Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Weekend


Amanda


Nieświadomy mojej rozmowy z mistrzem Ocana Brandon uśmiechał się do mnie, a ja ukradkiem wytarłam łzy z policzka. Nie chciałam zdradzić się czymkolwiek, że coś wiem. Jeśli będzie chciał, to sam mi o wszystkim opowie.

-Nie lituj się nad nim. On tego nie znosi - odezwał się do mnie mistrz, a ja podniosłam na niego wzrok. Westchnął głośno i położył swoją rękę na mojej.

-Jak się tam znalazł? Gdzie jego rodzice? Jak długo żył na ulicy?- zadawałam pytanie za pytaniem, bo nie mogłam sobie tego wyobrazić. Widziałam dziś te dzieciaki na ulicy. Młodych chłopców, którzy zapewne nie są grzecznymi chłopcami. Czy tak wyglądało jego życie?

-Nie ja powinienem odpowiadać na te pytania dziecko. On sam musi to zrobić. Daj mu czas i miej do niego dużo cierpliwości- poradzić, a ja mimo woli się uśmiechnęłam.

-Tak jak pan? - zobaczyłam jak się zamyślił, a później spojrzał na Brandona.

-Traktuję go jak syna. On też mnie w pewien sposób uratował. Pomaga tym chłopakom nie zejść na złą drogę i poświęca im swój wolny czas, nie biorąc ani grosza - teraz oboje spojrzeliśmy na dół i widziałam uśmiechy na twarzach tych chłopaków. Podziw z jakim na niego patrzą i słuchają każdego słowa. Później pytał mnie o szkolę i rozmawialiśmy na różne tematy. Tak spędziłam 2 godziny, które zleciały mi bardzo szybko.

-Amanda! - krzyknął Brandon i pokazał, żebym do niego podeszła.

-Chyba muszę iść. Dziękuje za to co mi pan powiedział. Nic mu nie powiem, proszę się nie martwić - zapewniłam go na wszelki wypadek, gdyby miał wątpliwości.

-Mądra z Ciebie dziewczyna. Chłopak ma szczęście, że Cię ma - usłyszałam , gdy podniosłam się z krzesła.

-Nie jesteśmy razem. - oznajmiłam patrząc mu w oczy, ale on uśmiechał się tylko do mnie.

-Znam Brandona bardzo długo i widzę jak na Ciebie patrzy. Jest też uparty i potrafi walczyć o to, na czym mu zależy.

-Owszem jest uparty jak osioł- zaśmiałam się, ale reszty jego wypowiedzi nie skomentowałam. Pożegnałam się i pobiegłam na dół. Stanęłam po chwili przy ringu, a chłopcy z niego zeszli.

-O co chodzi?- zapytałam Brandona, który wyciągnął do mnie rękę. Złapałam ją, a on pomógł mi wejść do środka.

-Chciałaś mi dziś skopać tyłek prawda? Masz okazję- zaśmiał się, a kilka osób razem z nim. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że mamy małą widownie. Myśli, że trafił na nic nie umiejącą panienkę? Chodziłam na kursy samoobrony, więc coś tam umiem. Jeden chwyt na pewno, ale udam słodką idiotkę.

-Przecież nie mam z Tobą szans mięśniaku - odpowiedziałam i widziałam jak się z tego ucieszył.

-Nauczę Cię. Chodź - podeszłam bliżej, a on zaczął pokazywać mi różne chwyty. Oczywiście to ja prawie cały czas leżałam na deskach. Na szczęście był delikatny i nic sobie nie zrobiłam. Miałam przy tym niezłą zabawę, tak samo jak nasza widownia.

-Ok. Co zrobisz jak ktoś Cię złapię od tyłu?- zapytał i wykonał ten chwyt. Nie zastanawiając się długo, aby go zaskoczyć, nadepnęłam mu z całej siły na nogę. Rozluźnił ręce, a ja się wyrwałam. Obróciłam się w jego stronę i kopnęłam w jego czuły punkt. Teraz padł na kolana i złapał się tam obiema rękami. Usłyszałam jego głośny jęk i zaczęłam się śmiać.

-Cholera! Sadystka! Kurwa!- krzyczał, a ja śmiałam się na całego, tak samo jak pozostali.

-Co się stało? Czyżby dziewczyna pokonała Bestię? - powiedziałam słodkim głosem, a on podnosił się powoli.

-Zapłacisz mi za to!- usłyszałam i zobaczyłam, że się do mnie zbliża. Nie zastanawiając się długo, zeskoczyłam z ringu i pobiegłam przed siebie. Nie wiedziałam nawet gdzie mogę uciec, więc to był słaby plan.

-Sam się o to prosiłeś, więc nie narzekaj. - próbowałam się bronić, chowając za różne osoby. Robiliśmy przedstawienie, ale nic sobie z tego nie robiłam. Już dawno się tak nie śmiałam i nie piszczałam jak mała dziewczynka.

-Trenerze! Jednak można powalić Cię na deski! -zaśmiał się jeden z młodszych chłopców. Spojrzał na niego niby groźnie, ale widziałam że oczy mu się śmieją.

-Co za wstyd! I to Twoja własna dziewczyna Cię pokonała! - nie dawali za wygraną widząc okazję do żartów.

-Zaraz się doigracie panowie. Który chcę się zmierzyć na ringu?- stanął w miejscu i im się przyglądał. Ja też się zatrzymałam i to był mój błąd. Wykorzystał to i złapał mnie z zaskoczenia. Chwycił w pasie, a następnie wylądowałam na jego ramieniu z głową do dołu.

-Puść mnie! Słyszysz!- próbowałam się wyrwać, ale przytrzymał mnie tylko mocniej.

-Na dziś koniec treningu. Do widzenia mistrzu!-krzyknął i poszedł do wyjścia razem ze mną. Miałam ochotę go udusić, ale bałam się też jego kary. Chyba zrozumiał dobrze moje milczenie, bo zaczął się śmiać. Postawił mnie przy samochodzie, ale trzymał blisko siebie.

-Znowu zamienisz się w wystraszonego króliczka? Zaczniesz mówić o ogródkach, imprezach i babci?- powiedział i przyglądał się uważnie mojej twarzy.

-Ja.... - zaczęłam, ale nie wiedziałam co mam powiedzieć. Cholera on wiedział wtedy, że kłamałam i robiłam z siebie kretynkę. -Miałeś niezły ubaw ze mnie prawda?-zapytałam i patrzyłam na swoje buty. Podniósł mój podbródek tak, żebym widzieć moje oczy.

-Byłaś tak cholernie słodka, że miałem ochotę Cię przytulić i pocałować. Tak samo jak teraz. - usłyszałam i widziałam jak zbliża się do pocałunku. Szybko się uchyliłam i trafił w mój policzek.

-Co robisz?- odezwałam się, gdy się wyprostował. Zobaczyłam w jego oczach rozczarowanie, ale nie mogę się poddać temu uczuciu.

-Byłaś mi to winna za ten cios. -powiedział i puścił mi oczko.

Podszedł do drzwi i otworzył je dla mnie. Usiadłam bez słowa w środku i zamknęłam oczy. Dobry nastrój prysnął przeze mnie, ale tak jest lepiej. Mimo tego co się o nim dowiedziałam, nie mogę sobie pozwolić na coś więcej między nami. Nie popełnię znowu tego samego błędu i nie dam się nabrać na piękne słowa. Nie jestem już tą naiwną dziewczyna z Manchesteru. Zostawiłam ją tam, a tutaj chce być kimś innym. Brandon pozwolił mi się zatopić w swoim rozmyśleniach i odezwał się dopiero pod jego domem. Wysiadł i zabrał moją torbę, a ja niepewnie szłam za nim. Wiedziałam, że nie mieszka sam i obawiałem się reakcji jego współlokatorów. W środku panowała cisza, więc chyba ich nie było.

-Wejdź i się rozgość. Chłopaki zapewne jeszcze śpią, a wieczorem idą na imprezę. - odezwał się i poszedł do kuchni. Ja usiadłam na kanapie i podwinęłam pod siebie nogi. Rozglądałam się jakbym była tu pierwszy raz. Dom był przestronny i czysty, co było dziwne jak na to, że mieszkają tu sami faceci.

-Napijesz się czegoś?-krzyknął i poprosiłam o wodę.

-Na co ja się zgodziłam? Chyba straciłam rozum. - powiedziałam cicho do siebie i czułam się coraz bardziej spięta. Miałam zostać tu sama na noc z obcymi facetami.

-Mówiłaś coś? Chyba nie chcesz uciec?- zapytał widząc moją minę i podał mi szklankę. Sam usiadł obok mnie i włączył telewizor.

-Powinnam.- mruknęłam cicho, ale on udawałam że nie słyszy.

-O czym rozmawiałaś z mistrzem Ocana? - włączył jakiś film i rozsiadł się wygodnie, ale widziałam że był spięty.

-Ogólnie. To bardzo miły i mądry człowiek. A co masz jakieś sekrety?- chciałam go sprowokować do rozmowy i dowiedzieć się czegoś więcej.

-Jak każdy Amanda. - oznajmił, a mnie przeszedł dreszcz. Czułam się jakby mówił o mnie i przełknęłam głośno. Na szczęście uratował mnie dzwonek w jego telefonie. Odebrał z uśmiechem na twarzy.

-Co jest stary? Dzisiaj? O której? Z kim? Będę. - skończył i spojrzał na mnie.- Będziesz miała przyjemność zobaczyć mnie w akcji. Mam dziś walkę.

-Naprawdę?-ucieszyłam się, że nie będę musiałam być z nim sam na sam. Może wtedy ten dzień szybko się skończy, bo mam wrażenie, że strasznie się wlecze. Jest dopiero 13.00, a ja jestem padnięta. -Mogę wziąć prysznic?- zapytałam, a on uśmiechnął się szeroko.

-To propozycja?- parsknęłam śmiechem na jego słowa i pokręciłam głową.

-Chciałbyś!- krzyknęłam i wstałam z kanapy.

Zaprowadził mnie do swojego pokoju i pokazał gdzie co jest. Nie byłam jednak przekonana czy jestem tu bezpieczna, więc poprosiłam aby dał mi klucz do pokoju. Trochę marudził, ale zgodził się i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi na klucz i poszłam do łazienki. Szybko się umyłam i wyszłam w samym ręczniku do jego pokoju. Ubrałam się w spodenki i dłuższą koszulkę, którą miałam w torbie. Zaczęłam rozglądać się po pokoju, a później położyłam się na łóżku. Przypomniała mi się tamta noc i poranek. Jego zachowanie i słowa, które powiedział. Wpadłam na pewien pomysł. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Julii. Musiałam oczywiście opowiedzieć jej najpierw o wszystkim i wysłuchać jaką wariatką jestem, ale wiedziałam że tak będzie. Powiedziałam jej o walce i że chcę aby też tam była. Potrzebuje wsparcia z jej strony. Jeśli Matt i Nicole się zgodzą, to zgarnie ich ze sobą.

-Amanda? Chodź na dół.-krzyknął Brandon za drzwiami. Wstałam, ale jedyne o czym marzyłam to sen. W nocy mało spałam i jeśli wieczorem mam być przytomna to muszę się zdrzemnąć. Otworzyłam drzwi i zauważyłam, że on też wziął prysznic.

-Chciałabym się chwilę przespać.......sama - dokończyłam widząc jego minę. Westchnął, ale się zgodził. Zamknęłam ponownie drzwi na klucz i zastanawiałam się czy ma zapasowy.

Położyłam się ponownie i zasnęłam szybko wdychając jego zapach, który był na pościeli. Nie wiem jak długo spałam, ale obudziło mnie stukanie do drzwi. Za oknem było jeszcze widno, ale zegar pokazywał godzinę 16.00.

-Już idę! -krzyknęłam i poprawiłam ubranie. Do wyjścia mieliśmy jeszcze trochę czasu, bo walka miała się odbyć o 20.00. Przeciągnęłam się i zeszłam na dół. Stanęłam na schodach, bo na kanapie siedziało kilka osób. Oglądali mecz i przekrzykiwali się nawzajem. Typowi faceci pomyślałam i przewróciłam oczami. Miał towarzystwo i dlatego pozwolił mi tyle pospać. Tym lepiej dla mnie.

-Skąd się tu wzięłaś skarbie? Szukasz rozrywki?- zaśmiał się jeden z chłopaków i zaczął wstawać, a ja zrobiłam krok do tyłu.

-Zamknij się debilu! Życie Ci nie miłe?! Cześć Amanda.- odezwał się Lucas, którego jako jedynego tu znałam. Reszta przyglądała mi się dziwnie.

-Cześć. Gdzie Brandon?-zapytałam go i widziałam jak kilka osób otworzyło szeroko oczy ze zdziwienia.

- Już jesteś. Chodź muszę Cię nakarmić. - przede mną pojawił się nagle Brandon i chwycił mnie za rękę. Poszliśmy do kuchni, ale wszyscy obserwowali każdy nasz ruch. Na stole stało kilka potraw i unosił się cudny zapach. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, więc szybko usiadłam i nałożyłam na talerz te pyszności. Brandon obserwował mnie rozbawiony, więc chyba był w dobrym humorze.

-Nie martwisz się walką?- zapytałam, gdy skończyłam jeść i zaczęłam zbierać talerze ze stołu.

-Nic mi nie będzie. Jestem pełen energii, którą mam zamiar wykorzystać.- oznajmił i podszedł bardzo blisko. Podniósł mnie i posadził na blacie, a ja zapiszczałam zaskoczona. Stanął między moimi nogami i położył ręce po obu stronach. Znowu próbował na mnie swoich sztuczek.

-Dostanę całusa w nagrodę za wygraną walkę?- wyszeptał mi do ucha cicho i lekko je przygryzł. Zagryzłam wargę i zamknęłam oczy.

-A co jeśli przegrasz?- odpowiedziałam równie cicho jak on i usłyszałam jego śmiech.

-Tak uważasz?- zapytał i spojrzał mi w oczy. Przysunął się niebezpiecznie blisko i poczułam jak jest podniecony. Oczy mu pociemniały i widziałam jego wygłodniałe spojrzenie. Przysunęłam usta do jego ucha i teraz ja wyszeptałam.

-Myślę... że twojemu rywalowi przyda się mój doping. -zaczęłam się głośno śmiać, ale nie na długo bo zamknął mi usta krótkim pocałunkiem. Nie zdążyłam nawet za bardzo zareagować, a on już się odsunął.

-Odebrałem zaliczkę. Później zgłoszę się po resztę.



Kolejny dziś rozdział. Trochę się rozpisałam, ale nie wiem czy Wam się spodoba. Miałam dziś tyle pomysłów w głowie, że musiałam je przelać tutaj. Może to zrekompensuję Wam brak rozdziałów tyle czasu. Wasze komentarze są największą motywacją do pisania. Każdy czytam z uśmiechem i cieszę się z niego.

Jak Wam się podoba ich weekend? Czy Amanda powinna odpuścić i pozwolić Brandonowi się zbliżyć do siebie?

Miłego czytania kochani.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro