Telefon
Amanda
Wczorajsza impreza przeciągnęła się do 3.00 nad ranem i obudziłam się z bólem głowy. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał południe. Dobrze, że dziś nie mamy zajęć i możemy dłużej pospać. Usiadłam i zerknęłam na śpiącego obok Brandona. Przesunęłam delikatnie palcami po jego policzku i włosach. Mruknął coś przez sen i przytulił mnie mocno do siebie. Zaskoczona wylądowałam na nim i zaczęłam się śmiać.
-Powinienem się z Tobą ożenić i budzić się tak co rano.- odezwał się zaspanym głosem, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
-Chyba na to za wcześnie. - odpowiedziałam sztywno i chciałam uwolnić się z jego uścisku, ale tylko go wzmocnił.
-Wystraszyłaś się? - zaśmiał się z mojej reakcji i przytrzymał mi podbródek, abym na niego spojrzała. - To nie były jeszcze prawdziwe oświadczyny mała.
-I całe szczęście, bo inaczej uznałabym, że postradałeś zmysły. - powiedziałam nerwowo i wyrwałam się mu.
Czułam że cała się trzęsę i bałam się, że coś zauważy. Musiałam iść pod prysznic i się uspokoić . Wzięłam ubranie i szybko poszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie koszulkę Brandona i odkręciłam wodę. Gdy tylko poczułam strumień wody na sobie odetchnęłam głęboko. On nawet nie zdaję sobie sprawy, co dla mnie oznaczałoby teraz małżeństwo. Sama nie wiem jak, ale Brandon w ciągu tych kilku tygodni stał się dla mnie kimś ważnym. Nie mam zbyt wiele bliskich mi osób, a jemu udało się zawładnąć moim sercem. Czułam się przy nim bezpiecznie, ale jednoczenie byłam przerażona. Jeśli mnie zostawi to nie wiem czy sobie z tym poradzę. Kiedyś złamano mi już serce i upokorzono, przez co stałam się nieufna. Teraz zaryzykowałam i mam nadzieję, że tego nie pożałuje.
-Gdzie znowu odpłynęłaś?- usłyszałam Brandona za plecami i podskoczyłam wystraszona. Oparłam ręce o kafelki i oddychałam szybko.- Amanda dobrze się czujesz?
-Nic mi nie jest. Zamyśliła się. - wyszeptałam z zamkniętymi oczami, a po chwili odwróciłam się do niego.
Przyglądał się mojej twarzy i wyglądał na zmartwionego. Chciałam go uspokoić, więc zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam do pocałunku. W jego ramiona przestawałam czuć strach i czułam, że właśnie tu powinnam być. Po wspólnym prysznicu ubrałam się i zeszłam na dół zrobić śniadanie. Brandon pojawił się chwilę później i zaczął mi pomagać.
-Powiesz mi co się stało rano?- zapytał poważnym głosem i wiedziałam, że jednak mi nie odpuści.
-Mały napad paniki. Nie masz się czym martwić. - próbowałam zbagatelizować sprawę, aby nie droczył tego tematu. Objął mnie z tyłu i przyciągnął do swojej klatki.
-Tylko żartowałem, ale nie spodziewałem się takiej reakcji. - wyszeptał i usłyszałam w jego głosie niepewność. Musiałam jakoś rozładować napięcie między nami, więc odwróciłam się i uśmiechnęłam do niego.
-Oczywiście inna na moim miejscu skakałaby ze szczęścia prawda? Pewnie byłbyś z nią teraz w drodze do urzędu, a następnie precyzyjnie planował noc poślubną. - zaśmiałam się i zobaczyłam mały uśmiech na jego twarzy.
-To byłaby najlepsza część mała. - odezwał się po chwili. Faceci pomyślałam, wystarczy wzmianka o seksie i zapominają o wszystkim.
- Czyżby? Płatki róż, świece i cały ten romantyzm? - zapytałam i odetchnęłam, bo poczułam jak się rozluźnia.
-Jestem pewny, że nie miałaby czasu na rozglądanie się po pokoju. Wystarczyłoby łóżko, o ile zdążylibyśmy do niego dojść. - oznajmił i puścił do mnie oczko. Podniósł mnie do góry i posadził na blat, a ja oplotłam go nogami w pasie. Poczułam jego dłonie na moich udach i jak przesuwał mi sukienkę do góry.Zniżył się do pocałunku, gdy usłyszeliśmy głośne kaszlnięcie.
-Wiecie że ten blat służy do szykowania jedzenia, a nie do pieprzenia? - usłyszałam Lucasa, który wszedł do kuchni. Zeskoczyłam i poprawiłam ubranie.
-Cześć. Śniadanie zaraz będzie gotowe. - odpowiedziałam i czułam jak palą mnie policzki.
-Jesteś słodka, gdy się rumienisz.- Brandon wyszeptał mi do ucha, a ja szturchnęłam go łokciem. Podszedł do ekspresu, aby zrobić nam wszystkim kawę.
-Zrób cztery. - odezwał się Lucas, a my spojrzeliśmy oboje na niego. - No co? Julia jest na górze.
-Julia?- powtórzyłam zaskoczona, bo nie spodziewałam się tego. Owszem widać, że się lubią ale ona zawsze wracała do siebie.
-Ale masz minę! -zaczęli się śmiać z mojej reakcji. - Dobra zajrzę do niej i zaraz przyjdziemy.
-Ja pójdę!- krzyknęłam szybko, bo chciałam się dowiedzieć od niej co jest między nimi. Wzruszył ramionami i ponownie usiadł. Postawiłam talerze na stole i ruszyłam na górę. Gdy byłam w połowie schodów usłyszałam Brandona.
-Amanda twój telefon dzwoni!
-Odbierz to pewnie Nicole chcę się dowiedzieć gdzie jest Julia. - krzyknęłam i pobiegłam do pokoju Lucasa.
Zapukałam i weszłam po chwili do środka, gdzie zastałam malującą się przyjaciółkę. Odwróciła się w moją stronę i uśmiechała szeroko. Nie musiałam nawet o nic pytać, a wiedziałam że jest szczęśliwa.
- Czyli nie będę już jedyna dziewczyną w tym domu?- zapytałam rozbawiona.
-Na to wygląda. Koniec twoich przywilejów panno Thomson. - odpowiedziała i przytuliła mnie.
-Chodź na śniadanie, bo panowie się niecierpliwią. - wyszłyśmy z pokoju i śmiejąc się zeszłyśmy na dół.
-Jestem jej chłopakiem , więc może mi pani powiedzieć o co chodzi. - usłyszałam głos Brandona, gdy weszłam do kuchni i zamarłam. Stał i rozmawiał przez moją komórkę. Odwrócił się w moją stronę i zmarszczył brwi uważnie słuchając osoby z którą rozmawiał. -Już jest. To twoja mama. - powiedział i podał mi telefon. Spojrzałam na niego jakby chciał dać mi coś wstrętnego. W głowie miałam tysiące myśli i nie mogłam opanować drżenia rąk. Nie mogłam jednak pokazać im, jak to na mnie wpłynęło.
-Zaraz wrócę. - wyszeptałam cicho i wzięłam od niego telefon. Podeszłam na drzwi wychodzących na ogród i przesunęłam je. Wyszłam na zewnątrz i przeszłam parę kroków, aby mieć pewność, że mnie nie słyszą.
-Halo.- odezwałam się pierwsza.
-Witaj moja droga córeczko. -usłyszałam głos osoby, z którą nie chciałam mieć nic wspólnego.
-Czego chcesz?- zapytałam, ale tak naprawdę miałam ochotę się rozłączyć.
-Usłyszeć twój głos. Odkąd wyjechałaś nie odbierasz moich telefonów, ale dziś mi się poszczęściło i to podwójnie. - powiedziała, a ja nie wiedziałam o czym ona mówi.
-Przestań do mnie wydzwaniać i daj mi spokój!- powiedziałam i czułam, że tracę nad sobą panowanie.
-Nie tym tonem moja panno. Jestem twoją matką. - oznajmiła,a ja zacisnęłam mocniej rękę na telefonie.
-Matka powinna kochać swoje dziecko, a Ty tego nie potrafisz. - wyszeptałam cicho.
-Nie chce rozmawiać o głupotach, nie jesteś już małą dziewczynką. - usłyszałam jej stanowczy głos, który bardzo dobrze znam.
-Więc po co dzwonisz?- zapytałam, aby mieć to już z głowy.
-Liam się niecierpliwi i chcę żebyś przestała udawać obrażoną księżniczkę. Wyznacz datę i zacznę przygotowania do ślubu. - powiedziała, a ja aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Nie obchodzi mnie co czuje ten kretyn i nie mam zamiaru wracać!- krzyknęłam głośno, aby to w końcu do niej dotarło.
-Nie rób problemów Amanda, już wystarczająco długo odpoczęłaś w Londynie. Wystarczy, że wrócisz i pojedziesz do urzędu. - ciągnęła dalej jakby moje słowa do niej nie docierały. Chociaż czemu ja się dziwię skoro zawsze się tak zachowuję.
-Prędzej umrę niż się na to zgodzę! - Krzyknęłam do słuchawki.
-Tracisz panowanie? Podobno umiesz się kontrolować i nie jesteś taka jak ja? -zaśmiała się, a ja poczułam do niej jeszcze większą nienawiść.
-Nie mam z tobą nic wspólnego. Nigdy nie będę tobą.- oznajmiłam twardo coś, co zawsze jej powtarzam.
-Oczywiście, chcesz być taka jak twój ojciec.- powiedziała szydząc ze mnie.
-Nie masz prawa o nim mówić! Przez Ciebie nie żyję! - znowu nie mogłam opanować głosu, gdy napływały do mnie wspomnienia. Cały mój spokój został zburzony przez jeden telefon tej kobiety.
-Dobrze wiemy kto jest odpowiedzialny za jego śmierć i nie jestem to ja. Gdybyś nie powiedziała mu o moim romansie....- zaczęła, ale jej przerwałam.
-Zamknij się! Dlaczego mnie tak nienawidzisz?! Co ja Ci takiego zrobiłam?!- krzyczałam i nie miałam już ochoty się powstrzymywać. Puściły moje bariery i musiałam się oprzeć o drzewo , żeby nie upaść.
-Zabrałaś firmę i cały majątek. To powinno należeć do mnie, a nie do takiej smarkuli jak Ty. Wyjdziesz za Liama i wszystko wróci w moje ręce rozumiesz?- wysyczała do słuchawki.
- Nie dopuszczę do tego. Nie zniszczysz tego na co tata pracował całe życie. - zapewniłam ją i miałam już się rozłączyć, ale usłyszałam imię Brandona.
-Chodzi o Brandona? Tak ma na imię prawda? Twój chłopak.- oznajmiła kpiąco, a mnie przeszedł dreszcz.
-To nie jest mój chłopak!- krzyknęłam i czułam, że kłamstwo pali mnie od środka, ale nie miałam wyjścia. Musiałam chronić siebie i jego.
-Powiedział mi coś innego. Znowu bawisz się miłość? Jak myślisz ile tym razem będzie mnie to kosztowało? Poprzedniemu wystarczyło 20tys. - poczułam jak łzy lecą mi po policzku, a w gardle mi zaschło . Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu, bo wróciły wszystkie wspomnienia. Twarz Jamesa, gdy ośmieszył mnie przed znajomymi i zadowoloną matkę oznajmiającą mi, że sprzedał uczucie do mnie bez zastanowienia.
-To tylko kolega, więc daj mu spokój. - powiedziałam i ledwo mogłam utrzymać telefon przez drżenie rąk.
-Niedługo się przekonam. Jedynym mężczyzną za jakiego wyjdziesz jest Liam, zapamiętaj to sobie moja droga.
-Nigdy za niego nie wyjdę!- oznajmiłam, ale usłyszałam tylko dźwięk rozłączonego połączenia. Oparłam czoło o drzewo i wzięłam kilka głębokich oddechów. Musiałam dojść do siebie zanim wrócę do kuchni. Po chwili odwróciłam się i zobaczyłam Brandona kilka kroków ode mnie. Wyraz jego twarzy nie wróżył nic dobrego.
-Długo tu jesteś?- zapytałam, choć domyślałam się odpowiedzi po jego zaciśniętych pięściach.
-Wystarczająco, żeby wiedzieć kim dla Ciebie jestem. Tylko kolegą?! Dobrze, że dowiedziałem się tego w porę. - odwrócił się i szybkim krokiem wszedł do środka. Powinnam na nim pobiec i mu to wyjaśnić, ale w tej chwili nie miałam na to siły.
Jak Wam się podoba rozdział? Dziś wiemy już trochę więcej o Amandzie i jej rodzinie. Co sądzicie o jej matce i jej zachowaniu? Co dalej z naszą parą? Jak myślicie kim jest Liam?
Miłego czytania i pozdrawiam serdecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro