Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O co chodzi?

Brandon

Odwróciłem się i zobaczyłem jak mój gość rozgląda się po mieszkaniu. Stał przede mną wysoki blondyn, ubrany w ciemny garnitur. Nie wiedziałem czego może chcieć, ktoś taki ode mnie.

-O co chodzi? Chcesz się umówić na walkę i przyszedłeś osobiście? - zapytałem, aby nie przedłużać tego dziwnego spotkania.

-Nie masz pojęcia kim jestem prawda?- zaśmiał się, a ja zmarszczyłem brwi przyglądając mu się dokładniej.

-A powinienem? -odpowiedział zadziornie, bo nie podobało mi się jego zachowanie.

-Czyli Ci nie powiedziała. To nawet lepiej. - odparł uśmiechając się zadowolony. Podszedł do stolika i wziął mój kubek. -Nie poczęstujesz mnie kawą? Albo nie, bo to paskudztwo nie przejdzie mi przez gardło.

-Nie wiem kim jesteś, ale wiem gdzie za chwilę się znajdziesz jak nie przejdziesz do rzeczy. - oznajmiłem zaciskając pięści. Ten gość patrzył na mnie z pogardą, a ja czułem jak adrenalina zaczyna mi krążyć we krwi.

-Liam Miller. Narzeczony Amandy Thomson. - usłyszałem i w tej samej sekundzie zamarłem.

-Kim do cholery?!- wrzasnąłem podchodząc do niego. Nadal się uśmiechał, a ja nie wytrzymałem i przyłożyłem mu, aż wylądował na kanapie. Podniósł się wycierając krew z wargi, jednak nie widziałem w jego oczach strachu.

-Słyszałem, że jesteś dzikusem. Mogłem spodziewać się takiej reakcji. -odezwał się po chwili i wyprostowany stanął przed mną. Trzeba przyznać, że zaskoczyła mnie jego odwaga.

-Łżesz i zaraz sprawię, że odszczekasz te kłamstwo!- powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Czułem się teraz jak przed walką, ale coś zaciskało mnie w środku po jego słowach.

-Wiedziałem, że mi tak łatwo nie uwierzysz. Poczekaj, coś Ci pokaże. - podszedł znowu do stolika i wyjął coś ze swojej torby.Obserwowałem uważnie każdy jego ruch.  Podał mi kilka gazet, a ja spojrzałem na nie i później na niego.

-Co to jest?- zapytałem, bo nie miałem ochoty na żadne zabawy. Najchętniej wykopałbym go za drzwi i byłem coraz bardziej przekonany do tego pomysłu.

-Dowody. - usłyszałem kiedy wcisnął mi je do ręki.

Spojrzałem w dół na kolorowe czasopismo, którego nazwa nic mi nie mówiła. Jednak coś innego przykuło moją uwagę. To była Amanda na zdjęciu. Musiałem lepiej się przyjrzeć,aby ją rozpoznać. Ubrana w krótką sukienkę i w pełnym makijażu, wyglądała inaczej. Jednak to nadal była moja Amanda. Zdjęcie przedstawiało ją i tego typka jedzących w restauracji. Zacisnąłem pieść zgniatając przy tym gazetę. Usiadłem na kanapę i przeglądałem kolejne. Na parkingu stali bardzo blisko siebie, a on się nad nią pochylał. Rzuciłem kolejną na podłogę i zobaczyłem takie same oraz następne, które sprawiło że serce mi się zatrzymało. Patrzyłem na zdjęcie całującej się pary i nie mogłem w to uwierzyć.

-Nie myśl, że to są stare czasopisma. Data jest z ubiegłego weekendu. - usłyszałem i odruchowo zerknąłem czy to prawda. Przypomniałem sobie co wtedy robiliśmy i zdałem sobie sprawę, że jest to możliwe. Nie było jej wtedy tutaj, a więc była ze swoim...narzeczonym.

-Nie wierzę. To się nie dzieję naprawdę.- mówiłem sam do siebie.

-Mam coś jeszcze. To zaproszenie na nasz ślub. Odbędzie się za tydzień. - oznajmił podając mi elegancką kopertę. Wyjąłem z niej karteczkę i zacisnąłem mocno oczy na widok ich nazwisk obok siebie.

-Skąd znałeś mój adres? Wiedziałeś, że spotyka się ze mną? - zapytałem, bo nie rozumiałem tego.

-Macie kiepskim przyjaciół. Wystarczyła mała sumka i wiedzieliśmy o każdym waszym kroku.- zaśmiał się, a ja zastanowiłem się nad jego słowami.

-Kogo masz na myśli? Moi kumple nigdy by tego nie zrobili!- zaprzeczyłem po chwili i spojrzałem na górę, gdzie znajdowały się ich pokoje.

-Masz rację. Jednak Ted nie był taki lojalny. - odparł unosząc brew i patrząc na mnie z politowaniem.

-Ted? Był wczoraj z nami cały wieczór. - mówiłem sam do siebie i chciałem sobie przypomnieć czy zachowywał się jakoś dziwnie. Co prawda mało się odzywał, ale nie podejrzewałbym go o coś takiego.

-Od niego wiem, że poznaliście prawdę o Amandzie. Musiałem przyjechać, żeby nie przyszedł jej do głowy jakiś głupi pomysł. - powiedział, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Ten facet był naprawdę dziwny. Wiedział że spotyka się ze mną, a mówi teraz o ślubie.

-Zaproponowała mi wspólny wyjazd do Manchesteru po skończeniu studiów. - przypomniało mi się jak bardzo jej na tym zależało. Czy to możliwe, że to wszystko było grą z jej strony?

-Moja słodka Amanda trochę zagalopowała się w tej dobroci. Po prostu było jej Cię żal. Sierota bez rodziny, więc postanowiła Ci pomóc i dać pracę. - usłyszałem i miałem wrażenie jakby mnie uderzył.

-Skąd? - wyszeptałem niepewnie. Jak to możliwe, że zna moją przeszłość. Tylko Amanda o niej wie oraz mistrz.

-Mówiłem, że wiem o wszystkim. Amanda jest ze mnę szczera i dlatego nasz związek jest mocny. Nie ma w nim już jednak miejsca dla Ciebie. Jeszcze dziś zabieram ją ze sobą i więcej się nie zobaczycie. - oznajmił pewnym  głosem. Zacisnąłem pięści i uderzyłem w stół, wyobrażając sobie jego gębę.

-Jeszcze dzisiejszej nocy była ze mną! Spała w moich ramionach! Nie przeszkadzało Ci to?!- krzyknąłem i zobaczyłem jak skrzywił się na moje słowa. Po chwili jednak uśmiechnął się i znów patrzył na mnie z wyższością.

-Oczywiście, że nie. Pozwoliłem jej na małe szaleństwo przed ślubem. Nie toleruję wybuchów zazdrości i głupich pretensji. To Ty jesteś z tego słynny. Po ślubie będzie tylko moja, a o Tobie szybko zapomni. - odpowiedział, a ja nawet nie zauważyłem kiedy wstałem i przycisnąłem go do ściany. Czułem, że zaraz znowu stracę kontrolę i to nie skończy się niczym dobrym.

-Zamknij się!- krzyknąłem, ale usłyszałem w głowię głos Amandy jak krzyczy, że nie mogę rozwiązywać problemów siłą. Puściłem go i odszedłem na kilka kroków. Oparłem się rękami o ścianę, aby wziąć kilka oddechów.

-Nie wiem co ona w tobie widzi. Nigdy nie odnalazłbyś się w jej świecie. - odezwał się, a ja zamknąłem oczy i próbowałem zebrać myśli.

-A Ty tak?- odparłem nawet na niego nie patrząc.

-Pomogę jej w firmie i na pewno nie będzie się mnie wstydzić, gdy wyjdziemy razem na przyjęcie. Potrzebny jest jej mężczyzna, a nie nieokrzesany prostak. - powiedział coś, co dręczyło mnie odkąd poznałem prawdę.

-Firmą zajmuję się jej wuj i David. - próbowałem łapać się ostatniej nadziei. Wiedziałem, że się łudzę ale to wszystko było zbyt bolesne.

-Już nie. Wczoraj wuj John trafił do szpitala. Amanda jest tam potrzebna. Musi zając się firmą wcześniej. - odpowiedział, a ja czułem się jakbym porządnie oberwał. Ciosy były niespodziewane i nie miałem jak się przed nimi obronić.

-Jak mogła mi to zrobić? - pytałem sam siebie.

-Jeśli pozwolisz to skontaktuję się z nią, skoro jej tu nie ma. - podszedł do drzwi, a ja podbiegłem do nich i zatrzasnąłem je ponownie.

-Najpierw ja z nią porozmawiam. Musimy sobie sporo wyjaśnić. - oznajmiłem stanowczo. Widziałem jak się zastanawia, ale ostatecznie się zgodził.

-Skoro tak wolisz. Poczekamy tu na nią oboje. - stwierdził i poszedł usiąść na kanapę.

Czeka mnie najtrudniejsza rozmowa w moim życiu i nie mam pojęcia jak się na nią przygotować. Czy można się przygotować na ciosy, które złamią Ci serce? Co powinienem teraz zrobić? Czy dam radę stanąć z nią twarzą w twarz po tym co usłyszałem i zobaczyłem? Nawet nie miałem ochoty na trening, bo chciałem być w pełni sił. Poszedłem do kuchni i napisałem smsa do Amandy.

Przyjedź do mnie jak najszybciej. To ważne!

Odłożyłem telefon i wiedziałem, że mam jakąś godzinę. W przerwie na zajęcia odczyta wiadomość i jak ją znam zjawi się odrazu. Tylko czy ja ją tak naprawdę znam?



Jak Wam się podoba rozmowa naszych panów? Co myślicie o Liamie oraz zachowaniu Brandona? Co Wy byście zrobili na jego miejscu po wysłuchaniu tego wszystkiego?

Dziękuję za komentarze i głos. Miłego czytania. Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro