Skąd to masz?
Amanda
W przerwie między zajęciami sprawdziłam telefon i zauważyłam smsa do Brandona. Chciał żebym do niego przyjechała i to jak najszybciej. Zastanowiłam się o co może chodzić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Miałem dziś jeszcze dwa wykłady i nie wiedziałam co mam teraz zrobić.
-Nicole, muszę wyjść. Dasz mi później notatki ok? - zapytałam przyjaciółkę, która siedziała w objęciach swojego chłopaka.
-Już się stęsknił? Kilka godzin nie możecie bez siebie wytrzymać?-usłyszałam kpiący głos Matta i oboje zaczęli się śmiać.
-Mówi to ktoś kto ciągle jest przyklejony do swojej dziewczyny. - odpowiedziałam spoglądając na tą parkę zakochanych.
-To ona się do mnie tuli, ja sobie grzecznie siedzę. - zaprzeczył, ale wiedziałam że znowu zaczynają się droczyć.
-No wiesz..- oburzyła się Nicole i chciała wstać, ale jej nie pozwolił.
-Rozwiążcie ten problem sami. Ja uciekam. - powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia.
Odpisałam Brandonowi, że jestem już w drodze i niedługo będę. Zajmie mi to kilka minut, ponieważ jego dom jest niedaleko. Jednak przez cały czas miała różne myśli i coraz bardziej się niepokoiłam. Po tym wszystkim co przeszliśmy, miałam nadzieję że to nic strasznego. Nasz związek to jak jazda na kolejce górskiej. Gdy jest dobrze, to za chwile coś się dzieje. Do tej pory radziliśmy sobie z problemami i oby było tak dalej. Zna już prawdę o mnie i mojej rodzinie. Wie też, że to ja dałam pieniądze na hale. Zna moje zobowiązania dotyczące firmy w Manchesterze. To nie mogło być nic złego w takim razie. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam uspokoić sama siebie. Miałam gonitwę myśli, które wyjaśnią się za kilka chwil.
Dotarłam na miejsce i bez pukania weszłam do środka. Panowałam cisza, więc prawdopodobnie chłopaków nie było w domu. Rozejrzałam się po salonie, kładąc torbę na kanapie.
-Brandon!- zawołałam, a po chwili zobaczyłam jak wychodzi z kuchni. Podeszłam się przywitać, na co odsunął się kilka kroków do tyłu.
-Nie zbliżaj się do mnie! Mdli mnie jak na ciebie patrze! - odezwał się, a ja zamarłam na jego słowa.
-O czym Ty mówisz? Co się dzieje?- pytałam i wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. W jego oczach widziałam tylko gniew i pogardę, zamiast miłości jak rano.
-Co to było? Chciałaś przeżyć przygodę z chłopakiem z marginesu? Panienka z dobrego domu, która na złość rodzicom robi coś zakazanego? - usłyszałam i poczułam jakby mnie uderzył. Jego słowa bolały bardziej niż prawdziwy cios.
-Nic nie rozumiem. Nie wiem co stało się od mojego wyjścia, ale nie masz prawa mnie tak traktować.- powiedziałam podchodząc bliżej do niego.
-Czyżby? Oczywiście pani milionerka nie jest przyzwyczajona do pomiatania prawda? Ja to co innego. Można się mną bawić i nie liczyć się z konsekwencjami. - zadrwił, a ja zaczynałam tracić do niego cierpliwość.
-To Ty za mną chodziłeś! Od początku nie dawałeś mi spokoju!- stwierdziłam, bo złość przejmowała nade mną kontrolę.
-Jasne. A Ty byłaś tak napalona , że bez wahania wskoczyłaś mi do łóżka. - usłyszałam i nawet nie zauważyłam kiedy podniosłam rękę, aby go uderzył. Zdążył ją jednak chwycił uniemożliwiając mi to.
-Nigdy więcej tego nie zrobisz. -wycedził patrząc mi prosto w oczy i odpychając od siebie. Rozmasowałam rękę, którą ścisnął i został na niej lekko czerwony ślad.
-Nie poznaję Cię. Powiedz co się dzieje, bo zaczynasz mnie przerażać.- poprosiłam po chwili, gdy stanął przy ścianie tylko mnie obserwując.
-Chciałabyś mi coś powiedzieć? Może zapomniałaś o czymś, opowiadając mi swoją wzruszającą historie?- odezwał się w końcu, a ja zmarszczyłam brwi. Przyjrzałam mu się dokładniej i zauważyłam jak zaciska pięści.
-Co masz na myśli? Powiedziałam Ci wszystko. - zapewniłam go po chwili. Wyglądało jakby się zastanawiał, a następnie podszedł do stolika. Wziął jakieś gazety i zaczął czytać.
- Amanda Thomson wróciła i szykuje się do ślubu. Dziedziczka fortuny Amanda Thomson i Liam Miller spędzili razem cały wieczór. Narzeczeni nie szczędzili sobie okazywania uczuć. - usłyszałam tytuły, które znałam już na pamięć. Zamknęłam oczy i skrzywiam się słuchając kolejnych jego słów. Poczułam jak coś we mnie uderzyło i zobaczyła rozsypane gazety pod moimi nogami. Teraz znałam przyczynę jego zachowania. David miał rację, że powinnam była mu powiedzieć.
-Brandon.. - odezwałam się i spojrzałam na niego. Musiałam jednak spróbować mu to wytłumaczyć.
-Jakie kolejne kłamstwo wymyślisz?! Bierzecie za tydzień ślub! Kiedy chciałaś mnie zostawić?! - krzyknął, a ja czułam jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć. Drżały mi ręce i nie mogłam wydobyć głosu. Miałam wrażenie, że grunt osuwa mi się spod nóg.
-Skąd to masz?- zapytałam, chociaż to nie było w tym momencie najistotniejsze.
-Ja je przywiozłem. - usłyszałam z oddali głos, którego się nie spodziewałam. Zobaczyłam jak wchodzi do salonu, ubrany jak zawsze w garnitur .
-Liam- wyszeptałam sparaliżowana. Uśmiechając się podszedł do mnie i pocałował w skroń. Czułam jakbym nie miała władzy nad swoim ciałem. Patrzyłam tylko na Brandona, który mierzył nas oboje wzrokiem.
- Też się cieszę, że Cię widzę Amanda. Przyjechałem po ciebie. - odezwał się i wziął mnie za rękę, którą szybko wyrwałam.
-O czym ty mówisz?! Nigdzie z tobą nie jadę! I co ty do cholery tu w ogóle robisz?! - zaczęłam krzyczeć odsuwając się od niego. Odruchowo chciałam podejść do Brandona, ale on nie pozwolił mi na to.
-Zabierz swojego chłoptasia i oboje wyjdźcie z mojego domu. - oznajmił pewnym głosem i podszedł do drzwi. Otworzył je i czekał, aż wykonamy jego polecenie.
-Chyba sobie żartujesz?! Nigdzie się stąd nie ruszam, aż mnie nie wysłuchasz. - odpowiedziałam i usiadłam na kanapie z założonymi rękami. Mierzyliśmy się wzrokiem, a ja poczułam w końcu adrenalinę, która była mi potrzebna aby dojść do siebie.
-Nie mamy o czym rozmawiać mała. Wszystko jest jasne. - stwierdził wskazując Liama.
-Nie wydaję mi się. On nie jest moim narzeczonym!- zaprzeczyłam, ale nie wiedziałam czy zdołam go o tym przekonać.
-Czyżby? To zaproszenie na wasz ślub, który odbędzie się za tydzień.- powiedział i pokazał na kopertę leżącą na stole. Otworzyłam ją i zobaczyłam, że mówi prawdę. Co to wszystko miało znaczyć? Czy to kolejny plan mojej matki? Ta kobieta chyba straciła rozum, jeśli myśli że coś w ten sposób osiągnie.
-To twoja sprawka?- zapytałam Liama.
-Nie wiem dlaczego się tak dziwisz kochanie. W weekend spędziliśmy namiętną noc i jeszcze mnóstwo takich przed nami. - odezwał się, na co oberwał cios od Brandona. Wylądował na podłodze i zobaczyłam, że Brandon nie miał zamiaru na tym poprzestać. Nie chciałam aby znów wpadł w szał i miał przez to problemy.
- Brandon zostaw go! - krzyknęłam i próbowałam go odciągnąć. Chociaż należało się Liamowi, to bałam się, że może wnieść skargę o pobicie.
-Oboje jesteście siebie warci. - wycedził Brandon, gdy odsunął się na kilka kroków. Zobaczyłam jak Liam podnosi się wycierając wargę.
- Jak mogłaś myśleć, że on może wejść do naszego świata! Ten prymityw powinien być w zamknięciu! - odezwał się Liam mierząc go wzrokiem.
-Zamknij się!- ostrzegłam, widząc jak Brandon znowu zamierzał do niego podejść. Stanęłam między nimi, aby mu to uniemożliwić. - Liam, wyjdź stąd!
-Amanda... nie zostawię Cię z nim. -usłyszałam już jego łagodniejszy głos, ale chciałam aby zniknął mi z oczu.
-Błagam zrób co mówię. - poprosiłam i zobaczyłam jak po chwili wychodzi na zewnątrz. Odetchnęłam i zamknęłam za nim drzwi. Oparłam się o nie, bo czułam się wykończona.
-Ty też się wynoś! - odezwał się Brandon za moimi plecami.
-Przestań zachowywać się jak rozkapryszony dzieciak i mnie wysłuchaj. - powiedziałam zdecydowanie widząc jego zaciętą minę.
-Po co były te obietnice? Nic dla Ciebie nie znaczyły, ale dla mnie były wszystkim. Moja matka mnie skrzywdziła, a Ty niczym się od niej nie różnisz. Ona przynajmniej miała powód, Ty natomiast zrobiłaś to dla kaprysu. - mówił, a każde jego słowa bolało coraz bardziej. Poczułam łzy na policzku, których nawet nie wycierałam.
-Nigdy nie skrzywdziłabym Cię celowo. Daj mi wyjaśnić. - poprosiłam, na co tylko się zaśmiał.
- Nie powinienem był się zmieniać. Wcześniej czerpałem z życia wszystko co najlepsze. - ciągnął dalej jakby nie słyszał co do niego mówię.
-Masz na myśli pieprzenie każdej chętnej panienki? - zapytałam wkurzona, że musiał mi to teraz przypomnieć. Zacisnęłam pięści, aż poczułam wbijające się paznokcie w skórę.
-To przede wszystkim. Byłem wolny i nikomu nie musiałem się tłumaczyć. Nikt mną nie manipulował i nie wtrącał się do mojego stylu życia. - odpowiedział jakby był z tego dumny.
Miałam w sobie sprzeczne emocję. Chciałam nim potrząsnąć i kazać wysłuchać, ale z drugiej strony czułam się bardzo zraniona. Być może zataiłam przed nim informację o Liamie, ale on nie miał prawa mnie w ten sposób potraktować. Powinien mi ufać, a nie uwierzyć bez wahania słowom zupełnie obcej osoby.
-Tego chcesz? Jesteś tego pewny? - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Mierzyliśmy się wzrokiem, a ja miałam nadzieję że to tylko jakiś koszmar. Jak życie może się tak bardzo zmienić w ciągu kilku godzin? Wydawało mi się, że widziałam wahanie w jego oczach, ale szybko zniknęło. Zastąpił je ironiczny uśmiech i kpiące spojrzenie.
-Zaraz będzie tu Samantha. Zaprosiłem ją na wspólny wyjazd w weekend. - usłyszałam i aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Co?! Umówiłeś się z tą zdzirą?! - krzyknęłam podchodząc do niego. Czułam, że zaraz to ja stracę cierpliwość i zrobię mu krzywdę.
-Jest od Ciebie lepsza w łóżku. Być może sprawi, że się w niej zakocham. Powinienem Ci podziękować. Pokazałaś, że jestem zdolny do takich uczuć. Zamkniemy się w pokoju i będziemy to sprawdzać całą noc. - odpowiedział, a ja się zachwiałam. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i osunęłam się na podłogę. Upadłam na kolana, ledwo łapiąc oddech.
-Nie dotykaj mnie!- uniosłam dłoń, gdy próbował mi pomóc. Powoli podniosłam się, czując jak drżę na całym ciele. Poczułam czyjeś ramiona na swojej talii i zauważyłam za sobą Liama.
Nie miałam jednak sił, aby mu się przeciwstawić.
-Coś ty jej zrobić? Zapłacisz mi za to!- odezwał się do Brandona przyciskając mnie mocniej do siebie. - Zabieram Cię stąd.
-Księżniczka jest zbyt delikatna. Wracaj do swojego bogatego życia. - usłyszałam Brandona i podniosłam na niego wzrok.
-Zapamiętaj sobie dobrze wszystko co mi dzisiaj powiedziałeś. Niedługo gorzko pożałujesz swoich słów. - powiedziałam po chwili, gdy wiedziałam że głos mnie nie zawiedzie.
Odsunęłam się od Liama i ruszyłam do wyjścia. Zostawiałam za sobą człowieka, który był dla mnie wszystkim. Teraz stał się kimś, kto zadał mi ogromny ból i musiałem się zastanowić co dalej z moim życiem.
Jak Wam się podoba? Spodziewaliście się czegoś takiego? Co sądzicie o zachowaniu Amandy, a co o Brandonie? Co teraz zrobi Amanda? Czy sądzicie, że Liam dopnie swego? Czy on czuję coś do Amandy czy chodzi tylko o pieniądze?
Miłego czytania i dziękuję za Wasze głosy i komentarze. Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro