Gdzieś Ty była
Amanda
-Uderzyłaś mnie?- wyszeptał tuż przy mojej twarzy.
-Ja...nie chciałeś...nie słyszałeś mnie...więc- zaczęłam mówić, ale pod jego spojrzeniem uciekła cała moja odwaga.
-Więc uznałaś to za najlepsze rozwiązanie?- patrzył dalej mi prosto w oczy, a ja czułam coraz większy strach. Przelatywały mi przez głowę wszystko ostrzeżenia Matta.
-Podziałało przecież...co chcesz...zrobić?- wydusiłam w końcu z siebie. Byłam pewna, że już po mnie. Widziałam co zrobił swojemu koledze, a ja przecież jest dla niego nikim. Kolejną panienką na jedną noc, jak powiedział ten chłopak.
-Nie patrz na mnie jakbym miał Cię zaraz zjeść. Wyglądasz jak wystraszony króliczek. - usłyszałam i zobaczyłam, że się uśmiecha. Otworzyłam usta ze zdziwienia, a on puścił do mnie oczko i mi je zamknął. Obudziłam się z szoku pod jego dotykiem.
-Normalny to Ty nie jesteś, przysięgam. - odpowiedziałam, a on wybuchnął śmiechem. Odetchnęłam z ulgą i odsunęłam się od niego. Podeszłam do chłopaka, który siedział przy ścianie i już chyba dochodził do siebie.
-Dobrze się czujesz? Może powinieneś jechać do szpitala?- zapytałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nic mi nie jest. Dzięki za uratowanie życia. - powiedział i przeniósł wzrok na Brandona.
-Wybacz stary, poniosło mnie. To się więcej nie powtórzy. - podał rękę blondynowi i pomógł mu wstać. Widać było , że żałował swojego zachowania.
-Nie składaj obietnic bez pokrycia Collins. Wiesz, że nie potrafisz tego kontrolować.-odpowiedział i spojrzał na mnie- Tak w ogóle jestem Lucas i przepraszam, że powiedziałem to wszystko o Tobie. - podał mi rękę, a ja delikatnie ją ścisnęłam.
-Amanda. -przedstawiłam się.
-Gdyby nie Ty, to nie wiem co by ze mną było. Jestem Twoim dłużnikiem dziewczyno. - powiedział uśmiechając się do mnie.
-Nie przesadzaj. Nic by się nie stało.- usłyszałam Brandona za plecami i spojrzałam na niego, ale Lucas odezwał się pierwszy.
-Nic?! Ostatnim razem odciągało Cię czterech facetów, gdy byłeś w takim stanie. Nie wiem jak się udało to zrobić tej kruszynce?- zaśmiał się po chwili.
-Bez przesady. Nie jestem taka krucha. Ale mam do Ciebie prośbę. - zaczęłam niepewnie mówić, a on spoważniał.
-Mów śmiało. - odpowiedział.
-Mógłbyś nikomu nie mówić, że tu byłam? - zmarszczył brwi i patrzył raz na mnie, a raz na Brandona.
-Zgoda, chociaż to dziwne. Inna dziewczyna na twoim miejscu chwaliłaby się tym. Byłaś jedyną laską, z którą spędził tam noc. - usłyszałam i widziałam, że nie rozumiał mojego zachowania.
-Możliwe, ale znam powód dlaczego to zrobił. Nie chce, aby ktoś się o tym dowiedział. - powiedziałam, a on mnie zapewnił, że tak będzie.
-Chodźcie na śniadanie. - odezwał się Brandon po chwili.
-Ja muszę już iść. Nie widzieliście mnie tutaj. Oboje.- zaznaczyłam i spojrzałam na niego.
-Takiej nocy się nie zapomina Amanda. - odpowiedział patrząc mi prosto w oczy, a czułam jak się rumienie, gdy przypomniałam sobie jak się wczoraj zachowywałam. Poczułam, że zaraz znowu się rozpłaczę, a nie miałam zamiaru robić tego przy nim.
-Ja już zapomniałam! Masz się więcej do mnie nie zbliżać, rozumiesz?!-krzyknęłam i pobiegłam do wyjścia.
Musiałam się stąd wydostać tak, żeby nikt mnie nie zauważył. Na szczęście nikogo nie spotkałam na dole i wyszłam na zewnątrz. Chciałam znaleźć się w swoim łóżku i dość do siebie. Przeszłam już prawie całą drogę, gdy uświadomiłam sobie, że dziewczyny o niczym nie widzą. Powinnam im powiedzieć prawdę czy skłamać? Czy dam radę utrzymać coś takiego w tajemnicy przed nimi? Weszłam do budynku i udałam się do naszego pokoju. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech i powoli otworzyłam drzwi. Nie weszłam nawet do środka, a rzuciły się na mnie.
-Amanda? Gdzieś Ty była całą noc!? Szukałyśmy Cię wszędzie? Miałyśmy już dzwonić na policję dziewczyno! Jesteś cała? Nic Ci się nie stało?- krzyczały jedna przez drugą i wciągnęły mnie do pokoju.
-Nic mi nie jest. - odpowiedziałam i usiadłam na swoje łóżko.
-Gdzieś Ty zniknęła? Całą noc się martwiłyśmy i wszędzie szukaliśmy.- odezwała się Nicole.
-Widocznie nie wszędzie.- wyszeptałam sama do siebie, ale mnie usłyszały.
-Co to ma niby znaczyć?! Zaglądałyśmy w każdy kąt domu na imprezie, byłyśmy w parku i na campusie. -krzyknęła Julia i patrzyła na mnie wyczekująco.
-W każdy kąt mówisz?- zaśmiałam się, ale spiorunowała mnie wzrokiem.
-Tak, w każdy!- położyła rękę na biodrach, a Nicole zrobiła to samo.
-A byłyście w pokoju Brandona?- zapytałam po chwili, a one otworzyły szeroko oczy ze zdziwienia, a później spojrzały na siebie i zaczęły się śmiać.
-Niezły żart Amanda. Naprawdę masz poczucie humoru. Teraz mów prawdę. - odezwała się Nicole i usiadła obok mnie.
-To jest prawda. Byłam...to znaczy... obudziłam się w jego pokoju...w jego łóżku.- powiedziałam i chciałam aby zakończyły ten temat, tylko że teraz to się dopiero rozkręciły.
-Jak to w jego łóżku? Razem z nim? Spałaś z Bestią?! Jaki on jest?- zaczęły swoje pytania, ale ja nie chciałam na nie odpowiadać. Wszystko wracało do mnie jak o tym myślałam, a chciałam tylko zapomnieć. Wiedziałam jednak, że mi nie odpuszczą więc powiedziałam wszystko co pamiętam.
-Uderzyłaś go?!- krzyknęła Julia, gdy skończyłam opowiadać i zaczęła mnie oglądać z każdej strony.
-Tak wyszło. Gdybyście go wtedy widziały. Nigdy nie widziałam kogoś tak wściekłego, a po chwili się ze mnie śmiał. Mówię wam, że z nim jest coś nie tak. Jego kolega mówił, że to nie pierwszy raz. - odpowiedziałam i się zamyśliłam. Kim on tak naprawdę jest? Wzbudza we mnie tak wiele emocji, że nie potrafię racjonalnie myśleć. Co teraz zrobi? Skoro osiągnął wszystko co zamierzał?
-Co za dupek, żeby tak wykorzystać sytuację! Wiedziałam, że z niego kawał drania, ale żeby posunąć się do czegoś takiego? Dobrze, że mu przyłożyłaś! Zasłużył sobie!- z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Nicole.
- To była jego zemsta. Pokazał, że naprawdę jest bezlitosny i niebezpieczny, więc mam zamiar trzymać się od niego z daleka.
-Czyli od początku znał prawdę? Te spotkania nie były przypadkowe? - pytała Julia.
-Na to wygląda, a ja robiłam z siebie przed nim kretynkę. Musiał mieć ze mnie niezły ubaw.
-Nie przejmuj się nim. Jeśli jeszcze raz się do Ciebie zbliży to będzie miał z nami do czynienia. - spojrzałam na Nicole i zaczęłyśmy się wszystkie śmiać. Przytuliłam je obie i cieszyłam, że komuś na mnie zależy.
-Dziewczyny tylko nikt ma się o tym nie dowiedzieć. Nawet chłopakom ani słowa. - oznajmiłam i wstałam, aby iść wziąć prysznic.
-Ok, coś wymyślimy. Ja nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. - usłyszałam Julie za plecami.
-Ani ja.- wyszeptałam i zamknęłam drzwi.
Zdjęłam ubrania, aby zmyć wszystko z siebie. Gdy stanęłam przed lustrem, patrzyłam na swoje odbicie i nie poznawałam siebie. Jak mogłam pozwolić na coś takiego? Przecież moje życie miało wyglądać inaczej. Miałam nie popełniać więcej błędów, a zrobiłam coś takiego. Dlaczego nie mogę przestać o nim myśleć? Dlaczego zrobił mi coś takiego? Dla zemsty był w stanie mnie upokorzyć? Dlaczego tak zareagował na słowa swojego kolegi? Miałam mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Musiałam iść na długi spacer i spokojnie o tym wszystkim pomyśleć.
Przepraszam za tak długą przerwę, ale mąż był w szpitalu i nie miałam czasu na pisanie. Rozdział nie do końca taki jak chciałam, ale mam nadzieję , że mi wybaczycie. Muszę pomyśleć jak to dalej rozkręcić. Mam pomysły na później, ale brakuje mi pomysłu na im znajomość teraz. Mam nadzieję, że na coś wpadnę i od razu napiszę. Miłego czytania. Dziękuję za każdy komentarz. Były miłą odskocznią w ostatnich dniach. :):)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro