Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Boisz się mnie?

Amanda


Wbiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Chciałam zapaść się pod ziemię i nigdy nie wyjść. Prawie mu się do wszystkiego przyznałam jak skończona idiotka. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co on musi sobie teraz o mnie myśleć. Pewnie ma niezły ubaw z kolegami. Jak ja się tam teraz pokaże? Zostanę dziwadłem w szkole. Patrzyłam w sufit i zastanawiałam co mam zrobić. Minęło kilka minut i postanowiłam iść na planowany spacer. Muszę pobyć trochę w spokojnym miejscu, aby pomyśleć. Jedno jest pewne, że on nadal nie wie kto mu uszkodzić jego motor. Od teraz będę bardziej uważać i nie dopuszczę do kolejnego spotkania. Wzięłam szybko prysznic i odświeżona podeszłam do szafy. Nałożyłam krótkie szorty, aby złapać trochę opalenizny i biały top. Nikt nie będzie mnie tam widział, więc nie będzie zdziwiony. Wzięłam słuchawki i książkę do torby, więc byłam gotowa do wyjścia. Ostatnie spojrzenie w lustro i zadowolona opuściłam pokój. Po drodze minęłam innych uczniów i nawet widziałam jak zerkało na mnie kilku chłopaków. Włożyłam słuchawki i włączyłam swoją ulubioną muzykę, aby nie zwracać na nich uwagi. Może wtedy oni zrobią to samo? Pół godziny później dotarłam na miejsce i usiadłam na trawie. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyjęłam książkę. Położyłam się na brzuchu, aby mieć wygodniej i zaczęłam czytać. Co kilka stron robiłam sobie przerwę, aby coś zjeść albo popatrzeć na dzieci bawiące się na placu zabaw. Minęła mi tak godziną, więc zamknęłam oczy i zasłuchiwałam odgłosów wokół mnie. Leżałam na brzuchu, a głowę położyłam na rękach. 

-Niezły tyłek piękna. Idziemy do mnie czy do Ciebie?- usłyszałam za plecami.

-Nigdzie  z Tobą nie idę zboczeńcu! - krzyknęłam i szybko wstałam. Spojrzałam na niego i prawie się przewróciłam, bo to znowu był Brandon.

-To Ty. Uważaj , bo zrobisz sobie krzywdę. - Chciał mi pomóc, gdy się zachwiałam, ale mu nie pozwoliłam.

-Nie zbliżaj się do mnie... będę miała świadków!- krzyknęłam, ale on zaczął się śmiać.  Przyjrzałam mu się i dopiero teraz zauważyłam, że był bez koszulki w samych spodenkach. Najwidoczniej biegał, ponieważ  był cały mokry i wbrew sobie nie mogłam oderwać od niego wzroku.

- Skończyłaś już?- zapytał i spojrzałam mu w oczy. Widziałam, że wie jakie wrażenie na mnie robi, ale musiałam się ogarnąć.

-Co skończyłam?- odpowiedziałam, bo nie wiedziałam o co może mu chodzić.

-Ogródek. Pamiętasz? Miałaś go skopać dla babci - usłyszałam i wpadłam w panikę. I co teraz geniuszu? Wymyśl coś, bo zaraz wszystko się wyda.

-Eeee...babcia... babcia zmieniła zdanie i już nie chcę nic w nim robić.-  Jedynie to przyszło mi do głowy, ale po chwili miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

-Kobiety zmienne są podobno - zaśmiał się, jednak ja zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

-Znowu uciekasz? Jestem aż tak straszny?- zapytał rozbawiony, ale ja nie miała zamiaru dłużej z nim rozmawiać. Zaczęłam odchodzić i wtedy złapał mnie za nadgarstek. Poczułam jak przechodzi mnie dreszcz, więc odskoczyłam od niego.

-Nie. - Mój głos był ledwo słyszalny i zaczęłam się rozglądać czy jest ktoś w pobliżu, kogo mogę poprosić o pomoc.

-Boisz się mnie?- Pociągnął mnie lekko za rękę, przez co stanęłam bliżej jego prawie nagiego ciała. Zmusiłam się, aby spojrzeć w jego oczy. Miałam wrażenie, że próbuje coś we mnie dostrzec i za chwile mu się to uda.

-Oczywiście, że nie...Przecież nie mam powodu, aby się bać...Nic nie zrobiłam... -  Odepchnęłam go, a następnie zrobiłam dwa kroki do tyłu. Nie chciałam dać mu kolejny szansy, aby mnie dotknął.

-Właśnie.  Tylko czemu mam inne wrażenie? - Zmrużył oczy i potarł ręką brodę, a ja zauważyłam teraz delikatny uśmiech na jego twarzy.

-Muszę już iść - powiedziałam cicho, chcąc oddalić się jak najszybciej. Nie mogłam przy nim uspokoić szybkiego bicia serca i drżących rąk, a nie chciałam aby to zauważył.

-Mieszkasz na campusie?- zapytał nagle, nie zwracając uwagi na moje zażenowanie.

-Tak.

-Dlaczego? Przecież masz tu babcie, to powinnaś mieszkać z nią. - Zesztywniałam na jego słowa i wstrzymałam oddech. Teraz to już wpadłam. Jedno kłamstwo powoduję drugie, więc nie ma odwrotu i muszę coś znowu wymyślić.

-Ja...bo moja babcia potrzebuję ciszy, a ja... lubię imprezować! Wiesz lubię głośną muzykę i alkohol.- Zakończyłam i oficjalnie zostałam największą kłamczuchą stulecia. Pięknie Amanda,  trafisz do piekła i będziesz się tam długo smażyć.

-Nie widziałem Cię na żadnej imprezie - odezwał się po chwili i zmarszczył brwi, jakby usiłował sobie przypomnieć.

-Może byłeś zajęty czymś innym.- Podsunęłam mu myśl i liczyłam, że się na to nabierze.

- Być może. Ok, to widzimy się w sobotę malutka. - Założył mi pasmo włosów za ucho, a następnie policzka.

-Nie umówię się z Tobą!- krzyknęłam i odsunęłam jego dłoń.

-Nie pochlebiaj sobie. Ja nie chodzę na randki, tylko prosto do łóżka. Czasem wystarczy ściana albo podłoga. Jesteś chętna? -powiedział, a mi opadła szczęka. Zaczął się śmiać z mojej reakcji, więc zmrużyłam oczy.

-Nigdy w życiu! To co jest w sobotę?- Chciałam zmienić temat, bo czułam jak robię się czerwona. Wizja tych wszystkich rzeczy, o których mówił sprawiła, że poczułam się zażenowana.

-Impreza u mnie. Musisz przyjść - usłyszałam i przełknęłam głośno.

-Ale ja muszę... - Próbowałam znaleźć jakąś wymówkę, która pozwoli mi się wykręcić.

-Co tym razem? Koszenie trawnika, pomoc dla wujka? - Kpina w jego głosie sprawiła, że zacisnęłam pięści. Postanowiłam udowodnić mu, że się go nie boję. Rzeczywistość była inna, ale on nie musi o tym wiedzieć.

-Ok,  będę -oznajmiłam po chwili.

-U mnie o 19.00. Tylko się nie spóźnij! - krzyknął i już go nie było. Nawet się nie obejrzał za siebie, a ja stałam i patrzyłam w tamtą stronę.

-No to już po mnie. Pewnie planuje morderstwo i pochowa mnie w tym ogródku. - Poszłam do akademika, ale całą drogę analizowałam moje spotkanie z Bestią.

W pokoju były już dziewczyny i gdy je zobaczyłam zaczęłam płakać. Sama nie wiem czemu, może  z nadmiaru emocji. Byłam na siebie zła, za moje zachowanie w parku. Przecież ja nie kłamie  i nie  wymyślam historyjek o babci, która zmarła parę lat temu. Powinnam iść do tego chłopaka i się przyznać, ale ciągle słyszę w głowie słowa Matta. Paraliżował mnie strach, ale jednocześnie obawiałam się ten reakcji mojego ciała na niego.

-Amanda, kochana co się stało?- pytały, a ja pociągałam nosem.

-Spotkałam Brandona - wyszeptałam i usłyszałam krzyki.

-Co zrobił Ci ten dupek? Bestia czy nie, to skopie mu tyłek jeśli Cię skrzywdził! Nie płacz, słyszysz zapłaci nam za to. Razem z Nicole damy mu radę! - Spojrzałam na Julie i nie wierzyłam, że stanęła w mojej obronie. Uśmiechnęłam się do niej.

-O co chodzi? Nicole ona jest w jakimś szoku. Musimy ją zabrać do lekarza. - Zaczęła mnie podnosić z łóżka, ale powstrzymałam ją przed tym.

-Jedyną osobą, która zasługuję na skopanie tyłka jestem ja. Dziewczyny zróbcie mi przysługę i zabijcie mnie teraz. Nie będę czekać do soboty, aby zginąć z ręki Bestii. - Poprosiłam, a one zmarszczyły brwi i spojrzały na siebie.

-Co Ty bredzisz? Mów od początku co się stało!- Zażądały, a ja opowiedziałam im wszystko po kolei. Kilka razy mi przerwały, ale w końcu udało mi się dojść do końca tej żenującej historii.

-Masz wyobraźnie dziewczyno. Ogródek babci i imprezowiczka? Żałuję, że tego nie widziałam. - Śmiała się Julia, a ja zrezygnowana opadłam na łóżko z zamkniętymi oczami.

-I co ja mam teraz zrobić? - powiedziałam i liczyłam, że mi pomogą.

-Jak to co? Pójdziesz na tą imprezę. Pokażesz mu imprezową Amandę!- krzyknęła Nicole, na co podniosłam się gwałtownie z łóżka.

-Nie ma mowy! Nigdzie nie idę. Ja nie znoszę imprez. - Powtórzyłam to, co zawsze im mówię gdy chcą mnie zabrać na jedną z nich.

-Amanda przykro mi, ale nie masz wyjścia. Musisz iść , inaczej zacznie coś podejrzewać. Będzie chciał wiedzieć czemu kłamałaś. - Tłumaczyła mi Julia, a ja przyznałam jej trochę racji. Jednak nie mogłam uwierzyć, że wpakowałam się w coś takiego.

-Może zapomni o tym do soboty? Przecież nawet nie jestem w jego typie.- Próbowałam siebie pocieszyć, ale pokręciły rozbawione tylko głową.

-Popełniłaś duży błąd uciekając od niego. Faceci uwielbiają wyzwania, a Ty nim jesteś. - Nicole odezwała się, gdy szłam zrezygnowana do łazienki.

-Muszę coś zrobić, żeby dał mi spokój. Pomóżcie mi, on jest niebezpieczny. -Poprosiłam, ale wiedziałam, że chodzi o coś więcej.  Przy nim nie jestem sobą, a to mi się nie podoba.

-Mam. Musimy znaleźć Ci chłopaka, wtedy odpuści i da Ci spokój! - krzyknęła Julia po chwili, jednak ja skrzywiłam się na ten pomysł.

-Jasne, bo to takie proste. Może zrobimy casting? - Już widziałam rząd chętnych, aby się ze mną umówić. Moje nijakie ubrania, na pewno do tego nie zachęcają. Gdyby poznali dawną Amandę, sytuacja wyglądałaby inaczej.

-Możesz poprosić Teda. Na pewno się zgodzi - usłyszałam i zastanowiłam się nad tym. To może się udać. Widziały mój uśmiech i Nicole już chwyciła za telefon.

-Do dzieła! - krzyknęły obie, gdy kiwnęłam głową na zgodę. Następnie weszłam do łazienki, aby wziąć długą kąpiel.


Co będzie dalej? Brandon da się nabrać? Czy Amanda zostanie imprezowiczką?

Miłego czytania i pozdrawiam Was wszystkich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro