalne. Amanda opowiadała mi, że tutaj jest inaczej i teraz mogłem przekonać się o tym osobiście.

-Możemy już jechać.  - Amanda wyrwała mnie z zamyślenie, gdy obserwowałem tańczące pary na parkiecie.

-Nareszcie. - Odparłem i szybko podniosłem się z miejsca.

-Było aż tak źle? - Zaśmiał się David, który siedział obok mnie. - Dobra lepiej nie odpowiadaj. Twoja mina mówi sama za siebie.

-Pojedziesz po Thomasa? - zapytała Amanda zerkając na przyjaciela, a ten tylko pokręcił głową.

-Jest już późno. Przenocuje u rodziców, a rano go przywiozę. - Zaproponował, na co po chwili się zgodziła.

Gdy tylko znalazłem się w samochodzie, ściągnąłem krawat i odpiąłem górne guziki koszuli. Całą drogę do domu panowała ciszą, która zaczynała mnie męczyć. Amanda wyglądała na zamyśloną, a ja zastanawiałem się nad przyczyną jej zachowania. Poznałem ją dziś z innej strony i wcale nie przypominała dziewczyny, którą była w Londynie. Zdarzały się dziś jednak momenty gdzie wyglądała na zagubioną, ale zaraz znowu widziałem ją pewną siebie.

-Możesz spać w pokoju Davida. Ja idę pod prysznic, bo za chwilę padnę ze zmęczenia. - Odezwała się jak tylko weszliśmy do mieszkania i zamknęły się za nami drzwi.

-Nawet nie zaczynaj. - Ostrzegłem ją, a następnie zdjąłem z siebie te sztywne ubranie. Widziałem jak przyglądała mi się bez słowa, gdy ściągnąłem z siebie koszule.

-Co robisz? - Jej głos był cichy, ale usłyszałem w nim zdenerwowanie.

-A jak myślisz? Chcę się przebrać i iść spać z moją żoną. - Uśmiechałem się, gdy widziałem jak uważnie mnie obserwuję.

-Ale...- zaczęła i spojrzała mi w oczy. Dzieliło nas tylko kilka kroków, a ja dziś nie miałem zamiaru zmarnować okazji. Mieliśmy mieszkanie tylko dla siebie i nikt nie przeszkodzi nam, aż do rana. Te  kilka godzin chciałem spędzić bardzo pożyczenie.

-Teraz wyglądasz jak moja Amanda i ledwo się powstrzymuję, żeby się na Ciebie nie rzucić. - Stwierdziłem, na co otworzyła szeroko oczy i cofnęła się do tyłu.

-Musimy... musimy porozmawiać - powiedziała, choć nie brzmiało to przekonująco.

-Nie chcę rozmawiać. Mam teraz mnóstwo innych pomysłów, które Ci się spodobają. - Zbliżyłem się do niej, a ona stała w miejscu i obserwowała każdy mój ruch. Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie.

-Poczekaj - powiedziała, próbując mnie odepchnąć. - Musze Ci o czymś powiedzieć. Brandon przestań! - Krzyknęła, gdy miałem zamiar ją pocałować. Wyprostowałem  się, choć nie miałem zamiaru jej puścić.

- O co chodzi? Amanda przestań ze mną walczy. Nie mam zamiaru kolejny raz słuchać... - zacząłem zniecierpliwiony, ale przerwała mi w pół zdania.

-Rozmawiałam dziś z Liamem - powiedziała szybko, a ja napiąłem mięśnie na dźwięk tego imienia.

-Co? Kiedy? - Zmarszczyłem brwi, bo nie przypominałem sobie takiej sytuacji.  Zamknęła oczy, jakby  potrzebowała chwili na uspokojenie.

-Gdy poszłam poprawić makijaż. Czekał na mnie pod drzwiami. - Odezwała się po chwili, a ja przekląłem kilka razy na jej słowa. Puściłem ją i odsunąłem się na kilka kroków do tyłu.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Znowu cholerne kłamstwa! Czego od Ciebie chciał?!  - Krzyknąłem, czując jak złość zaczyna przejmować kontrole. Samo wyobrażenie ich razem , sprawiało, że traciłem rozsądek.

- Jak miałam to zrobić? Wiem jakbyś zareagował, gdybym Ci powiedziała! - Również podniosła głos, ale nie robiło to na mnie wrażenia.

-Porozmawiałbym z nim w swoim języku, skoro inaczej nie rozumie. Ostatnim razem mnie powstrzymałaś i jak widać to był błąd. - Zacisnąłem pięści i zacząłem chodzić po salonie.

-Masz więc odpowiedź dlaczego Ci nie powiedziałam. - Jej ciche słowa zatrzymały mnie w miejscu. Gdy na nią spojrzałem wyglądała jakby miałam zaraz się rozpłakać.

-Zrobił Ci coś? - zapytałem po chwili, na co zerknęła na swoje ramię i potarła je dłonią. Ten gest wzbudził moje podejrzenie. Fakt, że nie patrzyła mi w oczy też  mi się nie podobał. - Amanda - Ponagliłem ją, gdy nadal się nie odzywała.

-Rozmawialiśmy. Powiedziałam mu, że zniszczyłam jego firmę i trochę się zdenerwował. Pozwolił mi wyjść, gdy usłyszał was za drzwiami - odezwała się wreszcie, choć to był raczej szept, jakby bała mi się o tym powiedzieć.

-Zabije gnoja - wycedziłem i ruszyłem do drzwi, a szybko stanęła mi na drodze.

-Nic mi nie zrobił! Brandon proszę Cię! Po prostu się wystraszyłam, ale to wszystko! - Krzyknęła roztrzęsiona, ale wcale mnie tym nie uspokoiła.

-Wszystko?! Ten tchórz zaczekał, aż będziesz sama i mógł Cię skrzywdzić! Gdyby coś Ci się stało... - Nie potrafiłem dokończyć swoich myśli, bo nawet one mnie przerażały. Zamknąłem oczy, biorąc kilka głębokich oddechów i chcąc pozbyć się tych wizji.

-Jestem tu razem z tobą i nic mi nie jest. Spójrz na mnie. Jestem tu. - Usłyszałem i poczułem jej dłonie na swoich policzkach. Po chwili zrobiłem to o co prosiła i zdałem sobie sprawę, że wtuliła się we mnie i patrzy na mnie jak kiedyś.

-Udowodnij, że jesteś ze mną.

Nie  zdążyła nawet mrugnąć, gdy przycisnąłem ją do ściany. Ująłem jej nadgarstki i unieruchomiłem nad głową. Wdychałem jej zapach, ale nie miałem zamiaru dać jej czasu na zastanowienie. Wpiłem się w jej usta, bo myślałem o tej chwili cały wieczór. Gdy zobaczyłem w jej oczach pożądanie, puściłem jej dłonie, które natychmiast wsunęła mi we włosy i pociągnęła za nie. Chciałem cieszyć się każdym kawałkiem jej ciała, ale czułem, że dłużej nie wytrzymam. Następne kilka minut upłynęło na szybkim pozbyciu się ubrań. Kilka sekund podziwiałem jej nagie ciało, aby później zatracić się w nim. Oddawała każdą pieszczotę w taką samą pasją, więc oboje szybko doszliśmy do spełnienia. Gdy złapałem oddech, zaniosłem ja do sypialni i położyłem na łóżku. Leżeliśmy obok siebie w milczeniu, ale nie odsunęła się ode mnie, gdy ją przytuliłem. Myślałem, że zasnęła gdy nagle usłyszałem jej głos.

-Nie jesteś tu szczęśliwy prawda? - uniosłem się na łokciu i spojrzałem na nią.

-Właśnie sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Ale sporo chcesz to powtórzyć - zażartowałem, na co przewróciła oczami.

-Bądź poważny Brandon. Jak się czułeś dziś na balu? - Westchnąłem i ponownie położyłem się na plecach. Patrzyłem chwilę w przestrzeń, aby zebrać myśli.

-Ostrzegałaś mnie, że tutaj jest inaczej. Zgodziłem się na to, więc nie mam prawa narzekać. - Próbowałem uniknąć tematu, choć zdawałem sobie sprawę, że znała moje podejście.

-To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Nie baw się w dyplomatę, tylko powiedz mi prawdę. - Usiadła i  podciągając prześcieradło,  tak aby ją zakryło.

-Teraz chciałbym powtórzyć to co zrobiliśmy kilka minut temu. - Zamilkłem, gdy spiorunowała mnie wzrokiem. - Dobra, czułem się fatalnie. To chciałaś usłyszeć?

-Dlaczego za mną przyjechałeś? Tak naprawdę wcześniej Cię o to nie zapytałam. - Przyglądała mi się wyczekująco, ale ja nie potrafiłem się skupić. Myślałem, że teraz wszystko się ułoży i będziemy się cieszyć sobą nawzajem.

-Po naszej telefonicznej rozmowie, musiałem się z tobą spotkać.  Chciałem, żebyś spojrzała mi  w oczy i  powtórzyła wszystko co powiedziałaś. - Wyrzuciłem z siebie, na co zamknęła oczy i widziałem grymas na jej twarzy.

-Myślałeś, że mówię o Liamie? - zapytała cicho, choć oboje wiedzieliśmy jaka jest odpowiedź.

-David mi wszystko wyjaśnił, a ja zgodziłem się zostać panem młodym zamiast niego. - Chciałem, żeby zabrzmiało to lekko, ale czułem napięcie. Gdybym wtedy nie przyjechał, to sytuacja między nami byłaby zupełnie inna. Amanda zostałaby żoną Davida, a moje życie znowu byłoby puste.

-Żałujesz tej decyzji  - stwierdziła, ale szybko zaprzeczyłem.

-Nie. Moje życie się zmieniło, ale nie zrezygnuje z Ciebie. Kocham Cię, choć ostatnio nie widzę w tobie mojej Amandy - odpowiedziałem, na co spojrzała na mnie zaskoczona.

-A jaka jest twoja Amanda? -Zacząłem się śmiać, gdy usłyszałem jej pytanie. Udałem, że się zastanawiam i potarłem ręką brodę.

- Dziewczyna, w której się zakochałem była: miła, delikatna, wyrozumiała i cholernie urocza, gdy się denerwowała. Potrafiła też ustawić mnie do pionu, gdy wymagała tego sytuacja.  - Odpowiedziałem i nie uszło mojej uwadze, że się uśmiechnęła. Ostatnio rzadko widziałem u niej uśmiech.

-Tutaj taka nie jest? - odezwała się po chwili.

-Tu poznałem twardą, nieustępliwą, pewną siebie Amandę. Dziewczynę, która uśmiecha się sztucznie i żyję w ciągłym stresie. - Zamyśliła się po moich słowach, a ja pomyślałem, że ją obraziłem.

-Nie chce taka być - wyszeptała, a jej głos się załamał. Usiadłem szybko i przyciągnąłem ją do siebie.

-Amanda nie płacz. Mała proszę Cię. - Zagryzła wargę, jakby chciała w ten sposób się opanować. Myślałem, że odbierze moje słowa  jako żart i nie spodziewałem się takiej reakcji.

-Chce żebyś wrócił do Londynu. - Zesztywniałem i chyba nawet wstrzymałem oddech, gdy to usłyszałem.

-Nie! - powiedziałem stanowczo, aby nawet nie zaczynała tej dyskusji.

-Źle się wyraziłam. Chcę żebyśmy przenieśli się do Londynu na jakiś czas. -Patrzyłem na nią podejrzliwie, bo nie bardzo rozumiałem o czym mówi. - Ty, ja i Thomas. - Dokończyła, widząc moja niepewną minę.

-Naprawdę? To nie jest żadna pułapka? - zapytałem, choć zastanawiałem się, czy ona zdaję sobie sprawę z tego co mówi.

-Mówię poważnie. Myślałam o tym cały dzisiejszy wieczór. Nie jesteś tu szczęśliwy, ja też nie. Nasze małżeństwo musi trwać przynajmniej trzy miesiące, aż do... - urwała, widząc jak się uśmiecham.

- Dokończ śmiało. Widzę, że stęskniłaś się za moimi pocałunkami. - Zaśmiałem się, a ona po chwili zrobiła to samo.

-Chodzi o warunek w testamencie. Musimy razem pracować, więc będzie trzeba to zorganizować. W Londynie jest mała filia firmy, ale to tutaj jest główna siedziba. Będę musiała porozmawiać z Davidem i zapytać czy zgodzi się pokierować wszystkim na miejscu. - Słuchałem uważnie wszystkiego, bo pomysł powrotu do siebie bardzo mi się spodobał.

-Myślisz, że się zgodzi? - zapytałem z nadzieją, gdyż to mogłoby rozwiązać nasze problemy.

-Jeśli zaproponuję mu odpowiednie warunki. Chcę przekazać mu 30 procent udziałów  w firmie. - Oznajmiała, a ja aż zagwizdałem. Nie spodziewałem się czegoś takiego, bo wiedziałem ile ta firma dla niej znaczy.

-Nam zostanie 70 procent, więc myślę, że jako wspólnik zgodzi się chętniej. Brandon musisz wiedzieć, że gdyby nie David, ta firma dawno by zbankrutowała. Jestem mu to winna i wiem, że tata zgodziłby się z moją decyzją. Zawsze cenił zaangażowanie Davida, któremu ufał mimo młodego wieku. - Jej wyjaśnienie miało sens, więc nie miałem zamiaru wtrącać się do tego.

-Chłopak zostanie milionerem. Chciałbym widzieć jego minę jak mu o tym powiesz - odezwałem się, ale tylko przewróciła oczami.

-Uwierz mi, że będę musiała go jeszcze do tego namawiać. Mam jednak kilka argumentów, które go przekonają. Problem jest jednak brak domu w Londynie. Musisz się tym zająć jeszcze jutro. - Przyglądałem się jej i nie mogłem wyjść z podziwu. Jeszcze niedawno była krucha i płakała, a teraz zdecydowanie mówi o przeprowadzce.

-Dlaczego nagle chcesz wracać do Londynu? - zapytałem, bo jej zachowanie zmieniło się jak tylko o tym wspomniała.

-Nie rozumiem. Ty nie chcesz? - odparła zaskoczona, ale jej spojrzenie uciekło gdzieś w bok.

-Jest coś więcej, prawda? Czegoś mi nie mówisz? - Nerwowo zaczęła podciągać prześcieradło, czym potwierdziła moje podejrzenia. - Amanda, miało nie być kłamstw pamiętasz?

-Moja matka i Liam zrobią wszystko, abym nie dopełniła warunków testamentu. Będą próbować nas rozdzielić przed upływem 3 miesięcy. - Wyjaśniła szybko, jakby chciała to wyrzucić z siebie.

-A Ty wolisz uciec? Aż tak bardzo mi nie ufasz? - Moje oskarżenie ją zaskoczyło, ale ja właśnie tak się poczułem.

-Nie znasz ich Brandon. Poza tym, Manchester przestał być moim domem. To w Londynie czuję się sobą, jak sam zauważyłeś. Ten wyjazd przyniesie korzyści nam wszystkim - odpowiedziała patrząc na mnie z nadzieją.

-Amanda, pytałem czy mi ufasz - Zapytałem ponownie, obserwując ją uważnie.

-Gdyby tak nie było, nie pozwoliłabym Ci się ponownie do siebie zbliżyć. - Poczułem ulgę, gdy to usłyszałem i mogłem odetchnąć. Przyciągnąłem ją do siebie, tak że dzieliło nas tylko kilka centymetrów.

-Więc o co chodzi z tym mieszkaniem w Londynie? - Wesoły błysk w jej oczach, sprawił mi wielką przyjemność.

-Zostanę tutaj i załatwię wszystko z Davidem.  Ty pojedziesz do Londynu, aby kupić nam dom i zapisać Thomasa do szkoły. -Jej propozycja średnio mi się podobała, bo oznaczała, że zostanie tu sama na kilka dni.

-Chcesz powiedzieć, że mamy dla siebie tylko tą noc i później spotkamy się dopiero w Londynie?- Podsumowałem, co potwierdziła skinieniem głowy. - Nie pozwolę Ci zasnąć do rana. Muszę się tobą nacieszyć na zapas.

-Na to liczę Collins - odparła i wybuchnęła głośnym śmiechem, który przerwałem pocałunkiem.

Hej hej. Kolejny rozdział naszej historii zakochanych. Jak Wam się podoba? Co sądzicie o pomyśle Amandy? Czy wyjazd to słuszna decyzja? Co myślicie o jej propozycji dla Davida? Którą Amanda bardziej lubicie?

Dziękuje za każdy głos i komentarz, który sprawia mi dużo radości podczas czytania. Pozdrawiam

-

-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro