Udawana randka
Amanda
Taksówka zatrzymała się przed restauracją, a ja sprawdziłam godzinę. Było kilka minut po umówionym czasie, więc przyszła pora się z tym zmierzyć. Wysiadłam i poprawiałam sukienkę, która podwinęła mi się zbyt wysoko. Zapłaciłam taksówkarzowi i weszłam do środka. Zaraz obok pojawił się kelner, któremu podałam swoje nazwisko. Zaprowadził mnie w głąb sali gdzie zauważyłam Liama przy jednym ze stolików. Miał na sobie niebieską koszulę i garniturowe spodnie. Był całkowitym przeciwieństwem Brandona, który nosił jeansy i podkoszulki.
-Cześć. -odezwał się i podał mi rękę na przywitanie. Spojrzałam na nią i się zawahałam. Podniosłam na niego wzrok, ale on wykorzystał moje niezdecydowanie całując w policzek.
-Nie zrobię tu sceny, ale nie rób tego nigdy więcej. - wycedziłam cicho, aby tylko on mnie usłyszał. Wytarłam ręką miejsce gdzie dotykały mnie jego usta i się skrzywiłam.
-Usiądziesz czy będziemy tak stać?- zapytał ignorując mój komentarz. Odsunął mi krzesło i czekał aż zajmę miejsce.
-Nie mam innego wyboru. - usiadłam i obserwowałam każdy jego ruch, aby znowu mnie nie zaskoczył.
-To będzie naprawdę miły wieczór. - zaśmiał się, gdy podszedł do nas kolejny kelner z kartami dań. Nie miałam ochoty nic jeść, więc zamówiłam tylko sałatkę. Liam zamówił sobie wino, a ja wzięłam wodę. -Wzniesiemy toast? - zapytał i podniósł kieliszek, który napełnił kelner.
-Nie licz na nic po tym wieczorze. - powiedziałam unosząc swój, aby rozwiać jego niepotrzebne nadzieję. Zobaczyłam jak uśmiecha się bezczelnie, ale nie dam mu się sprowokować.
-Zobaczymy czy będziesz tak mówiła, jak obudzisz się jutro w moim łóżku. - usłyszałam i prawie udławiłam się wodą. Wytarłam twarz serwetką i spiorunowałam go wzrokiem.
-Co Ty sobie wyobrażasz? Za kogo mnie masz?- podniosłam nieco głos czym zwróciłam na siebie uwagę pary siedzącej obok. Skinęłam głową, aby przeprosić.
-Wiesz , że spodobałaś mi się na naszym pierwszym spotkaniu?- zmienił temat, a ja zmarszczyłam brwi. Przypomniałam sobie tamtą sytuację i nie rozumiałam o czym on mówi.
-Przecież kłóciłam się wtedy z matką. To było dzień przed pogrzebem. - oznajmiłam po chwili.
-Owszem. Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś takiego jak Ty. Miałaś w sobie tyle gniewu, myślałem że zrobisz jej krzywdę. - wytłumaczył, a ja przyjrzałam mu się uważnie. Zastanawiam się czy on sobie ze mnie drwi.
-Twoim zdaniem to było normalne? Przyprowadziła swojego kochanka do naszego domu. Przyszliście nawet na pogrzeb. - wysyczałam w jego stronę i zacisnęłam palce na pięść.
-Nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale to nie jest moja wina. - powiedział jakby próbował się wytłumaczyć. Kelner przyniósł nasze zamówienie i zostawił nas samych.
-To nie ma znaczenia. Nigdy nie będziemy razem. Nie jesteś w moim typie. - oznajmiłam i zobaczyłam błysk złości w jego oczach.
-Widziałem w jakich gościach gustujesz. Pociągają Cię wytatuowane typy spod ciemnej gwiazdy. - zaśmiał się, a ja zamarłam na chwilę. Uniósł brew i znów uśmiechał się cwaniacko.
-Nie wiem o czym mówisz. - odpowiedziałam cicho.
-Brandon Collins lat 23 urodzony w Londynie. Uczycie się w tym samym uniwersytecie. Tatuaże i niebezpieczne towarzystwo. - wyrecytował, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Skąd......- zaczęłam, ale szybko mi przerwał.
-Monica śledzi twoje życie od jakiegoś czasu. Chyba nie sądziłaś, że zostawi Cię w spokoju? - zapytał zadowolony z mojej reakcji. Straciłam apetyt i odłożyłam sztućce. Najchętniej wyszłabym stąd, ale nie mogłam.
- Mogłam się tego spodziewać. - powiedziałam lekceważąco, aby nie zauważył mojego strachu.
-Powinienem zrobić sobie tatuaż i kupić motor, abyś zgodziła się na ślub? - usłyszałam w jego głosie kpinę i nie spodobało mi się to.
- Nawet to by Ci nie pomogło. Jesteś przeciwieństwem tego czego potrzebuję od mężczyzny. - oznajmiłam i uśmiechnęłam się widząc jak nerwowo poprawił się na krześle.
-A Ty jesteś zbyt pyskata jak dla mnie. Wolę dziewczyny łatwiejsze w obsłudze. - odpowiedział, na co zaczęłaś się śmiać zbyt głośno.
-Blond puste panienki z dużym biustem? - zaśmiałam się i poczułam znowu swoją pewność siebie. Oparłam brodę na rękach i patrzyłam mu prosto w oczy. -Liam chcesz powiedzieć, że boisz się inteligentnych kobiet?
-Oczywiście, że nie. - zaprzeczył szybko, ale wiedziała że to kłamstwo. - Przecież jestem tutaj z Tobą.
-Powinnam chyba uznać to za komplement. Skończyliśmy kolację, więc przejdźmy do kolejnej części programu. - wstałam i ruszyłam do wyjścia nie czekając na niego.
Nie miałam zamiaru stwarzać żadnych pozorów, że coś nas łączy. Nie wiedziałam czym tutaj przyjechał i jak mamy się dostać do klubu. Wyjęłam telefon, aby zadzwonić po taksówkę. Jedna ktoś mi ją wyrwał, gdy się odwróciłam zobaczyłam za sobą Liama.
-Pojedziemy razem moim samochodem. - oznajmił stanowczo.
-Może mam inne zdanie na ten temat?- zapytałam unosząc brew.
Chwycił mnie za rękę i poprowadził na parking. Próbowałam się wyrwać, ale tylko wzmocnił uścisk. Szedł szybko, a ja musiałam przy nim prawie biec. Nie było to łatwe w tych szpilkach. Gdy znaleźliśmy się przy jego samochodzie nareszcie mnie puścił. Odsunęłam się mrużąc oczy i położyłam ręce na biodrach.
-Wsiadaj. - powiedział otwierając drzwi od strony pasażera.
-Co jeśli tego nie zrobię? - odpowiedziałam czując jak adrenalina krąży po moim ciele. Uśmiechnął się i zrobił krok w moją stronę, a ja oparłam się plecami o samochód. Położył ręce po obu stronach mojej głowy i spojrzał na mnie.
-Naprawdę chcesz to wiedzieć Amanda? - usłyszałam jego szept i poczułam jak dotknął mojego policzka. Wystraszyłam się tego co widziałam w jego oczach. Po chwili przypomniał mi się Brandon. Jego spojrzenie mnie paraliżowało, ale Liam nie jest w stanie mi nic zrobić. Odepchnęłam go do siebie, przez co zachwiał się zaskoczony.
-Zrób to jeszcze raz, a stracisz swoje obrzydliwe palce. - wysyczałam w jego stronę.
-Wsiądź do samochodu i mnie nie prowokuj. Podobno słyniesz z dotrzymywania obietnic, więc udowodnij to. - powiedział i pokazał abym zrobiła to co każe. Czułam jak drżą mi ręce i oddech mi przyśpieszył, ale nie chciałam okazać przy nim strachu.
- Gdy ta pseudo randka się skończy, mam nadzieję że znikniesz z mojego życia. - oznajmiłam i zajęłam miejsce w samochodzie.
Milczałam całą drogę do klubu, mimo że próbował mnie zagadywać. Zgodziłam się z nim spotkać, ale to nie znaczy że mam być miła. Najchętniej powiedziałabym mu co o nim myślę, ale dowie się o tym moja matka. Dopóki nie przejęłam spadku nie mogę ryzykować. Podjechaliśmy pod jeden z najbardziej znanych klubów w Manchesterze- Pals Night. Kiedyś przychodziłam tutaj ze znajomymi.
-Chodźmy. -powiedział, gdy wysiedliśmy i podał mi rękę. Zignorowałam go i poszłam do środka. - Co za uparta dziewczyna.
-Nie jesteś za stary na takie miejsce? - odezwałam się, gdy usiadłam wygodnie na kanapie. Wszędzie było mnóstwo ludzi, a w uszach grała mi głośna muzyka.
-Mam dopiero 27 lat i lubię korzystać z życia. - odpowiedział pokazując ręką ludzi tańczących na parkiecie.
-Nie krępuj się i idź się zabawić.- zaproponowałam i liczyłam, że mnie posłucha. Mogłabym wtedy wrócić do mieszkania Davida.
-Przecież już mówiłem Ci jak skończy się ta noc. - powiedział po chwili. -Chcesz drinka?
-Nie. Dzięki. - wzruszył ramionami i odszedł w stronę baru. Gdy tylko wiedziałam, że mnie nie usłyszy wyjęłam telefon. Wybrałam numer przyjaciela i czekałam aż odbierze.
-Amanda co się stało? Skrzywdził Cię? Co się dzieje?- odezwał się David spanikowanym głosem.
-Nic mi nie jest. Przyjechaliśmy właśnie do klubu. Spędzę tu z dwie godzinki i się zmyje. Czuję, że bardzo rozboli mnie głowa. - powiedziałam, na co zaczął się śmiać.
-Poślij do diabła tego sztywniaka. Jakby coś się działo to dzwoń.
-Jasne. Kończę, bo już wraca. - pożegnałam się i schowałam telefon. Podał mi szklankę z wodą, a sam usiadł obok mnie. Odsunęłam się, na co tylko się uśmiechnął.
-Widzę, że twój chłoptaś Cię pilnuje. Powiedziałaś mu, że jesteś ze mną?- zadrwił, a ja przewróciłam oczami.
-Gdyby się o tym dowiedział, to nie przeżyłbyś do jutra. - zażartowałam, choć podejrzewałam że Brandon nie zareagowałby dobrze na tą wiadomość.
-Jest aż tak groźny?- zapytał i widziałam, że nie brał moich słów na poważnie.
-Prawie zabił swojego przyjaciela za to, że mnie obraził. - tak naprawdę nie wiedziałam jak by się skończyła tamta sytuacja, ale mogłam to teraz wykorzystać na swoją korzyść. - W Londynie nazywają go Bestią. Tego moja matka Ci nie powiedziała prawda?
-Kolejny kretyn, który używa siły zamiast inteligencji. - odpowiedział, a ja nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz. Zbierał sobie na to cały wieczór i teraz miarka się przebrała. Dotknął policzka i jego oczy zabłysły złością.
-Jeśli myślisz, że przez to szybciej wrócisz do domu to się grubo mylisz mała. - wycedził i złapał mnie za rękę. Podciągnął mnie do góry i zaczął schodzić na dół.
-Nie nazywaj mnie tak!- krzyknęłam, bo tylko Brandon miał do tego prawo.
-Zamknij się! Koniec zabawy w kotka i myszkę. - usłyszałam i przeraziłam się jego słów.
Następnie poczułam jak przycisnął mnie do ściany. Pocałował mnie i próbował wepchnął mi język do ust. Zacisnęłam je i szarpałam się aby się wyrwać. Nikt nie zwracał na nas uwagi, bo staliśmy za wielką kolumną w półmroku. Napierał na mnie coraz bardziej, a ja czułam że zaraz wpadnę w panikę.
- Teraz zrobię użytek z tego ciętego języka. - wyszeptał, a ja wróciłam do rzeczywistości.
Nadepnęłam mu obcasem na nogę, a później kopnęłam w krocze. Zgiął się i jęknął z bólu upadając na kolana. Musiałam wyjść stąd jak najszybciej i znaleźć się w mieszkaniu Davida, więc pobiegłam na górę po torebkę. Słyszałam za plecami jak przeklinał, ale ja nie miałam zamiaru nawet na niego patrzeć. Chwyciłam torebkę i zbiegłam na dół do wyjścia. Złapałam taksówkę, która stała kilka metrów dalej i szybko podałam adres. Oparłam głowę o zagłówek i z zamkniętymi oczami próbowałam opanować oddech. Serce dudniło mi w piersi, a adrenalina zabiera powietrze.
-Zapłacisz mi za to Liam. Przysięgam. - wyszeptałam sama do siebie.
I jak Wam się podoba? Spodziewaliście się tego? Co sądzicie o Liamie? Czy to koniec kłopotów Amandy z nim? Co zrobi teraz Amanda i czy zdąży powstrzymać Brandona?
Miłego czytania i dziękuje za komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro