Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Impreza

Brandon


Spotkałem ją już dzisiaj dwa razy i sam nie wiem czemu, ale nie mogę się już doczekać soboty. Gdy na szkolnym korytarzu podałem jej książkę i spojrzała mi w oczy, to zamarłem na kilka sekund. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, ale po chwili zobaczyłem w nich strach, a nawet przerażenie. Pierwszy raz byłem zawiedziony, że właśnie takie emocję wzbudzam w innych. Chociaż na ogół podobam się dziewczynom i nie uciekają na mój widok jak ona. Zaczęła coś niezrozumiale tłumaczyć i wyglądała wtedy uroczo. Miałem ochotę ją przytulić i powiedzieć, żeby się uspokoiła. Wcisnąłem ręce do kieszeni jak tylko ta myśl przeszła mi przez głowę. Przecież ja nie przejmuję się uczuciami innych, bo sam jestem pozbawiony uczuć.

Nasze drugie spotkanie miało podobny przebieg jak pierwsze. Zobaczyłem ją z zamkniętymi oczami na trawie. Taką spokojną i piękną. Stałem tak chwilę zanim do niej podszedłem. Po wymianie kilku zdań uciekła, ale obiecała być na imprezie. Powiedziała, że jest imprezowiczką o czym jestem przekonany, że to kłamstwo. Jednak spotkam ją ponownie, a to mnie cieszy.

W sobotę przed imprezą  miałem walkę i musiałem wyczyścić umysł ze wszystkich myśli. Mój przeciwnik nie był jakimś mięczakiem, więc trzeba więcej koncentracji. Byli ze mną Dominic i Lucas, którzy są niezastąpieni. Zdobywają dla mnie informację o przeciwniku, jakiej używa taktyki i ile ma zwycięskich walk. Jak do tej pory jeszcze żadnej nie przegrałem i zrobię wszystko, aby tak zostało.

-Snak lubi uciekać, aby przedłużać walkę.- powiedział Dominic, a ja już się z tego cieszyłem.

-Czyli prosta i szybka walka.- odpowiedziałem po chwili.

-Nie bądź taki pewny Brandon. Ten typek jest szybki i przebiegły. Musisz unikać zaskoczenia.- usłyszałem Lucasa, który podał mi wodę.

-Ok. Teraz zostawcie mnie samego. - wyszli bez słowa, a ja się porozciągałem. Nie powinienem teraz się dekoncentrować, a moje myśli ciągle wracały do tej dziewczyny. Miałem przed oczami jej twarz i te oczy, które mnie prześladowały.

-Po prostu ją przeleć Collins i będzie po problemie. To tylko kolejna łatwa panienka.  - powiedziałem sam do siebie i wyszedłem na zewnątrz, gdy usłyszałem jak prowadzący woła moje nazwisko.

Wszedłem na ring i zmierzyłem go wzrokiem. Nie był wysoki i napakowany, raczej szczupły. Podskakiwał w miejscu i patrzył na mnie w sposób, który zapewne miał mnie wystraszyć. Zmrużyłem oczy i napiąłem wszystkie mięśnie, gotowy do walki.

-Czyżby wielka Bestia okazała się panienką?- zaśmiał się w moją stronę, a ja czułem coraz większą złość. Wybrał zły dzień, bo dziś i tak jestem wkurzony. Jednak nic się nie odzywałem i czekałem na gong, bo nie miałem zamiaru dać się sprowokować.

-Uciekłeś mamusi spod spódnicy dzieciaku? Może mnie jej przedstawisz, chętnie coś pobzykam. - usłyszałem razem z gongiem i ruszyłem na niego.

Nie dałem mu nawet oddać jednego ciosu, a po chwili leżał już na deskach. Siedziałem na nim i nadal go okładałem. Nie docierał do mnie żaden dźwięk i widziałem tylko jego szyderczy uśmiech. Poczułem jak ktoś mnie odciąga i blokuje mi ręce, ale odruchowo uderzyłem tą osobę. Zebrało się więcej osób i dopiero oni zdołali mnie unieruchomić, a ja wracałem do rzeczywiści. Rozglądając się zobaczyłem Dominica z rozciętą wargą, który się podnosi i zrozumiałem, że to on oberwał. Podszedłem i pomogłem mu wstać.

-Wybacz stary. Nie wiedziałem, że to Ty.- powiedziałem, a on mi się przyglądał.

-Kiedyś wpakujesz się w kłopoty przez to. Czasami mnie przerażasz stary, to się nie zdarzyło pierwszy raz.- usłyszałem i wziąłem kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić.

-Nic się nie stanie. - odpowiedziałem po chwili, ale widziałem że był zmartwiony.

-Oby. Prawie go zabiłeś. To nie są walki na śmierć i życie Brandon. - ciągnął dalej.

-Daj spokój. Nic się nie stało, a teraz idziemy na imprezę. Muszę się odstresować. - poszliśmy w stronę szatni, aby się przebrać a później zabrać moją kasę.

-Collins to było coś! Myślałem, że go wyniosą w worku. Miałeś mord w oczach chłopie! - krzyknął Lucas i poklepał mnie po plecach.

-Wygrałem i tylko to się liczy. Trzeba to oblać. - powiedziałem i wziąłem swoją torbę i szedłem w stronę szefa walk. Pogratulował mi i kazał czekać na kolejny telefon z informacją o walce. Dowiedziałem się, że Snak jest mocno poturbowany i bada go lekarz. Nie miałem ochoty wysłuchiwać więcej, więc podziękowałem i poszedłem dalej. Przy motorze zobaczyłem Lucasa, który wsiada do samochodu z Dominiciem.

-To teraz alkohol, muzyka i panienki Collins. Zasłużyłeś na to!- krzyknął i uśmiechnięty zajął miejsce pasażera. Dominic za to mi się tylko przyglądał. Wiem, że się martwi ale nie potrzebuję niańki.

Wsiadłem na motor i poczułem jego moc pod sobą. To było moje życie i byłem z niego zadowolony. Gdy dojechałem pod nasz dom usłyszałem muzykę i wiedziałem, że impreza już się zaczęła. Wstawiłem motor do garażu i wszedłem przez kuchnię, gdzie było już kilka osób. Za gospodarza robił na razie sam Ben i świetnie się bawił.

-Rozwaliłeś go?- zapytał jak tylko mnie zobaczył.

-Innej opcji nie było.- odpowiedziałem.

Wszyscy mi gratulowali, podawali drinki i chcieli pogadać. Kilka minut później uciekłem na górę, aby wziąć prysznic i się przebrać. Woda zmywała ze mnie cały stres i zaczynałem się odprężać. Myłem właśnie włosy, gdy poczułem czyjeś ręce na plecach i szybko się odwróciłem. Stała przede mną Jessica w samej bieliźnie. Zaczęła mnie dotykać, ale zatrzymałem jej ręce.

-O co chodzi? Nie chcesz się zabawić? - wyszeptała, a ja odsunąłem ją od siebie.

-Kto pozwolił Ci tu wejść do cholery?! Wynoś się stąd!- krzyknąłem i wyszedłem, a ona pobiegła za mną.

-Ale myślałem, że...- nie dałem jej nawet dokończyć i otworzyłem drzwi.

-Do tego pokoju nikt nie ma prawa wchodzić! Zjeżdżaj, ale już.- zaciskałem pięści i ledwo panowałem nad oddechem. Gdyby nie była dziewczyną to ta rozmowa inaczej by wyglądała. Wybiegła, a ja zatrzasnąłem za nią drzwi.

-Co jest do cholery z tymi ludźmi?! Najpierw mój motocykl, a teraz to!- mówiłem sam do siebie i miałem ochotę w coś przyłożyć.

Musiałem odczekać chwilę, aby dojść do siebie, co i tak mi się nie udawało. Ubrałem szarą koszulkę i jeansy, a włosy tylko przeczesałem dłonią kilka razy. Zszedłem na dół i gdy tylko się pojawiłem dostałem drinka od Lucasa. Zaczął opowiadać wszystkim o dzisiejszej walce i widziałem jak niektórzy spoglądali na mnie przerażeni. Tak było od zawsze i to się nie zmieni. To było mi na rękę, bo nikt nie próbował się do mnie zbliżyć.

Była już 21.00 i przypomniało mi się, że na imprezę miała przyjść ta dziewczyna. Zacząłem się rozglądać po całym domu, ale nigdzie jej nie widziałem. Byłem już pewny, że mnie wystawiła, gdy zobaczyłem ją w ogrodzie. Miała na sobie jasną sukienkę z rękawami, która sięgała jej do kolan. Spojrzałem na pozostałych i widziałem wśród nich osoby z poprzednich imprez. Jednak mój wzrok się zatrzymał na kimś innym. Chłopak, który stał obok niej trzymał ją za rękę, a ona śmiała się z czegoś co powiedział. Co było bardziej dziwne, że tydzień temu widziałem jak całował się z Nicole. Miał na imię Matt i znam go ze wspólnych zajęć, więc zastanawiałem się o co w tym chodzi. Zobaczyłem jak dziewczyna nerwowo się rozgląda i jej spojrzenie spotkało się z moim. Uśmiechnąłem się do niej i uniosłem brew, a następnie do nich podszedłem.

-Cześć. Dobrze się bawicie?- zapytałem i widziałem, że byli zdenerwowani.

-Świetnie. Fajna impreza. - usłyszałem, ale patrzyłem tylko na piękną brunetkę przed sobą.

-Jak babcia?- odezwałem się do niej i podniosła wtedy głowę. Jej niebieskie oczy zadziałały na mnie tak samo. Widziałem w nich niewinność i szczerość, ale nadal też strach.

-Dobrze.... dziękuję.- odpowiedziała cicho.

-Nie wiedziałem, że Matt to Twój chłopak. - powiedziałem i zauważyłem jak Nicole zaciska usta, a dziewczyna robi się czerwona.

-Mam szczęście prawda? Jest cudowna.- usłyszałem  Matta i zobaczyłem jak przytula ją do siebie. Poczułem wtedy coś nieprzyjemnego w sobie na ten widok.

-Nawet nie wiesz jak wielkie.- wyszeptałem patrząc na nią, a ona nie odwróciła wzroku.

-Nie pijesz? Podobno jesteś głośną imprezowiczką. - zapytałem po chwili, gdy zobaczyłem przed nią butelkę z wodą.

-Oczywiście, że tak....zaraz zacznę się bawić...upiję się do upadłego.- mówiła nerwowo, a ja uniosłem brew. Podszedłem do stolika i podałem jej drinka. Spojrzała na niego przerażona, ale po chwili wzięła głęboki oddech i odebrała go ode mnie. Inni nie odrywali od niej wzroku i wiedziałem, że czekają na to co zrobi.

-Więc... zabawę czas zacząć tak?- powiedziała i pociągnęła duży łyk, a później zaczęła kaszleć.

-Za mocne?- zaśmiałem się, ale tylko zmrużyła na mnie oczy i znowu się napiła.

-Idealne.- oznajmiła po chwili, a ja miałem już swoje zdanie o niej.

-Cieszę się, ale jest jeszcze jedna sprawa. - odpowiedziałem, a ona zmarszczyła brwi.

- O czym Ty mówisz?- zapytała i spojrzała na znajomych, jakby od nich miała usłyszeć odpowiedź.

-Nie wiem jak masz na imię? I musimy wypić zapoznawczego shota. - postawiłem na stoliku dwa kieliszki, a ona aż jęknęła.

-Amanda.

-Brandon. - stuknąłem w jej kieliszek i czekałem, aż wypiję. Uśmiechnąłem się do niej i wychyliłem swojego. Po tym jak Matt i Nicole patrzyli na siebie, gdy myśleli  że nie widzę, jestem pewny że są ze sobą. Dlatego podszedłem bliżej brunetki i nachyliłem się do niej.

-Miłej zabawy Amanda. Jeszcze dziś będziesz ze mną w łóżku. - wyszeptałem tak cicho, że tylko ona to usłyszała. Zobaczyłem, że przeszedł ją dreszcz, gdy dotknąłem wargami jej ucha. Odszedłem, a ona stała i patrzyła na mnie z otwartą buzią.



Hej hej i jak Wam się podoba? Co myślicie o Brandonie? Jak zakończy się impreza? Co zrobi teraz Amanda? Co wy byście zrobiły? Czekam na Wasze opinię. Miłego czytania.

-




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro