Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nikt mnie nie powstrzyma


Brandon


Wyrzucenie jej z pokoju było ciężko decyzją, ale jedyną słuszną w tej chwili. Potrzebowałem spokoju, aby skupić się na walkach. Rozmowa z Amandą nie przyniosłaby nic dobrego. Muszę najbliższe kilka dni spędzić sam, ciężko trenując. Walka z Blackiem będzie najtrudniejszą ze wszystkich jakie do tej pory miałem i nic nie może mnie dekoncentrować. Poszedłem pod prysznic, aby zmyć z siebie dzisiejszy cały dzień. Pół godziny później siedziałem na łóżku i zastanawiałem co ze sobą zrobić. Postanowiłem zadzwonić do mistrza Ocana.

-Witaj Brandon. - odezwał się po kilku sygnałach.

-Jak sytuacja? -zapytałem z nadzieją.

-Bez zmian. Pukałem dziś do kilku drzwi, ale wszędzie słyszałem odmowę. - powiedział, a ja westchnąłem zawiedziony.

-Wygrałem dziś walkę, choć to nie są duże sumy. Za dwa dni zdobędę większą gotówkę i będę miał razem 50tys. - oznajmiłem, choć wiedziałem że ta kwota nie wystarczy.

-Skąd weźmiesz taką sumę? - usłyszałem zaniepokojony głos mistrza.

-Będę walczył z facet, który od 3 lat chcę się ze mną zmierzyć. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, choć wiedziałem że mu się to nie spodoba.

To on zaprowadził mnie na walkę Blacka, chcąc pokazać jak mogą wyglądać nielegalne walki. Black wbił chłopakowi nóż w brzuch i przez co tamten prawie stracił życie. Zrobiło się zamieszanie, ale w rezultacie policja nic mu nie zrobiła. Wchodząc na ring podejmujesz ryzyko, którego musisz być świadomy. Walka z nim to nie zabawa i dlatego wygrana jest wysoka.

- Zrezygnuj. Znajdziemy inne wyjście Brandon. - usłyszałem, ale byłem już zdecydowany.

-Nie ma innego wyjścia. Poza tym już się zgodziłem, więc walka musi się odbyć. Przywiozę pieniądze zaraz po walce. - oznajmiłem i rozłączyłem się.

Teraz to jest też kwestia honoru. Będę musiał wejść na ring i zmierzyć się z nim. Słyszałem jego zadowolony głos, gdy Lucas do niego zadzwonił. Gdybym teraz zrezygnował, ta wiadomość rozeszłaby się bardzo szybko. Nikt nie traktowałby mnie później poważnie i mógłbym zapomnieć o walkach. One są częścią mojego życia.

Musiałem zasnąć, bo gdy się obudziłem było już ciemno. Spojrzałem na zegarek, który pokazywał 23.00. Postanowiłem zejść na dół coś zjeść i pójść do siłowni. Teraz potrzebowałem większego wysiłku, aby być w formie. W dniu walki będę musiał odpuścić, aby nie przeforsować mięśni. Ubrałem na siebie dres i wyszedłem na korytarz. W domu było cicho co znaczyło, że reszta już śpi. Gdy zszedłem po schodach zauważyłem, że ktoś leży  na kanapie. Podszedłem bliżej i otworzyłem usta ze zdziwienia.

-Co ona tu robi?-zapytałem sam  siebie na widok śpiącej Amandy.

Przypomniało mi się jak krzyczała, że będzie spała na dole. Nie wziąłem jej słów na poważnie i ja widać nie doceniłem jej uporu. Obszedłem kanapę i usiadłem na podłodze obok niej. Przyglądałem się jej i odsunąłem delikatnie włosy z jej twarzy.

-Jest mi tak cholernie ciężko Amanda. Dlaczego skreśliłaś to co było między nami? Tak bardzo Cię kocham, ale Ty nie chcesz przyszłości ze mną. Gdybym tylko potrafił wyrwać Cię ze swojego serca. - wyszeptałem cicho.

Spędziłem tak kilka minut, aż postanowiłem ją przenieść. Podniosłem ją pomału, a ona wtuliła się we mnie. Uśmiechnąłem się, gdy zaczęła coś niezrozumiale mówić przez sen. Zaniosłem ją do swojego pokoju i ułożyłem na łóżku. Spojrzałem na nią ostatni raz i poszedłem zrobić to co zaplanowałem. Teraz te dzieciaki są najważniejsze.

Po treningu wyczerpany położyłem się na kanapie i spałem, aż obudził mnie Lucas. Jego głupkowate uśmiechy działy mi na nerwy, ale nic nie mówiłem. Chciałem jak najszybciej zjeść śniadanie i wyjść, aby nie spotkać Amandy.

-Czy mi się wydaję czy to Amanda spała na kanapie, gdy szedłem wczoraj na górę? - zaśmiał się gdy tylko usiadł przy stole.

-Dlaczego nie przyszedłeś mi o tym powiedzieć? - odpowiedziałem, aby skończyć jego żarty.

-Sam nie wiem. Proponowałem jej swój pokój, ale...- uniósł brew i widziałem, chcę mnie sprowokować. Zacisnąłem ręce na oparciu krzesła i spojrzałem na niego. Nie widziałem w jego oczach strachu, a jedynie rozbawienie.

-Trzymaj się od niej z daleka Lucas. - wysyczałem w jego stronę.

-Niby dlaczego? - usłyszałem za plecami głos Amandy i zakląłem cicho. -Jestem bardzo ciekawa odpowiedzi.

-Kazałem Ci wczoraj wracać do siebie, czemu nie posłuchałaś?- zapytałem nie odwracając się i czułem jak złość buzuje mi w środku.

-Może dlatego, że obiecałaś nigdy Cię nie zostawić. Wczoraj Ci odpuściłam, ale dziś porozmawiamy. - odpowiedziała, a ja zauważyłem jak Lucas wstaję i zamierza wyjść.

- Nie będę z Tobą o tym rozmawiał. - oznajmiłem tracąc swoje opanowanie. Wczoraj miałem obrany cel i miałem zamiar jej unikać, co nie bardzo mi wyszło.

-Dlaczego zaniosłeś mnie do swojego pokoju?- zapytała, a ja zamknąłem oczy czując jej zapach zbyt blisko siebie.

-Jakbyś nie zauważyła w tym domu mieszkają sami faceci. Nie wiem co sobie myślałam, ale nie było to zbyt mądre. - odpowiedziałem na co Lucasa zaczął się śmiać.

-Czyżby? Widocznie przez Ciebie straciłam rozum. Porozmawiasz ze mną?- usłyszałem i odwróciłem się w jej stronę. Czekała na moją decyzję, ale ja  podjąłem już wcześniej.

-Nie teraz. Muszę iść. - wycedziłem, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Podeszła bliżej, a ja się cofnąłem.

-Nigdzie nie pójdziesz i odwołasz walkę zrozumiałeś?!- powiedziała, a ja uniosłem brew i się zaśmiałem.

-Jaką walkę? - odpowiedziałem , na co zmrużyła oczy.

-Nie udawał idioty! Wiem o problemach z halą i o tym co planujesz! Nie pozwolę Ci na to!- krzyknęła i dźgnęła mnie palcem w pierś.  Pierwszy raz widziałem ją tak wkurzoną. Nawet wtedy gdy przyłapała mnie na kłamstwie, szybko się opanowała. Spojrzałem na Lucasa, który tylko wzruszył ramionami.

-Też uważam, że to zły pomysł. - odparł i wyszedł z kuchni zostawiając nas samych. Musiałem skończyć tą bezsensowną rozmowę. Pochyliłem się tak, że prawie dotykałem ustami jej ust. Widziałem jak wstrzymała oddech i ucieszyłem się z tego.

-Nic nie możesz zrobić mała. Nikt mnie nie powstrzyma. - wyszeptałem i przeszedłem szybko obok niej, korzystając z jej zaskoczenia. Chwyciłem swoja kurtkę przy drzwiach i kluczyki od motoru.

-Brandon stój! Dlaczego jesteś taki uparty?! - krzyczała za mną, gdy zamykałem za sobą drzwi.

-Porozmawiamy, gdy stanę się dla Ciebie kimś więcej niż kolegą. - odparłem i ruszyłem do garażu.

Może zachowuję się nierozsądnie, ale nie potrafię inaczej. Chcę być dla niej wszystkim czego potrzebuję, a nie rozrywką na chwilę. Do tej pory spotykałem się z dziewczynami tylko dla własnej przyjemności. Amanda od początku wzbudzała we mnie dziwne emocje. Chciałem mieć ją blisko siebie, a ona ciągle trzymała mnie na dystans. Mimo, że to przełamałem czułem że nie otworzyła się tak do końca. Nie zbliżę się do niej, dopóki to się nie zmieni.

Wróciłem do domu dopiero wieczorem po walce. Lucas próbował ze mną rozmawiać, ale kazałem mu wyjść. Gdy nie zastałem w środku Amandy odetchnąłem, ale jednocześnie poczułem rozczarowanie. Wypełniła pustkę w moim życiu i te dwa dni bez niej uświadomi mi to boleśnie.



Kolejny rozdział z uczuciami Brandona. Nie wiem czy go rozumiecie czy jesteście na niego źli? Miota się w swoich uczuciach i stara się skupić na problemach z halą, wypierając w ten sposób coś ważnego. Jak sądzicie czym skończy się walka i czy w ogóle do niej dojdzie?

Dziękuje za tak miłe komentarza i każdy głos. Wasze teorie co do ich dalszych losów dają kopa do pisania kolejnych rozdziałów. Postaram się dziś napisać kolejny, jeśli mi się uda. Miłego czytania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro