Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Muszę się uspokoić


Brandon


-Niech Cię szlag Amando Thomson! Jak tam przyjadę, będziesz mnie błagać o litość!- krzyknąłem i rozłączyłem połączenie. Miałem przed oczami widok jej na moim motorze i widziałem najczarniejsze scenariusze.

-Uspokój się stary. - odezwał się Lucas, a ja miałem ochotę w coś przyłożyć. Zacisnąłem pięść, która wylądowała na szafce. Cofnął się  ode mnie kilka kroków, a ja zamknąłem oczy i uderzyłem jeszcze dwa razy.

-Daj mi kluczyki. - wycedziłem, gdy odwróciłem się w jego stronę. Stał sztywno i nie wykonał żadnego ruchu.

-Pojadę z Tobą. Nie możesz teraz prowadzić. - powiedział i widziałem, że bał się tego co mogę zrobić. Sam czułem, że ledwo nad sobą panuję.

-Zawieziesz mnie tam i znikniesz. - oznajmiłem, bo nie chciałem tracić czasu na zbędne dyskusję. Jeszcze będzie gotowa spełnić swoją głupią groźbę i naprawdę wyjedzie motorem na miasto.

-Chodźmy. - odpowiedział i ruszył w stronę wyjścia.

Gdy tylko drzwi się otworzyły usłyszałem krzyki i gwizdanie ludzi na zewnątrz. Myśleli, że idę na ring zmierzyć się z Blakiem. Jednak ja musiałem jechać zmierzyć się z pewną upartą dziewczyną. Wiedziałem, że pozwolenie sobie na uczucia było złym pomysłem. Dałem jej nad sobą władzę, którą teraz wykorzystuję. Nigdy wcześniej taka sytuacja nie miałam miejsca. Nikomu nie musiałem się tłumaczyć. O nikogo nie czułem takiego paraliżującego strachu.

-Gdzie Ty się wybierasz Collins? - usłyszałem za plecami i odwróciłem się w stronę tego głosu. Stał za mną kumpel Blacka i przyglądał mi się uważnie.

-Muszę coś załatwić. Walka odwołana. - oznajmiłem, na zaczął się śmiać.

-Wystraszyłeś się? Umiesz tylko bić tych małolatów! Nie potrafisz się zmierzyć z takimi jak my! Leć do mamusi niech Ci zmieni pieluszkę. - krzyknął głośno, czym zwrócił uwagę innych osób. Nawet nie wiedziałem kiedy go uderzyłem. Chłopak się przewrócił, a ja poczułem jak ktoś mnie odciąga.

-Spadamy stąd!- wrzasnął mi do ucha Lucas i wtedy się ocknąłem.

Pobiegliśmy do wyjścia na parking i wsiedliśmy szybko do samochodu. Lucas odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Zamknąłem oczy i oparłem głowę o zagłówek. Adrenalina buzowała w moich żyłach i czułem jakby brakowało mi powietrza. Wróciły wspomnienia, gdy musiałem walczyć o przetrwanie na ulicy. Bałem się zasnął, aby ktoś nie zaatakował mnie podczas snu. Ciągły strach i głód, który towarzysz mi każdego dnia. Wszystkie razy kiedy oberwałem tak mocno, nie mogąc podnieść się przez wiele godzin. Czasami myślałem, że śmierć byłaby moim wybawieniem. Teraz miałem siłę, aby się obronić. Miałem pieniądze, aby nie odczuwać głodu. Dziś jednak znowu poczułem ten strach, ale o inną osobę. Nie mogłem nic zrobić i to było o wiele gorszę.

-Jesteśmy na miejscu. Brandon nie mogę pozwolić, abyś poszedł tam sam. - odezwał się Lucas.

-Przed rozmową z nią pójdę na siłownie. Muszę się uspokoić. - zapewniłem, aby nie musiał  się martwić o Amandę.

-Nie jestem przekonany widząc Cię w takim stanie. - ciągnął, ale ja już nie słuchałem.

Wysiadłem i poszedłem w stronę ogrodu. Po drodze minąłem swój motor, który stał teraz na podjeździe. Zauważyłem, że nie zniszczyła nic oprócz lusterek. Jednak wolałbym zobaczyć go całego obitego,  niż ją gdy na nim siedziała. Oparłem o niego ręce i wziąłem kilka oddechów pochylając głowę.

-Kurwa mać!- wrzasnąłem przypominając sobie scenę sprzed kilku minut. Kopnąłem motor, który przewrócił się z hukiem. 

Usłyszałem jak otwierają się drzwi na taras i wychodzi z nich Amanda rozglądając się na boki.  Miała w ręku kij, którym wcześniej zniszczyła lusterka.

-Wybierasz się gdzieś mała. - odezwałem się i szybko podniosła na mnie wzrok. Stała kilka metrów ode mnie i przygląda się mi. Widziałem jak jej spojrzenie zjechało na moją pokrwawioną koszulkę i ręce. Od uderzenia w szafkę zdarłem sobie kłykcie.

-Jednak walczyłeś. - powiedziała cicho zawiedzionym głosem.

-Owszem, ale nie z tym przeciwnikiem co trzeba. - oznajmiłem i zobaczyłem jej delikatny uśmiech. Zrobiła krok w moją stronę, a ja zacisnąłem pięści.

-Musisz to opatrzyć. - chciała podejść, ale ja odsunąłem się od niej na bezpieczną odległość.

-Nie podchodź. Ledwo nad sobą panuję, więc nie możesz się teraz do mnie zbliżyć. - ostrzegłem ją, na co zatrzymała się w miejscu. Potrzebowałem teraz  wyładować się w siłowni i dopiero wtedy wrócić, aby z nią porozmawiać.

-Brandon proszę. Nic się nie stanie. - wyszeptała próbując mnie uspokoić.

-Nie mogę stracić kontroli. Nie przy Tobie. - odpowiedziałem i chciałem, aby dała mi chwilę dla siebie.

-A przy kimś innym mógłbyś?! Potrzebujesz teraz kogoś innego?! -krzyknęła, a ja skrzywiłem się i zamknąłem oczy.

-Nie! Jesteś wszystkim czego potrzebuję, ale muszę panować nad sobą gdy jestem z Tobą. - wytłumaczyłem i chciałem aby to zrozumiała.

-Nie powstrzymywałeś się z innymi dziewczynami... Uważasz , że jestem zbyt delikatna. - zmrużyła oczy i widziałem jej zaciętą minę. Pokonałem szybko dzielącą nas odległość i złapałem jej twarz w swoje dłonie.

-Dziś sprawiłaś, że moje serce zatrzymało się na kilka uderzeń. To ja stałem się słaby. Zdobyłaś nad mną zbyt dużą władzę i chciałem Cię za to ukarać!- wycedziłem i wbiłem się jej usta. Odsunąłem się dopiero, gdy zabrakło mi oddechu. Widziałem jej zamglone spojrzenie i czułem drżące ciało. Puściłem ją i odepchnąłem lekko od siebie.

- Ukarać? Za to, że tak bardzo Cię kocham. Zrób to, przecież widzę że chcesz mnie dotknąć. - powiedziała i teraz to ona mnie pocałowała.

-Chcę Cię pieprzyć. - odpowiedziałem, na co otworzyła szeroko oczy.

-Brandon. - upomniała mnie zszokowana.

-Zaskoczona?  Byłaś na tyle odważna aby zniszczyć  mi motor, a teraz obleciał Cię strach? - zaszydziłem i myślałem, że się wycofa.

- Nie pleć bzdur! - powiedziała, ale widziałem też w jej oczach niepewność.

-Nie mogę Ci obiecać, że się zatrzymam. Balansuję na krawędzi i jeśli posunę się za daleko, możesz mi tego nie wybaczyć. - wytłumaczyłem, aby zdała sobie sprawę z sytuacji. Nigdy wcześniej nie byłem z dziewczyną mając w sobie tyle gniewu i złości.

-Przy tobie jestem bezpieczna. Przestań się powstrzymywać. - usłyszałem i to mi wystraczyło.

Podniosłem ją do góry, a ona odruchowo oplotła mnie nogami w pasie.  Zacząłem iść w stronę domu, a następnie  skierowałem się do swojego pokoju. Rzuciłem ją na łóżko, ale nie wyglądała na wystraszoną. Stałem i patrzyłem na jej ciało zaciskając ręce.

-Pozwól sobie pomóc. Powiedz mi, co mogę zrobić. - wyszeptała błagalnie. Widziałem w jej oczach miłość i troskę. Zdałem sobie sprawę, że byłem idiotą traktując ją w ten sposób. Tamta rozmowa na pewno miała jakieś wytłumaczenie, a ja zareagowałem zbyt impulsywnie. Uniosłem się dumą i nie pozwoliłem jej nic wyjaśnić.

-Wystarczy, że będziesz. Porozmawiamy później. - odpowiedziałem i przesunąłem ręką wzdłuż jej ciała, wchodząc jednocześnie na łóżko.

-Muszę Ci powiedzieć o sobie..- zaczęła, ale zamknąłem jej usta pocałunkiem.

-Cii. Później. - wyszeptałem jej do ucha jednocześnie całując.

Zrozumiała, bo po chwili zaczęła  zdejmować ze mnie ubranie. Nie pozostałem dłużny i szybko zrobiłem to samo. Wdychałem jej zapach i pragnąłem dotykać każdego kawałka ciała. Stęskniłem się za jej dotykiem, ale teraz chciałem ją szybko posiąść. Poczuć, że jest moja i będzie ze mną już zawsze.


Jak Wam się podoba reakcja Brandona? Czy Amanda ma na niego zbyt duży wpływ? Czeka ich rozmowa, która nie wiadomo jakie reakcje przyniesie. Dziękuję za komentarze i głosy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro