Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Za to mnie pokochałaś mała

Amanda


W drodze do Manchesteru zajechaliśmy pożegnać się z mistrzem Ocana. Przedstawiliśmy mu Thomasa, który przyglądał się zaciekawiony treningowi chłopaków na dole. Widziałam błysk zainteresowania w jego oczach i ucieszyłam się z tego. Pomyślałam, że to może być dobry pomysł na wspólny czas braci.

-Podoba Ci się? - zapytałam Thomasa, gdy czekaliśmy przy wyjściu na Brandona. Zostawiliśmy go samego, aby mógł spokojnie porozmawiać z mistrzem.

-Bardzo. - odpowiedział, uśmiechając się szeroko. Spojrzałam na Davida, który puścił do mnie oczko.

-Wiesz, że twój brat trenuję tych chłopaków? - odezwał się, podchodząc bliżej do ringu.

-Naprawdę? Myślisz ,że zgodziłby się mnie trenować?!- krzyknął entuzjastycznie, jakby dostał prezent na gwiazdkę.

-Nawet o tym nie myśl.- usłyszałam stanowczy głos mojego męża za plecami. Westchnęłam, gdy zobaczyłam jak Thomas wyraźnie posmutniał. Odwróciłam się do Brandona, który mierzył brata wzrokiem.

-Porozmawiamy o tym w Manchesterze. Najpierw załatwimy szkołę i kupimy dla nas dom. Nie możemy ciągle mieszkać u Davida. - zaproponowałam, chcąc rozładować trochę napięcie.

-Mi to nie przeszkadza. Przynajmniej jest wesoło, jak wrócę z pracy. - zaśmiał się mój przyjaciel, ale ja miałam inne zdanie na ten temat. Miał prawo do własnej prywatności, a ja chcę się usamodzielnić. Nie mogę ciągle polegać na innych.

-Jutro zacznę czegoś szukać, a Thomas mi w tym pomoże prawda? Przecież musi się tam dobrze czuć. - odezwałam się i uśmiechnęłam do niego, aby odwrócić jego uwagę.

-Pewnie!- krzyknął, a po chwili wyszedł z budynku razem z Davidem.

-Mojej pomocy jak rozumiem nie potrzebujesz? - zapytał Brandon, jak tylko zostaliśmy sami. Nie chciałam kolejny raz się kłócić, więc wzięłam głęboki oddech dla uspokojenia.

-Za trzy miesiące weźmiemy rozwód i nasze drogi się rozejdą. Nie zapominaj, że to nie jest prawdziwe małżeństwo. - przypomniałam mu najspokojniejszym głosem, na jaki było mnie stać. Prychnął na moje słowa, a następnie przyciągnął mnie do siebie.

-Nigdy nie dam Ci rozwodu. - wycedził patrząc prosto w moje oczy.

-Podpisałeś papiery..- zaczęłam, bo chyba zapomniał o tym szczególe.

-Nic mnie to  nie odchodzi! Za trzy miesiące będziesz błagać, żebym nigdy nie odszedł. - powiedział, na co otworzyłam usta ze zdziwienia. Uśmiechał się zuchwale, jakby był pewny swoich słów. Przytrzymał mi palcami podbródek, a następnie pocałował. Po chwili odsunął się i bez słowa ruszył do wyjścia.

-Nadal jesteś bezczelnym dupkiem Collins!- krzyknęłam za nim, na co wybuchnął śmiechem.

-Za to mnie pokochałaś mała. -- odparł,  nawet się nie odwracając.

Stałam w miejscu i próbowałam zrozumieć co właśnie zaszło. Nadal czułam  pocałunek na ustach, a moje ciało pragnęło jego dotyku. Traciłam pewność czy sobie z nim poradzę. Rozum przegrywał walkę z moim sercem, więc może wspólne mieszkanie nie jest dobrym pomysłem. Co zrobię jak znajdziemy się sami? Przez najbliższe trzy miesiące będę musiała ciągle się kontrolować. Zaczynałam się obawiać czy Brandon nie ma racji.

-Pamiętaj jak Cię potraktował Amanda! - powiedziałam sama do siebie, próbując wziąć się w garść.

Gdy wróciłam do samochodu, starałam się nie zwracać na niego uwagi. On jednak był zajęty rozmową z Davidem. Całą drogę do Manchesteru prawie się nie odzywałam, a chłopaki zmienili się w połowie trasy za kierownicą. Zrobiliśmy wtedy przystanek, aby coś zjeść. Godzinę później ruszyliśmy w dalszą drogę.   Thomas zasnął, a ja miałam czas spokojnie pomyśleć. Moja matka wydzwania do mnie od kilku godzin, jednak nie odebrałam połączenia. Wiedziałam co chce mi powiedzieć i miałam zamiar zmierzyć się z tym jutro. Pokrzyżowałam jej plany, więc teraz słusznie się obawia o swoją przyszłość.

-Nareszcie jesteśmy. Mogłabyś się przekonać do latania samolotem, moja droga przyjaciółko. - usłyszałam Davida, zdając sobie sprawę że zasnęłam. Owszem kilkugodzinna jazda samochodem była męcząca, a można było jej uniknąć. Jednak nie mogłam pokonać swojego lęku przed lataniem.

-Przestań marudzić i pomóż mi z Thomasem. - odpowiedziałam, pokazując na śpiącego chłopca obok mnie.

-Ja go wezmę. - odparł Brandon, biorąc go na ręce. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok.  Poszedł w stronę wejścia do mieszkania, odbierając wcześniej klucze od Davida.  Mój przyjaciel stanął obok mnie, opierając się o samochód.

-Dogadają się. Są do siebie bardziej podobni, niż im się wydaję. - powiedział, a ja przyznałam mu rację. Mają podobne charaktery, ale nie wiedziałam czy to ułatwi sprawę.

-Mam nadzieję. David znajdź mi kilka domów do obejrzenia. Nie żartowałam w tej sprawie. - oznajmiłam, aby wiedział że ta decyzja jest ostateczna.

-Zrobiłem to jak tylko powiedziałaś, że wracasz. - usłyszałam, więc uścisnęłam go w podziękowaniu.

Cieszyłam się, że mam w nim oparcie. Tamta sytuacja ze ślubem mnie zdenerwowała, ale teraz wiem, że dobrze postąpił. Gdy opowiedział mi całą historię, nie miałam prawa o nic go obwiniać. Znam Brandona i wiem, że nie miał innego wyjścia. Postarał się jednak, aby zabezpieczyć mnie w każdy możliwy sposób. Kolejny raz zadzwonił mój telefon, a ja odrzuciłam połączenie.

-Moja matka. - powiedziałam, wrzucając telefon do torebki. Zabraliśmy rzeczy Thomasa i poszliśmy do mieszkania.

-Sztywniak już się poskarżył? Jak w ogóle zareagował?- zapytał, gdy wsiedliśmy do windy. Opowiedziałam mu przebieg naszego spotkania w biurze, które na szczęście nie skończyło się bójką.

-Trzeba było pozwolić obić mu gębę. - zaśmiał się, gdy wchodziliśmy do mieszkania.

-A później odbieralibyśmy Brandona z posterunku policji. Sama poradzę sobie z Liamem. Jutro złożę wizytę w jego firmie. - powiedziałam wyobrażając sobie zaskoczenie na jego twarzy, gdy mnie tam zastanie.

-Pójdę z tobą. Zrobię mu zdjęcie i będę oglądał dla poprawy humoru. - zaproponował, na co wybuchnęłam śmiechem. Zauważyłam Brandona wychodzącego z pokoju, który był przygotowany dla Thomasa.

-Nadal śpi. - odezwał się, opierając o ścianę. Założył ręce na piersi i zaczął się rozglądać po mieszkaniu. Miałam wrażenie, że czuję się tu nieswojo.

-Miał dziś sporo wrażeń. Jutro też czeka nas ciężki dzień, więc chyba też powinniśmy odpocząć. - stwierdziłam, bo chciałam pobyć teraz sama. Musiałam wziąć relaksującą kąpiel, aby zebrać siłę na jutro.

-Też tak myślę. Dobranoc David. - pożegnał się Brandon, a następnie wziął mnie za rękę i poszedł w kierunku mojego pokoju. Zaskoczona nawet nie zaprotestowałam, gdy popchnął mnie lekko do środka.

-Wyjdź stąd. - odwróciłam się w jego stronę, pokazując na drzwi. Usłyszałam jak przekręcił klucz w zamku.

-Jest już po 22.00, więc gdzie miałbym teraz iść moja żono? - zapytał podkreślając ostatnie słowo. Uniósł brew, uśmiechając się bezczelnie czym zaczynał mnie denerwować.

-A ten dalej swoje. - westchnęłam, czując jak tracę do niego cierpliwość. - Wiesz co? Rób co chcesz! Ja teraz idę wziąć kąpiel, a jak wrócę ma Cię tu nie być.

Położyłam swoją torebkę na komodę, a później wyjęłam ubranie na zmianę z szafy.  Zamknęłam się w łazience, aby nie miał szans tam wejść. Nie miałam tu dużo ubrań, ale wystarczy mi na kilka dni. Mogłabym pojechać do swojego rodzinnego domu i zabrać stamtąd swoje rzeczy. Jednak wiedziałam, że teraz pora zacząć nowe życie. Jutro jest bal charytatywny, na który muszę pójść. Miałam pokazać się na nim z Davidem, ale teraz moim mężem jest Brandon. Irytujący dupek, który pozwala sobie na zbyt wiele. Przesiedziałam w łazience około godziny, a przed wyjściem nasłuchiwałam czy ktoś jest w pokoju. Było cicho, więc odetchnęłam z ulgą. Wyszłam z łazienki i pierwsze co zobaczyłam, to Brandona leżącego na moim łóżku.

-Nie krzycz, bo obudzisz mojego braciszka. - odezwał się, gdy miałam już mu powiedzieć do słuchu. Wstał , podchodząc powoli w moją stronę, więc szybko przeszłam na drugą stronę łóżka. Nie chciałam, aby się do mnie zbliżał po tym co stało się dziś w Londynie.

-Brandon...- zaczęłam, choć czułam jakby w środku mnie toczyła się walka. Patrząc teraz na jego uśmiechniętą twarz i mając go tak blisko, bałam się swojej reakcji.

-Wezmę prysznic i szybko wrócę. Nie próbuj zasnąć. - odpowiedział puszczając do mnie oczko, a następnie zniknął za drzwiami.

Stałam tak chwilę i patrzyłam bez celu przed siebie. Jak mogłam pomyśleć, że ten uparciuch mi ustąpi i po prostu wyjdzie. Jeśli tak będą wyglądały nasze najbliższe dni, to nie wiem jak je przetrwam. Zamknęłam oczy, kładąc się na łóżku. Zdałam sobie sprawę, że się uśmiecham i pokręciłam głową na swoje zachowanie. Postanowiłam iść spać, bo nie ma sensu dalej się z nim kłócić. Mogłam iść  na kanapę do salonu, ale musiałabym się wtedy tłumaczyć przed Thomasem. Wskoczyłam pod kołdrę i zgasiłam lampkę nocną przy łóżku. Gdy usłyszałam jak wychodzi, zacisnęłam powieki jeszcze bardziej. Dobiegł mnie jego śmiech, następnie poczułam jak ugina się łóżko.

-Może powinniśmy dokończyć to, co zaczęliśmy w moim pokoju- odezwał się, a ja wstrzymałam oddech. Położył dłoń na moim brzuchu i zaczął wsuwać ją pod  koszulkę. Złapałam go za dłoń, aby mu to uniemożliwić.

-Jeśli chcesz zostać w tym łóżku, radzę Ci trzymać ręce przy sobie. - ostrzegłam licząc, że mnie posłucha.

Poczułam szarpnięcie, a następnie leżałam twarzą do niego. Spojrzałam mu w oczy, bo jego nagie ciało było teraz zbyt kuszące. Miałam ochotę dotknąć jego wytatuowanych ramion, które najbardziej mi się podobały. Uśmiech na jego twarzy świadczył, że doskonale zdawał sobie sprawę z moich myśli.

-Widzę pożądanie w twoich oczach Amanda. Prędzej czy później mi ulegniesz. Tym razem poczekam, aż będziesz mnie o to błagała. - wyszeptał, czym przywołał mnie do rzeczywistości. Zacisnęłam dłonie w pięść, bo znowu miałam ochotę mu przyłożyć.

-Nigdy do tego nie dojdzie!- wycedziłam patrząc mu prosto w oczy.

-Teraz widzę moją Amandę, którą ze mną walczy jak kiedyś. Pamiętaj jednak, że wtedy wygrałem tą walkę i tym razem będzie tak samo. - odparł, po czym mocno wpił się w moje usta. Mimowolnie oddałam pocałunek, jakbym tylko na niego czekała.

- O następny będziesz musiała mnie poprosić. - wyszeptał tuż przy moich ustach, gdy próbowałam złapać oddech.

Zaklęłam w duchu na tą oznakę słabości z mojej strony, a on położył się wygodnie na plecy i założył ręce za głowę. Nie miałam zamiaru więcej się odzywać, aby uniknąć kolejnej wpadki. Nie mogłam ufać, że nie skompromituję się jeszcze bardziej i nie zrobię tego o czym mówił. Zagryzłam wargę i odwróciłam się do niego plecami. Owinęłam się kołdrą, jakby była moją tarczą ochronną. 

- Dobranoc mała. - powiedział wyraźnie rozbawiony, a ja zacisnęłam powieki.

Jeśli myśli, że mnie złamię to się myli. Jeszcze zobaczymy kto będzie kogo prosić o pocałunek. Uśmiechnęłam się na tą myśl i zasnęłam układając w głowie plan działania.



Hej hej. Rozdział trochę później, więc wybaczcie opóźnienie. Córka ma ferie i poświęcam jej więcej uwagi. Następny postaram się napisać szybciej.

Jak Wam się podoba? Co myślicie o naszej wesołej parze? Kto postawi na swoim? Podoba Wam się zachowanie Brandon? Czy Amanda powinna ulec czy może pokazać mu silną Amandę? Jak myślicie czy to koniec zemsty na Liamie? Co zrobi jej matka?

Miłego czytania. Dziękuje za głosy i komentarze oraz 2 miejsce, które zajęła książka. Pozdrawiam



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro