Wyszłam już za mąż
Amanda
Wyszliśmy razem z Davidem z jego mieszkania, choć najchętniej zostałabym w nim i zamknęła się w pokoju. Czekał mnie dziś trudny dzień, a ja myślami byłam przy Brandonie i jego bracie. Bałam się, że za bardzo na niego naciskam. Gdybyśmy mieli więcej czasu mogłabym go przygotować do tego spotkania. Jednak jeszcze dziś musimy pojechać do Londynu. Obiecałam Thomasowi, że wszystkim się zajmiemy i dziś wróci z nami do Manchesteru. Nie wiem dlaczego, ale czułam się za niego odpowiedzialna. Zaufał mi , choć znamy się bardzo krótko. Chciałam dobrze wykorzystać najbliższe miesiące, aby bracia złapali kontakt. Wiem, że reakcja Brandona powodowana jest strachem, a nie złośliwością. Pod maską twardziela, znajduję się chłopak potrzebujący bliskich osób. Planowałam poinformować go później o istnieniu brata, ale sam pokrzyżował mi plany. Nie miałam teraz już czasu i dlatego sytuacja jest ciężka. Sama mam mnóstwo innych problemów, z którymi muszę się dziś zmierzyć.
-Załatwiłeś sprawę z Thomasem?- zapytałam przyjaciela, gdy wsiedliśmy do jego samochodu.
-Przesłałem dokumenty, choć musiałem wyjaśnić dokładnie sytuację zamiany małżonków. - odpowiedział, ale widziałam jak uśmiechał się przy tym. Dla mnie to wcale nie było zabawne, a bardzo stresujące.
-Nie robili problemów?- mogłam sobie tylko wyobrazić zaskoczenie dyrektorki ośrodka, gdy David z nią rozmawiał.
-Jak tylko dowiedzieli się, że Brandon jest jego bratem to sprawa poszła błyskawicznie. Jeszcze dziś możecie go zabrać, gdy podpiszecie dokumenty. - oznajmił, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Mam najlepszego prawnika pod słońcem. - powiedziałam, na co poruszył zabawnie brwiami i uśmiechał się szeroko.
-Czyli mogę liczyć na podwyżkę szefowo?
-Zdecydowanie. Zasłużyłeś na nią jak nikt inny. - zapewniłam go i oparłam głowę o zagłówek. Zamknęłam oczy, chcąc zebrać siły potrzebne mi do dzisiejszego dnia.
-Liam nie dzwonił? - usłyszałam Davida i pokręciłam przecząco głową.
-Dziennikarze znowu czekają na sensację.Spójrz. - pokazałam mu grupę osób z aparatami i kamerami chodzącą przed wejściem do firmy. -Może dziś mi się przydadzą.
- Co Ty znowu kombinujesz? - wyglądał na lekko zdenerwowanego i wiedziałam, że martwił się o mnie.
Zawsze unikałam mediów, chociaż śledzili dość często moją rodzinę. Dziedziczka fortuny Thomasów była dla nich gorącym tematem. Moja matka zadbała o to, chcąc pozostać w centrum uwagi. Tamta randka oraz mój ślub z Liamem miał jej w tym pomóc. Nie zrezygnuję z życia na wysokim poziomie, dlatego dzisiejsza informacja będzie dla niej szokiem. Żałowałam tylko, że nie będę widzieć wtedy jej miny.
-Zobaczysz przyjacielu. -odparłam, układając sobie w głowie plan. Chciałam wysiąść, ale złapał mnie za ramię i uniemożliwił mi to.
-Amanda nie możesz tam iśc! Zadzwonię po ochronę. - krzyknął i zaczął szukać telefonu w swojej marynarce.
Zatrzymał samochód kilka metrów dalej, ale ja nie miałam zamiaru czekać. Chciałam mieć to jak najszybciej z głowy. Zerknęłam na Davida, który siedział z telefonem przy uchu i wysiadłam z samochodu. Do firmy miałam mały odcinek drogi, więc po chwili mnie zauważyli. Wyprostowałam się i pewnym krokiem podeszłam do dziennikarzy. Zaczęli wykrzykiwać pytania dotyczące ślubu i Liama, więc odczekałam chwili aby minął pierwszy sztorm.
-Jeśli pozwolicie mi mówić, to chciałabym wygłosić oświadczenie. - odezwałam się podnosząc rękę, aby ich uciszyć. W tym czasie David przepchnął się do mnie wraz z dwoma ochroniarzami. Stanęli obok, dzięki czemu dziennikarze odsunęli się ode mnie. Wzięłam głęboki oddech i przybrałam uśmiech na twarzy.
-Jesteś niepoprawna Amando Thomson. - wycedził David wprost do moje ucha.
-Nie muszę się przedstawiać, ponieważ doskonale mnie znacie. Dziś miałam wyjść za Liama Millera, jednak ślub się nie odbędzie. - oznajmiłam na co posypały się pytania z każdej strony.
-Przekładacie go? Pokłóciła się pani z narzeczonym? Czy to wasza wspólna decyzja? - usłyszałam kilka z nich, więc musiałam wyjaśnić sytuację.
-Liam Miller nigdy nie zostanie moim mężem. Ta decyzja jest nieodwołalna. - powiedziałam, aby moje słowa były teraz zrozumiałe. Poczułam jak David złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wejścia do firmy. Ochroniarze zrobili nam drogę, więc po chwili byliśmy już w środku.
-Co to było?! Po co to zrobiłaś?!- krzyknął, gdy znaleźliśmy się sami w windzie.
-Przestań krzyczeć. To była spontaniczna decyzja. Gdy zobaczyłam dziennikarzy przed budynkiem, postanowiłam wykorzystać sytuację. To pierwszy cios, który zadam Liamowi. - powiedziałam wyobrażając sobie jego reakcję, gdy o tym usłyszy.
-Upokorzyłaś go. - stwierdził po chwili, a następnie zobaczyłam delikatny uśmiech na jego twarzy.
-Zawsze mogłam go zostawić samego przed ołtarzem. Dziennikarze mieliby temat na kilka tygodni. - zaśmiałam się widzą, że się rozluźnił. Wiedziałam, że nie jest na mnie zły. Jednak David nigdy nie znosił sytuacji, która go zaskakiwała. Lubił mieć wszystko dokładnie zaplanowane, a ja go nie uprzedziłam.
-Jakaś Ty łaskawa. Wiesz, że zjawi się tu niedługo. Nie zostawię Cię z nim samej. Może powinniśmy zadzwonić po Brandona? Jest przecież twoim mężem. - zaproponował, gdy winda stanęłam na naszym piętrze. Wyszłam pewnym krokiem, chcąc spokojnie pomyśleć w swoim gabinecie.
-Poradzę sobie z nim. Dziś odbędzie się zebranie wszystkim pracowników prawda? - zapytałam chcąc zmienić temat.
-Tak. Przedstawimy Cię jako nowego prezesa firmy. - odpowiedział przyglądając mi się uważnie. Wiedziałam, że nie odpuści mi tak łatwo. Jednak teraz potrzebowałam skupić się na pracy, która pomoże mi oderwać się od problemów.
-Za kilka minut zejdę do głównej sali. Jane powiadom wszystkich. - zwróciłam się do mojej asystentki, która siedziała za swoim biurkiem.
-Oczywiście. - odezwała się, chwytając za telefon.
-Przyjdę po Ciebie. - zaproponował David, na co chętnie się zgodziłam.
Miałam teraz kilka minut dla siebie, więc udałam się do swojego gabinetu. Należał wcześniej do mojego taty i był bardziej w męskim stylu, ale nie chciałam niczego zmieniać. To tutaj uczył mnie jak radzić sobie w tym biznesie. Usiadłam w miękkim fotelu, chcąc choć na chwile przywrócić wspomnienia.
-Jesteś gotowa? - usłyszałam Davida, który stał w drzwiach. Oznaczało to, że moje chwile spokoju właśnie minęły.
-Jak nigdy wcześniej. - zażartowałam i ruszyłam pokazać wszystkim, że nadaję się do tej pracy.
Pracownicy przyjęli mnie bardzo ciepło, choć było też kilku sceptycznie nastawionych. Mój wiek nie wzbudzał ich zaufania, a poza tym byłam kobietą. Firma zajmowała się głównie sprzedażą drogich samochodów, więc ta branża przeważnie należy do mężczyzn. Musiałam się liczyć z takimi opiniami, ale byłam zdeterminowana do działania. Nie zawiodę taty, który wierzył we mnie jak nikt inny. Na jutro zwołałam zebranie zarządu, aby móc zapoznać się ze wszystkim. Kierownicy mają sporządzić raporty, które pomogą mi określić stan firmy.
Wracałam właśnie do swojego gabinetu wraz z Davidem, gdy podbiegła do mnie Jane.
-Pani narzeczony czeka w gabinecie.- oznajmiła radośnie, więc chyba nie wiedziała o moim porannym oświadczeniu.
-Liam? - zapytałam dla pewności, a ona szybko potwierdziła.
-Idę z tobą. -odezwał się David, ale przytrzymałam go za ramię. Spojrzał na mnie zaskoczony, jednak po chwili pokiwał głową i ruszył w stronę swojego gabinetu.
-Jane przynieś mi kawę i nie wpuszczaj nikogo. - poprosił asystentkę, którą wykonała polecenie.
Stałam jeszcze kilka sekund przed drzwiami próbując wziąć się w garść. Przypominałam sobie wszystkie zasady, których uczył mnie tata. Musiałam być zdecydowana i pewna siebie. Nauczyłam się nie okazywać emocji, które przeszkadzają prowadzić dobry biznes. Tutaj nie ma miejsca na słabość i współczucie. Weszłam do środka, gdzie zastałam Liama siedzącego na kanapie. Jak zawsze w idealnym garniturze, choć jego potargane włosy świadczyły, że często je przeczesywał. Na mój widok szybko się podniósł, ale ja przeszłam przez gabinet i usiadłam w fotelu.
-Masz mi coś do powiedzenia?!- zapytał podniesionym głosem, a ja rozsiadłam się wygodnie i uniosłam brew.
-Nie zrozumiałeś czegoś w mojej porannej wypowiedzi? - odpowiedziałam pytaniem, chcąc go bardziej wyprowadzić z równowagi. Zmrużył oczy i chciał coś powiedzieć, lecz weszła do środka Jane z moją kawą.
-Może się pan jednak czegoś napiję?- zaproponowała patrząc na Liama.
-Ten pan niedługo wychodzi.- oznajmiłam stanowczo, na co szybko opuściła pomieszczenie.
-Co to za zabawa Amanda? Wyjaśnij mi zanim stracę resztę cierpliwości. - powiedział siadając naprzeciw mnie.
-Czego nie rozumiesz Liam? Nie wyjdę za Ciebie, więc bądź łaskawy opuścić moją firmę. Nie zmuszaj mnie, abym wezwała ochronę. - odpowiedziałam pokazując ręką w stronę wyjścia. Podniósł się, a następnie oparł o biurko zbliżając się do mnie na niewielką odległość. Podniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
-Weźmiemy dziś ten ślub, nawet jak mam Cię tam zaciągnąć siłą. - wycedził, na co parsknęłam śmiechem. Jego determinacją mnie bawiła, ale w jego oczach widziałam też strach.
-To niemożliwe. Wczoraj wyszłam za mąż. - oznajmiłam, chcąc pozbawić go jakichkolwiek złudzeń. Spojrzał na moją dłoń, więc ją podniosłam i pokazałam obrączkę. To był pierwszy z ciosów jaki mu zadam. Kolejny czeka na niego jutro.
-Jak? Kiedy? Kłamiesz!- krzyknął patrząc na mnie z niedowierzaniem. Złapał się za głowę i zaczął chodzić po gabinecie.
-Liam zachowaj resztki godności i wyjdź. Powinieneś mi podziękować, że nie zostawiłam Cię samego przed ołtarzem. - stwierdziłam, jednak on nie zamierzał odpuścić. Znowu oparł się o biurko i przyglądał mi się chwilę.
-Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał spokojnie, choć czułam że ledwo się hamuję.
-Wszystko co mi powiedziałeś było kłamstwem. Nie jestem naiwną panienką, która da się nabrać na twoje sztuczki panie Miller. Nigdy nie dostaniem mojej firmy.... ani mnie. - powiedziałam i miałam nadzieję, że tym razem zrozumie i wyjdzie.
-Zapłacisz mi za to! Nie sądziłem, że jesteś taką suką!- krzyknął zbliżając się niebezpiecznie blisko. Teraz jednak nie mogłam okazać strachu, więc zacisnęłam pięści i uniosłam wyżej brodę.
-Obiecałam, że zapłacisz mi za tamten wieczór. Tym obrzydliwym pocałunkiem przypieczętowałeś swoją porażkę. - oznajmiłam wstając z miejsca.
Miałam zamiar pokazać mu drzwi, ale ujrzałam w nich Brandona. Zamarłam na jego widok, bo jego obecność była ostatnią rzeczą jaką bym się spodziewała. Chciałam przedstawić go na jutrzejszym balu dobroczynnym jako mojego męża. Nie wiem jak długo tak stałam, patrząc bez celu przed siebie. Poczułam silne ramiona Brandona wokół talli, a następnie zostałam przyciśnięta do jego boku. Spojrzałam na Liama, który ciskał w niego piorunami.
-Co tu robisz? - wyszeptała, bo czułam jakby głos mnie zawodził.
-Odwiedzam moją żonę, którą chce zabrać na lunch. - odpowiedział uśmiechając się przy tym.
Zatraciłam się na chwilę w jego oczach i zapomniałam, że nie jesteśmy tu sami. Liam wykrzykiwał brednie, że miałam być jego. Poczułam jak Brandon napina mięśnie, a to nie wróżyło nic dobrego. Gdy zobaczyłam jak rusza w jego kierunku, szybko stanęłam przed nim. Nie chciałam, aby miał problemy przez Liama. Znałam jego wybuchowy temperament i chciałam go powstrzymać zanim będzie za późno.
-Brandon spójrz na mnie!- krzyknęłam, aby na zwrócić jego uwagę. - Nie rób tego! On właśnie tego chce! Nie daj się sprowokować. - próbowałam go przekonać licząc, że mnie posłucha. Przytuliłam się do niego, aby w ten sposób go powstrzymać.
-Zamienię waszą sielankę w piekło- usłyszałam za plecami głos Liama, ale teraz nic mnie nie obchodził. Następnie głośne trzaśnięcie drzwi oznaczało, że opuścił gabinet. Chciałam wykorzystać chwilę, aby dojść do siebie.
Brandon zaczął mówić, że powinien mu przyłożyć. Nie chciałam, aby przejmował się Liamem. Byłam z niego dumna, że nie zrobił nic głupiego. Jak tylko to usłyszał uśmiechnął się, a następne co poczułam to jego usta na swoich. Pocałunek nie był długi, ale sprawił mi przyjemność. Nie chciałam jednak obiecywać sobie za wiele, więc zaproponowałam lunch.
Udaliśmy się do pobliskiej restauracji i dopiero teraz zauważyłam jak był ubrany. Widziałam w nim teraz Brandona, w którym się zakochałam. Pewnego siebie i wesołego chłopaka, który zawładną moim życiem.
-Więc? O co chodzi z tym ślubem? - zapytał, gdy złożyliśmy zamówienie.
-Liam zaproponował mi małżeństwo, gdy wracałam z nim do Manchesteru. - odpowiedziałam spokojnym głosem, na co zmarszczył brwi.
-Zgodziłaś się?- zauważyłam, że jego reakcja jest spokojniejsza niż bym się spodziewała.
-Tak, ale nigdy nie miałam zamiaru za niego wyjść. Jak wiesz to David miał zostać moim mężem.- powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Chciałaś się na nim zemścić za nasz związek.- stwierdził, mając w tym sporo racji.
-Między innymi. Zostawmy to dobrze?- zaproponowałam, bo na dziś miałam dość rozmów na temat tego faceta. -Jesteś gotowy do wyjazdu?
-Wrócimy jeszcze do tego. - oznajmił stanowczo.- Jestem. Będziesz obok, więc sobie poradzę.
Przyjrzałam mu się, aby stwierdzić czy jest ze mną szczery. Kelner przyniósł nasze zamówienie, więc zajęliśmy się jedzeniem. Nie chciałam ponownie na niego naciskać i się z nim kłócić. Postanowiłam poczekać na ich spotkanie i wtedy zdecydować do dalej. Po lunchu mieliśmy spotkać się z Davidem, który pojedzie razem z nami do Londynu. Dwie godziny później siedzieliśmy wszyscy w firmowym samochodzie, który prowadził mój przyjaciel. Razem z Brandonem zajęliśmy miejsca z tyłu.
-Powiedz mi coś o nim. - usłyszałam, więc zerknęłam na niego. Wyglądał na spokojnego, ale wiedziałam jak bardzo się denerwuję.
-Nazywa się Thomas Collins. Ma 10 lat. Do ośrodka trafił 2 lata temu, po śmierci waszej matki. - powiedziałam informację jakie uzyskał detektyw.
-Mamy to samo nazwisko? Powiedziałaś mu coś o mnie?- zapytał po chwili, a ja zdałam sobie teraz sprawę, że jeszcze dziś Thomas usłyszy prawdę. Gdy tylko Brandon się przestawi nie będzie innego wyjścia. Poza tym są do siebie podobni, więc nie będzie sensu zaprzeczać. Zastanawiała się tylko jak młodszy z braci przyjmie tą wiadomość.
-Obaj macie panieńskie nazwisko matki. Nic mu o tobie nie powiedziałam. Nie wiedziałam czy będziesz chciał go poznać.- wyznałam, bo właśnie to czułam. Nie chciałam robić chłopcu nadziei, znając podejście Brandona do jego matki.
-Rozumiem. Postaram się z nim dogadać.- odparł, więc uśmiechnęłam się do niego.
Chłopaki z przodu rozmawiali o piłce nożnej, a po chwili Brandon się do nich przyłączył. Postanowiłam wykorzystać ten czas na małą drzemkę, która wcale nie była taka krótka. Obudziłam się dopiero na miejscu, gdzie pożegnał się z nami Lucas. Chciał szybko pojechać do domu, ale bardziej obstawiałam spotkanie z Julią. Zapewniliśmy, że wpadniemy do nich po rzeczy Brandona gdy załatwimy tutaj sprawy. Najpierw podpisaliśmy wszystkie dokumenty w sądzie. W ośrodku przywitała nas jak zawsze pani dyrektor, która przyglądała się uważnie mojemu mężowi. Zaprowadziła nas do pokoju Thomasa, który pakował ubrania do torby.
-Cześć możemy? - zapytałam wchodząc do środka, a on przywitał nas szerokim uśmiechem.
-Pewnie. Już prawie skończyłem. - odparł i kontynuował swoje zajęcie. Zerknęłam na Brandona, który nie odrywał od niego wzroku. Byłam pewna, że dostrzega podobieństwo z bratem.
-Stresujesz się młody? - zagadał go David, widząc że nastała cisza w pokoju.
-Niby czym? A tak w ogóle, to nie będę chyba musiał mówić do Ciebie tato?- zaśmiał się, a ja zdałam sobie sprawę, że on nie wie jak potoczyły się sprawy.
-Thomas... nie wyszłam za Davida. - zaczęłam, gdy nagle mi przerwał.
-Co? Nie zabierzecie mnie? Ale obiecałaś. - zawód w jego głosie prawie złamał mi serce. Przełknęłam gulę, którą poczułam w gardle i podeszłam do niego.
-Posłuchaj... wyszłam za kogoś innego. Widzisz tego faceta obok Davida? To Brandon...mój mąż.- wytłumaczyłam, na co otworzył szeroko oczy. Patrzył raz mnie, raz na niego.
-Bez jaj. Szybka jesteś. Zmieniasz ich jak rękawiczki. - odparł uśmiechając się szeroko i puszczając do mnie oczko. Zachowywał się na starszego niż był naprawdę.
-Nie wierzę. Co za bezczelny dzieciak. - usłyszałam Brandona, który do tej pory milczał. Mierzył brata wzrokiem, więc wstałam i podeszłam do niego.
-Uspokój się. - poprosiłam cicho, aby Thomas niczego nie zauważył. Splotłam nasze dłonie, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
-Hej, jestem szczery a to różnica. Ty wyglądasz za to jak napakowany goryl. - odezwał się do niego Thomas, a ja parsknęłam śmiechem. Brandon spojrzał na mnie ze zmarszczonym brwiami, chyba nie rozumiejąc mojej reakcji.
-Gdy spotkałam Thomasa pierwszy raz, usłyszałam że jest najprzystojniejszy w całym ośrodku. - powiedziałam przypominając sobie z jaką dumą mi to mówił. - Nie wydaję Ci się, że jest do kogoś podobny?
Uniosłam brew sugerując mu odpowiedz, na co zerknął jeszcze raz na brata. Chciałabym wiedzieć o czym teraz myśli. Mogła tylko mieć nadzieję, że mimo wszystko będą potrafili złapać wspólny język.
Kolejny rozdział i najdłuższy ze wszystkich jakie pisałam. Skończyłam w tym momencie, aby napisać w kolejnym odczucia Brandona co do brata. Jak Wam się wydaję, czy chłopaki się dogadają? Co sądzicie o zachowaniu Amandy i jej zemście na Liamie?
Miłego czytania i dziękuję za cierpliwość. Wasze głosy i komentarze motywują do pisania, ale nie zawsze mogę znaleźć na to czas. Postaram się jednak wstawić kolejny szybciej. Jutro mam wyjazd na cały dzień, więc najszybciej będzie w piątek wieczorem. Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro