Nie odpuścisz prawda?
Amanda
Coś mnie obudziło, ale nie wiedziałam co to jest. Otworzyłam oczy i nasłuchiwałam, aż usłyszałam pukanie do drzwi. Zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju czy dziewczyny w nim są i zauważyłam śpiącą Julie na łóżku obok. Musiała wczoraj nieźle zabalować skoro się nie obudziła. Spojrzałam na zegarek i było kilka minut po 8, więc nie miałam pojęcia kto mógł stać za drzwiami. Nicole ma swoje klucze, a poza tym nocuję dziś u Matta. Przetarłam oczy i włożyłam na siebie spodnie dresowe, bo spałam tylko w koszulce i bieliźnie.
-Już idę. Pali się czy co?- krzyknęłam i otworzyłam wreszcie drzwi. Stał za nimi uśmiechnięty Brandon, opierając się ręką o futrynę. Miał na sobie czarne dresy i szarą bluzę z kapturem.
-Cześć śpiochu. - odezwał się po chwili, gdy obejrzał mnie z góry na dół. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, bo nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
-Co tu robisz Brandon?- zapytałam spokojnie, ale w środku się gotowałam. Czy on da mi wreszcie spokój? Co jest z nim nie tak?
-Przecież wczoraj mówiłem, że przyjadę po Ciebie o 8.00, więc jestem. - oznajmił zadowolony z siebie.No chyba sobie kpi! Postanowiłam zmienić taktykę.
-Masz rację. Spotkajmy się za kilka minut. Zejdź na dół i jedź w stronę Southwark, później skręć w prawo,podjedź kilka metrów i będziesz na miejscu. - powiedziałam słodkim głosikiem, a on uniósł brew zdziwiony.
-Co tam jest?- zapytał podejrzliwie.
-Szpital. Zmierzą Ci temperaturę i ciśnienie. Pomogą Ci tam na Twoje szaleństwo. - odpowiedziałam i dotknęłam jego ramienia niby ze współczuciem.
-Niezła sztuczka.- zaśmiał się i wszedł do środka.
-Oczywiście nie krępuj się i wejdź. Może chcesz kawy?- zapytałam sarkastycznie, ale on nic sobie z tego nie robił. Usiadł na moim łóżku i rozglądał się po pokoju.
-Nie dzięki. Wypijemy przy śniadaniu. Ubieraj się. - otworzyłam usta, żeby na niego krzyknąć, ale pokazał mi ręką abym była cicho. Julia przewróciła się na drugi bok i mamrotała coś przez sen.
-Nigdzie z Tobą nie idę.- odpowiedziałam cicho i otworzyłam szeroko drzwi dając mu do zrozumienia, żeby sobie poszedł.
-Zbyt mało mnie znasz jeśli myślisz, że Ci na to pozwolę. - wstał i podszedł do mnie, a ja zrobiłam krok w tył. Nie bałam się już go, ale chciałam żeby się do mnie nie zbliżał. Wczoraj sama przed sobą się przyznałam, że coś do niego czuję i wiem jak działa na mnie jego obecność.
-Ja wcale Cię nie znam i nie chce poznać.- powiedziałam, ale ten dupek dalej się tylko uśmiechał i stanął blisko mnie. Dotknął mojego policzka i spojrzał prosto w oczy.
-Kłamiesz Amanda, a ja Ci to udowodnię. Spędź ze mną weekend. -już chciałam zaprzeczyć, ale przyłożył mi palec do ust- Jeśli w poniedziałek dalej będziesz tak uważała, to dam Ci spokój. Obiecuję.
-Nie odpuścisz prawda?- czułam, że nie mam wyjścia. To tylko dwa dni, a dzięki temu będę miała go z głowy. Muszę się go pozbyć, bo nie pozwolę żeby ktoś mnie znowu zranił.
-Zgadzasz się? Spakuj się i idziemy. - oznajmił i znowu poszedł usiąść na łóżku. Zmarszczyłam brwi , bo nie wiedziałam o czym on mówi.
-Mam się spakować? Po co?-zapytałam zaskoczona.
-Przecież się zgodziłaś spędzić ze mną weekend, to oznacza że będziesz u mnie nocować. - otworzyłam szeroko oczy, bo on musi żartować. Ten facet jest szalony, tak jak podejrzewałam. Jednak widząc jego minę wiedziałam, że już ułożył sobie plan w głowie i ma zamiar go spełnić.
Nie będzie miał tak łatwo, ale niech na razie myśli że wygrał.
-Ok. Daj mi pół godziny, muszę się przebrać i w ogóle. - powiedziałam i poszłam do łazienki.
-Nie musisz. Tam gdzie idziemy przyda Ci się dres. - usłyszałam za plecami.
Umyłam twarz i zęby oraz nałożyłam lekki makijaż. Zmieniłam koszulkę na inną, ale zostawiłam spodnie skoro mam zostać w dresie. Nie mam zamiaru się za bardzo stroić, bo nie zależy mi na jego opinii. Jak mu się nie spodobam to lepiej dla mnie. Spakowałam ubrania na zmianę i kilka kosmetyków do torby. Napisałam wiadomość dla dziewczyn gdzie jestem i kiedy wrócę. Już sobie wyobrażam co o mnie pomyślą, ale jakoś im to wytłumaczę gdy wrócę.
-Gotowa?- zapytał i zabrał moje rzeczy.
-Chodźmy, miejmy już to z głowy. - zatrzymał się nagle, a ja wpadła na jego plecy. Byliśmy na korytarzu sami, bo zapewne wszyscy jeszcze spali. Odwrócił się w moją stronę i przyglądał przez chwilę.
-Obiecaj mi coś. Chciałbym aby ten weekend był wyjątkowy, więc możesz być......miła. - zakończył niepewnie i potarł sobie ręką kark. Widok Brandona tak zakłopotanego był dziwny, że zaczęłam się śmiać. Uniósł brwi, a po chwili się do mnie zbliżył. Spojrzał na moje usta i wiedziałam już co planuję.
-Nawet o tym nie myśl. Zgodziłam się na ten Twój szalony pomysł, ale nie możesz mnie....- i znowu nie dał mi dokończyć, bo zamknął mi usta pocałunkiem. Miał cudowne, miękki usta, które mną zawładnęły. Zapomniałam gdzie się znajdujemy i skupiłam się na przyjemności. Po chwili odsunął się i jeszcze raz złożył delikatny pocałunek. Wiedziałam, że jego bliskość źle na mnie działa. Muszę wyznaczyć granice, bo inaczej to się skończy złamanym sercem. Odepchnęłam go i zmrużyłam oczy, żeby wiedział że nie żartuję.
-Posłuchaj...... od teraz nie całujesz mnie ani nie dotykasz. Rozumiesz!- powiedziałam głośno, a on podniósł ręce w geście poddania.
-Ok, ok nie zrobię nic czego byś nie chciała.- odpowiedział śmiejąc się, a ja nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Odwrócił się i ruszył dalej.
-I w tym jest problem. - mruknęłam cicho sama do siebie i poszłam za nim. Na zewnątrz rozglądałam się za jego motocyklem, ale nigdzie go nie widziałam. Brandon szedł w stronę parkingu i zatrzymał się przy czarnym sportowym samochodzie. Nawet nie byłam zaskoczona, bo mogłam się tego spodziewać.
-Gdzie Twoja......dziewczynka?- zaśmiałam się, bo słyszałam jak znajomi nazywali tak jego motocykl.
-W garażu. - otworzył mi drzwi, a ja usiadłam wygodnie w środku.
-Oczywiście, przecież nie pozwalasz nikomu jej dotykać i na nią wsiąść. - oznajmiłam, gdy zajął miejsce obok mnie i uruchomił silnik. Spojrzał na mnie i puścił mi oczko.
-Widzę, że jednak trochę o mnie wiesz. Czyżbym jednak Ci się podobał?- zapytał zadowolony z siebie.
-Sporo się nasłuchała o Tobie, po tym jak wpadłam na twój motocykl.- oznajmiłam zgodnie z prawdą. Matt nie dawał mi żyć przez kilka dni opowieściami co zrobi mi Bestia.
-O tym też porozmawiamy. Do dziś nie mogę uwierzyć w to co widziałem na nagraniu z kamery. - odpowiedział, a ja dzięki temu usłyszałam skąd dowiedział się, że to ja. Poszedł do ochrony i poprosił o nagranie, że też o tym nie pomyślałam.
-Gdzie jedziemy?- zmieniłam temat, bo nie chciałam rozmawiać o mojej bezradności. Jeśli się domyślił tego, to nie dał po sobie poznać.
-Pojedziemy coś zjeść, a później zabiorę Cię w miejsce, które uratowało mi życie. - usłyszałam i wstrzymałam oddech. Czeka nam ciekawy dzień.
Jak myślicie jaki będzie ich weekend? Czy Wy byście się zgodziły na miejscu Amandy na propozycję Brandona? Gdzie ją zabierze?
Następny rozdział, który mam nadzieję że Wam się spodoba. Może uda mi się szybko napisać kolejny, abyście nie musieli długo czekać. Miłego czytania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro