Intensywny dzień
Amanda
Późnym wieczorem po rozmowie z Davidem i gorącej kąpieli, leżałam w łóżku planując wszystkie kroki do mojej zemsty. Musiałam przejąć już teraz zarządzanie firmą pod nieobecność wuja. Podpisywać dokumentów jeszcze nie mogę, ale znam się na tej pracy. Podziwiałam ojca za każdym razem, gdy byłam w firmie. Jego zdecydowanie oraz umiejętność rozwiązywania problemów. Był bardzo szanowany wśród pracowników, a ja mam nadzieję że też ich nie zawiodę. Jutro jest kilka spotkań, na które wybiorę się razem z Davidem. Usłyszałam telefon i sięgnęłam ręką na nocną szafkę.
-Słucham. - odezwałam się widząc nieznany numer na wyświetlaczu.
-Amanda? Dlaczego nie zadzwoniłaś? - rozpoznałam głos Liama i usiadłam szybko na łóżku.
-Zapomniałam. Miałam urwanie głowy. - odpowiedziałam, chociaż nie powinnam się mu tłumaczyć. Jednak jeśli wszystko ma pójść dobrze, to on nie może się niczego domyślić.
-Rozumiem. Gdzie jesteś? Przyjechałem do twojego domu, ale Cię nie zastałem.
-Sądziłeś, że będzie inaczej? - zakpiłam na jego naiwność. Dobrze zna moje stosunki z matką, więc nie powinien się dziwić.
-Być może za mało Cię znam. Będziemy mieć na to dużo czasu. - odparł ze śmiechem, a ja zacisnęłam rękę na prześcieradle.
-Liam. Po co dzwonisz?-zapytałam aby sprowadzić go na ziemię.
-W sprawie ślubu. Musimy porozmawiać. Powiedz gdzie jesteś, a przyjadę do ciebie. - oznajmił, na co uniosłam brew i oparłam się plecami o poduszki.
-Spotkamy się jutro i wszystko omówimy. - zaproponowałam chcąc skończyć tą rozmowę.
Choćby nie wiem co robił i mówił, to nigdy mu nie zaufam. Przeczucie mi mówiło, że tylko udaję, a ja chcę jutro poznać tego przyczynę. Już wykonałam kilka telefonów w firmie, aby zebrać potrzebne mi informację. Różnią się z Brandonem pod każdym względem. Wyglądem, zachowaniem i podejściem do życia. Wychowałam się w środowisku takim jak Liam, ale to z Brandonem byłam szczęśliwa. To Brandon sprawił, że uwierzył ponownie w miłość. Poczułam łzy na policzku, które szybko staram.
-Amanda? Jesteś tam? - usłyszałam jego zdenerwowany głos i zdałam sobie sprawę jak bardzo się zamyśliłam.
-Jestem. Muszę kończyć. Przyjadę do twojej firmy o 13.00- powiedziałam chcąc zrealizować kolejny punkt z mojego planu.
-Nie powiesz mi gdzie teraz jesteś? - nie spodobał mi się ton jego głosu, który brzmiał oskarżycielsko.
-Nie jestem twoja własnością Liam. - powiedziałam i rozłączyłam się bez pożegnania.
Trzymałam telefon nadal w dłoni przyglądając się tapecie na nim. Dwoje szczęśliwych i zakochanych osób patrzących na siebie. Weszłam w galerie zdjęć i przeglądał powoli każde z nich. Teraz pozostały mi tylko one i moje wspomnienia. Obraz zaczął mi się zamazywać od łez, więc przytuliłam telefon do siebie i zamknęłam oczy. Oddałam mu część siebie, którą nie odzyskam już z powrotem.
Rano obudził mnie wpadający do pokoju David, który kazał mi zbierać się na śniadanie i do firmy. Po prysznicu ubrałam sukienkę i zrobiłam makijaż. Musiałam się wziąć w garść i powtarzałam sobie w lustrze, że dam rady. Dotrzymam słowa danego ojcu i nie pozwolę wygrać tej kobiecie. A co z obietnicą daną Brandonowi? Moja podświadomość dała o sobie znać.
-On też jej nie dotrzymał. To on wyrzucił mnie za drzwi i nie chcę mnie w swoim życiu. - powiedziałam do swojego odbicia.
-Kiepsko z tobą przyszła żono. -usłyszałam Davida, który stał zaraz za mną. Pokręcił głową rozbawiony, a ja uśmiechnęłam się do niego.
-Nie nazywaj mnie tak. Musimy być ostrożni, jeśli to ma się udać. - oznajmiłam unosząc brew i poprawiając mu krawat.
-Tak jest szefowo. - zasalutował, a następnie udaliśmy się na śniadanie.
Kilka godzin w firmie spędziliśmy na spotkaniach i przeglądaniu dokumentów. Jeden z zaufanych pracowników ojca zebrał dla mnie informację o firmie Liama. Wynikało z nich, że ma spore problemy i grozi mu bankructwo.
-Bingo. Oto przyczyna twojej dobroci panie Miller. - powiedziałam stukając palcami w blat biurka.
-Dlaczego uśmiechasz się jak kot nad złapaną myszką?- odezwał się David, który właśnie wszedł do środka.
-Idealne określenie. - stwierdziłam zastanawiając się jak wykorzystać tą informację. - To będzie bolesny upadek.
Zadzwonił mój telefon, na którym wyświetliło się imię Nicole. Zostawiłam im list z wyjaśnieniem i nie wiedziałam co mogę jeszcze jej powiedzieć. Spojrzałam na Davida, a on pokazał na drzwi i wyszedł. Wzięłam głęboki oddech i odebrałam.
-Tak.
-Co Ty sobie wyobrażasz dziewczyno?! Gdzieś Ty zniknęła?! Przychodzę dziś do pokoju, a tam czeka na mnie cholerny list?! W ten sposób się z nami pożegnałaś?!- krzyczała, a ja nie miałam prawa mieć jej tego za złe.
-Masz rację. Musiałam jednak szybko wyjechać i zobaczyć co z wujem. - próbowałam wytłumaczyć, ale słyszałam gdzieś z oddali też Julie.
-Bierzesz ślub?!- zapytała, a ja zamarłam. Po chwili dotarło do mnie, że ma na myśli ślub z Liamem.
-Widziałaś zaproszenie. - oznajmiłam krzywiąc się na wspomnienie tamtej rozmowy.
-Brandon mi je pokazał. Chłopak się załamał. Lucas znalazł go wczoraj kompletnie pijanego w objęciach Sa......- urwała, a ja poczuła jak brakuję mi oddechu. Ręce zaczęły mi drżeć, więc zacisnęłam mocniej palce. -Cholera po co ja Ci to mówię?!
-Powiedział prawdę.... A ja głupia myślałam, że chciał mnie tylko bardziej zranić.- wyszeptałam cicho sama do siebie.
-Do niczego nie doszło. Lucas im przerwał.- usłyszałam jej spanikowany głos, ale ta informacja była wystarczająca.
-Przerwał? I to ma mnie pocieszyć? Kilka godzin po tym jak był ze mną... Jak on mógł... - nie mogłam uwierzyć, że był do tego zdolny. Rano wyznawał mi uczucia, a wieczorem pieprzył się prawie z tą zdzirą.
-Amanda on był pijany! Posłuchaj do niczego nie doszło! Lucas mówił, że gdy tam przyszedł Brandon sam się od niej odsunął. - tłumaczyła Julia gorączkowo. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam się uspokoić.
-Rozumiem. Dziewczyny naprawdę przepraszam, że tak wyszło. Nie miałam innego wyjścia. - oznajmiłam chcąc zmienić temat.
-Kim jest Liam? Podobno Ted mu o wszystkim donosił. - odezwała się tym razem Nicole.
-Co takiego?! O czym Ty mówisz?! - krzyknęłam zaskoczona tą informacją. Skąd Liam go znał i jak to w ogóle możliwe.
-Twój narzeczony powiedział o tym Brandonowi. Szukaliśmy go, ale zniknął. Ted zabrał swoje dokumenty i wyjechał bez słowa. - odpowiedziała robiąc jeszcze większy zamęt w mojej głowie.
-Wyjaśnię to z Liamem. - zapewniłam je, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Weszłam sekretarka wuja i przekazała cicho, że przyszedł detektyw Hamer. Pokazałam jej dłonią, aby go wprowadziła. - Dziewczyny muszę kończyć. Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że będziemy dalej w kontakcie.
-Musimy spokojnie porozmawiać. - zaproponowała Nicole, a ja chętnie się zgodziłam i zakończyłam połączenie.
-Dzień dobry. Proszę usiąść. - przywitałam się z detektywem uściskiem dłoni. Był starszym mężczyzną z siwizną na głowie.
-Witam. Przyjechałem prosto z lotniska i mam dla pani kilka informacji. - oznajmił pokazując mi zdjęcia. Byłam zdziwiona jak szybko udało mu się to zrobić. Gdybym nie bała się latać samolotem to moje podróże też byłby o wiele krótsze.
-Czego się pan dowiedział?- zapytałam przyglądając się jego dokumentacji.
-Kobieta zmarła 2 lata temu. - pokazał mi zdjęcie jej nagrobka oraz aktu zgonu. Takiej informacji się nie spodziewałam i zaskoczona podniosłam na niego wzrok.
-Zmarła? Jest pan pewien?- pytałam chociaż wiedziałam, że nie mógł się mylić. Pracował w swojej branży od lat i był jednym z najlepszych.
-Przykro mi. Jej przyjaciółka też potwierdziła tą informację. Mieszka tam nadal. Jeśli chce pani z nią porozmawiać, to możemy tak pojechać. Ta kobieta przekazała mi pewną informację, którą muszę jeszcze potwierdzić. - powiedział pokazując mi zdjęcie kobiety z małym dzieckiem.
-Jaką? - odparłam przyglądając się fotografii. Chłopiec był podobny do Brandona, ale miał niebieskie oczy.
-Osoba której szukałem miała dwóch synów. Jeden zniknął 10 lat temu, a drugiego zabrano do domu dziecka po jej śmierci. - zastanowiłam się nad jego słowa i wiedziałam, że jednym z nich jest Brandon. Drugi musiał urodzić się później skoro on nic nie wiem o jego istnieniu.
-Kiedy możemy tam pojechać? I proszę dowiedzieć się co stało się z tym chłopakiem.- oznajmiłam zdecydowanie. Jeśli okaże się to prawdą, to będę musiała zastanowić się co z tym zrobić.
-Oczywiście. Jak tylko znajdzie pani czas, jestem do dyspozycji. - zapewnił, a ja wiedziałam że nastąpi to jak najszybciej.
-Dziękuję. Proszę informować mnie o wszystkim. - pożegnaliśmy się i wyszedł.
Sięgnęłam po telefon i chciałam zadzwonić do Brandona. Zdałam sobie po chwili sprawę, że to niemożliwe. Nie mogę mu o niczym powiedzieć, a jeśli nawet zdecyduję się to zrobić, to nie przez telefon. Jego matka nie żyję, a on nawet o tym nie wie. Nie mógł iść na pogrzeb ani odwiedzić grobu. Tylko czy w ogóle chciałby to zrobić? Zerknęłam na zegarek i zobaczyłam, że niedługo dochodzi 13. 00, więc muszę zbierać się do Liama.
Pożegnałam się z Davidem i umówiłam, że wieczorem przejrzymy oferty mieszkań. Muszę zacząć szukać czegoś dla siebie. Oczywiście zaprzeczył i zaproponował jego mieszkanie, skoro będziemy małżeństwem. Ja jednak muszę mieć swoją przestrzeń. Kierowca zawiózł mnie na miejsce, gdzie zauważyłam kilku dziennikarzy przed wejściem.
-Kolejna robota mojej matki. - westchnęłam wysiadając i nakładając maskę uśmiechu na twarz.
-To prawda, że bierzecie ślub z Liamem Millerem? Czy połączą państwo swoje firmy? Przyjechała pani odwiedzić narzeczonego? - pytania sypały się z każdej strony, a ja dzięki kierowcy przecisnęłam się do środka.
-Amanda. Wybacz, nie miałem o tym pojęcia. - pojawił się naglę przede mną Liam i pocałował w policzek. Zerknęłam do tyłu i widziałam jak robią nam zdjęcia zza szyby. Kolejne przedstawienie i pewność, że nie jest szczery.
-Możemy przejść do twojego biura? - wycedziłam ledwo powstrzymując się, aby go nie odepchnąć. Stał zbyt blisko, a ja nie czułam się z tym dobrze.
-Myślałem, że wyjdziemy coś zjeść. - powiedział, na co uniosłem brew i pokazałam na dziennikarzy.
-W tej sytuacji to niemożliwe. Trzeba było powstrzymać moją matkę przed tym cyrkiem. - odparłam ruszając w kierunku jego gabinetu.
-Zamówię nam coś. - zaproponował, na co się zgodziłam.
Kilka minut później siedziałam przyglądając się wystrojowi jego gabinetu. Wyglądał jak każdy inny. Duże biurko, skórzany fotel oraz regał z papierami. Podeszłam do okna i spoglądałam na widok za nim. Miasto w którym się urodziłam i wychowałam. Kochałem je i jednocześnie nienawidziłam. Spędziłam tu swoje szczęśliwe i najgorsze chwilę.
- O czym myślisz? - poczułam dłonie Liama na swoich ramionach i odsunęłam się od niego.
-Zastanawiam się jak mogę Ci pomóc.- powiedziałam siadając ponownie na kanapie.
-W jakim sensie? - zapytał przyglądając mi się intensywnie. Nie podobało mi się jego lustrujące spojrzenie. To jak błądził nim po moich nogach, przyprawiało mnie o nieprzyjemny dreszcz.
-Dowiedziałam się, że masz kłopoty. Potrzebujesz kredytu, aby uratować firmę. - oznajmiłam, na co zauważyłam jak poluzował kołnierzyk koszuli. Miał na sobie jak zawsze ciemny garnitur idealnie skrojony. Ściągnął marynarkę i zawiesił ją na fotelu.
-Skąd masz takie informację? - usiadł obok mnie, a ja poprawiałam się siadając dalej od niego.
- Złe wieści szybko się rozchodzą. Jesteś moim przyszłym mężem i nie mogę pozwolić, abyś został bez pracy. - zażartowałam chcąc, nie wzbudzać u niego podejrzeń.
-Nie spodziewałem się tego. Czyli zgadzasz się na nasze małżeństwo? - odparł zadowolony i pochylił się chcąc mnie pocałować. Wstałam gwałtownie i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Jeszcze nim nie jesteśmy Liam. Rozmawiamy teraz o interesach i proszę żebyś się skupił. - powiedziałam stanowczo, aby uniknąć nieprzyjemnej sytuacji.
- Widzę, że już doszłaś do siebie. Czyli tamten prostak nie był dla ciebie ważny. - usłyszałam i wbiłam sobie paznokcie w skórę, aby mu nie przyłożyć.
-Przepiszesz na mnie 60% udziałów w firmie, a ja zainwestuję w nią pieniądze, które dostanę po ślubie. - oznajmiłam nie komentując jego wypowiedzi. Przechylił głowę na bok i zamarł na kilka sekund.
-Ale ja nie chciałem twoich pieniędzy. - odezwał się w końcu. Wstał robiąc krok w moja stronę. Ta deklaracja nie zrobiła na mnie wrażenia.
-A ja Ci ich nie daję. Zainwestuję w swoją firmę. Warunkiem jest przepisanie udziałów przed ślubem. Wtedy nikt nie powie, że Ci je po prostu dałam. - wytłumaczyłam i chciałam, aby złapał się w moją pułapkę.
Dla pewności podeszłam do niego i spojrzałam w oczy. Wiedziałam jak bardzo pragnie małżeństwa i pieniędzy. Teraz jednak dostrzegłam, że chcę również mnie. Może spowodował to Brandon i rywalizacja między nimi, ale miałam zamiar to wykorzystać.
-Chyba nie chcesz powiedzieć, że mi nie ufasz.- powiedziałam dotykając jego ramienia.
Hej hej! Kolejny rozdział. Zaczął się tydzień Amandy bez Brandona. Radzi sobie? Jak myślicie co się dalej wydarzy? Co zaplanowała dla Liama? Co wydarzy się a spotkaniu z tamtą kobietą?
Teraz będę dwa kolejne rozdziały o niej. Opiszę co porabiała cały tydzień do ślubu. Będzie pracowity. Miłego czytania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro