To jakiś żart
Amanda
Wróciłam z zakupów, które nie zajęły mi dużo czasu. Sukienka miała być prosta i nie rzucająca się w oczy. Nie chciałam przykuwać uwagi ekspedientki, aby nic nie zakłóciło naszego planu. Wybrałam sukienkę przed kolano w kolorze kremowym. Gdyby to był prawdziwy ślub, wszystko zajęło by o wiele więcej czasu. Jednak to tylko formalność i prawie nikt o tym nie wiem. Musieliśmy znaleźć świadków, którym możemy zaufać. David zaproponował swojego kolegę i jego dziewczynę, a ja po namyślę się zgodziłam. Ufałam mu, więc ten problem mieliśmy z głowy.
Wchodząc do firmy usłyszałam swój telefon. Pracownicy mijali mnie witając się z uśmiechem. Cieszyłam się, że w biurze panuję tak miła atmosfera.
-Cześć Liam. - przywitałam się, widząc kto dzwoni.
-Witaj kochanie. Dziś masz wieczór panieński? Jakieś plany?- zapytał, a ja zacisnęłam zęby, aby nie powiedzieć mu do słuchu. Miałam dość tych jego czułych słówek, ale musiałam udawać do jutrzejszego dnia.
-Nic konkretnego. Spotkam się z Davidem. - oznajmiłam spokojnie i weszłam do windy. Patrząc teraz na siebie w lustrze, nie poznawałam Amandy z Londynu. Sukienka i żakiet od znanego projektanta, były jak maska którą zakładam.
- Po naszym ślubie skończą się te wasze spotkania. Ten twój przyjaciel wcale mi się nie podoba. - usłyszałam Liama i oderwałam się od swoich myśli.
-Naprawdę? Myślę, że żywicie do siebie podobne uczucia. - winda zatrzymała się na właściwym piętrze, a ja nie miałam ochoty na ciągnięcie tej rozmowy.
-Mówię poważnie Amanda. - jego ton zabrzmiał ostrzej. Wiedziałam, że Liam zatrułby mi życie, gdyby zgodziła na jego propozycję. Każda kolejna rozmowa z nim, potwierdza to coraz bardziej.
-Muszę kończyć. Mam zabranie w firmie. Odezwę się,.- rozłączyłam się i odetchnęłam głęboko. Ta cała gra zaczyna mnie wykańczać.
-Dzień dobry pani Amando. - przywitała mnie Jane, która od jutra oficjalnie będzie moją asystentką.
-Witaj. Jest coś pilnego? Zrób mi kawę i przyjdź do gabinetu. - oznajmiłam idąc w tamtym kierunku. Gdy tylko znalazłam się w pokoju, usiadłam za biurkiem i przejrzałam korespondencję. Przez moją matkę ciągle ktoś dzwonił i prosił o wywiad dla gazety. Poinformowała ich o ślubie, a ja chciałabym widzieć jej minę, gdy będzie musiała wszystko odwołać.
-Muszę pani coś powiedzieć. Dwóch mężczyzn pani szukało, ale nie byli umówieni. - usłyszałam Jane, która weszła do środka.
-Przedstawili się?- zapytałam, zastanawiając się kto mógł mnie szukać.
-Nie podali nazwisk, ale pan David się nimi zajął.- odpowiedziała, a ja zerkając na nią zauważyłam jak zaciska w rękach notatnik.
-Jane, dobrze się czujesz?- jej zachowanie wydało mi się dziwne, jakby bała się czegoś.
-Tak. Nic mi nie jest. Trochę się zdenerwowałam jak nie chcieli wyjść. - odezwała się po chwili, ale miałam wrażenie, że nie mówi wszystkiego.
-Możesz wrócić do pracy. - stwierdziłam, na co szybko opuściła gabinet. Zadzwoniłam do Davida, aby dowiedzieć się, o co chodzi.
-Amanda? Już wróciłaś?- zapytał, odbierając połączenie.
-Tak, jestem w firmie. Możesz do mnie przyjść? Chyba, że wolisz abym ja to zrobiła? - zaproponowałam i wstałam, ale zatrzymał mnie jego głos.
-Nie, nie! Ja przyjdę. Ty nie wychodź z gabinetu dobrze?!- krzyknął wyraźnie zdenerwowany.
Miałam coś powiedzieć, ale rozłączył się. Usiadłam ponownie i nie wiedziałam co tu się dzieje. Odwróciłam się w stronę okna i upiłam łyk kawy. Widok przede mną, pokazywał mi życie jakie mnie czeka. Praca, która pochłonie prawie cały mój wolny czas.
-Jak zakupy? - usłyszałam za plecami Davida, który stał w drzwiach. Zerkał na korytarz, a po chwili wszedł do środka.
-Dobrze. Kto mnie szukał? - zapytałam, chcąc się jak najszybciej dowiedzieć.
-Szukał? Skąd wiesz? Jane.. To...- potarł ręką kark i rozglądał się nerwowo. - To byli dziennikarze. - powiedział, a ja westchnęłam słysząc to.
-Znowu? Nie wystarczą telefony, więc teraz bezczelnie przychodzą do biura. Trzeba zakazać ochronie ich wpuszczać. - oznajmiłam stanowczo, tracąc cierpliwość.
-Masz rację. Załatwię to. Od razu się tym zajmę. - wstał szybko, kierując się do drzwi.
-David jak pojedziemy do urzędu? Muszę się przebrać, więc wyjdę wcześniej. Zabierzesz mnie z domu? - zapytałam, chcąc mieć wszystko uzgodnione. Zatrzymała się z ręką na klamce i zerknął na mnie.
-Spotkamy się na miejscu. Mam kilka spraw do załatwienia. Kierowca Cię przywiezie. -zaproponował, a ja tylko kiwnęłam głową. Uśmiechnął się i wyszedł z gabinetu.
Miałam wrażenie, że był zdenerwowany. Być może ślubem, tylko nie chce tego przyznać. Jesteśmy przyjaciółki, ale teraz gdy pojawił się Thomas, spoczywa na nas większa odpowiedzialność. Jutro rano pojedziemy do sądu, a popołudniu będziemy mogli zabrać Thomasa do nas. Wcześniej przeklinałam, że urodziłam się w bogatej i znanej rodzinie. Teraz jednak dzięki temu, wszystko załatwiliśmy błyskawicznie. Ośrodek nie wiem, że Thomas ma brata, a ja nie wyprowadzałam ich z błędu. Miałam wyrzuty sumienia, ale postanowiłam najpierw załatwić ślub. Później spokojnie pojechać i powiedzieć Brandonowi o wszystkim.
Ślub miał się odbyć o 17.00, więc dwie godziny wcześniej wyszłam z firmy i pojechałam do mieszkania Davida. Wszystkie dokumenty były już złożone, więc wszystko pójdzie sprawnie. Po kąpieli nałożyłam makijaż oraz sukienkę. Włosy upięłam wysoko i byłam gotowa do wyjścia. Pod urząd podjechałam pół godziny przed czasem, ale wiedziałam, że David już tam jest.
-Jest moja panna młoda. - przywitał się ze mną, gdy tylko weszłam do środka. Miał na sobie czarny garnitur z białą koszulą. Poprawiłam mu krawat, próbując ukryć zdenerwowanie.
-Wszystko gotowe? Mam nadzieję, że nie zaskoczy nas żaden dziennikarz? - rozejrzałam się czy nie ma czegoś podejrzanego. Nikogo nie zauważyłam, więc trochę mnie to uspokoiło. Mimo wszystko musiałam sobie powtarzać, dlaczego to robię. Mój ślub miał wyglądać inaczej, a to przypomina podpisywanie umowy.
-Nie martw się. Wszyscy już na nas czekają. - stwierdził łapiąc mnie za rękę i prowadząc wzdłuż korytarza.
-Wszyscy? Co masz na myśli?- zapytałam w momencie, gdy otworzył nam drzwi.
-Pan młody i świadkowie. - zaśmiał się pokazując, abym spojrzała do przodu.
To co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie. Czułam jakbym miałam nogi jak z waty i zachwiałam się. David przytrzymał mnie mocniej, a ja nie odrywałam wzroku od postaci przede mną.
-To jakiś żart? Co on tu robi?!-krzyknęłam, wyrywając się z uścisku.
-Widzę, że ucieszyłaś się na mój widok. Mamy sobie sporo do wyjaśnienia. - usłyszałam głos, który uwielbiam. Brandon ubrany w białą koszulę i czarne spodnie prezentował się niecodziennie. Nigdy nie widziałam go tak ubranego.
-Amanda spokojnie. Wszystko Ci wytłumaczę. - David próbował mnie uspokoić, ale nie pozwoliłam mu podejść. Teraz zauważyłam, że w pomieszczeniu znajduję się też Lucas.
-Może ja to zrobię?- odezwał się Brandon z tym swoim zarozumiałym uśmiechem.
-Nie odzywaj się. Nie wiem skąd się tu wziąłeś i o co tu chodzi, ale mój drogi przyjaciel na pewno ma wyjaśnienie. - wycedziłam, piorunując wzrokiem Davida.
-Ja...- zaczął, zerkając w kierunku Brandona.
-Tak Ty! Słucham co masz mi do powiedzenia!- czułam teraz taką złość, że wbiłam sobie palce w skórę, aby mu nie przyłożyć.
-Chciałem tylko...- jąkał się nadal, a ja traciłam do niego cierpliwość.
-Co takiego? Jeśli mi powiesz, że chciałeś dla mnie jak najlepiej to przysięgam, że mnie popamiętasz.- ostrzegłam, na co cofnął się o krok. Czułam jak cała się trzęsę i nie wiedziałam jak sobie poradzić z tą sytuacją. Wszystko miało pójść szybko, a teraz nie wiedziałam co będzie.
-Uspokój się mała i pozwól coś powiedzieć. - nagle pojawił się obok mnie Brandon.
-Tak jak Ty to zrobiłeś?! Wysłuchałeś mnie spokojnie i zrozumiałeś prawda? - zakpiłam z jego bezczelności. Widziałam jak zmrużył oczy i przyglądaliśmy się sobie chwilę.
-Ostrzegałem Cię, że nie znam się na związkach. Mówiłem, że mogę to spieprzyć. - usłyszałam i nie wierzyłam własnym uszom. Jego tłumaczenie było tak żałosne, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Postanowiłam jednak zakończyć to przedstawienie.
-Lucas zabierz stąd swojego kumpla i dopilnuj, aby więcej nie pokazywał mi się na oczy. - zwróciłam się do Lucasa, który do tej pory się nie odezwał.
-Amanda porozmawiajmy. - David chwycił moją dłoń i odciągnął mnie kilka metrów od nich.
-Jestem bardzo ciekawa tego co chcesz mi powiedzieć, przyjacielu. - zaznaczyłam ostatnie słowo, aby miał świadomość jak wielki błąd popełnił.
-Zjawił się dziś rano w firmie i chciał z tobą rozmawiać. Robił scenę na całe biuro, więc zabrałem ich do swojego pokoju. Był przekonany, że dziś odbędzie się twój ślub z Liamem.- zmarszczyłam brwi i zerknęłam do tyłu na Brandona. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
-To nie Ty po niego zadzwoniłeś? - zapytałam, bo tylko taka myśl przychodziła mi do głowy.
-Oczywiście, że nie. Mówiłem, że zaakceptuje każdą twoją decyzję. Nie wiem w jakim celu przyjechał, ale wczorajsza rozmowa chyba nim potrząsnęła. - zaśmiał się, dając mi do zrozumienia, że sama zawiniłam w tej sprawie.
-To nie tłumaczy co on robi w urzędzie. - oznajmiłam przywołując go do porządku. Nie pozwolę mu się tak łatwo z tego wywinąć.
-Rozmawialiśmy i tak niechcący powiedziałem, że wychodzisz za mnie. - odparł, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. Jak on mógł się do tego przyznać? Nie zdawał siebie sprawy z konsekwencji?
-Coś Ty zrobił? Wiesz ile zależy do naszego ślubu? Firma, zemsta na Liamie i przede wszystkim Thomas. Pomyślałeś o nim? - wyszeptałam cicho, chociaż miałam ochotę wrzasnąć na niego. Brandon z Lucasem stali nadal kilka metrów od nas i przyglądali się naszej rozmowie.
-Przepraszam. Znalazłem rozwiązanie idealne dla wszystkich. - powiedział uśmiechając się szeroko. Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc o czym mówi.
-Jakie? - czułam, że cały trud jaki włożyłam pójdzie na marne.
-Wyjdziesz za Brandona, to przecież jego brat. Poza tym kochacie się. - usłyszałam i zamarłam. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie czegoś takiego.
-Żartujesz sobie ze mnie?! Prędzej wyjdę za pierwszego, lepszego faceta z ulicy!-krzyknęła i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Stój! Posłuchaj!- zatrzymał mnie kilka kroków dalej - Podpisał wszystkie dokumenty. Nie będzie miał do niczego prawa, a za 3 miesiące weźmiecie rozwód. Takie oświadczenie też podpisał. - zaczął szybko tłumaczyć, a ja analizowałam jego słowa.
-Nie rozumiem. Dlaczego to robi?- zapytałam, próbując zrozumieć powody takiego zachowania.
-Wiem, że ten ślub jest Ci potrzebny. Ja natomiast chcę mieć szansę, aby Cię odzyskać.- usłyszałam Brandona za plecami i odwróciłam się powoli w tamtym kierunku.
W głowie miałam gonitwę myśli, ale najważniejsze teraz było wzięcie ślubu. Wszystkie sprawy były związane z nim, a ja musiałam szybko podjąć decyzję. Miałam okazje, aby przez te 3 miesiące bracia zbliżyli się do siebie. Będą spędzać ze sobą duża czasu, a ja w tym czasie zajmę się firmą. Pozbędę się Liama i mojej matki ze swojego życia. Tylko czy będę potrafiła udawać szczęśliwe małżeństwo z Brandonem i nie cierpieć przez to? Czy mam wystarczająco siły? Przypomniałam sobie uśmiechniętego Thomasa oraz obietnicę daną tacie.
-Zgadzam się. - powiedziałam szybko, aby nie zmienić zdania. Przeszłam obok Brandona i udałam się do miejsca, w których za chwilę złożę przysięgę.
Jak Wam się podoba zamiana panów młodych? Spodziewaliście się tego? Co sądzicie o reakcji Amandy? Jak będę wyglądały teraz ich relację? Czy David postąpił słusznie pomagając Brandonowi?
Miłego czytania. Dziękuje za komentarze i głosy. Pisałam w nocy, więc jak są błędy to zgłaszajcie. Pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro