Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szpital

Amanda

Brandon przebywa w szpitalu od tygodnia , ale jeszcze do tej pory się nie obudził. Nie wychodzę prawie ze szpitala , jedynie aby się odświeżyć. Staram się trzymać , ale gdy widzę go w takim stanie to staje się dla mnie coraz trudniejsze. Nasi przyjaciele oczywiście nas wspierają i pomagają jak tylko mogą .Jednak wszyscy niewiele możemy zrobić poza czekaniem.  David jest w Manchesterze ,aby firma jak najmniej ucierpiała na mojej nieobecności. Musiałam się nim długo wykłócać , żeby wogole go zmusić do wyjazdu. Jednak miał tez inne zadanie do wykonania. Pokazałam mu wiadomość od Liama , gdzie odrazu po powrocie udał się z adwokatem aby zgłosić to policji. Oczywiście usłyszał, że to za mało aby aresztował Liama.  Przypomniałam sobie natychmiast swoją reakcje.

- Jakiego oni potrzebują dowodu?! - krzyknęłam do telefon jak tylko to usłyszałam. Cała się trzęsłam w środku stojąc przy łożku Brandona, który niedawno został przewieziony na intensywną terapię. Ledwo wyprosiłam pielęgniarki ,aby pozwoliły mi go zobaczyć.

-Konkretnych dowodów Amanda . Ty i ja wiemy kto za tym stoi ,ale policja musi mieć dowody. Oni nie aresztują go tylko dlatego , że napisał wiadomość. Musimy znaleźć  tych bandziorów - usłyszałam, ale nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Chociaż myśląc jasno miał rację.

-Dobrze, więc zrób wszystko co trzeba żeby nie uszło mi to na sucho. On musi za to odpowiedzieć - następna cześć rozmowy przebiegła na ustaleniu spraw firmy.

Czekałam niecierpliwie od tamtego czasu  na dobre wieści od Davida. Grupa detektywów szukała tych osób ,ale jakby zapadli się pod ziemię. Nie miałam zamiaru czekać , aż policja ich znajdzie ,więc wzięliśmy sprawy w swoje ręce.  Właśnie odbyłam długą rozmowę z lekarzem prowadzącym Brandona. Mówił wprost ,że nie daję dużych szans na powrót do zdrowia.Co prawda nie ma już dużego zagrożenia życia, ale prawdopodobnie nie wróci do pełni sił lub wogóle się nie obudzi. Sama poprosiłam , żeby był ze mną całkowicie szczery. Jak pomyślę, że mam juz nie usłyszeć jego głosu i nie poczuć jego dotyku to chcę mi się płakać.  Właśnie miałam wchodzić na salę Brandona , gdy zaczepiła mnie jedna z pielęgniarek.

-Pani Amando proszę się nie załamywać. Lekarz nie widzi wszystkiego.  Wierzę ,że pani mąż wyzdrowieje - spojrzałam na nią pełna nadziei, bo teraz łapałam się jej jak deski ratunku.

-Skąd pani to wie? Lekarz właśnie powiedział, żebym była przygotowana na wszystko.

-Proszę wejść ze mną do sali i nic nie mówić - odpowiedziała , uśmiechając się do mnie.

Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc i z zaciekawieniem podążyłam za nią. Przyglądałam się jak sprawdza aparaturę ,robiąc przy tym notatki. Brandon wyglądał lepiej , ale nadal był w śpiączce. Codziennie opiekowałam się nim jak potrafiłam najlepiej .

- Panie Colins jak się dziś czujemy?  - zapytała i mrugnęła do mnie , pokazując abym do niego podeszła.

-Kochanie mówiłam , że nie będzie mnie jakiś czas ale już jestem.  Znów masz mnie na głowie - zażartowałam całując go w usta. 

-Proszę spojrzeć - gdy się odwróciłam , pielęgniarka pokazywała mi urządzenie które monitoruje pracę serca Brandona. Serce biło szybciej, co nawet nie będąc lekarzem mogłam zauważyć. Pomyślałam natychmiast, że dzieję się coś złego.

-Trzeba iść po lekarza - oznajmiłam ruszając do drzwi. Jednak natychmiast mnie zatrzymała.

-Proszę się uspokoić. Wszystko jest dobrze. Chciałam to pani pokazać , bo zauważyłyśmy to razem z koleżanką. Pani mąż reaguję na pani głos. Przy nikim innym nie widziałam takiej reakcji.

-Chce mi pani powiedzieć ,że on nas słyszy? Naprawdę? Mówię do niego jakby mnie słyszał , ale nie sądziłam że jest to możliwe - ta wiadomość tak mnie ucieszyła , że natychmiast do niego podeszłam i przytuliłam. Potrzebowałam teraz poczuć jego bliskość. Nigdy nie straciłam nadziei nawet , gdy lekarze mi jej nie dawali. Brandon to wojownik i wiem , że będzie walczył do ostatnich sił. - To dobry znak prawda?

-Oczywiście. Proszę dużo do niego mówić. On musi mieć powód ,aby wracać do zdrowia - powiedziała i wyszła z sali.

Usiadłam na krześle i wzięłam go za rękę. Wczoraj zemdlałam siedząc właśnie w tej sali. Dobrze, że Brandon tego nie widział. Była jednak wtedy ze mną Julia i zrobiła aferę. Tłumaczyłam jej ,że to wszystko z przemęczenia jednak nie chciała mnie słuchać. Siłą zaprowadziła mnie do gabinetu lekarskiego , gdzie zrobiono mi badania. Wyniki sprawiły , że do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Skoro Brandon potrzebuje motywacji do walki o swoje życie to chyba najlepszy moment,aby mu o tym powiedzieć.  Wzięłam głęboki oddech i wstałam, aby powiedzieć mu to do ucha.

- Brandon masz kolejny powód ,aby żyć. Jestem w ciąży. Nasze maleństwo Cię potrzebuje - położyłam się delikatnie obok niego i przytuliłam z uśmiechem na twarzy. Zamknęłam oczy chcąc wyobrazić sobie nas jako szczęśliwą rodzinę. Ja, Brandon , Thomas i nasze maleństwo.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro