Niespodziewana wizyta
Amanda
Mogłam odetchnąć wiedząc, że Brandon zna już prawdę o mnie. Zostało jeszcze kilka rzeczy, których mu nie wyznałam ale na dziś wystarczy. Wydaję mi się, że więcej by nie zniósł. Najpierw muszę go przekonać, że możemy nadal być razem. Mój wyjazd niczego nie zmieni, a on przecież może pojechać ze mną. Wiem że to egoistyczne z mojej strony, ale nie ma innego wyjścia.
Leżeliśmy jeszcze długo przytuleni do siebie i milczeliśmy. Dałam mu czas, aby poukładał to sobie w głowie. Zareagował i tak spokojniej niż się tego spodziewałam. Znając jego temperament można się było spodziewać wszystkiego. Usłyszałam jakieś głosy na dole, więc pewnie chłopaki już wstali. Dziś wtorek i powinnam iść na zajęcia, ale nie za bardzo miałam na to ochotę.
- Pójdę zrobić nam śniadanie. Chcesz kawę?- odezwał się Brandon, a następnie oparł się na łokciu i spojrzał na mnie. Mogłam się domyślić jaką ma gonitwę myśli teraz w głowie.
-Umieram z głodu. - powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Zostań tutaj. Przyniosę nam do pokoju. Chcę Cię mieć tylko dla siebie, póki jeszcze jesteś. - zobaczyłam jak wstaje i nie podobał mi się ton jego głosu. Słychać było w nim niepewność i zrezygnowanie.
-Brandon... przecież rozmawialiśmy. - zaczęłam siadając na łóżku, ale szybko schylił się i zamknął mi usta pocałunkiem.
-Wiem. Na dziś koniec tematu. - usłyszałam, gdy odsunął się ode mnie.
Patrzeliśmy na siebie przez chwilę, a następnie wyszedł bez słowa z pokoju. Westchnęłam i opadłam na poduszkę. Mogłam się domyślić, że to nie będzie takie proste. Zraniłam go i będę musiała teraz odzyskać jego zaufanie. Wstałam i wyjęłam z szafy swoją koszulkę i spodnie. Miałam kilka minut zanim wróci, więc postanowiłam wziąć prysznic. Odkręciłam wodę i stałam tak chwilę pod ciepłym strumieniem. Wczorajszy szalony wieczór i cały stres związany z nim musiałam z siebie zmyć. Kilka minut później byłam już odświeżona i ubrana. Postanowiłam zejść na dół i pomóc mu ze śniadaniem. Wyszłam z łazienki i usłyszałam jakieś krzyki na dole, więc ruszyłam w tamtym kierunku.
-Idź po Amandę.-rozpoznałam głos Lucasa i zaczęłam biec.
Gdy znalazłam się na dole zobaczyłam widok, którego się nie spodziewałam. Brandon stał tyłem do mnie, przyciskając kogoś do ściany. Nie widziałam twarzy, bo zasłaniały mi je jego plecy . Lucas stał i przyglądał się im , a Julia podeszła do mnie przerażona.
-Jesteś! Zrób coś.- powiedziała, a ja czułam się w pierwszym momencie sparaliżowana.
-Amanda.. - usłyszałam cichy, znany mi dobrze głos i dopiero teraz zauważyłam Davida. Brandon przytrzymywał go łokciem do ściany. Mój przyjaciel był przerażony, a ja ocknęłam się z transu. Podbiegłam do nich i złapałam Brandona za ramię, ale on jakby mnie nie zauważył.
-Zostaw go kretynie! Słyszysz?! Brandon! -krzyczałam i próbowałam go odepchnąć.
Po chwili chyba dotarł do niego mój głos, bo spojrzał w moją stronę. Odsunął się o krok , a ja zasłoniłam Davida. Odwróciłam się, aby sprawdzić czy nic mu się nie stało.
-Nic Ci nie jest? - zapytałam, ale on nie patrzył na mnie. Jego wzrok był skupiony na Brandonie jakby bał się, że zaraz znowu się na niego rzuci.
-A tobie? Co Ty robisz w tym domu? Ten facet to wariat i powinno się go zamknąć! - odezwał się, a ja odetchnęłam z ulgą. Zobaczyłam jak się wyprostował i nie wiedziałam co się dzieje. David stanął przede mną, a ja znalazłam się za jego plecami. Zobaczyłam wyraz twarzy Brandona i to nie wróżyło nic dobrego.
-Zabierz od niej te łapy!- wycedził w naszą stronę i szybko znalazł się obok mnie. Chwycił mnie za rękę i pociągnął do siebie. Trzymał mnie blisko siebie, piorunując wzrokiem mojego przyjaciela.
-Możesz przestać? Kiedy zaczniesz załatwiać sprawy rozmową zamiast siłą Brandon?! - krzyknęłam i chciałam się wyrwać, ale tylko wzmocnił uścisk.
-Koleś zasłużył. Przedstawił się jako twój blisko przyjaciel, więc co miałem zrobić? - odpowiedział , na co miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, a jednocześnie mu przyłożyć.
-Dokładnie. W tej sytuacji nie miałem zamiaru mu nawet pomagać. Sam się o to prosił. - odezwał się Lucas pokazując na Davida.
-Bo to jest mój bliski przyjaciel! - powiedziałam i poczułam jak Brandon cały się spiął. - Brandon przedstawiam Ci Davida Fostera. Przyjaciel z dzieciństwa, który obecnie prowadzi firmę mojego ojca.
-Chyba nie chcesz powiedzieć, że ta góra mięśni za tobą to twój facet? Amanda to o nim mówiłaś w Manchesterze? - usłyszałam głos Davida i uśmiechnęłam się do niego wzruszając ramionami.
-Owszem to on. Skoro oficjalną część mamy już za sobą, to co Ty tutaj robisz? - zapytałam, aby zmienić temat i rozładować trochę napięcie. Panowie nadal mierzyli się podejrzliwym wzrokiem, ale wiedziałam że z czasem się dogadają.
-Musimy porozmawiać. Po twoim wyjeździe wynikły pewne problemy. - odpowiedział, a ja nie miałam pojęcia o czym może mówić. Jednak wolałam dowiedzieć się tego bez świadków.
-Ok, więc chodźmy na górę. - zaproponowałam i pokazałam mu drogę. Podeszliśmy tylko kilka kroków, gdy usłyszałam.
-Chyba żartujesz?! Mam Ci pozwolić iść z nim samej do mojego pokoju? Może jeszcze powiem, gdzie trzymam gumki? Będziecie mogli sobie do woli poużywać! - krzyknął Brandon, na co wszyscy zamilkli i spojrzeli na mnie.
Odwróciłam się w jego stronę i widziałam wściekłość wypisaną na jego twarzy. Jednak ja nie pozwolę mu się tak traktować. Jest po ciężkiej nocy i naszej rozmowie, ale to go nie usprawiedliwia. Mogę zrozumieć, że tak próbuję ochronić siebie, tylko że rani wtedy mnie.
-Wiem gdzie je trzymasz kochanie, ale dziękuje za przypomnienie. Idź zrób nam śniadanie, a ja pójdę do ogrodu z Davidem. Przez ten czas zastanów się nad swoim zachowaniem i poskrom trochę tą bestię w środku siebie. - powiedziałam spokojnie, a następnie podeszłam do niego blisko.- Następnym razem rozmawiaj, zamiast atakować. - dokończyłam i ruszyłam w stronę drzwi na zewnątrz.
-Amanda..- odezwał się David, gdy usiadłam na ławce w ogrodzie.
Musiałam się uspokoić, więc podniosłam rękę dając mu znak aby dał mi chwilę. Wzięłam kilka głębokich oddechów, bo czułam jak całe moje ciało drży ze zdenerwowania. Brandon skutecznie testuję moją cierpliwość. Gdybym nie była opanowana to pewnie teraz salon wyglądałby jak po tornadzie. Widziałam jak matka rzucała rzeczami, gdy coś nie szło po jej myśli. Jej napady gniewu mnie przerażały i reakcje Brandona wywołują te wspomnienia. Kocham go, ale on musi zacząć się inaczej zachowywać. Boję się, że kiedyś w tym napadzie ucierpię ja. Może nie zrobi tego celowo, ale on wtedy nie kontroluję siebie.
-Co się dzieje? - zapytałam gdy odzyskałam już trochę siły. Zobaczyłam jak sięga do swojej teczki i wyjmuję coś z niej.
-Musisz to zobaczyć. Przykro mi. - powiedział i podał mi stos kolorowych gazet. Zobaczyłam tytuły pism z Manchesteru, a następnie zdjęcia na pierwszej stronie.
-Co...co to jest?- odezwałam się wystraszona widząc siebie i Liama na nich.
Zdjęcia z restauracji, parkingu oraz klubu. Na wszystkich wyglądaliśmy jak para zakochanych. Przy kolacji uśmiechaliśmy się do siebie i piliśmy toast. Przy samochodzie byliśmy bardzo blisko siebie. Siedzieliśmy na kanapie w klubie i nasz pocałunek. Byłam coraz bardzie przerażona oglądając to.
-Jestem pewny, że to jego sprawka i twojej matki. - usłyszałam i wypuściłam gazetę z ręki. Spojrzałam w stronę domu i wiedziałam, że to koniec. On mi tego nie wybaczy i nawet nie będzie chciał mnie słuchać.
-Wszystko zaplanowali. A ja zastanawiałam się nawet, czemu tak łatwo się zgodziła. Jaka ze mnie kretynka. - odezwałam się po chwili, a w środku czułam jakbym spadałam w przepaść. Z jednej katastrofy do drugiej. Dziś powiedziałam mu o sobie,a teraz coś takiego.
-To nie twoja wina. Oboje wiemy do czego są zdolni, aby zabrać Ci spadek. Poradzimy sobie. - próbowałam mnie pocieszyć i przytulił do siebie. Zobaczyłam Brandona, który obserwował nas z daleka. Odsunęłam się i próbowałam wziąć się w garść, aby niczego nie zauważył.
-Schowaj to. On nie może się o niczym dowiedzieć. - oznajmiłam i podałam mu szybko gazety, które wpakował do swojej teczki.
-Ale...- zaczął jakby nie był pewny czy dobre robię.
-Nie znasz go David. Widziałeś jak potrafi zareagować, więc wyobraź sobie co zrobi. Nie mogę go stracić. Dziś powiedziałam mu kim jestem i musimy sobie na razie poradzić z tym.- wytłumaczyłam ,a on niepewnie skinął głową.
-Zrobimy jak chcesz. A co z tym? - zapytał i pokazał na teczkę. Wstałam i ruszyłam w stronę domu, a on obok mnie.
-Nic. Jeśli nie zareaguję, szybciej to ucichnie. Nie ma mnie w Manchesterze, więc nic więcej nie znajdą. Brandon nie ma szans ich przeczytać, więc nic złego nie powinno się stać. - przekonywałam go, chociaż sama też potrzebowałam takiego zapewnienia.
-Jesteś pewna, że dobrze robisz? Może powinnaś mu powiedzieć , a on rozkwasiłby buźkę Liamowi? - zażartował i pokazał na Brandona, który wyszedł w naszą stronę.
-Jestem pewna, że zrobiłby to. To spotkanie skończyłoby się tragicznie. - oznajmiłam cicho i obawiałam się, że mogłabym mieć rację. Tym razem musiałam to ukryć, aby nie wydarzyło się nic złego.
-Śniadanie gotowe. - odezwał się Brandon, a ja przytuliłam się do niego. Mimo że powinnam być na niego zła, to teraz potrzebowałam tego. Objął mnie niepewnie i pocałował w czubek głowy.
- Nie dosypałeś czegoś do niego prawda? Mogę je zjeść bez obawy o swoje życie? - zapytał David, a ja uśmiechnęłam się do niego. Puścił mi oczko i wiedziałam, że ta dwójka znajdzie jeszcze wspólny język.
-Będziesz musiał zaryzykować. - zaśmiał się Brandon i weszliśmy do środka. - Wszystko w porządku? - zapytał mnie, gdy David usiadł do stołu, a my zostaliśmy jeszcze przy drzwiach.
-Tak. Nie martw się. To sprawy związane z firmą. Uspokoiłeś się już?- uniosłam brew i spojrzałam mu w oczy.
-Przepraszam. Czasami mnie ponosi, zwłaszcza jeśli chodzi o Ciebie. - odpowiedział i wiedziałam, że tak właśnie jest. Jednak musi zacząć nad tym pracować, bo tak nie może to wyglądać. Postanowiłam jednak zostawić tą rozmowę na później.
- Musisz mi ufać. Wiem, że teraz to trudne po naszej rozmowie. Pamiętaj jednak, że Cię kocham i jesteś dla mnie najważniejszy. Reszta się ułoży. - zapewniłam, aby nie miał żadnych wątpliwości.
-Też Cię kocham jak wariat. Wiesz, że nigdy nie byłem w związku i dlatego mogę popełniać błędy. Bądź cierpliwa. - powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
-Nie wiem na ile mi jej jeszcze starczy. - zażartowałam i pocałowałam go. Przy nim czułam się bezpiecznie i przestawałam myśleć o problemach. Chciałam wtulić się w niego i zapomnieć o wszystkim.
-Hej zakochani, chodźcie bo wszystko wystygnie!- krzyknął Lucas, który przywrócił nas do rzeczywistości.
-Już idziemy. - odpowiedziałam i dołączyliśmy do przyjaciół.
David przyglądał się nam przez całe śniadanie i wiedziałam, że z czasem poznają się lepiej z Brandonem. Atmosfera przy śniadaniu trochę się rozluźniła, gdy chłopaki podali sobie dłonie i zaczęli rozmowę.
I jak rozdział? Spodziewaliście się takiego gościa? Co myślicie o reakcji Brandona? Jak Wy byście postąpiły na miejscu Amandy? Powiedziały o randce czy jednak nie?
Miłego czytania. Pozdrawiam i dziękuje za komentarze oraz głosy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro