Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kwestia honoru


Na początku bardzo dziękuje za 2 miejsce, które książka zajęła dzięki Wam.


Brandon


Obudziłem się i przeciągając spojrzałem na zegarek, który wskazywał 9.00 rano. Dziś jest dzień walki i postanowiłem go spędzić bez treningu. Muszę zregenerować siły i wyczyścić umysł, aby być wieczorem w pełni skupiony. Przetarłem twarz i wstałem, aby wziąć prysznic. Potrzebuję się rozbudzić, bo dzisiejsza noc była niespokojna. Długo nie mogłem zasnąć zastanawiając się co robi Amanda. Przyzwyczaiłem się, że śpi wtulona we mnie a ja czuję jej zapach. To tylko dwa dni, a ja tęsknie za tym jak cholera. Ta dziewczyna zalazła mi za skórę i nie mogę się jej pozbyć.

Ubrany po prysznicu zszedłem na dół, gdzie zastałem chłopaków jedzących śniadanie. Lucas prawie ze mną nie rozmawia, a ja nie mam zamiaru mu się tłumaczyć ze swojej decyzji.

-Jak tam nastrój? Boisz się?- odezwał się pierwszy Ben i podał mi kawę.

-Niby czego. To przeciwnik jak każdy inny. - odpowiedziałem, na co Lucas tylko prychnął.

-Jasne, bo inni biorą na ring noże i wbijają je w rywala. - powiedział, ale zignorowałem jego słowa.

-Skończ z tymi kazaniami Smith. Zaczyna się to robić nudne. - oznajmiłem i podszedłem do kuchenki zrobić sobie jajecznice.

-Rób co chcesz!- krzyknął i wyszedł.

Skrzywiłem się, bo nie chciałem się z kłócić. Jednak on nie rozumie, że muszę to zrobić. Te dzieciaki nie mają nikogo, kto o nie zadba. Ta hala jest dla nich nadzieją na lepsze życie. Mogę spędzać w niej swój wolny czas i mieć jakiś cel. Inaczej wpakowałyby się w kłopoty, które zmarnowałyby im życie. Sam to przechodziłem, więc ich rozumiem. Lucas ma rodzinie, która go wspiera i mu pomaga. Nie wie co to głód i walka o przetrwanie.

Po śniadaniu usiadłem na kanapę i włączyłem telewizor. Dziś poniedziałek i powinienem iść na zajęcia, ale sobie odpuszczę. Z jednej strony nie chcę spotkać Amandy, a innej coś przeciwnego. Jestem teraz w jakimś zawieszeniu, które mi się nie podoba. Po walce rozwiąże ten problem raz na zawsze.

Około południa zadzwonił mój telefon i zobaczyłem, że wyświetlił się numer mistrza.

-Stało się coś?- zapytałem nie czekając, aż pierwszy się odezwie.

-Znalazł się sponsor. Dał pieniądze na wykup hali, a nawet 100tys więcej na nowy sprzęt dla dzieciaków. - usłyszałem i prawie wypuściłem telefon z wrażenia.

-Co? Jak to? Kto to jest? - dopytywałem i nerwowo chodziłem po salonie.

-Znana firma, która chce zostać anonimowa. - oznajmił, a mi wydało się to dziwne.

-Skąd się o nas dowiedzieli?

-Mówiłem Ci, że prosiłem o pomoc w wielu miejscach. Najwidoczniej w ten sposób informacja do nich doszła. To nie jest ważne Brandon. Mamy pieniądze i trzeba je dobrze wykorzystać. - powiedział, a ja po zastanowieniu przyznałem mu racje. Bogaci ludzie przecież często pomagają dobroczynnie. Widocznie trafiliśmy na kogoś takiego.

-Cieszę się. Przyjadę jutro i wszystko omówimy. - zaproponowałem na co się zgodził.

Usiadłem ponownie na kanapie i oparłem głowę o zagłówek. Poczułem się jakby spadł ze mnie wielki ciężar. Wieczorem nie będę już walczył pod presją, a potraktuję to jak wyzwanie. Teraz mogłem się odprężyć i przestać się martwić. Nawet jeśli przegram, to nie stracimy hali.

-Jest tu ktoś?- usłyszałem damski, dobrze mi znany głos.

-Co tu robisz Amanda?- odezwałem się i wtedy mnie zauważyła. Miała na sobie czarne spodnie i szarą koszulkę z napisami. Przyglądaliśmy się sobie chwilę w milczeniu.

-Słyszałam, że macie już pieniądze. - powiedziała i przeszła kilka kroków, znajdując się blisko mnie.

-Widzę, że wieści szybko się rozchodzą. Owszem rozmawiałem właśnie z mistrzem. - odpowiedziałem i ruszyłem do kuchni. Miałem taką ochotę ją dotknąć, że musiałem czymś zająć ręce.

-Czyli zrezygnujesz z walki?- zapytała, a ja zaśmiałem się z jej naiwności.

-Oczywiście, że nie. - oznajmiłem i zobaczyłam jak zmarszczyła brwi. Patrzyła na mnie zaskoczona.

-Ale... już nie musisz... dzieciaki nie stracą hali...- mówiła jakby sama do siebie. Wygląda teraz uroczo taka zagubiona.

-Teraz to kwestia honoru. Jesteś dziewczyną nie zrozumiesz tego. - stwierdziłem, na o podniosła na mnie wzrok. Zmrużyła oczy, które teraz wyrażały złość.

-Masz rację, bo nie rozumiem jak można być takim idiotą! Zaryzykujesz własne zdrowie, a może nawet i życie dla głupiego honoru?! Poważnie Brandon?!- krzyczała i podeszłam do mnie bardzo blisko. Mierzyliśmy się wzrokiem chociaż jej słowa nie zrobiły na mnie wrażenia.

-Mówiłem Ci, że nikt mnie nie powstrzyma. - wycedziłem i zrobiłem krok w jej stronę. Odsuwała się, aż trafiła na ścianę. -Dlaczego tu przyszłaś mała? - wyszeptałem patrząc jej w oczy.

-Chciałam porozmawiać. - odpowiedziała cicho, a spojrzałem na jej usta. Była tak blisko, że czułem jak jej ciało drżało.

-A może chciałaś abym Cię dotykał....- powiedziałem i przejechałem palcem od jej ramienia do szyi. - Całował...- zbliżyłem usta do jej, a następnie pocałowałem ją pod uchem. Wstrzymała oddech, a ja nie wiedziałam kto z nam bardziej pragnie tej bliskości. Chciałem jej dokuczyć, ale sam ledwo się powstrzymywałem.

-Brandon..- wyszeptała i zacisnęłam ręce na mojej koszule. Widziałem w jej oczach pożądanie i musiałam zakończyć tą grę.

-Jednak jestem tylko kolegą Amanda. Nikim więcej. - stwierdziłem i odsunąłem się od niej.

-Gdybym Cię tak bardzo nie kochała, to dostałbyś teraz po buzi. - powiedziała i zmrużyła na mnie oczy. Uniosłem brew i uśmiechnąłem się lekceważąco. Musiałem coś postanowić i rozwiązać sprawy między nami.

-Dziś nie będę się tym zajmował, ale jutro zakończymy tą zabawę. Powiesz mi wszystko o sobie bez żadnych kłamstw albo więcej się do mnie nie zbliżysz. - oznajmiłem, na co otworzyłam usta ze zdziwienia.

-Zostawisz mnie?- wyszeptała cicho.

-Jesteśmy w jakimś pieprzonym zawieszeniu Amanda. Nie jesteśmy razem ani się nie rozstaliśmy. To musi się skończyć. - stwierdziłem, bo przez nią miałem mętlik w głowie.

-Nigdy Cię nie zostawiłam i nie zrobię tego. - odpowiedziała pewnym głosem, a ja potarłem ręką kark sfrustrowany.

-Ukrywasz coś przede mną i ja muszę się dowiedzieć co to jest. Porozmawiamy jutro albo dziś po walce jeśli tam będziesz. - zaproponowałem i liczyłem, że zgodzi się na to. Chciałem aby tam była i mnie wspierała. Nawet jeśli nie będę mógł jej mieć obok siebie.

-Ta walka się nie odbędzie Brandon. - usłyszałem i westchnąłem głośno.

-Co zrobisz? Zamkniesz mnie w pokoju czy przywiążesz do krzesła? - zapytałem rozbawiony jej determinacją. - Nie jesteś w stanie mnie powstrzymać, już Ci to mówiłem.

-Jeszcze się przekonamy. - powiedziała i zobaczyłem jak idzie w stronę wyjścia. Obserwowałem co chce zrobić, ale zaskoczony zobaczyłem jak wychodzi na zewnątrz. Myślałem, że za chwilę wróci ale nie pojawiła się już.

-Ona naprawdę jest szalona.



Rozdział z Brandonem, za którym tęskniliście. Kto wygra ten spór? Amanda powstrzyma Brandona czy jednak pójdzie na walkę aby go wspierać? Co wyniknie z ich rozmowy?
Czy Brandon dowie się, kto jest sponsorem?

Miłego czytania i dziękuje za miłe słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro