Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mam dla Ciebie propozycję

Amanda

Wydawało mi się, że usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy, choć czułam się strasznie zmęczona. Brandon dotrzymał obietnicy i zasnęliśmy dopiero nad ranem. Miałam wrażenie, że ta noc  była tylko snem.

-Amanda! Brandon! Jesteście ubrani? Wchodzę! - Głos Davida za drzwiami zwrócił moją uwagę, więc podciągnęłam odruchowo wyżej pościel, aby się zasłonić.

-Ani się waż! - krzyknęłam, ale usłyszałam tylko jego głośny śmiech. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się rozglądać za ubraniami.

-Chyba nie robicie tego w tej chwili? Pamiętaj, że w domu jest dziecko. - Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale jednocześnie czułam zażenowanie. Mój przyjaciel doskonale wiedział co robi, gdy zaproponował, że zostanie u rodziców.

-Foster przekrocz próg tych drzwi, a oberwiesz! - Niespodziewanie odezwał się Brandon, więc  spojrzałam na niego. Leżał teraz na plecach, uśmiechając się szeroko.

-Zepsułeś zabawę Collins! Chodźcie na śniadanie gołąbeczki!  - odkrzyknął David, więc odetchnęłam z ulgą. Opadłam ponownie na łóżko i zakryłam dłońmi twarz.

-Chyba już wiem, dlaczego tak bardzo polubiłaś Lucasa - odezwał się Brandon, którego bawiła ta sytuacja. Widząc go takiego zadowolonego, sama się uśmiechnęłam.

-Mają sporo wspólnego przyznaję. - Uświadomiłam sobie, że Lucas zastępował mi przyjaciela i dzięki niemu czułam się lepiej w Londynie.

-Powinniśmy wstać zanim ponownie spróbuję tu wejść - powiedział, choć nie ruszył się z miejsca. Przyglądał mi się, a następnie poczułam jego dłoń na swoim brzuchu.

-Masz rację, wstajemy! - Odskoczyłam i szybko stanęłam obok łóżka, owijając się prześcieradłem. Brandon zaczął się głośno śmiać, gdy ja ruszyłam do łazienki.

-Pomóc Ci przy kąpieli żono? - zawołał za mną, gdy byłam już w drzwiach.

-Poradzę sobie... mężu - oznajmiłam próbując zachować powagę.

Zamknęłam się u środku i oparłam plecami o drzwi. Czułam się tak szczęśliwa, że nie mogłam w to uwierzyć. Oboje daliśmy sobie drugą szansę, ale jeszcze to do mnie nie docierało. Teraz jeszcze bardziej chciałam wyjechać do Londynu. Choć decyzja mogła wydawać się pochopna, to była jedyną właściwą. Gdybyśmy tu zostali, nikt z nas nie byłby szczęśliwy. Poza tym nie miałam prawa wymagać od Brandona, aż takiego poświęcenia. Zgodził się na ślub, więc ja też powinnam coś zrobić i ułatwić nam życie. Po prysznicu nałożyłam na siebie czarne spodnie, a do nich szarą luźną koszulkę.

-Dzień dobry - odezwałam się wchodząc do kuchni, gdzie siedzieli już wszyscy przy  zastawionym stole. - Jak minęła noc? - zapytałam Thomasa i usiadłam obok niego. Widziałam grymas na twarzy Brandona, gdy nie zajęłam miejsca obok niego.

-Dobrze. Rodzice Davida są mili. -Thomas wyglądał na zadowolonego, więc mogłam odetchnąć. Miałam wyrzuty sumienia, że został z kimś obcym zaraz po tym jak z nami zamieszkał.

-A jak twoja noc przyjaciółko? Udana? - David oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie robił swoich aluzji. Zerknęłam na Brandona, który uśmiechał się i popijał spokojnie kawę.

-Owszem, mam dla Ciebie propozycję. - Chciałam odwrócić jego uwagę i zacząć jak najszybciej realizować swój plan.

-Propozycję? Masz na myśli trójkąt? - odparł rozbawiony, na co zapadła cisza.

-David czy to nie Ty mówiłeś, że jest w domu dziecko? - przypomniałam mu, że powinien trochę uważać na swoje słowa. 

-Nie jestem już dzieckiem! Mam dziesięć lat! - zaprzeczył szybko Thomas i wstał od stołu. Mierzył nas wzrokiem, jakbyśmy go obrazili.

-Nie unoś się tak młody. Siadaj i dokończ śniadanie - usłyszałam stanowczy głos Brandona i ku mojemu zaskoczeniu, Thomas go posłuchał.

- O co chodzi? - zapytał David, więc odwróciłam się w jego stronę.

-Przenosimy się do Londynu. Brandon pojedzie pierwszy, aby kupić dom i zapisać Thomasa do szkoły. Ja zostanę tutaj i pozałatwiam wszystkie formalności. - Obserwowałam reakcje mojego przyjaciela, który zmarszczył brwi i przyglądał się na zmianę nam obojgu.

-I to wymyśliliście w nocy? Wyjazd? Tak po prostu? Zostawisz firmę i wyjdziesz? - Wstał od stołu, mierząc mnie oskarżycielskim wzrokiem.

-David uspokój się. To najlepsze wyjście dla nas wszystkich. Będziemy pracować z Brandonem w Londynie. Jest tam filia firmy, którą chce rozbudować  i przenieść do niej część projektów.  - Próbowałam go uspokoić, choć widziałam wątpliwości w jego oczach.

-A co będzie się działo do tego czasu? Masz zamiar podróżować między Londynem a Manchesterem? - Zerknęłam na Brandona, jakbym potrzebowała akceptacji swojej decyzji. Widziałam w nocy jak bardzo się ucieszył z powrotu, więc do mi wystarczyło. Wstałam i podeszłam do przyjaciela.

-Miałam nadzieję, że Ty tu zostaniesz i wszystkiego dopilnujesz. - Zaczęłam, ale tylko parsknął lekceważąco na moje słowa.

-Żartujesz sobie? Przecież sam niczego nie mogę zrobić? Jestem zwykłym prawnikiem, a nie... - odpowiedział, więc przerwałam mu szybko.

-Zostaniesz wspólnikiem. Przekaże Ci 30 procent udziałów w firmie. - Wyjaśniłam, na co usiadł sztywno na krzesło i patrzył przed siebie bez słowa. Dałam mu chwilę na przyswojenie informacji, ale raczej spodziewałam się sprzeciwu.

-Ale... jak? Nie rozumiem..- położyłam dłoń na jego ramieniu, czym zwróciłam jego uwagę. - Amanda nie możesz tego zrobić. Ta firma jest dla Ciebie wszystkim. Twój ojciec zapracował na wszystko ciężką pracą, a Ty..

-Przestań! Mój ojciec poparłby tą decyzję. Zgodzisz się i zostaniesz moim wspólnikiem. Będziesz prowadził nasze interesy na miejscu, a ja w Londynie. Zasługujesz na to i oboje wiemy o tym doskonale. - Miałam zamiar przekonać go każdym argumentem, który wpadnie mi do głowy.

-Chodź młody pokażesz mi swój pokój. -  Brandon z Thomas wstali i zostawili nas samych.

-Przecież wiesz, że nigdy czegoś takiego nie oczekiwałem.

Uśmiechnęłam  się na te słowa i spojrzałam ponownie na Davida. Był obok mnie zawsze, gdy go potrzebowałam. Nasi ojcowie się przyjaźnili, a my wychowaliśmy się razem. Tata bardzo mu ufał i chciał go mieć w swojej firmie. Wiedziałam, że liczył na związek między nami. Ja jednak traktowałam go jak brata, którego nigdy nie miałam.

-Wiem, ale proszę żebyś został moim wspólnikiem. Potrzebuję kolejny raz twojej pomocy, więc chyba nie chcesz mi odmówić? - Zażartowałam, aby rozładować trochę napięcia.

-Czy kiedyś to zrobiłem? Obiecałem twojemu ojcu Cię chronić i dotrzymam słowa. - Zmarszczyłam brwi, bo nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.

-Jak to? - wyszeptałam siadając obok niego. Wziął głęboki oddech i spojrzał mi w oczy.

-Odbyłem z nim rozmowę w szpitalu. Poprosił bym się tobą zajął i nie pozwolił nikomu skrzywdzić. Chyba sądził, że jestem w tobie zakochany i myślę o małżeństwie. Dlatego zrobił ten zapis w testamencie, którym miał mi to ułatwić. Nie chciałem wyprowadzać go z błędu, więc obiecałem mu wszystko co chciał. Wiem, że Ty też złożyłam mu obietnice. Robiłem wszystko żebyś mogła jej dotrzymać, a w ten sposób ja dotrzymałem swojej. - Słuchałam go uważnie, wyobrażając sobie tą scenę w szpitalu. Poczułam wzruszenie, że tata próbował mnie w ten sposób chronić.

-Ale my jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo - powiedziałam, na co się uśmiechnął.

-To prawda.- odparł, czym mnie uspokoił.-  Nie łączą nas jednak więzy krwi, więc sama rozumiesz. Byliśmy zawsze blisko i to mogło wyglądać dla innych jak związek. - Dokończył, gdy ja milczałam. Nigdy nie chciałabym go w żaden sposób skrzywdzić.

-Ale...- Nie potrafiłam zadać mu tego pytania, jednak musiał je wyczytać z moich oczu.

-Nie jestem w tobie zakochany. Nie martw się. Nawet nie jesteś w moim typie - odpowiedział, chcąc nadać swojemu głosowi lekceważenia. Wiedziałam, że chce w ten sposób zakończyć ten temat.

-To jak zostaniesz moim wspólnikiem? Jeśli nie przekonuję Cię ilość dziewczyn, które wtedy zdobędziesz... To wyobraź sobie reakcję mojej matki i Liama na tą wiadomość. - Podsunęłam swój ostatni argument, po którym zobaczyłam jego szeroki uśmiech.

-Sztywniaczek się wścieknie. - Parsknęłam śmiechem widząc jego zadowoloną minę. Obaj za sobie nie przepadają, choć obracają się w podobnej branży. Liam jednak zawsze mierzył wysoko i lubił pokazywać swoją pozycję.

-Został bankrutem, a ty jednym z prezesów. Czy życie nie jest cudowne? - Zemściłam się na Liamie, ale po wczorajszym wieczorze miałam trochę wyrzutów sumienia

-Jeszcze się nie zgodziłem - odparł, ale tylko pokręciłam głową z uśmiechem.

-Ale to zrobisz przyjacielu. Nigdy nie umiałeś mi odmówić. - Przytuliłam się do niego, a on tylko westchnął z rezygnacją.

- To prawda. Czyli wyjeżdżasz znowu do Londynu? - zapytał, gdy się odsunęłam.

-Tak będzie najlepiej. Wiesz, że matka ani Liam nie odpuszczą. Poza tym Brandon nie czuję się tu dobrze. Stworzył sobie w Londynie dom , którego nie miał i nie mogę mu tego zabierać. Tam ma przyjaciół i mistrza, który jest dla niego ważny. - Wyjaśniłam, licząc  że mnie zrozumie. Spojrzał na drzwi do pokoju Thomasa, a ja po chwili zrobiłam to samo.

-Obaj zasługują na prawdziwy dom i rodzinę. Ty również.

Rozmawialiśmy później chwilę o formalnościach, które trzeba załatwić przed moim wyjazdem. Teraz nie byłam jeszcze prawowitą właścicielką firmy, więc nie mogłam przepisać udziałów na Davida. Muszą upłynąć trzy miesiące, które są zapisane w testamencie. Musiałam teraz przekazać mu pełnomocnictwo, dzięki któremu będzie mógł podejmować osobiście każdą decyzję. Brandon miał wyjechać jeszcze tego popołudnia, więc chciałam spędzić wspólnie te ostatnie kilka godzin. Była niedziela, więc dziś mieliśmy wolne. David włączył film, a my rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie. Siedziałam przytulona do Brandona, który słuchał opowieści brata o samochodach w firmie. Zauważyłam, że Thomas szuka jego uwagi i coś się zmieniło w ich relacjach.  

-Jeśli się zgodzisz to zabiorę Thomasa dziś ze sobą - usłyszałam głos Brandona tuż przy uchu i spojrzałam na niego zaskoczona.

-Jak to? Dlaczego?

-Zajmę się nim przez te kilka dni, a wtedy Ty szybciej wszystko załatwisz i do nas przyjedziesz. - Jego propozycja wydawała się logiczna i jednocześnie szalona.

- Jak chcesz to zorganizować? Gdzie będziecie mieszkać, bo chyba nie z chłopakami? - zapytałam, widząc że mu na tym zależy. Być może w ten sposób będą mieli okazję zbliżyć się do siebie, gdy zostaną sami.

-Zatrzymam się u mistrza. Jestem pewny, że go to ucieszy. Będę szukał domu i przygotuję wszystko do twoje przyjazdu. Nie martw się, tylko trochę mi zaufaj. - Wyjaśnił, chcąc mnie uspokoić. Miałam mieszane uczucia, ale to było tylko kilka dni, które mogły pomóc im obojgu.

-A jak się nie zgodzi? - odparłam, ale tylko się uśmiechnął.

-Thomas, chciałbyś pojechać ze mną  do Londynu? Pomógłbyś mi wybrać tą wygodną kanapę. - Brandon zwrócił się do niego, a ja obserwowałam reakcje chłopaka. Zmarszczył brwi, a następnie zerknął na mnie.

-Sami? Bez Amandy i Davida? - zapytał i już miałam coś odpowiedzieć, gdy ponownie się odezwał. - A zabierzesz mnie na trening? Chcę zobaczyć prawdziwą walkę, o której opowiadałeś.

-Czyli załatwione. Jedziesz ze mną.

Podsumował Brandon, gdy ja nie wiedziałam jak zareagować. Z jednej strony cieszyłam się, że obaj zaczęli się otwierać. Jednak bałam się, że Brandon sobie nie poradzi. Widziałam na twarzy Davida podobne odczucia, ale nie zaprotestował. Odwrócił się i zapytał Thomasa czy widział już ten film.  Oparłam głowę o kanapę i zamknęłam oczy.

-Będę go pilnował, więc się nie martw - usłyszałam obok  uspokajający głos Brandona.

- Jesteś pewny, że dasz radę? - Nie potrafiłam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.

-Nic mu się nie stanie. Amanda ten chłopak jest twardszy niż Ci się wydaję. Poza tym, nie mogę się ciągle chować za tobą. Muszę zaakceptować fakt, że jest moim bratem. - Dotknęłam jego policzka, a później go pocałowałam.

-Kocham Cię - powiedziałam patrząc mu w oczy, gdy tylko się odsunęłam.

-I jak ja mam Cię tu teraz zostawić? Te kilka dni będzie męczarnią bez Ciebie - westchnął, ale widziałam w jego oczach te wesołe iskierki. Ucieszył się, że mu zaufałam. Znowu poczułam się jak kiedyś, gdy byliśmy sami i nikt nie wtrącał się do naszego związku. Musiałam zrobić wszystko, aby nie pozwolić zniszczyć znowu uczucia między nami.

Hej. Kolejny rozdział, który zbliża nas do końca naszej historii zakochanych. Co jeszcze ich czeka? Czy teraz będąc w Londynie już wszystko się ułoży? Czy Brandon sprawdzi się w roli starszego brata?

Dziękuje za głosy i komentarze oraz cierpliwość w oczekiwaniu na kolejny rozdział. Pozdrawiam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro